Szkoła bez lęku. Argumenty, nr 42(436), 1966.pdf

(88 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
http://autonom.edu.pl
Mazur Marian, 1966, Szkoła bez lęku . Argumenty, nr 42 (436), rok X, 16 października,
Warszawa, s. 5 i 10. Z cyklu „O szkole cybernetycznie”.
Zeskanował i opracował Mirosław Rusek ( mirrusek@poczta.onet.pl ).
Na sali sądowej znajdowali się sami oskarżeni – obecność publiczności nie była
przewidziana. W pewnej chwili wszedł do sali nobliwie wyglądający pan i powiedział do
oskarżonych: Jestem waszym adwokatem. Przyznajcie mi się szczerze do wszystkiego, gdyż
tylko wtedy będę mógł wam pomóc . Po wysłuchaniu zwierzeń oskarżonych powiedział:
Przestałem być waszym adwokatem, staję się zaś waszym prokuratorem . Po przesłuchaniu
oskarżonych i sporządzeniu aktu oskarżenia odezwał się jeszcze raz: A teraz jestem waszym
sędzią i wydam sprawiedliwy wyrok .
Takiej parodii sądownictwa nie ma w żadnym sądzie. Ale coś w tym rodzaju odbywa
się codziennie we wszystkich szkołach. Najpierw nauczyciel–adwokat spieszy uczniom
z pomocą objaśniając im nową lekcję, a nawet dopytuje się, czy może ktoś czegoś nie
zrozumiał; gdy się tacy znajdą, udziela im wyjaśnień. Nazajutrz ta sama osoba, ale już jako
nauczyciel–prokurator, zadaje uczniom wnikliwe pytania zmierzające do zdemaskowania ich
niewiedzy, po czym, jako nauczyciel–sędzia, stawia stopień.
Niektórzy młodzi uczniowie, a więc jeszcze naiwni, dają się nabierać na nauczyciela–
adwokata i przyznają się, że nie wszystko zrozumieli (zdarza się to na lekcjach fizyki lub
matematyki). Nauczyciel powtarza objaśnienia, po czym już tylko do „wychylających się”
zwraca się z zapytaniem, czy teraz wszystko jest dla nich jasne. Przeważnie nie jest jasne, bo
za drugim razem nauczyciel nie powiedział nic innego niż za pierwszym, ale nie rozumiejący
uczniowie tracą ochotę do szczerości, aby nie zarobić sobie na opinię tępaków. Co nie
przeszkadza, że następnego dnia nauczyciel-prokurator ich przede wszystkim wyrwie do
odpowiedzi.
Drugą nauczkę naiwny uczeń dostaje, gdy spróbuje dać do zrozumienia, że ocena
otrzymana od nauczyciela-sędziego wydaje mu się niesprawiedliwa. Szybko będzie mógł się
przekonać, że nie ma do czynienia z osobą nieomylną.
Rzecz jasna, uczeń to nie oskarżony, niemniej we wskazanej przeze mnie
„trójosobowej” roli nauczyciela wobec ucznia tkwi pewien element, z którego nauczyciele nie
zdają sobie sprawy.
Postaram się to objaśnić odwołując się do Pawłowa. Powszechnie znane są
eksperymenty, w których Pawłow wywoływał u psów skojarzenia widoku mięsa z dźwiękiem
dzwonka. W wyniku wytworzonego w ten sposób odruchu warunkowego sam dźwięk
dzwonka wystarczał, żeby pies zaczął przejawiać apetyt na mięso. Natomiast mało kto wie
o następującym
eksperymencie.
Pawłow
sporządził
dwie
plansze,
z
których
jedna
przedstawiała koło, druga zaś elipsę i nauczył psa, że gdy widać elipsę, to zaraz będzie mięso,
a gdy koło, to o mięsie mowy nie ma. W tym stanie rzeczy Pawłow zaczął stopniowo
pokazywać psu plansze z coraz szerszymi elipsami. Początkowo pies uważał, że elipsa wąska
czy nieco szersza to zawsze przecież elipsa, czyli zapowiedź mięsa. W końcu jednak elipsa
stała się tak szeroka, że pies stracił orientację, czy to, co mu się pokazuje, jest elipsą czy
kołem, a więc czy ma się nastawiać na otrzymanie mięsa czy nie. Wynikiem eksperymentu
było silne rozdrażnienie psa.
Uczeń w szkole znajduje się właśnie w roli takiego psa. W pewnym okresie zaczyna
on tracić orientację, czy nauczyciel jest jego sprzymierzeńcem, któremu można się zwierzać,
czy też przeciwnikiem, którego należy się strzec. Szereg przykrych doświadczeń skłania go
wreszcie do drugiego z tych przypuszczeń. Tu tkwi przyczyna znanego faktu, że z każdym
rokiem przebywania ucznia w szkole nauczyciel traci jego sympatię (co prawda, po latach
wspomina się z sentymentem szkołę i nawet najbardziej antypatycznych nauczycieli, ale jest
to tylko sentyment dla własnej odległej już młodości i wszystkiego co się z nią wiązało).
Utyskiwanie nauczycieli na trudności w zdobywaniu zaufania młodzieży wynikają
z niezrozumienia, że chcąc to zaufanie zdobyć nie można być na przemian elipsą i kołem.
Nauczyciel-prokurator, a zarazem nauczyciel-sędzia, to człowiek budzący lęk
i niechęć, a elementem utrzymującym te uczucia jest egzaminowanie w najszerszym tego
słowa znaczeniu (odpowiedzi ustne, wypracowania domowe i klasowe, egzaminy końcowe).
Egzaminowanie jest czynnością nauczycieli od tak dawna zakorzenioną, że w końcu
wszyscy przywykli do niej jak do czegoś nieuchronnego i oczywistego. Rozlegające się
nieraz głosy krytyki nie dotyczą egzaminowania w ogóle, lecz co najwyżej jednej z jego
postaci (potocznie zwanej właśnie „egzaminem”), przy czym najczęściej chodzi o egzaminy
maturalne, ale i w tym przypadku nie sięga się istoty sprawy lecz okoliczności
drugorzędnych, jak np. zakres egzaminu, sposób jego przeprowadzania (pisemny czy ustny)
itp.
Dopiero cybernetyka postawiła całe zagadnienie w zupełnie nowym świetle oraz
znalazła środki jego rozwiązania. Zanim przejdę do ich omówienia, chciałbym wymienić
mankamenty tradycyjnego egzaminowania. Można tu wymienić co najmniej pięć zarzutów.
2
Po pierwsze, szkoła wymaga stale od ucznia natychmiastowej gotowości do poddania
się egzaminowaniu. Gdy nauczyciel, wodząc wzrokiem po liście uczniów cedzi: a teraz... do
tablicy... przyjdzie... cała klasa zamiera w oczekiwaniu, kto będzie następnym delikwentem.
Gdy wreszcie padnie czyjeś nazwisko, reszta uczniów odpręża się z uczuciem ulgi. Również
zadania klasowe są najczęściej urządzane znienacka. Dopiero egzamin maturalny ma
przynajmniej tę kulturalną cechę, że jego termin jest zawczasu podawany do wiadomości
zdających. Doprawdy, czyżby nikt we władzach szkolnych nie zdawał sobie sprawy, że
utrzymywanie dzieci w ciągłym napięciu jest okrucieństwem? Niechby kto od dorosłych,
w pracy zawodowej, zechciał wymagać w każdej chwili gotowości do natychmiastowego
udzielenia żądanych informacji, i to bez możności posługiwania się dokumentami, notatkami
i innymi środkami pomocniczymi... Szkoła spekuluje na nieświadomości młodzieży w tym
względzie.
Po drugie, egzaminowanie odbywa się w sposób wyrywkowy, to znaczy, że o wiedzy
ucznia nauczyciel wnioskuje na podstawie sprawdzenia jej niewielkiego fragmentu. Na
zadanie wszystkich możliwych pytań nauczyciel nie ma czasu, a ponadto nie mógłby na tej
samej lekcji zadać tych samych pytań innym uczniom, skoro słyszeli oni dopiero co
odpowiedzi poprzednika. Oczywiście, pytanie pytaniu nierówne, toteż egzaminowanie
wyrywkowe jest obarczone ryzykiem znacznego błędu. Wprawdzie w skali całego roku
szkolnego wpływ przypadkowości maleje, ale nie zmienia to faktu, że dla ucznia
egzaminowanie go przez nauczyciela ma posmak loterii. Szkoda wynika stąd taka, że uczeń,
zamiast na zdobywanie wiedzy dla własnego dobra, nastawia się do zajęć szkolnych jak do
gry, w której przeciwnikiem jest nauczyciel i z której trzeba wyjść obronną ręką.
Po trzecie, zakres podlegający egzaminowaniu nie jest dokładnie określony.
W zasadzie od ucznia wymaga się znajomości informacji podanych w podręczniku, ale
między tym co wchodzi a tym co nie wchodzi w ich zakres jest mglista strefa pograniczna,
która dla egzaminowanego ucznia jest zawsze źródłem niepokoju i zdenerwowania.
W dodatku większość nauczycieli lubuje się w zadawaniu pytań z tej właśnie strefy, jak
gdyby w obawie, że zadawanie prostych pytań dotyczących głównych spraw przedmiotu nie
przyczyni egzaminowanemu trudności i wobec tego mija się z celem egzaminowania.
Po czwarte, w szkole nie przyznaje się uczniom prawa do wielokrotnego
odpowiadania z tego samego zestawu pytań. Jest w tym jakieś pomieszanie pojęć co do zadań
szkoły. Przecież nie o to chodzi, żeby egzaminowanie traktować jako turniej, w którym uczeń
ma coś do wygrania lub przegrania, lecz o doprowadzenie wiedzy ucznia do wymaganego
stanu, przy czym jest obojętne, czy stwierdzenie tego stanu nastąpi za pierwszym czy np. za
3
piątym razem. Jeżeli egzamin na samochodowe prawo jazdy lub egzamin pływacki można
powtarzać wiele razy aż do skutku, to nie widać powodów, dlaczego takie samo traktowanie
egzaminów miałoby być niemożliwe w szkole.
I wreszcie, po piąte, egzaminowanie w szkole jest głęboko niemoralne. Cóż bowiem
jest przedmiotem egzaminowania? Rzecz jasna, wiedza egzaminowanego ucznia. Ale wiedza
ta jest produktem dwóch czynników: starań nauczyciela i starań ucznia. A zatem
odpowiedzialność za ujemny wynik egzaminu powinna obciążać zarówno nauczyciela jak
i ucznia, a co najwyżej mogłaby być mowa o proporcjach rozdziału tej odpowiedzialności na
każdego z nich w konkretnych przypadkach. Tymczasem traktuje się sprawę tak, jak gdyby
tylko starania ucznia decydowały o jego wiedzy (przecież gdyby tak było naprawdę, to
nauczyciele byliby niepotrzebni). Co więcej, w razie ujemnych wyników wspólnego trudu
nauczyciela i ucznia konsekwencje w stosunku do jednego z tych wspólników wymierza
drugi wspólnik!
Wszystkie te trudności cybernetyka rozwiązała przez wprowadzenie tzw. nauczania
programowanego, opartego na posługiwaniu się maszynami uczącymi i maszynami
egzaminującymi.
Na temat nauczania programowanego istnieje już dość obszerna literatura 1) . Zajmuje
się ona rozmaitymi systemami nauczania programowanego, konstrukcją maszyn stosowanych
do tego celu i relacjonowaniem przeprowadzonych eksperymentów, toteż ograniczę się tylko
do omówienia wpływu, jaki ta metoda nauczania może wywrzeć na styl pracy w szkole.
Maszyna ucząca jest zaprogramowana w postaci dialogu między uczniem a maszyną.
W dialogu tym uczeń otrzymuje od maszyny pewną ilość wiadomości, pytania sprawdzające
opanowanie tych wiadomości przez ucznia, przy czym uczeń, odpowiadając na pytania, ma
możność upewnienia się, czy jego odpowiedzi są trafne. W porównaniu z nauczycielem
maszyny uczące mają wiele zalet. A więc program maszyny jest opracowany w sposób
metodyczny, wnikliwy i staranny przez zespół autorów o najwyższych kwalifikacjach
dydaktycznych. Dzięki temu program ten jest o wiele lepszy od toku lekcyjnego, jaki może
zapewnić nauczyciel z reguły improwizujący, nieraz zmęczony, niewyspany, niezdrów,
skłopotany sprawami osobistymi, niezdolny lub po prostu znudzony powtarzaniem tego
samego kursu przez wiele lat.
Posługując się maszyną uczącą uczeń jest aktywny przez cały czas, natomiast na lekcji
z nauczycielem jest przeważnie biernym słuchaczem.
1)
Czytelnikom, którzy pragnęliby zapoznać się z podstawami nauczania programowanego, mógłbym zalecić
lekturę mojej publikacji „Nauczanie programowane”. Kwartalnik Pedagogiczny nr 1, 1964.
4
Przy nauczaniu lekcyjnym tempo pracy wyznacza nauczyciel, przy czym jest ono
dostosowane do uczniów o przeciętnych zdolnościach, toteż jest ono zbyt powolne dla
uczniów zdolnych, a zbyt szybkie dla mniej zdolnych. Lekcja taka dla zdolnych uczniów staje
się redundancją (powtarzaniem tych samych informacji) a dla mniej zdolnych szumem
informacyjnym (informacjami niezrozumiałymi), wskutek czego jedni i drudzy zaczynają się
nudzić i zabawiać czym innym, rozmawiać, zakłócać tok lekcji. Natomiast tempo pracy
z maszyną uczącą wyznacza sam uczeń. Nikt go nie popędza, ani nie hamuje, opanowując
szybko wiadomości zyskuje sporo wolnego czasu. Gdy ma trudności, może się zatrzymać nad
nimi dłużej, nikomu tym nie przeszkadzając. Okoliczność, że przy pracy z maszyną uczeń jest
stroną dyrygującą (a nie dyrygowaną jak na lekcji z nauczycielem) wyrabia w nim
samodzielność, poczucie odpowiedzialności i umiejętność koncentrowania uwagi.
Maszyna ucząca jest cierpliwa – jej program może być powtarzany tyle razy, ile uczeń
potrzebuje.
Maszyna ucząca nie objawia żadnych emocji, nie zżyma się gdy uczeń powoli
pojmuje przekazywane mu wiadomości, nie irytuje się, dzięki czemu nauczanie przebiega
w zupełnym spokoju. Również i uczeń nie ma tendencji do dąsania się, opryskliwości lub
złośliwości, bo przecież nie znalazłoby to u maszyny żadnego odzewu. Oprócz maszyn
uczących istnieją również maszyny egzaminujące, różniące się od maszyn uczących tym, że
nie podają żadnych wiadomości, a zawierają tylko same pytania, z kontrolą trafności
odpowiedzi. Zazwyczaj działanie ich polega na tym, że przy poszczególnych pytaniach uczeń
otrzymuje kilka (np. pięć) propozycji odpowiedzi i ma spośród nich wskazać (przez
naciśnięcie odpowiedniego przycisku) tę, którą uważa za trafną. W razie wskazania
odpowiedzi błędnej musi wskazać inną odpowiedź itd., aż do skutku; bez dojścia do
odpowiedzi trafnej blokada mechanizmu maszyny uniemożliwia uczniowi przejście do
następnego pytania. Maszyna egzaminująca jest wyposażona w licznik zliczający wszystkie
odpowiedzi (trafne i błędne) udzielone przez uczniów. Na przykład, jeżeli włożona do
maszyny taśma zawiera sto pytań, to w wyniku egzaminowania ucznia, który na każde
pytanie udzielił od razu trafnej odpowiedzi, licznik wskaże sto odpowiedzi. Na odwrót, jeżeli
uczeń nie potrafił odpowiedzieć na żadne pytanie (tj. na każde z nich dał cztery błędne
odpowiedzi, a więc pozostało mu tylko wskazać piątą, nareszcie trafną odpowiedź), to licznik
wskaże pięćset odpowiedzi. Wskazania licznika zawierają się więc między tymi skrajnymi
liczbami i stanowią zarazem ocenę wiadomości ucznia.
Maszyna egzaminująca pozwala sprawdzić, czy uczeń przyswoił sobie wszystkie
wymagane
wiadomości,
w
odróżnieniu
od
wyrywkowego
ich
sprawdzania
przy
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin