Chleb pielgrzymów ziemskich
Kochani Bracia w Chrystusie!
Ciekawy szczegół zachowało nam Pismo św. z życia proroka Eliasza. Jezabel, bałwochwalcza królowa żydowska szuka proroka Eliasza, żeby go zabić, a on się kryje, ale zmęczony, wyczerpany ucieczką, usiadł na drodze, pod krzakiem jałowcowym, i zrezygnowany powiedział: "Dosyć mam Panie, wezmij duszę moją" (III. Król. 19, 4).
Wtenczas przychodzi anioł i pociesza złamanego, zniechęconego proroka i każe mu zabrać ze sobą chleb i wodę. "Wstań, jedz, bo jeszcze daleką masz drogą" (III. Król. 19, 7). I śmiertelnie znużony człowiek tyle nabrał mocy z tego pokarmu, że mógł potem przez czterdzieści dni chodzić po pustyni...
My jesteśmy tym na śmierć zmęczonym człowiekiem. Prawda, że mamy wędrować nie czterdzieści dni po pustyni, ale przez całe życie, ale z drugiej strony nie od anioła przyjmujemy ten cudowny pokarm, ale sam Chrystus daje nam "chleb aniołów", swoje własne ciało. Ile razy "opanowuje, nas zniechęcenie, rozgoryczenie, pesymizm! Ile razy jesteśmy w wirze szalonych burz! Ile razy przeraźliwie wyją koło nas szakale pokusy i grzechu!
Kto nam da wtenczas siły? Kto nas uratuje?
Ciało i krew Chrystusa Pana!
Nie bez podstawy nazywa św. Tomasz Eucharystie "cibus viatorum", "chleb pielgrzymów ziemskich", ale tak jest rzeczywiście. Kto stałe spożywa Eucharystie, ten znajduje w niej pokarm, pokrzepienie, siłę do przezwyciężenia wszystkich trudności życia. I. Narzekasz, że, nie znajdujesz pokoju? Eucharystia jest pokojem. II. Skarżysz się, że ulegasz w walce? Eucharystia jest zwycięstwem. III. Żalisz się, że jesteś w ciężkiej potrzebie? Eucharystia jest ci pomocą we wszystkich potrzebach. IV. Drżysz przed groza śmierci? Eucharystia jest życiem wiecznym.
Kto przemyśli to poczwórne działanie Eucharystii, łatwo zrozumie, dlaczego święty Tomasz nazywa ją "chlebem pielgrzymów ziemskich".
I. Eucharystia jest pokojem.
Czym jest Eucharystia? Pokojem.
Całe nasze życie ziemskie jest nieustannym bojem i trudem. Beethoven do swego najwspanialszego utworu, "Missa solemnis", dołączył ten naspis: "Bitte um äusseren und inneren Frieden". Ale przecież w 1822 roku, kiedy napisał ten utwór, nie było wojny w Europie. Prosta rzecz, że miał na myśli nie wojnę zewnętrzna, ale bój duchowy, skoro prosi o pokój. Zapłakało w nim głębokie pragnienie duszy ludzkiej, która wśród mnóstwa zła, bojów, trudów, trosk, pokus i klęsk szuka ratunku.
Ale to bolesne pragnienie czuł nie tylko Beethoven; czuje je każdy myślący, głęboki umysł. Ze smutkiem patrzymy na olbrzymią przepaść jaka leży między ideałem a rzeczywistością; między dobrym a złym, krzywdą a sprawiedliwością, cnotą a grzechem - między królestwem, bożym a królestwem ludzkim.
Człowiek współczesny - można powiedzieć - że już cały świat zawojował: ma wszystko, z wyjątkiem pokoju.
Mamy szkoły, maszyny, fabryki, doskonałą technikę - ale co nam z tego, kiedy nie mamy spokoju, cnoty, moralności, uczciwości i wiary?
Jaki nas czeka los? Co z tego wyniknie? Czy nie ma racji francuski pisarz, który sam nie będąc chrześcijaninem, jednak trafnie charakteryzuje współczesną ludzkość i tak ją przestrzegła: Pociąg pospieszny biegnie z zawrotną szybkością - naładowany pijanymi ludźmi. Pijany jest maszynista, palacz, konduktorzy - wszyscy tarzają się po podłodze, kłócą się, biją. Pociąg bez konwoju pędzi naprzód. Podróżni są wszyscy pijani, nie zdają sobie sprawy z grozy sytuacji; jedzą, pija, bawią się, krzyczą, a pociąg mknie wciąż dalej... przez mosty, wiadukty, tunele...mijając stacje. Pędzi wśród ciemnej nocy. Dokąd? Co się z nim stanie?
Powiedzcie, czy,nie tak samo czyni współczesna ludzkość? Jeden ze współczesnych słynnych psychiatrów (J. G. Jung) po długoletniej praktyce klinicznej, doszedł do tego przekonania: "Ze wszystkich moich pacjentów - pisze - którzy przekroczyli 35-ty rok, czyli połowę życia, każdy miał zaburzenia nerwowe, głównie na tle zagadnień religijnych, wszystkim brakło tego, co daje żywa wiara; żaden z nich nie wyleczył się całkowicie, jeśli nie potrafił odzyskać głębokich przekonań religijnych" (p. St. Konradsblatt, 1937, 38 str.).
Co stąd wynika dla naszej sprawy? To, że jeśli ktoś ma żywą wiarę w Eucharystię, ten posiada nie tylko silne, głębokie przekonania religijne, ale tym samym wzmacnia się Jego podmiot psychiczny, odporność, spokój, równowaga duchowa, ten znalazł spokój wśród dzisiejszych zaburzeń i niepewności czasów.
Kiedy obserwuję współczesną ludzkość, skłopotaną, zdezorientowaną, żyjącą wśród ciągłej niepewności - musze przyznać rację wspomnianemu przed chwilą lekarzowi, że czegoś brak; że zgubiliśmy rzecz zasadniczą, podstawową i teraz szukamy jej rozpaczliwie.
Ludzkość zgubiła coś bardzo ważnego, a teraz zrozpaczona woła o pomoc S. O. S.! Ratunku! Dla Boga, pomóżcie nam szukać! Zgubiliśmy coś bardzo ważnego... dlatego trzeszczą fundamenty życia rodzinnego; nie ma dobrych małżeństw, nie ma odpowiedniego wychowania młodzieży - jeśli jeszcze są dzieci... dlatego jak czarne chmury ciąży nad nami bezcelowość życia, niepewność, choroba ducha. Coś zgubiliśmy...
Chodzimy do lekarzy psychoanalityków - ale spokój nie wraca. Szukamy pomocy u chiromantów, jasnowidzów, wróżek, astrologów, nekromantów - ale daremnie. Szukamy wyjaśnień w dziełach Nietzschego, Tagore, Laotse'a, zapytujemy duchów, zażywamy brom, veronal, luminal - ale spokój nie wraca. Coś zgubiliśmy...
Co?
Zgubiliśmy to, "co żywa wiara potrafiła nam dać we wszystkich okolicznościach": zgubiliśmy pokój ducha.
Wzrok nasz pada na Eucharystię. Koło niej panuje błogi spokój i święta cisza! Już samo jej otoczenie napełnia nas pokojem i równowagą, radością i ciszą i zachęca nas, żebyśmy szli wesoło, pogodnie, choćby nawet przez bardzo trudne życie.
Jak wiemy, Pan Jezus obrał wino, za jedną ze składowych części Eucharystii, a z winem od niepamiętnych czasów łączą się dwie myśli: ofiara i pojęcie radości. Eucharystia jest źródłem duchowym obu rzeczy: kto ją spożywa, ten znajduje pokój i siłę, nie tylko do jakiego takiego znoszenia trudów, ofiar, cierpienia, ale do, radosnego, ochoczego życia; kto spożywa Eucharystię, ten znalazł pokój nawet wśród największych walk.
Kapłan we Mszy świętej, przed samą komunią, nachyla się nad ciałem Pana Jezusa i bijąc się w piersi, mówi: "Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami". "Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami". Po raz trzeci mówi w ten sposób: "Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, obdarz nas pokojem".
W naszej duszy pełno jest niepokoju, a czy wiecie, czym jest Eucharystia? Olejem, który, wylany na wzburzone fale, zaraz je uspokaja.
Dusza nasza jest chora, a czy wiecie, czym jest dla niej Eucharystia? Orzeźwiającym okładem.
Niespokojna jest nasza dusza; czy wiecie, czym jest dla nas Eucharystia? Wiecznym pokojem.
II. Eucharystia jest zwycięstwem.
Eucharystia jest zwycięstwem w trudach.
"Bojowaniem jest życie człowieka na ziemi" (Job 7, 1) mówi Pismo święte. Każdy z nas przekonał się w życiu o słuszności tych słów!
Ile to musimy walczyć i cierpieć, dla dobra rozwoju naszej duszy! Ile musimy walczyć z naszymi wewnętrznymi i zewnętrznymi wrogami! Musimy walczyć z zewnętrznymi wrogami: ze złymi ludźmi, z niezrozumieniem, obmową, oszczerstwem, ze złymi przykładami... Musimy walczyć z naszym wewnętrznym wrogiem: ze sobą samym, z naszą skłonną do złego ludzka naturą, ze zgubnymi namiętnościami, grzesznymi nawykami, słabą wolą, upadkami, dziedzicznym obciążeniem, lekkomyślnością...
Cóż więc dziwnego, że czasem rozpaczamy jak prorok Eliasz: "Dosyć mam Panie, weźmij duszę moją!" Cóż dziwnego, że wołamy ze św. Pawłem: "Nieszczęsny ja człowiek! Kto mię wybawi od ciała tej śmierci?" (Rzym. 7, 24).
Kto nas obroni? Kto da nam siłę do pokonania trudności? św. Paweł taką daje radę: "Łaska Boża, przez Jezusa Chrystusa" (Rzym. 7, 25).
O, tak! Jezus Chrystus uwolni nas, jeśli Go do siebie przyjmiemy w komunii świętej, pomoże nam zwyciężyć. Ile to strapionych, zniechęconych, dławiących się w grzechach dusz przekonało się, że Eucharystia faktycznie jest zwycięstwem w trudach!
Nawet wtenczas, kiedy na pozór tak nikły, nieznaczny jest wynik z częstej komunii świętej. Nawet wtenczas, kiedy musimy sobie powiedzieć to, co powiedział pewien kapitan marynarki. Był człowiekiem religijnym, często przystępował do Stołu Pańskiego, ale jednocześnie był bardzo porywczy i skory do gniewu. Ile razy z tego powodu czynił sobie gorzkie wyrzuty! Często starał się zapanować nad sobą... ale mu się to nie udawało.
Pewnego dnia podczas przyjacielskiej pogawędki - jeden z oficerów rzekł:
- Nie rozumiem pana, kapitanie, jest pan tak bardzo religijny, przystępuje pan często do komunii świętej, a tak się potrafi złościć.
Kapitan odpowiedział dowcipnie, ale miał zupełną rację:
Gdybym się tak często nie komunikował, już dawno byłbym was wszystkich ze złości potopił.
Często spotykamy w życiu ludzi, którzy staczają zdumiewające walki ze swoimi złymi skłonnościami. Ilekroć spotykarny ludzi, na których walą się wszystkie nieszczęścia, dla których zdawałoby się, już nie ma żadnego ratunku - jednak trzymają się dzielnie i po bohatersku kroczą w życiu. Dlaczego?
Można to tłumaczyć tym samym, czym bezowocne zdobywanie Verdun w czasie wojny światowej. Niemcy gęstym gradem kul sypali twierdzę, jednak nie mogli jej zdobyć. Otoczyli ja ze wszystkich stron, jednak zdołała się utrzymać. Utrzymała się, bo miała podziemne połączenie z krajem, z dostawą amunicji i pożywienia i to ją uratowało. Choćby nie wiem jak beznadziejne wydawało się życie, choćby gruzy i ruiny pokryły ścieżki naszego życia, jeśli potrafimy utrzymać połączenia z krajem dostaw siły, z wiarą, z Chrystusem Eucharystycznym, to z pewnością się utrzymamy i wówczas przekonamy się niezbicie, że Eucharystia rzeczywiście daje zwycięstwo w walce.
III. Eucharystia jest pomocą w potrzebie.
Eucharystia jest pomocą we wszystkich potrzebach życia.
Kto, jak kto, ale Pan Jezus zna najlepiej gorycz cierpień życia ludzkiego. Przecież On przeszedł drogę krzyżową, znosił cierpienia i upokorzenia haniebnej śmierci na krzyżu, spragniony do ostateczności, nie przyjął napoju, do którego były wmieszane środki znieczulające, gdyż On chciał z całą świadomością przeżyć Swoje cierpienia.
Czy więc ten Chrystus mógłby obojętnie patrzyć na nasze potrzeby i utrapienia? Kiedy prośmy Go o pomoc w Eucharystii, z wszelką pewnością możemy, na nią liczyć i nie powinniśmy się bać żadnej nawałnicy życia!
-Pewien profesor szkocki z Zermatt poszedł w góry z rutynowanym przewodnikiem. Kiedy po uciążliwej wspinaczce doszli na najwyższy szczyt w terenie, profesor był tak zachwycony cudownym widokiem, że nie zważając na silny wiatr, stanął na palcach na najwyższym punkcie szczytu. Przewodnik zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa, widząc, że profesora w każdej chwili może wiatr porwać, zawołał: "Proszę upaść na kolana! Tu człowiek tylko na klęczkach może się czuć pewnie!"
Tak Bracia, padajmy na kolana przed Eucharystią, bo może huczeć wokoło nas nie wiem jaka wichura, ale nas nie porwie.
O, gdybyśmy mogli spojrzeć w głąb nieszczęśliwych dusz, nad którymi się wszystko załamało, które już nie czują ciepła słońca, śpiewu ptasząt, dla których już nie kwitną kwiaty, - o, gdybyśmy widzieli, jak wiele jest tam dusz odważnych, śmiałych, bohaterskich, - i to dlatego, że zachowały wiarę i potrafią się modlić przed Przenajświętszym Sakramentem.
Często do życia potrzeba większej odwagi, niż do śmierci. Kto nam jej udzieli, kto pomoże? Nikt inny, tylko Chrystus Eucharystii!
W Karlsbadzie tryska gorące źródło na kilkumetrową wysość, tak zwane "Sprudel"; chorzy w nadziei wyzdrowienia popijają jego gorącą wodę. Czyni to tysiące chorych na żołądek, wątrobę...
A gdzie jest lecznicze źródło dla chorych dusz? W Euchastii. Gorące wody "Sprudel" wyrzucane są ciśnieniem ziemi, a ciepłotę swą biorą od jej ognia; źródła Eucharystii tryskają z miłości Chrystusowej; bije z nich gorąc ognia Jego Boskiego Serca. Z Jego gorącej, płomiennej miłości czerpiemy pomoc naszych potrzebach.
Dobrze wiecie kochani Bracia, że w Piśmie świętym symbolem cierpienia jest kielich. "Możecie pić kielich, który ja będę pił?" (Mt. 20, 22) - pytał się Jezus swoich uczniów. Kielich cierpienia! Kielich morza naszego cierpienia! Chwilami już ledwie możemy utrzymać ten kielich w naszych drżących rękach, tak jest przepełniony naszymi łzami, bólem i cierpieniem ... ociągając się zbliżamy go do ust... i skarżymy się, że jest nam źle, bardzo ciężko...
Nagle czujemy, że silna dłoń chwyta nasze słabe ręce: silna dłoń Chrystusowa i podnosi nasz kielich w górę. Patrzymy z zachwytem na Chrystusa dźwigającego kielich. O, jak promienna, jasna jest Jego twarz, z jaką pogodą i werwą podnosi nasz kielich do Boga! Już ten kielich nie jest tylko moim. Przybrał olbrzymie rozmiary i mieszczą się w nim wszystkie cierpenia świata, wszystkie utrapienia, żale, bóle, ofiary, łzy Chrystusa, Jego krew, modlitwy, radości, zwycięstwo. Jest w nim każda skarga ludzka, każda łza, ból, są tam wszystkie moje smutki i cierpienia, ale teraz ten kielich jest lekki i przyjemny, bo Chrystus pomaga mi go trzymać.
Tak Bracia, gdy tylko nasze cierpienia zjednoczą się z cierpieniami Chrystusa, to życie staje się łatwe, pogodne!
Kiedy gladiatorzy opadali z sił, stawali na chwilę pod "meta sudans", by się orzeźwić. Kiedy łamiemy się pod ciężarem życia i nie możemy podołać, nadludzkim ciężarom, powinniśmy stanąć pod orzeźwiającym natryskiem świętej krwi Chrystusowej, żeby się pokrzepić na dalszy bój.
Nie zniechęcajmy się, nie upadajmy na duchu, kiedy nas Chrystus prowadzi po skalistych drogach cierpienia i pyta: "Czy chcesz wypić do dna ten kielich cierpienia?" Nie przerażajmy się tym pytaniem! Uklęknijmy przed Eucharystią i odpowiedzmy: Wiesz Panie, że chcę... potrafię... ściślej mówiąc chciałbym..i a jeśli nie umiem, to mnie naucz, jak trzeba kochać cierpienie. Daj mi siły, żebym pożywając Twoje Najświętsze ciało i krew, mógł w każdej chwili pokornie wychylić kielich cierpienia, jak Tyś go wypił i przyjął z rak Ojca. Daj, żeby Eucharystia była dla mnie prawdziwą pomocą w potrzebach życia.
IV. Eucharystia jest życiem.
Eucharystia jest życiem.
Gdziekolwiek spojrzymy, zewsząd szczerzy na nas zęby znikomość, przemijanie, śmierć.
Ziemia, po której chodzimy, to resztki spróchniałych przed tysiącami wieków istot żywych. Umierają nasi rodzice, znajomi, przyjaciele... przyjdzie czas, że i ja zejdę z tego świata, będę musiał przejść przez ciemną bramę śmierci.
Cokolwiek robimy, jakkolwiek bronimy się, by nie umrzeć, to pewnego pięknego dnia znajdziemy się w objęciach śmierci. Ja, ty, wszyscy. Niektórym może nawet postawią na grobie pomnik i złotymi literami wypiszą na nim imię, żeby już zdala ludzie zorientowali się, kto tu leży pochowany. Z początku garstka ludzi zatrzyma się przed grobem, żeby sobie przypomnieć, cośmy dobrego zdziałali - ale po kilku latach deszcz zmyje pozłotę, a po dziesiątkach lat napis stanie się nieczytelny... Ale to już nie wielka szkoda! bo kogo będzie
wówewczas interesować nasze nazwisko, nasze życie, nasze czyny? Minęło zaledwie 4050 lat od naszej śmierci - a już przestaliśmy być przedmiotem zainteresowania. Kto się nami interesuje? Nikt! Zeszliśmy z pola zainteresowań ludzkich.
Kiedy człowiek tak myśli, to ogarnęłaby go czarna rozpacz i ponury pesymizm na tak smutny los, - gdyby... nie było Chrystusa i Eucharystii! Ale odkąd Chrystus żył między nami i dał nam cudowną naukę o Eucharystii, odtąd myśl o śmierci nie może nas złamać na duchu!
Jaka jest ta cudowna nauka? "Kto pożywa ciało moje i pije krew moją, ma żywot wieczny i ja go wskrzeszą w ostatni dzień" (Jan 6, 54).
Wspaniałe, święte, odżywcze słowa powiedział Chrystus, triumfalnie przeszedł przez bramę śmierci do zmartwychwstania żywota wiecznego. Odtąd Kościół w Komunii świętej widzi rękojmię naszego zmartwychwstania; ciało ludzkie nie zginąć na zawsze, jeśli przyjęło w siebie Chrystusa Eucharystycznego, ziarno żywota wiecznego.
Teraz już rozumiem, dlaczego Kościół w niebezpieczeństwie śmierci tak bardzo stara się, żeby nas zaopatrzyć Przenajświętszym Sakramentem Ołtarza. Wiemy, że przed Komunia święta, od północy powinniśmy zachować ścisły post, ale umierający mają przywilej; mogą komunikować się nawet bezpośrednio po posiłku. Dlaczego? Bo potrzeba, żeby się komunikowali! Przed śmiercią, w ostatnich chwilach życia, trzeba, żebyśmy się zaopatrzyli w Eucharystie, która jest w nas źródłem nieśmiertelności, rękojmią żywota wiecznego.
Dlatego niesłychanym barbarzyństwem i niesumiennościa ze strony otoczenia, jeśli pozbawia chorego tego "lekarstwa nieśmiertelności" - jak to słusznie nazywano w dawnym Kościele Eucharystię! I przeciwnie, jak wielką ulgą jest dla choregoo, kiedy w swych ostatnich zmaganiach nie jest sam, ale otrzymuje na drogę święty pokarm: Eucharystię. Zdaje się, że Kościół mówi swojemu dziecku, nad którym zachodzi słońce "Bracie, Siostro, umierasz, ale będziesz żyć na wieki".
I słusznie! Bo przecież Pan Jezus u schyłku życia ustanowił ten Sakrament, jakby na znak, że moc tego Sakramentu jest zwycięskim bojem z nocą śmierci. Na wieżach naszych kościołów zegar co chwila wybija nam smutną pieśń: uważaj bracie, życie wkrótce minie! Ale w naszych kościołach Eucharystia bezustannie głosi: "Kto pożywa ciało moje i pije moją krew, ma żywot wieczny i ja go wskrzeszę w ostatni dzień" (Jan 6, 54).
Eucharystia jest pamiątką śmierci Jezusa Chrystusa. Więc ile razy przyjdzie mi na myśl moja śmierć, wystarczy, jeśli wspomnę sobie śmierć Chrystusa i zaraz przestanę się bać.
Przecież tyle razy przyjmowałem ciało Tego, który zwyciężył śmierć: jestem więc pewny, że i ja ją pokonam.
W 1937 roku kilku podróżnikom rosyjskim udało się spędzić kilkanaście tygodni w bezpośredniej bliskości bieguna północnego, w krainie "wiecznych lodów", czy też jak inaczej nazywają w krainie "wiecznej śmierci". Do niedawna panowało przekonanie, że w klimacie biegunowym, rzeczywiście panuje wieczna śmierć, że nie potrafi tam wegetować żadna roślinka. Wielki było zdziwienie, kiedy nawet na biegunie znaleźli kwiat - ale jaki kwiat? Drobna, jak główka szpilki roślinka, z rodzaju mchów tu i tam wysuwała swoją zziębniętą główkę z pod wiecznego śniegu. Starano się dostać do korzenia tego kwiatu i jeszcze większe ogarnęło zdumienie podróżników: kopano bowiem dziewięć metrów, a jeszcze nie znaleziono końca korzenia.
Biedny, jałowy meszku, jak wspaniały, wzniosły, wielkoduszny dajesz przykład! Ze wszystkich stron otacza cię śmierć, mrozi lód, śnieg, ale to cię nie przeraża, nie cofasz się z pola życia. Wydobywasz się z głębi ziemi, z ciemności i niezmordowanie dążysz ku górze, na powierzchnię, do słońca. Nie zniechęcasz się w żmudnej pracy pomimo, że zewsząd otacza cię śmierć zimy. I rzeczywiście osiągasz cel, wydobywasz się z pod kilkumetrowej, ciemnej warstwy lodu na śwłatło, słońce, żyjesz!
Czy nie powinniśmy się tak samo wydobywać z otaczającej nas krainy śmierci; z taką samą ufnością, niezłomną nadzieją dążyć do Chrystusa Eucharystycznego?
Jeśli wróg pojmie w niewolę króla danego kraju ma jakby zakładnika państwa, z którym walczy. Po komunii świetej mamy w sercu swoim Jezusa Chrystusa, jakby w niewoli: jest On zakładnikiem naszego szczęśliwego zmartwychwstania i żywota wiecznego.
"O sacrum convivium!" - słusznie woła Kościół. "O święta uczto, w której bierzemy Chrystusa, obchodzimy pamiątkę Jego cierpienia, dusza nasza napełnia się łaską i otrzymujemy zapewnienie naszej przyszłej chwały".
-Jeśli więc na łożu śmierci przyjmuję Eucharystię, wtenczas wydaje mi się, że z małego miniaturowego lotniska startuję... ku wyżynom... do wieczności.
Eucharystia jest rzeczywiście pokojem w walce, zwycięstwem w bojach, pomocą w potrzebie i życiem w śmierci.Słusznie to zauważył poeta niemiecki:
Der Friede im Krieg,
Im Kampfe der Sieg,
Die Hilfe in Not
Das Leben im Tod.
***
Bracia! Kiedy Dante w "Boskiej Komedii" ukończył wędrówkę po piekle, czyśćcu i niebie, zmęczony doszedł do kresu uciążliwej podróży; w ostatniej pieśni pada u stóp Najświętszej Matki i prosi Ją o błogosławieństwo dla zgrzybiałego, steranego, zmęczonego wędrowca.
Poeta zmęczony trudami bojów prosi Najświętszą Matkę, by mu pomogła w ostatecznym zwycięstwie i zaprowadziła do wiecznej krainy Boga; my oddając cześć Eucharystii, przyjmując Ją do swojej duszy wprost od Jej Boskiego Syna, otrzymujemy pomoc do bojów, trudów, wytrwania i ostatecznego zwycięstwa
Gdyby słońce nagle zamarło, za osiem minut nie byłoby światła, wymierałoby życie, a po 24 godzinach zaległaby mroźna temperatura - 278 st. mrozu; ustałoby wszelkie życie, bo zabrakło światła, ciepła.
Jam jest światłość świata" (Jan 8, 12) - mówi o Sobie Pan Jezus. Bądź pozdrowiona światłości! Bądź pozdrowiony pokarmie pielgrzymów ziemi! Bądź pozdrowiona Eucharystio dająca pokój, zwycięstwo, pomoc i życie! Bądź pozdrowiony Chryste w bialej Hostii - Eucharystii!
Głoście usta tajemnicę,
Ciała pokłon bądź mu dań!
I bezcennej tej krwawicy,
Którą wylał na świat z ran,
Ten co Matkę miał Dziewicę,
Wszystkich ludów król i Pan.
Nam zesłany, nam zrodzony
Z Panny, która jest bez skaz,
Przeszedł ziemię tę, nasiona
Słowa siejąc pośród nas.
I cudownym swym zakonem
Zamknął swej wędrówki czas.
Amen.
(kazanie pochodzi z książki: Bp.Tihamer Toth, O Eucharystii, Kraków 1939, s.37-48)
Bp.Tihamer Toth
akania