Anna Bojarska - Urban (1998).pdf

(1567 KB) Pobierz
20551243 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
20551243.001.png 20551243.002.png
Anna Bojarska
URBAN
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
Pełnia ludzkiego szczęścia leży w podwyższonej
temperaturze. Odwrotnie niż w medycynie. Pocieranie
termometru nie pomoże. Jak osiągnąć gorączkę?
Chciałbym to wiedzieć również na własny użytek.
(Jerzy Urban, „Po Prostu”, 1956)
4
Cholerny, nieunikniony wstęp
Urodził się w Łodzi, 3 sierpnia 1933, godziny urodzenia nie zna. Z jego horoskopu wynika
w tej sytuacji tyle: agresywna inteligencja, szczęście w miłości – oraz że zostanie zamordo-
wany.
Kiedy to piszę, żyje.
Na razie żyje.
Bez godziny i minuty urodzenia szczegółów nie zgadnę.
Wczoraj Pani-Od-Polskiego mojego dziecka poświęciła mu całą lekcję. Cóż to za wspa-
niały, błyskotliwy człowiek, co za osobowość, co za talent! Najlepszy z polskich dziennika-
rzy! Ileż on ma wspólnego z Judymem! Uczniom, przekonanym, że Judym to pomylony le-
karz-społecznik-utopista z „Ludzi bezdomnych” Żeromskiego, szczęki poopadały. Gdzie
Rzym, gdzie Krym?
– To zobaczcie, jak on się zachowywał w towarzystwie! Zobaczcie, jak się zachowywał
wobec wrogów!
– Kto?
– Judym, pacany, Judym! Zajrzyjcie do książki! Urban jak żywy!
Ponoć większość zajrzała do „Ludzi bezdomnych”, tej niegdysiejszej „biblii każdego pe-
pesowca”. Szkoła mojego dziecka kosztuje majątek, ale po takiej lekcji polskiego nawet nie
żal. NIEEE-ZŁE!!! Naprawdę niezłe.
Ja też zajrzałam do „Ludzi bezdomnych”. Judym-Urban kłania się tam „z wrodzonym
plątaniem się nóg”, informuje „z kłującą satysfakcją” każde eleganckie towarzystwo, że jego
ojciec był szewcem, a w dodatku lichym szewcem, i do tego przy okropnie złej ulicy. Jednych
takie wyznania peszą, innych prowokują do złośliwości. A cóż to szył papcio, damskie panto-
fle czy męskie kamasze?
– Trzewiki – odpowiada urodzony prowokator – głównie trzewiki, w dość odległych jedna
od drugiej chwilach przytomności, najczęściej bowiem robił po pijanemu awantury, gdzie się
dało.
A gdy wstrząśnięci ludzie gratulują mu odwagi (któż mówiłby o sobie takie rzeczy, to się
ukrywa!), uśmiecha się szyderczo.
Na ustach szyderczy uśmiech, w ustach kpiny ze wszystkiego, co akurat święte, w sercu
natomiast – paskudne, nieubłagane zrozumienie własnej „niższości społecznej”, tudzież nie-
ustanny lęk, żeby nie zrobić czegoś „z szewska”. I widzenie wszędzie drwiny, widzenie
wszędzie pogardy. Choć niby nic go takiego nie spotkało. „Nie mógł się skarżyć na to (nie
miał prawa), żeby ktokolwiek odsunął się od niego czy świadomie stronił, ale czuł dokoła
siebie próżnię i wyziębłe miejsce”. Może właśnie dlatego, że z takim uporem uprzedza
wszystkich: „Ja jestem z motłochu, z ostatniej hołoty...”. Najżyczliwsi ludzie mają go w koń-
cu dość, i trudno im się dziwić. Zwłaszcza że facet jest niezaprzeczalnie wybitny. Może i ge-
nialny. Stuliłby wreszcie pysk, w którym obnosi jak tresowany pudel trzewiki pijanego tatu-
sia!
Tylko Żyd go rozumie, bo sytuacja jest diablo podobna. Żyd jest wybitnym lekarzem, ce-
nionym, szanowanym, ale – ach, panie Judym! Czy pan sobie wyobraża, jak to jest, być Ży-
dem o nazwisku Chmielnicki? Chmielnicki!!! Jak ten hetman kozacki, jak ten demon z Trylo-
gii! Chmielnicki, bo z Chmielnika, tak jakiegoś przodka ruskie w rejestrach zapisały – ale ileż
się taki człowiek nacierpi!
Syn szewca-pijusa z warszawskich slumsów wzrusza ramionami: ależ to znosi każdy! Żyd
Chmielnicki protestuje: nie, nie każdy! Tylko Żydzi! To jest jak garb! To jest – BEZ
WINY !!!
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin