Antologia - Za krola, Ojczyzne i garsc zlota.pdf

(1832 KB) Pobierz
Za króla, Ojczyznę i garść złota
ANNA BRZEZIŃSKA
GRZEGORZ WIŚNIEWSKI
ZA KRÓLA, OJCZYZNĘ
I GARŚĆ ZŁOTA
Wielka wojna
tom 1
Agencja Wydawnicza
RUNA
447395673.005.png 447395673.006.png 447395673.007.png
ZA KRÓLA, OJCZYZNĘ I GARŚĆ ZŁOTA
Copyright © by Anna Brzezińska, Grzegorz Wiśniewski, Warszawa 2007
Copyright © for the cover and interior illustration by Jakub Jabłoński
Copyright © 2007 by Agencja Wydawnicza RUNA, Warszawa 2007
Wszelkie prawa zastrzeżone
All rights reserved
Projekt okładki: Jakub Jabłoński
Opracowanie graficzne okładki: Studio Libro
Redakcja: Jadwiga Piller
Korekta: Renata Lewandowska, Urszula Okrzeja
Skład: Studio Libro
Druk: Drukarnia GS Sp. z o.o.
ul. Zabłocie 43, 30-701 Kraków
Wydanie I
Warszawa 2007
ISBN: 978-83-89595-36-2
Wydawca: Agencja Wydawnicza RUNA A. Brzezińska, E. Szulc sp. j.
Informacje dotyczące sprzedaży hurtowej, detalicznej i wysyłkowej:
Agencja Wydawnicza RUNA
00-844 Warszawa, ul. Grzybowska 77 lok. 408
tel./fax: (0-22) 45 70 385
e-mail: runa@runa.pl
Zapraszamy na naszą stronę internetową:
www.runa.pl
447395673.008.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
To Kurczak przyniósł gadkę o złocie.
Zawsze się tak zdarzało, od lat. Znikał niespodziewanie, kręcił się,
gdzie go nikt nie prosił, a potem wracał, zwykle z jakimś problemem. Raz
przyniósł na dłoni żywego funnelweba, żeby dowiedzieć się, co to
takiego. Pająk nie odważył się go ugryźć, pewnie wyczaił, że tylko
sprowadzi na siebie jeszcze więcej kłopotów. Ojciec złoił wtedy
Kurczakowi skórę i na jakiś czas był spokój.
Tym razem nie dałoby się znaleźć chętnego do odwalenia tej
ręcznej roboty: od ostatniego lania Kurczak przybył dobre dziesięć cali w
barach. Zresztą drzemaliśmy akurat spokojnie na poboczu, w cieniu
rozłożystego drzewa, odpoczywając po forsownym marszu. Przywołanie
młodego do porządku wymagałoby podniesienia gnatów i wykonania
niewdzięcznej, nierokującej efektów pracy wychowawczej. A po
całodziennym wysiłku wszyscy byliśmy zbyt skonani. Nie wiem, jak
innych, ale mnie bardziej bolały ramiona niż nogi. Kwatermistrz
zapobiegliwie napchał nam zasobniki amunicją i żarciem, chociaż jak
dotąd nie udało się nam skorzystać z jednego czy drugiego. Jerry po
prostu wiali nieco za szybko i trudno było ich dogonić, żeby wywalić w
nich choć część dźwiganego ołowiu, a potem w nagrodę przemieścić
nieco żarcia z zasobników w miejsce lepiej się do tego nadające. A ja w
dodatku targałem jeszcze kleifa.
Siedzieliśmy zatem spokojnie, jak Pan Bóg i sierżant przykazali,
wietrząc nogi i skarpety, gdy nagle zjawił się zaaferowany Kurczak. Z
tajemniczym wyrazem twarzy przykucnął obok brata i zaczął się
rozglądać czujnie, jakby ktoś miał mu znienacka wskoczyć na plecy.
- Chodźcie no bliżej - powiedział cicho.
- Już dzisiaj chodziliśmy. - Przygięty Mick ziewnął ostentacyjnie. -
Mnie starczy.
447395673.001.png 447395673.002.png
- Właśnie - włączył się Wielki Bill, oparty o pień (choć drzewa rosły tu jakieś
rachityczne i moim zdaniem wyglądało to raczej, jakby pień opierał się o Wielkiego Billa). -
Skoro ci zależy, sam przyleź.
Kurczak cierpliwy nie był, każdy to wiedział. Wsunął się głębiej w nieforemny krąg,
jaki tworzyła nasza garstka.
- Zobaczcie, co znalazłem.
Pozostali ledwie raczyli przechylić głowy i zerknąć, unosząc nieco ronda płaskich
hełmów i przysłaniając oczy od słońca. Tylko ja wstałem przyjrzeć się bliżej: ostatecznie
pokrewieństwo zobowiązuje, zresztą wobec braku zainteresowania Kurczak stawał się jeszcze
bardziej namolny. W dłoni trzymał odłupany fragment sosnowej deski, niesezonowanej i
porządnie nasyconej żywicą - pali się takie coś aromatycznie i jasnym płomieniem. Na
gładkiej powierzchni rysował się ślad stempla, świeżego i nieco rozlanego. Czarny ptak tych,
jak ich nazywaliśmy, Boszów i jakiś napis wokół.
- No i co? - burknąłem.
- Te litery tutaj, widzicie? - entuzjazmował się dalej młody. - Korps Intendant und
Zahlmeister. Rozumiecie, co znaczą?
Złośliwiec, wiedział, że nie mamy pojęcia. W naszej okolicy farmerskich synów z
rzadka uczono czytać. Zresztą mój tatuniek był przeciwny takim nowomodnym fanaberiom i
nie posłał mnie do szkoły, tylko sam wyuczył liter na naszej Biblii - akuratnie tyle, żebym
mógł wyczytać podpisy pod obrazkami w „The Bulletin". W dodatku Kurczak jako jedyny
wśród nas liznął tumskiej mowy i potrafił zaszwargotać po ichniemu. Prawdę mówiąc, mnie
nigdy nie przyszło do głowy mieć mu tego za złe, chociaż w kompanii, a zwłaszcza wśród
świeżych uzupełnień, trafiali się tacy, co z tego powodu krzywo na niego patrzyli -
oczywiście tylko do chwili, kiedy z kolei na nich popatrzył Wielki Bill, bo potem to już woleli
patrzeć w inną stronę. A Kurczak czasami okazywał się pożyteczny. Widzicie, w okopie u
Boszów łatwiej znaleźć schowanego kirscha, gdy wie się, jak o niego zapytać wziętych do
niewoli. Samym bagnetem się tak dobrze nie przepyta.
- A czy to koniecznie musi być nasz problem? - Dan Lloyd leżał płasko na podeptanej
trawie, desperacko próbując odpoczywać. - Obiecałem twojemu ojcu, że będę na ciebie
uważał, a nie łaził za tobą wszędzie, gdzie cię wiatr poniesie.
- To taki Andrew Fisher w armii Jerrych.
- Kto? - zdziwił się Przygięty Mick.
- Twój minister skarbu, matole. - Kurczak się zdenerwował. - Ten, co wieczorami liczy
w piwnicy pliki funtów, czy mu się zgadzają. Albo złoto.
447395673.003.png
Nie wiem jak innym, ale mnie się wydało, że w okolicy zrobiło się jakoś ciszej. Nawet
ptaki jakby zamilkły w tej pazernej krainie na drugim końcu świata. Trudno zresztą mieć
pretensje do zwierzaków, skoro tutaj dziewczyny za datek w brzęczącej monecie zmieniały
się w zwierzątka.
Lloyd usiadł, Wielki Bill oderwał plecy od drzewa.
- Złoto. - Przygięty Mick wymówił to jak niemowlak pierwszy raz wołający „Mama!".
Posłałem Kurczakowi karcące spojrzenie. Pewnych słów po prostu nie należało
wypowiadać, a w każdym razie nie w obecności Micka, który od lat miał za złe całemu
światu, że w przeciwieństwie do Billa nie załapał się na wielką gorączkę złota w Croydon.
Oczywiście zdążył już zapomnieć, że czas najlepszych interesów przeleżał na zadku na farmie
po tym, jak sobie naciągnął grzbiet, kiedy próbował podnieść Ayers Rock, żeby odgonić kruki
od zdechłej krowy. Cóż, w niektórych sprawach chłopaki ze Speewah miały krótką pamięć.
Za to, niestety, przy innych wybystrzali się tak szybko, jak dingo, kiedy zwietrzą padlinę.
Myszak wstał i nachylił nad młodszym bratem swoje sześć stóp i osiem cali.
- Gdzie to znalazłeś, Kurczak?
Kurczak natychmiast się najeżył. Odkąd odrósł od ziemi, robił wszystko, żeby zatrzeć
ślad po swoim dziecięcym przezwisku. Na początek wyniósł się z farmy - na kradzionym
koniu Wuja Chucka, jak mu z lubością wypominał Myszak, dodając przy tym, że braciszek
nadal żyje, bo po omacku buchnął najgorszą chabetę, czym tak ubawił starowinę, że ten
litościwie mu odpuścił. Potem młody włóczył się po całym kraju, jakby mu kto soli na ogon
nasypał. Byle dalej od domu. Najmował się do pędzenia bydła, strzygł owce w miejscach,
które nawet nie mają nazwy, szukał złoża Lassetera i wałęsał się bez celu, zwykle jako
przewodnik jakichś frajerów, którzy nie wiedzieć czemu postanowili sprawdzić, czy w samym
środku pustyni jest równie gorąco jak na skraju. Gdzieś w międzyczasie pokumał się z
chłopakami ze Speewah, co akurat okazało się jednym z bardziej fortunnych pomysłów, bo
ledwo ciepłego wytropili go na Pustyni Gibsona, po tym jak mu uciekł wielbłąd. W każdym
razie trzeba przyznać, że jak na takiego młodziaka naprawdę nieźle się już po świecie
naobijał. Ale co z tego, skoro zawsze prędzej czy później trafiał się ktoś znajomy, kto
przysiadł się do niego z nieszczęsnym „Co słychać, Kurczak!".
- Masz ochotę oberwać? - wycedził Kurczak przez zęby.
Nie chciało mi się nawet wzruszyć ramionami: chłopaki McAndrews były
przewidywalne do bólu. Pierwszy raz wzięły się za łby w obozie szkoleniowym, tuż za bramą,
a potem poszło już z górki - tłukły się pod Gallipoli, na Synaju, pod Pozieres i nad Sommą.
Aż dziw, że nikt ich podczas tych wszystkich naparzanek nie zastrzelił. Ale Kurczaka i
447395673.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin