Takie zbrodnie dokonywane przez UPA to fakt historyczny.doc

(2906 KB) Pobierz
Takie zbrodnie dokonywane przez UPA to fakt historyczny

Takie zbrodnie dokonywane przez UPA to fakt historyczny

 

Jak było naprawdę ze sprawą słynnej fotografii w odniesieniu do pomnika ofiar OUN-UPA na Kresach?

Kwestia wstrząsającego zdjęcia

         

Martwe dzieci Cyganki

   Historia ta zaczęła się po wybuchu wojny we wrześniu 1939 i mało kto przypuszczał wtedy, że jej reminiscencje odczuje się niemal 70 lat później w roku 2007...
Wówczas dwaj kilkunastoletni chłopcy, synowie nauczyciela z Jasionowa (pow. Brody), którzy uczyli się we Lwowie i mieszkali na stancji, postanowili wrócić do domu rodziców. Najwidoczniej bali się pozostawać w mieście, gdzie byli zapewne świadkami gorączkowych przygotowań Wojska Polskiego do obrony miasta. Było ono ważnym, polskim bastionem, nie tylko w tym regionie, ale przede wszystkim w skali ogólnopolskiej. Miało pierwszorzędne znaczenie dla kraju w wielu dziedzinach, zaraz po samej stolicy, dopiero co odrodzonej II Rzeczypospolitej. Nic dziwnego, że niemal natychmiast stało się celem bombardowań Luftwaffe i marszu oddziałów Wehrmachtu. Całkiem przypadkiem można było zostać rannym. Wszystko zaś łącznie z patriotyczną atmosferą w mieście wskazywało, że walka będzie zaciekła i lwowianie łatwo się nie poddadzą. Dziś już wiemy, że obu chłopcom udało się opuścić Lwów. Do domu nigdy jednak nie dotarli. „Po kilku tygodniach znaleziono w lesie ich rozkładające się ciała. Zostali bestialsko zamordowani. Pozbawieni szkolnych mundurków, skrępowani i przywiązani do drzewa, w sposób uniemożliwiający jakikolwiek ruch. Obu wycięto języki. Można sobie wyobrazić, w jakich męczarniach zginęli ci chłopcy”(1). Podejrzana była Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, która zabijała już przed wojną nawet Polaków i Ukraińców dążących do pojednania. Ten mord charakterystyczny w swej formie był swoistą zapowiedzią pewnego rodzaju wydarzeń.
            Przenieśmy się jednak do roku 1943, zanim jeszcze nastąpiła kulminacja rzezi dokonanej przez OUN-UPA w lipcu. Przed 13-14 kwietnia został zamordowany Józef Ejsmont (gm. Stepań, pow. Kostopol). Przywiązanemu do drzewa obcięto język, wydłubano oczy i przecięto go piłą(2). W okolicach Małyńska został również zamordowany miejscowy nauczyciel (gm. Berezne, pow. Kostopol), którego kilka dni dręczono przywiązanego do drzewa(3). W ten sam sposób zamęczono mieszkańców wsi Medwedówka (pow. Kostopol) Teofilię Bagińską i Celestyna Bagińskiego(4). Dokładnie jak w pierwszym przypadku, w kwietniu we wsi Chorupań (pow. Dubno) nacjonaliści ukraińscy zamordowali miejscową nauczycielkę - Polkę lat ok. 40, której wcześniej gwarantowano bezpieczeństwo. Przywiązali ją do słupa i żywcem spalili(5). Również wiosną tego roku (wieś Kołodno, pow. Krzemieniec) banderowcy rozstrzelali 4 mężczyzn: 2 Polaków i 2 Rosjan – zbiegłych jeńców. Ciała drutem kolczastym przywiązano do słupów telegraficznych. Nad trupami zawieszono napis: „To wykonała armia ukraińska jako przestrogę dla wszystkich, którzy chcieliby działać przeciw niej [...]”(6). W Janowej Dolinie (pow. Kostopol) spora część złapanych Polaków została przywiązana do drzew i albo pozbawiona członków, albo spalona(7). W miasteczku Korytnica (pow. Włodzimierz Wołyński) w trakcie strzelaniny Polacy uwolnili kapitana sowieckiego, którego upowcy przywiązali do słupa drutem kolczastym i bili do utraty przytomności(8). 18 czerwca 1943 roku (kolonia Marianówka, pow. Łuck) upowcy spalili 20 opuszczonych gospodarstw i zamordowali 3 starsze osoby, które pozostały – Józefa Dąbrowskiego, któremu odrąbano rękę, żonę Józefę, której obcięto pierś. Syn znalazł ich skrępowanych drutem kolczastym i powieszonych głowami w dół w studni. Obok znaleziono również niezidentyfikowaną osobę przywiązaną do drzewa drutem kolczastym głową w dół(9).
            Po tych wydarzeniach i masowych rzeziach, jakich tutaj nie opisujemy, nastąpiła największa fala ludobójstwa w lipcu, kiedy tylko jednego dnia (w niedzielę 11 lipca 1943) wymordowano ponad 160 wiosek i ponad 15 tys. ludzi. Nie zagłębiając się w te wydarzenia, należy podkreślić, że podobne do opisywanych przypadków napotykano również później. W miasteczku Mizocz (pow. Zdołbunów) na początku sierpnia 1943 członkowie Ukraińskiej Powstańczej Armii zamordowali Eugenię (lub Genowefę) Brodowską lat 14, jej matkę poważnie zranili. Obok do słupa przywiązali powrozami niejaką Zielińską i zakłuli ją nożami(10). W tym samym roku (wieś Werba, pow. Dubno) zamordowano Ukraińców Gontę i Cetnykewicza, którzy byli pracownikami tzw. Rejonowej Uprawy. Zmuszono ich do wstąpienia w szeregi UPA. Ci jednak po jakimś czasie powrócili do pracy. Obu przywiązano drutem kolczastym za szyję do słupów i przyczepiono tabliczkę: „Za zdradę Ukrainy”. Obaj wykrwawili się na śmierć(11). Takie przypadki okrucieństwa miały miejsce aż do zlikwidowania OUN-UPA w drugiej połowie lat 40. Opowiedzmy jednak o jeszcze jednym. Według wspomnień Henryka Mielcarka żołnierza WP, wyszukanych w Archiwum Wschodnim ośrodka KARTA, latem 1946 w Bieszczadach znaleziono zwłoki, znajdujące się w miejscu kaźni najpóźniej od zimy. Trup był rozebrany i przywiązany drutem do pnia drzewa. Przypuszczalnie był to jeden z zaginionych żołnierzy WP wysłanych po furaż dla koni(12).
            Spora część opisów tortur fundowanych ofiarom przed śmiercią została tu pominięta. Śmierć zadana przez UPA przynajmniej 100 tys. bezbronnym ludziom, licząc wyłącznie Polaków, miała różne okrutne oblicza, ale ten wspomniany sposób powtarzał się. Nie będę wymieniał rozmaitych wyrafinowanych sposobów zadawania śmierci, nieraz bardziej wstrząsających niż przypadki podane wyżej, którymi UPA traktowała powszechnie swe ofiary. Są one podane w wielu publikacjach. Zaznaczyć jednak muszę, że najbardziej wstrząsało świadkami wydarzeń, którzy uszli z życiem równie okrutne traktowanie przez wojaków UPA małych dzieci. Te wszystkie aspekty ludobójstwa banderowskiego (okrucieństwo i bezwzględność nawet w stosunku do dzieci) miał wyrażać pomnik, który stanąłby na pl. Grzybowskim w Warszawie, z inicjatywy Kresowego Ruchu Patriotycznego. Wśród bowiem tych kresowian, którzy przeżyli masakry, wykrystalizowały się dwa symbole związane z UPA. Pierwszy to symbol bezwzględności tej organizacji, przejawiający się w nie okazywaniu litości dzieciom i drugi - okrucieństwa, czyli ofiary przymocowane do drzewa. Po latach trwania politycznej poprawności wobec ZSRR, ta sama polityczna poprawność została odziedziczona w III RP wobec nacjonalistów ukraińskich, w zachodnich obwodach państwa ukraińskiego, w Polsce i na Zachodzie. Przebijała się jednak przez nią wolność słowa i wszelkie prawa obywatelskie. Choć wraz z upadkiem PRL-u nadeszła wolność, nie zostało przerwane programowe milczenie w sprawie zbrodni OUN-UPA, lecz zyskana swoboda działań umożliwiła dość żmudną walkę o przerwanie tej sztucznej kurtyny i dała możliwość publikacji książkowych. Pojawiły się w nich autentyczne zdjęcia miejsc masakr. Pomiędzy nimi było to jedno, które odnosi się do innego wydarzenia, a jest przedmiotem zainteresowań artykułu.


            Zdjęcie do złudzenia przypominało popularną metodę zabijania przez OUN-UPA. Ponieważ w brutalny sposób banderowcy traktowali również najmłodszych, zostało ono natychmiast skojarzone ze zbrodniami. Jeśli przyjrzymy się fotografii dokładnie, to dostrzeżemy, że zagięcia na fotografii pozornie przypominają drut kolczasty. Ten właśnie element mógł upewnić, że zdjęcie przedstawia wspomniane zbrodnie UPA z czasów wojny. Oczywiście, jak się później miało okazać, przedstawiało ono równie autentyczne, tyle że inne wydarzenie jeszcze sprzed wojny. Dowiódł tego Dariusz Stola i Ada Rutkowska, publikując wyniki swoich badań w „Rzeczpospolitej” (19 maj 2007), wykazując, że przypadek mordu wraz z fotografią zawarty był w przedwojennym „Roczniku Psychiatrycznym”(patrz fot. 1).
            Kto, kiedy i gdzie dodał to zdjęcie do tych przedstawiających rzezie OUN-UPA, dziś - nie wiadomo. Pomylić się w tej kwestii było bardzo łatwo. Nie ma co oczywiście winić środowisk kresowych. Trudno przypuszczać, by starzy weterani mieli rozeznanie w przedwojennej literaturze psychiatrycznej. Posiadali za to traumatyczne doświadczenia – informacje oraz obrazy z pamięci związane z tragiczną przeszłością – krwawą działalnością bojówek banderowskich. O „wianuszkach z dzieci” albo ludziach przywiązywanych do drzewa i mordowanych z dziećmi włącznie słyszał chyba każdy weteran rodem z Kresów Południowo – Wschodnich. Niejednokrotnie widzieli również na własne oczy jeden z takich przypadków. Takich wspomnień trudno się pozbyć. Fotografia zaś, nawet teraz, gdy wiadomo, że przedstawia inne wydarzenie, doskonale odzwierciedla charakter działań UPA, a zwłaszcza tego konkretnego typu. Rzekłbym nawet, że trudno się dziwić omyłce w interpretacji treści tego zdjęcia, jako przedstawiającej inne wydarzenie.

Forma pomnika

            Dla Kresowian pomnik nie był jedynie formą upamiętnienia, lecz również krzykiem rozpaczy wobec milczenia polskich elit na temat zbrodni nacjonalistów ukraińskich, a szczególnie w sytuacji braku reakcji władz na praktykę wynoszenia morderców ich rodzin na piedestały. Samo przemilczanie i zmuszanie Kresowian by o zbrodniach nie mówili było i jest bolesne. Co mogą powiedzieć, gdy dodatkowo „heroiczne czyny” morderców z UPA się sławi? Nadmienić trzeba o istnieniu przeświadczenia u wielu ludzi, że takie okrucieństwa w skali masowej nie mogły zdarzyć się naprawdę. Sądzę, że w czasach gloryfikacji zbrodniarzy, kresowiacy chcieli mieć pomnik, który pokazałby charakter działań OUN-UPA, by w społeczeństwie nie mówiono: „UPA robiła dobrą antykomunistyczną robotę, choć popełniała błędy”. Symbol dzieci przywiązanych do drzewa wydawał się symbolem uniwersalnym, a zdjęcie doskonale nadawało się by przedstawić wyobrażenie zbrodni OUN-UPA.

Dokładnie taki sam symbol został wykorzystany przez brytyjską grupę Cranberries w 1994 roku w teledysku do słynnej piosenki „Zombies”, firmującej album pod tym samym tytułem (patrz fot. 2,3,4,5).             
            Kapela w ostatniej minucie teledysku pokazała małe ofiary przymocowane naokoło słupa w formie krzyża w tym samym stylu (!)(13).W ten sposób artyści skompromitowali terrorystyczną organizację, jaką jest IRA, ale nikomu nie przyszło do głowy, by stawać po stronie terrorystów i atakować teledysk. „Zombie” zdobył nagrodę MTV w kategorii najlepszej piosenki 1995 roku. Zauważmy przy tym, że o ile ilustracja do „Zombies” była tylko protestem przeciwko zamachom bombowym IRA, w których giną niewinne istoty, jest jednak zasadnicza różnica: o ile w odniesieniu do IRA, przedstawiona w teledysku forma była wyłącznie symbolem, o tyle UPA takie rzeczy wykonywała często i to dosłownie, nie w przenośni.

 

Projektów było więcej

            Członkowie Komitetu Budowy Pomnika dostali trzy projekty, wszystkie oparte o ten sam wzorzec z dziećmi przywiązanymi drutem kolczastym do drzewa. Jeśli chodzi o samo zdjęcie z projektem związane - nic nie wskazywało, że może przedstawiać inne wydarzenie. Dwa z trzech projektów były dość wiernymi kopiami zdjęcia. Oba posiadały wyraźny motyw drutu kolczastego, co mogły sugerować nie tylko załamania na zdjęciu, ale i autentyczne historie, choćby te, które tutaj przytoczono.

Jeden z projektow pomnika fot. 6 i 7

Jeden z projektów posiadał zarysy drutu, mogące też być interpretowane jako powróz (patrz fot. 6,7),

fot. 8

drugi miał wyraźny motyw drutu kolczastego (patrz fot. 8). Paradoksalnie właśnie te projekty niemal wiernie odwzorowujące zdjęcie zostały natychmiast przez Komitet odrzucone. Pierwszy z powodu swojego realizmu i ogromnej drastyczności. Drugi również został uznany za nieco zbyt drastyczny, natomiast jego główną wadą była również pewna ponurość. Intencją kresowian nie było bowiem szpecenie ulicy, lecz nadanie pomnikowi wyraźnej formy zwracającej na siebie uwagę, pokazującej charakter działań UPA, ale jednak nie odpychającej przeciętnego przechodnia. Został więc przyjęty projekt trzeci (patrz fot. 9,10) - czysto symboliczny.

fot. 9

fot. 10

            Przedstawiał on drzewo z konarami, które można było wyraźnie interpretować jako ręce anioła. Niektórzy mogliby to interpretować jako anioła bez głowy, symbol antychrześcijańskiej ideologii OUN-UPA, także ich bezwzględności. Inni jeszcze mogliby w nim widzieć wykoślawionego archanioła ukraińskiego, jako symbol bezmyślnego (brak głowy) ukraińskiego nacjonalizmu, który w ogóle nie zdawał sobie sprawy, w jakich formach taki symbol występował w przeszłości, w ciągu kilku ostatnich wieków. Pokazywać miał, że symbol tegoż archanioła może być zarówno pozytywny jak i negatywny. Rozmyte sylwetki dzieci wzmagały wrażenie symbolizmu. Komitet nie pokazał innych projektów pomnika dla kontrastu z tym, który wybrał, toteż pojawił się natychmiast zarzut pokazywania maksymalnego brutalizmu. Wzmagało go właśnie owo zdjęcie, gdy było pokazywane razem z projektem. W innym wypadku, gdy się widziało jedynie zdjęcie pomnika, należało raczej wierzyć na słowo w brutalność formy projektu pomnika, opisywaną w „Gazecie Wyborczej” (27 lutego 2007). Jeśli się jednak przyjrzymy pierwotnie wybranemu projektowi - gdyby nie element dwójki z dzieci, które wyraźnie wiszą, projekt nie miałby w sobie w ogóle żadnego brutalizmu. Byłby to wtedy raczej dobitny i wyraźny symbol w stylu pomnika pomordowanych na wschodzie, na Muranowie.

Pomniki naturalistyczne na świecie



fot. 11

fot. 12

            Dwójka z czworga dzieci na projekcie pomnika ofiar UPA jest fragmentem nieco naturalistycznym. Podobne pomniki powstawały już wcześniej, nie zawsze przeszkadzało to dziennikom takim jak „Wyborcza”. Weźmy pod uwagę pomnik w Baltimore odsłonięty 19 listopada 2000 (patrz fot. 11), tam Polonia Amerykańska uczciła ofiary Katynia i pomordowanych na Wschodzie. Na tym monumencie również wyraźnie dwójka ludzi jest powieszona, w środku zaś stoi trzech skrępowanych sznurem oficerów polskich. Oczywiście pomnik niewątpliwie może kogoś przerazić. Interpretacje są także różne. Jedna z nich to „płomień wolności” tak jak omawiane „drzewo prawdy”. Podobnie przerażające jest upamiętnienie katyńskie w Canberra w Australii, odsłonięte 20 września 1980. Przedstawia trupy w stanie rozkładu, podbarwione ciepłym kolorem, jakby krwią (patrz fot. 12). Podobnie można stwierdzić, że treści brutalne prezentuje żołnierz przebijany bagnetem, czyli słynny Pomnik Katyński w Jersey (patrz fot. 13). Spójrzmy również na pomnik holocaustu w San Francisco, jest po prostu straszny, ale i piękny (patrz fot. 14). Co natomiast o nim nie powiedzieć, to trzeba przyznać, że bardzo wiernie oddaje wydarzenia i faktycznie jest przestrogą dla przyszłych pokoleń. Nieco mniej brutalny, lecz również przerażający w formie jest pomnik ofiar II wojny światowej w Moskwie.

fot. 13

fot. 14

fot. 16

fot. 15

Przedstawia idących wychudzonych, nagich ludzi, można by pomyśleć, że przesuwających się w kolejce do komory gazowej (patrz fot. 15). Wreszcie najbardziej chyba przerażającym pomnikiem ze wszystkich tu wymienionych jest właśnie ten u ukraińskich sąsiadów (!) i właśnie na Wołyniu (!), a konkretnie we Włodzimierzu Wołyńskim. Jest to pomnik jeńców sowieckich zamęczonych w tym mieście (patrz fot. 16). Przedstawia wychudzoną, makabryczną wręcz postać pomiędzy metalowymi palami przywiązaną do nich właśnie drutem kolczastym (!). Czyż nie przypomina on wyraźnie przytaczanego wcześniej wypadku – omal nie zamordowanego oficera czerwonoarmisty (!) uwolnionego przez Polaków? Przypadek ten miał miejsce we Włodzimierzu Wołyńskim (!). Cóż za zbieg okoliczności! Zbadać by warto na ile wymienione pomniki były przedmiotem krytyki „Gazety Wyborczej”...

„Gazeta Wyborcza” w ataku

            Wspomniany element „naturalizmu” dał jednak natychmiast pretekst „Gazecie Wyborczej” do ostrzału. Przytaczany dziennik prawdopodobnie mógłby zaatakować pomnik prędzej czy później, gdyż jego linia politycznej poprawności jest dosyć znana. Mianowicie artykuły tam zamieszczane zwykły wybitnie subiektywnie i wybiórczo pokazywać historię związaną z rzeziami, na korzyść środowisk nacjonalistów ukraińskich i apologetów UPA. Sprawy najczęściej wyrywane tam są z kontekstu i tak odpowiednio przygotowany materiał jest komentowany. „Gazeta” jest także znana z prób stworzenia wrażeń symetrii zbrodni po stronie polskiej, prawdopodobnie by przypadkiem nie myśleć, że UPA w swojej brutalności i jej masowości była wyjątkowa. „Gazeta” promuje raczej hasło „UPA to nie tylko zbrodnie”, które było tytułem artykułu Marcina Wojciechowskiego w dniu 18.10.2006. Wszelkie sprawy negatywnie i dobitnie ukazujące działalność UPA, zdają się być Gazecie Wyborczej nie na rękę ( np. artykuł Pawła Smoleńskiego 30 marca 2005). 27 lutego 2007 „Gazeta” publikuje artykuł Michała Wojtczuka, „Czy w stolicy stanie makabryczny pomnik ofiar UPA?”. Widzimy jak pomnik „staje się” wręcz makabryczny. Jakiegoż dramatyzmu nadaje sprawie to słowo, użyte jakby przyjęty był jakiś inny z pozostałych projektów. Wspomniany artykuł został jeszcze zdublowany poprzez przedruk w Metrze, bezpłatnym dzienniku tej samej firmy. Pomnik opisany jest jako makabryczny, bez wyjaśnienia oczywiście, że takie „makabryczne” metody zabijania przez Ukraińską Powstańczą Armię były stosowane powszechnie. Sama „makabryczność” tej wybielanej przez Gazetę na wspomniany sposób organizacji nie zdawała się nigdy robić na większości dziennikarzy GW aż tak „makabrycznego” wrażenia. Zrobił je dopiero symboliczny pomnik, nieprzedstawiający jednak widoku do końca realistycznie, lecz bardziej symbolicznie. Oczywiście „Wyborcza”, zacytowała człowieka, który uważa, że projekt pomnika uderza w dobre stosunki z Ukrainą.

„Kampania negacjonisty Ernsta Zuendel’a”
Kliknij by powiekszyć

            Przypomina to niektóre aspekty kampanii Ernsta Zuendel’a organizującego bojkot filmu „Lista Schindlera” jako propagującego nienawiść do współczesnych Niemców, ukazującego brutalność, eksponującego widok nagich kobiet i przekręcającego prawdę historyczną (patrz załącznik artykułu). „Gazeta” w zasadzie nie zaprzecza zbrodniom UPA. Rzeź na Wołyniu przedstawiana jest jednak w różnych dziwnych kontekstach. Przykładem może być stwierdzenie, że ofiary na Wołyniu to ofiary „okrucieństwa polsko-ukraińskiej wojny” (30 marca 2005). Przy tym użycie wyrażenia „wojna polsko-ukraińska” może sugerować symetrię zbrodni po stronie polskiej i w kontekście Wołynia społeczną reakcję w stylu: „rżnęli masowo i jedni i drudzy”, co jest historycznym fałszem i zaprzeczeniem prawdzie. We wspominanym archiwalnym artykule Pawła Smoleńskiego autor określa ludobójstwo na Wołyniu mianem „antypolskiego terroru”. Tutaj istnieje kolejne nagięcie prawdy. Słowo „terror” bowiem nie równa się terminowi „rzeź”. Sam Smoleński stosuje zresztą podobny argument czy też raczej sformułowanie jak Zuendel, tyle że - w odniesieniu do wystawy obrazów przedstawiających rzeź wołyńską. Tekst swój tytułuje jako „Epatowanie okrucieństwem i prawda historii”. Samo nadmierne propagowanie sprawy „fałszywego zdjęcia” (o którym napisano dalej) przez Wyborczą niewątpliwie zwiększa szeregi negujących rzeź wołyńską. Podawanie zaś rzezi w innym charakterze niż ona występowała neguje jej charakter w ogóle. Dzień po swoim poprzednim artykule atakującym pomnik Michał Wojtczuk „znów nadaje” (28.02.2007). Możemy przeczytać telefoniczną rozmowę z Marianem Koniecznym. Zacytujmy słowa Wojtczuka: „Jest to niesłychanie drastyczny pomnik [...] Na pomniku są trupy dzieci! Chciałby je Pan codziennie mijać na ulicy? [...] Sam Pan mówi straszne [rzeczy] To dlaczego chce Pan dziś epatować tymi potwornościami?”. Wydaje mi się, że tego dziennikarza, jak i kilku innych cechuje dosyć charakterystyczna postawa. Pomnik i wszelkie sprawy związane z przypominaniem okrucieństwa UPA budzą w nich emocje dużo większe niż samo okrucieństwo UPA. Makabryczność czynów UPA wydaje się nie mieć dla nich aż takiego znaczenia, gdy biorą pod uwagę powiedzmy „narodowowyzwoleńczy” [sic!] charakter tej formacji. „GW” publikuje także (01.03.2007) artykuł pt. „Ukraińcy o pomniku ofiar UPA”: „Gazeta” podaje, że pomysł postawienia pomnika nie podoba się publicyście jednej z ukraińskich gazet, który nazywa to „skandalem”. Ja sam nie bardzo wiem, czy chodziło o formę („Gazeta” znów ją opisuje) czy o pomysł postawienia samego pomnika (krytyka wspomnianego publicysty ukraińskiego). Sam tekst nosi tytuł „Rozdrapywanie ran”. W tym samym tekście dla przeciwwagi czytamy o pomniku pomordowanych Ukraińców w Pawłokomie i rocznicy Akcji „Wisła”. Oczywiście upamiętnieniom tych dwóch wydarzeń nie jest nadany negatywny kontekst. Na tym nie koniec, możemy przeczytać w „Wyborczej” jeszcze jeden tekst pt. „Drażliwy pomnik” (02.03.2007). 30-40 procent tekstu jest znów powtórzeniem negatywnej opinii o projekcie pomnika, reszta to po raz kolejny informacja, jak bardzo projekt nie podoba się publicyście. Kilka dni później (07.03.2007) „Gazeta” publikuje w ramach opinii czytelników ironiczny tekst „Ten pomnik jest za spokojny”. Zacytujmy końcowy fragment, pokazując w jaki sposób „czytelnik” zwraca się do autora projektu Mariana Koniecznego: „Panie Profesorze – pomnik jeszcze nie odlany, może by coś poprawić. Dzieciątkom wydłubać oczka, przyciąć jedną ze zwisających stópek. Trzeba wstrząsnąć narodem. Polityka historyczna tego wymaga. Nuże! Do pracy!”. Wkrótce możemy też zobaczyć wydrukowany z podpisami znanych osób apel do Przewodniczącego Rady Miasta Stołecznego Warszawy Lecha Jaworskiego (13.03.2007) przeciwko projektowi pomnika. Zwracają na siebie uwagę podpisy dziennikarzy „Gazety Wyborczej”. Miesiąc później (17.04.2007) „Wyborcza” znowu przypomina o sprawie. Po raz kolejny możemy przeczytać opis pomnika i znaleźć informację o podpisujących się pod apelem wymienionych już wcześniej. Znajdujemy jeszcze wzmiankę o spotkaniu się przedstawicieli sygnatariuszy z Andrzejem Przewoźnikiem. Ogólnie jednak tekst podsumować można wyrażeniem „nihil novi”. „Wyborcza” atakuje projekt pomnika co najmniej 7-krotnie (!), jeszcze przed publikacją artykułu  Dariusza Stoli i Ady Rutkowskiej.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin