Harbison Elizabeth - Światło Wenus.pdf

(868 KB) Pobierz
446163448 UNPDF
Elizabeth Harbison
ŚwiatłoWenus
PROLOG
Minęło dziesięć lat, odkąd Teresa, księżna Korsarii samodzielnie prowadziła
samochód.
Tego wieczoru z zazdrością spoglądała przez okno swego apartamentu w
waszyngtońskim hotelu „Four Seasons", obserwując ludzi na Pennsylvania Avenue.
Chodzili, jeździli samochodami lub po prostu stali na rogu, a żadne z nich nie
podejrzewało nawet, jakie to szczęście móc wyjść na ulicę bez strofowania przez
ochronę.
Księżna Teresa spędziła pierwsze dwadzieścia jeden lat życia w Liberty w stanie Ohio
jako Tess McDougall i pamiętała, jak to było. Do chwili gdy w wieku dziewiętnastu lat
pojechała do Anglii w ramach wymiany studentów, pies z kulawą nogą nie interesował
się jej poczynaniami. Aż kolega z grupy, Philippe Carfagni, umówił się z nią na randkę.
Wówczas nagle znalazła się w centrum uwagi.
Okazało się bowiem, że Philippe Carfagni był również księciem Korsarii, małego, lecz
uroczego państewka na włoskim wybrzeżu.
Ich romans był oszałamiający. Ślub zgromadził wszystkie europejskie koronowane
głowy, a uroczystość w każdym calu przypominała baśń, w której zabójczo przystojny
książę zabiera swą ukochaną do pięćsetletniego zamku nad morzem.
Powinna była przewidzieć, że skaliste brzegi pod zamkiem są tyleż piękne, co
niebezpieczne.
Tess myślała, że szczerze darzy uczuciem Philippe'a i upłynęło dużo wody, zanim
uświadomiła sobie, że tak naprawdę to pokochała ideę bycia zakochaną w księciu.
Tymczasem jej wyobrażenie o księciu legło w gruzach, bo mąż okazał się zepsutym,
żądnym silnych wrażeń kobieciarzem.
To nienasycenie stało się półtora roku temu przyczyną zguby Philippe'a. Podczas
wyprawy w Alpy szwajcarskie ścigał się ze swym ochroniarzem na niebezpiecznym
zboczu. Obu porwała niewielka lawina, czyniąc z Tess księżnę wdowę pogrążonego w
żałobie kraju.
Choćby ze względu na młodszą siostrę Philippe'a, Marię, Tess powinna wrócić do
USA, gdy tylko skończył się okres żałoby.
Niestety, nie zrobiła tego, więc magazyny i brukowce nadal poświęcały jej więcej
uwagi, niż było naprawdę warto. Co gorsza, wciąż otaczali ją ochroniarze, którzy
twierdzili, że ta okolica jest dla niej niebezpieczna, zakupy w tym sklepie są zbyt
ryzykowne, ulubiona restauracja zbyt popularna i tak dalej. Wiedziała, że mieli jak
najlepsze intencje, ale czuła się ubezwłasnowolniona.
- Proszę pani? - Ostry głos Gary, sekretarki Tess, wyrwał ją z zamyślenia.
- Przepraszam. - Tess rzuciła ostatnie spojrzenie przez okno i odwróciła się. - Na
czym skończyłaś?
- Fundacja bodeńska przekazała informację, że na dzisiejszej kweście zgromadzono
około miliona trzystu tysięcy dolarów na badania nad rakiem piersi.
-- To wspaniale - klasnęła Tess. - A więc jednak warto było przyjechać.
Podeszła do szafy i zdjęła dopasowaną do granic możliwości sukienkę. Była
wspaniała i niepraktyczna, jak większość otaczających ją przedmiotów.
- Wciąż czekają panią inne obowiązki - zauważyła Clara. - Spotkanie z
ambasadorem...
Tess zjeżyła się, przypominając sobie poprzednie. Ambasador przez dwie godziny
usiłował się jej oświadczyć.
- ...otwarcie nowego sklepu korsariariskiego stylisty Luigiego...
Luigi od lat usiłował podpierać się jej nazwiskiem w swych niezbyt czystych
interesach, które przyniosły mu krocie. Nie zamierzała mu w tym pomagać.
- Odwołaj to. - Zatrzymała się w pół kroku przed szafą, z suknią w ręku. - Spotkanie z
ambasadorem również. Powiedz im, że źle się czuję. - Włożyła jedwabną pidżamę.
- Oczywiście, proszę pani. Jest pani pewna?
- Jak najbardziej. - Odwiesiła suknię do szafy i położyła się do łóżka. - Czy w tym
tygodniu mamy coś godnego uwagi?
- Tylko przyjęcie dobroczynne fundacji „Kocięta w potrzebie". No i...
Tess zobaczyła już te nagłówki: „Księżniczka kocich pampersów" lub coś jeszcze
gorszego.
- Odwołaj wszystko na przyszły tydzień.
- Oczywiście, proszę pani. - Clara zerknęła na nią z powątpiewaniem, zabrała notes,
ołówek i wyszła.
Tess popatrzyła w ślad za nią, potem zgasiła światło. Leżała z mocno bijącym sercem.
Nie wytrzymywała już takiego życia. Koty w potrzebie, zepsuci projektanci mody,
lubieżni ambasadorzy... nie tak wyobrażała sobie swoje życie. Chciała być pożyteczna
dla społeczeństwa, nieść prawdziwą pomoc. Kiedyś marzyła o karierze nauczycielki w
szkole podstawowej. To byłoby chyba bardziej owocne zajęcie.
Wierciła się w pościeli przez trzy godziny, aż wreszcie wstała z łóżka i znów podeszła
do okna. Samochody wciąż zapełniały jezdnię, a mimo późnej pory zdumiewająco
wiele osób spacerowało, ciesząc się czerwcową nocą.
Pragnęła być jedną z nich, zacząć wszystko z czystym kontem. Czemu nie? Maria
wkrótce zajmie jej miejsce w Korsarii. Wówczas nie będzie musiała tam wracać.
Rozpocznie nowe życie.
Ta myśl przyprawiła ją o szybsze bicie serca. Nowe życie. Czemu nie od zaraz?
Przecież Clara odwołała wszystkie spotkania w przyszłym tygodniu. Po raz pierwszy
od lat Tess miała czas dla siebie i chciała cieszyć się nim w samotności.
Decyzję podjęła w ciągu paru minut. Pojedzie do Sapphire Beach na wybrzeżu
Karoliny Północnej, gdzie w dzieciństwie spędzała wakacje. Bez sekretarki, bez
ochrony, bez kogokolwiek, kto mógłby zakłócać jej prywatność. Tess postanowiła
wybrać się na urlop.
ROZDZIŁPIERWSZY
Wyjechała o szóstej rano.
Nikomu nie powiedziała, co zamierza zrobić. Wiedziała, że spróbują ją zatrzymać, a
przynajmniej będą nalegali, żeby dokładnie powiedziała dokąd i po co jedzie. To
zepsułoby całą przyjemność.
Tess wrzuciła trochę rzeczy do torby podróżnej i wzięła tysiąc dwieście dolarów z
rezerwy gotówkowej trzymanej na nieprzewidziane sytuacje. Potem przy
intarsjowanym biurku napisała liścik, że wybiera się „odwiedzić przyjaciół" i nie życzy
sobie, by ktoś jej szukał. Była pewna, że Clara uszanuje jej prywatność, mimo iż
będzie się o nią bardzo niepokoiła.
W godzinę później, po przedstawieniu międzynarodowego prawa jazdy i wręczeniu
sześciuset dolarów handlarzowi używanych samochodów z firmy „Nie ufaj mi!", jechała
Connecticut Avenue w odrapanym volkswagenie garbusie. Wspaniałe uczucie. Stojąc
pod światłami, włączyła radio i kręciła gałką, aż usłyszała starą piosenkę Petera
Gabriela, która przypomniała jej studenckie czasy. Pozwoliła zapomnieć o oficjalnych
obiadach i wytwornych przyjęciach.
Gdy jechała, nucąc wraz z Peterem, czuła się odmłodzona o dziesięć lat.
Jechała na plażę. Prawie czuła zapach cukrowej waty i słonego powietrza.
Pięć godzin później jej optymizm zgasł, podobnie jak silnik samochodu. Volkswagen
rozkraczył się na szerokiej, lokalnej drodze tuż za tabliczką: „Witajcie w Mayford,
Karolina Północna (3213 mieszkańców)". Próba uruchomienia auta okazała się
bezskuteczna. Garbus padł na dobre.
Sięgnęła na siedzenie pasażera po torebkę, by wezwać pomoc drogową przez telefon
komórkowy, ale torebki nie było. Jak przez mgłę przypominała sobie moment, w
którym kładła ją na biurku handlarza samochodów. Czy zabrała ją z powrotem? Miała
taki zamiar, ale...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin