służba na zamku.txt

(23 KB) Pobierz
 "Służba na zamku - ROZDZIAŁ I"

(1864 odsłon)
(ocena 4.67/10)
(głosów 6)
(2 komentarzy)
(nadesłane przez: one_man)   


--------------------------------------------------------------------------------

Pani De Santia mieszkała w starym zamku, który odziedziczyła po przodkach - bogatej ksišżęcej familii. Zamek pochodził z XIV wieku, ale od tego czasu był wielokrotnie przebudowywany i modernizowany. Na wschodnim i zachodnim skrzydle budowli wznosiły się dwie wysokie wieże, zwieńczone szpiczastymi dachami. Zamczysko otaczał piękny stary ogród, o który dbał tajemniczy i milczšcy ogrodnik. Ogrodzenie stanowił kamienny mur poronięty bluszczem. 

Była jesień 1866 roku... 

Wychyliłem głowę z okna karocy, którš Pani De Santia wysłała specjalnie po mnie. Moim oczom ukazała się monumentalna stalowa brama przykryta kamiennym łukiem ogrodzenia. Wysiadłem. Chciałem zapłacić wonicy, ale ten odmówił przyjęcia pieniędzy, twierdzšc, że już uiszczono opłatę. Póniej jeszcze przez chwilę patrzyłem jak odjeżdża tš samš drogš, którš mnie przywiózł. Brama była zamknięta, zadzwoniłem więc w dzwon wiszšcy po lewej stronie. Po całkiem długiej chwili zjawił się wšsaty mężczyzna w kapeluszu, szarej kurtce i kaloszach. Wpucił mnie do rodka po czym natychmiast zamknšł bramę z powrotem. Następnie bez słowa wskazał mi drogę do drzwi frontowych zamku. Wydał mi się dziwny - nie powiedział nic, za to bacznie mi się przyglšdał... 
Ogród był piękny. Wszędzie w koło krzewy, żółcšce się drzewa. Jesienny wiatr zamiatał licie na kamiennym podjedzie. Niektóre z nich wpadały do fontanny, w której centralnym punkcie stała rzeba nagiego mężczyzny z przypiętš do nogi kulš. 
Zapukałem... Drzwi otworzył mi lokaj, elegancko ubrany starszy pan. Przedstawił mi się: 
-Witam w posiadłoci Madmuazelle De Santia, Panie Smith. Nazywam się Crouch i jestem tutaj lokajem. Pani nakazała mi zajšć się panem, tak więc zapraszam do rodka, obiad czeka już na stole w jadalni... Zamek w rodku był imponujšcy. Na parterze dwie wielkie sale - jedna z ogromnym stołem zastawionym krzesłami (tu włanie zjadłem posiłek) i druga - kominkowa. Pomiędzy nimi hol z którego biegły w górę dwa rzędy schodów pokrytych czerwonym dywanem. Gdy już opróżniłem talerze pełne pysznego jedzenia, postanowiłem zagadnšć lokaja o kilka spraw. 
-Panie Crouch.. Nie orientuje się pan może, w jakiej sprawie wezwała mnie Madmuazelle? (Wiedziałem tylko, że Pani ma dla mnie ofertę bardzo dobrze płatnej pracy, ale jaki miał być jej charakter - pozostawało tajemnicš) 
-Przykro mi, nie wiem nic na ten temat. Ale zapraszam na górę, Pani oczekuje już zacnego gocia w swoim gabinecie. Po schodach i drugie drzwi na lewo. 
Przyznam, że droga wcale nie okazała się aż tak prosta i minęło dobre 10 minut, zanim odnalazłem się w labiryncie zatopionych w półmroku korytarzy. Zapukałem... 
-Proszę wejć! 
Otworzyłem drzwi i wszedłem do rodka. W pomieszczeniu płonšł kominek, a na przeciwko niego, kštem do mnie siedziała w fotelu kobieta. Nie widziałem jej twarzy, za to w całej krasie mogłem podziwiać nogi - piękne, założone jedna na drugš, przyodziane w czarne rajstopy i szpilki. Pukle długich hebanowych włosów opadały na jej ramiona. 
-Dzień dobry. Nazywam się Smith. 
-Witaj Johnie. Ja mam na imię Alexis. Czekam na ciebie od południa... 
Mówišc to wstała i odwróciła w mojš stronę. Była piękna... Cudowna twarz, oczy o wyniosłym spojrzeniu, idealna figura. Ubrana w czarnš, krótkš sukienkę ciasno opinajšcš jej kształty. Podeszła do mnie wystawiajšc rękę do pocałunku. Schyliłem się i pocałowałem. Następnie rozmawialimy dłuższš chwilę, po czym zaskakujšco prostolinijnie przeszła do sedna... 
-Johnie, mam dla ciebie ofertę pracy, a konkretnie... (W tym momencie spojrzała na mnie przygryzajšc wargi) ...konkretnie ofertę służby. Chodzi o służbę na kontrakt... 
-A na czym miałaby polegać moja służba? - spytałem lekko zdziwiony. -Czy brakuje Pani kogo do pomocy w zamku? (Tak naprawdę w głębi ducha zastanawiałem się dlaczego wybrała akurat mnie... Jakby nie było innych mężczyzn w okolicy, jakby koniecznie zależało jej na kim z Londynu... I czemu zadała sobie tyle trudu, sprowadzajšc mnie do swojego zamku tylko po to, aby zaproponować mi pracę służšcego?...) 
-Podpisujšc kontrakt zostaniesz moim osobistym służšcym. Dostaniesz pokój, wyżywienie i... (Tu urwała znów tajemniczo się umiechajšc) ...zapłatę... Godzisz się na takie warunki, czy mam posłać po wonicę? 
-Tak... (Potrzebowałem pieniędzy, poza tym nie miałem żadnych zobowišzań w Londynie, rodziny, pracy... Nikt tam na mnie nie czekał, dlatego z pewnš radociš przyjšłem propozycję zamieszkania w posiadłoci Pani De Santii) 
-Dobrze... Cieszę się... Spojrzała na mnie ironicznie, ale też niezwykle pocišgajšco... -W takim razie podpiszesz kontrakt. Składa się on z dwóch częci. Na pierwszej z nich złożysz podpis już teraz, drugš za dostaniesz niebawem... 
Sięgnęła do szuflady biurka, wyjmujšc z niej kartkę papieru oraz pióro. 
-Czytaj. - oznajmiła dziwnie stanowczo. 

A oto treć pierwszej częci kontraktu: 
"Ja, John Smith, zamieszkały w Londynie na Long Road 23, zgadzam się na pracę i pobyt na terenie posiadłoci Madmuazelle Alexis De Santii, zamieszkałej w De Saint Castle 33, Wooden Park. Podpisujšc ten dokument owiadczam także, iż jestem w pełni władzy umysłowej i robię to z własnej nieprzymuszonej woli. Godzę się na podpisanie tego dokumentu, nie znajšc jego dalszej częci w chwili podpisywania. Jednoczenie zobowišzuję się do zaakceptowania pozostałej częci warunków kontraktu, choć jeszcze ich nie znam. Podpis: John Smith." 

Ogarnęły mnie wštpliwoci... "Nie mogę tego podpisać! To cholernie podejrzane, lepiej się stšd wynosić!". Ale w tym momencie Pani Alexis spojrzała na mnie... Tak... Słodko i... Powiedziała... 
-Nie zdecydowałam się jeszcze co do charakteru twojej pracy, rozumiesz sam... Dalsza częć kontraktu nie jest jeszcze gotowa, ale obiecuję napisać jš i dostarczyć Ci dzi wieczorem. 
Byłem tak skołowany... Że... Podpisałem.... 
Następnie lokaj Crouch zaprowadził mnie do mojej izby. Zjadłem podwieczorek, wypiłem herbatę po czym udałem się na spacer po ogrodzie. Miałem wrażenie, że ogrodnik mnie obserwuje... Gdy zaczęło się ciemniać wróciłem do izby... 

C.D.N.
 
 
 
 Po powrocie zastałem Paniš Alexis w mojej izbie. Siedziała przy oknie. Wyglšdała tak samo nieziemsko, jak wtedy, gdy ujrzałem jš po raz pierwszy. Ubrana identycznie, choć wydało mi się, że chyba z większym dekoltem i w jeszcze krótszej sukience... Gdy wszedłem wstała i przywitała mnie. Następnie usiedlimy na przeciwko siebie i zaczęlimy rozmowę. Pani była doć stanowcza, wypowiadała krótkie i zdecydowane zdania. Ja głównie przytakiwałem, już dawno zorientowałem się, że jest to osoba nieznoszšca sprzeciwu. Do tego jej wyglšd bardzo utrudniał mi koncentrację... Nieziemsko seksowna, nóżka założona na nóżkę, delikatnie wymachiwała uniesionym w powietrze czubkiem szpileczki. Nieustannie wpatrywała mi się w oczy, co bardzo mnie peszyło, ani razu nie wytrzymałem jej spojrzenia. W ręce trzymała kartkę papieru, zwiniętš i zapieczętowanš... 
- Z chwilš, gdy złamiesz pieczęć rozpocznie się twoja służba Johnie - zaznaczyła. - Pamiętaj, że wszystko co tam przeczytasz wchodzi w zakres twoich obowišzków i nie ma już drogi odwrotu. 
- Rozumiem... - zaniepokoiłem się. Byłem coraz mniej pewny siebie, ale też nieziemsko ciekawy tego co się wkrótce wydarzy. To włanie ciekawoć podkusiła mnie, aby podpisać kontrakt... Adrenalina... 
Nagle Pani Alexis wstała i zrobiła krok w mojš stronę kładšc rękę na moim ramieniu. Schyliła się i... Pocałowała mnie... Zrobiło mi się goršco... Dreszcz podniecenia przebiegł przez całe moje ciało... Patrzyła przez chwilę... Napawajšc się moim zdezorientowaniem... Nagle zbliżyła się jeszcze bardziej i usiadła mi okrakiem na kolanach... Położyła dłonie na moich policzkach i przycisnęła się jeszcze mocniej do mojego krocza... Zaczynałem odpływać... Kolejny pocałunek, teraz ognisty i głęboki... 
-Połóż mi ręce na udach i wsuń pod sukienkę - rozkazała. 
Zrobiłem to z rozkoszš, pragnšłem jej tak bardzo... Okazało si, że była ubrana w pończochy na pasku... Wpiłem palce dłoni w jej poladki Jeszcze mocniej zacisnęła uda wokół mnie, po czym przywarła rozdekoltowana do mej twarzy... Łapczywie wsadziłem język w szparkę pomiędzy jej piersiami... Całowałem namiętnie... Zaczęła rozpinać mi pasek, po czym włożyła rękę do moich spodni... Wzięła go do ręki i wyszeptała mi na ucho: 
-Całkiem ładny Johnie... 
Całowała mojš szyję, jednoczenie obcišgajšc mi rękš członka... Wykonywała powolne ruchy ciałem, przesuwajšc się to w górę, to w dół... Czułem, że zaraz się spuszczę... Pragnšłem tego... Wyszeptała mi do ucha, abym otworzył usta... Otworzyłem... Włożyła mi do nich zwiniętš, zapieczętowanš kartkę papieru - kontrakt, po czym nieoczekiwanie wstała i ku mojemu niezadowoleniu skierowała się do wyjcia... 
-Pamiętaj Johnie, wszystko zacznie się od momentu, gdy złamiesz pieczęć i przeczytasz treć umowy... - powiedziała na odchodne, po czym wyszła zamykajšc za sobš drzwi... 
Przez jaki czas siedziałem tak i nie mogłem ochłonšć Potem pozbierałem się, usiadłem przy stole i złamałem pieczęć bez większych zachamowań Jeszcze wtedy nie wiedziałem, co włanie nastšpiło Rozwinšłem dokument i zaczšłem czytać. 

Kontrakt pomiędzy Paniš Alexis De Santia oraz Johnem Smithem  częć zasadnicza. 
Wraz z podpisaniem niniejszej umowy, John Smith staje się całkowitš własnociš Pani De Santii. Wszystkie jego rzeczy przechodzš w jej posiadanie i może Ona nimi dowolnie rozporzšdzać. Przejmuje Ona całkowitš kontrolę nad egzystencjš Johna Smitha oraz jego wolę decyzjš. Jego stałym miejscem zamieszkania staje się posiadłoć Pani De Santii. Warunki mieszkaniowe oraz żywieniowe zależš od decyzji Pani De ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin