Katarzyna Grochola - Kot mi schudł.doc

(134 KB) Pobierz
Katarzyna Grochola

                            Kot mi schudł. – autor Katarzyna Grochola.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Katarzyna Grochola:                                           

               

               

               

Kot mi schudł

 

monodram

               

 

   (Pokój umeblowany starymi meblami, po prawej i lewej stronie drzwi, po lewej do kuchni, po prawej do przedpokoju, kredens, bufet, na bufecie bibeloty, figurki, szkło, karafka, telewizor, mały stoliczek na kółkach  przy jednych drzwiach,  stół na środku pokoju, okno z kwiatem beniaminem fikusem, kwiat widać postawiony przypadkowo, tapczan nakryty przytulną kapą, pod tapczanik prawie niewidoczny basen szpitalny, nerka szpitalna przy wezgłowiu).

    Uchylają się drzwi, wchodzi elegancko ubrana starsza pani, w kapeluszu z czarną woalką, rękawiczkach, kładzie torebkę na bufecie, na stole torby z zakupami, zdejmuje kapelusz i futro, wiesza na okrągłym wieszaku, ściąga rękawiczki, kładzie je do torby, ubrana w długą (ale nie do ziemi) czarną sukienkę z elementami koronki, szal? luźny rozpinany sweterek , poprawia włosy w szkle kredensu, podchodzi do stołu i wypakowuje zakupy,  wyjmuje płyn pronto, czyta duże litery, rozgląda się w poszukiwaniu czegoś, znajduje okulary na bufecie, mają łańcuszek przypięty do końcówek, zakłada i czyta)

 

    Pronto por stop prachu przeciw kurzowi, hoszan tarto portaszito hatas, dlouhotrvajici antistaticky ucinek, długotrwające działanie antystatyczne (obraca pojemnik) no tego nikt nie jest w stanie przeczytać (odkłada, bierze następną buteleczkę), dobrze, płyn do zmywania, pozostawia długotrwały świeży zapach, zobaczymy, nie rysuje nawierzchni, cóż to za pomysły, ... (wyjmuje następne paczki, wącha, okulary spuszcza na piersi,) herbatniczki, pachną! Ciasteczka maślane, oni na pewno będą po obiedzie, ciasteczka, nie są długotrwałe... ciasteczka jeszcze jedne i jeszcze... orzeszki... Cyprian przepada za casesh... Proszę bardzo, są! (wyjmuje orzeszki) Herbata i ciasteczka.... Rękawiczki... (szuka w torbie, wyjmuje gumowe rękawiczki) Otóż i one.... Dobrze... Nie będą wcześniej jak o piątej... (próbuje ogarnąć tę kupę zakupów) Herbata? Była tutaj... jest... Zatrzymali się w hotelu więc... (zastanawia się co robić, zostawia stół, kieruje się w stronę telefonu - stary model, czarny) Może zapytam... Nie, nie zapytam... (obrzuca spojrzeniem pokój) Ależ tu rozgardiasz ... (wraca do wypakowywania)  Dobrze... Na pewno nie zostaną na kolacji... Ale przyda się... Gdyby jednak (wyjmuje pozostałe produkty) szynka... tam nie mają prawdziwych wędlin... chleb, na miodzie... Lubię taki chleb i on tak szybko nie schnie, ser żółty... (wyjmuje słoik, ogląda) truskawkowy, Cyprian  przepadał za nim... jak był mały... Na pewno gdzieś są umówieni na kolację... Tak, tylko herbata i ciasteczka... To do kuchni... To do kredensu (dziel zakupy, wynosi, cofa się, bierze rękawiczki, jakby myślami była gdzie indziej, oddala się z zakupami za drzwi, wraca,  siada przy stole, przed nią torebki z ciastkami, orzeszkami, wachluje się kolorową gazetą polityką, wprost) To przynosi ulgę... I tak wpadną tylko na moment... Jak zwykle.... Nigdy zresztą nie miałam im tego za złe.... Ciekawa jestem... Nawet byłam zdziwiona, że teraz przyjeżdżają...Do świąt tyle czasu... Ale... Pewno interesy... Cyprian był zawsze bardzo, bardzo dobrym dzieckiem.... No cóż, nie na wszystko ma się wpływ... Jak zdecydował - tak ma... A i żona miła... Na pewno nie będą długo siedzieć...

    Muszę tu nareszcie uprzątnąć... Zapytają, gdzie Władzia. A gdzie Władzia - jakbym go słyszała.... ummm. (naśladuje wyimaginowanego syna, nieco zgryźliwie) Gdzie Władzia? Jak mama sobie sama radzi? Grzeczność przede wszystkim...(marudnie) . Radzi sobie, radzi... Władzia? ... Odeszła. Nie, nie, tak (bardziej twardo) odeszła. Nie, nie mogła odejść... (Tak jakby ćwiczyła różne warianty odpowiedzi) Władzia? Zwolniłam ją. Tak, to lepiej brzmi... Zwolniłam ją (przedrzeźniając wyimaginowanego syna) Czy to było rozsądne, czy mama uważa, że to było rozsądne? A ona doda:

    w mamy sytuacji? (wymuszony śmiech i beztroska, zmienia temat ale odpowiada wyimaginowanemu synowi) . Tam chyba leżą jeszcze te orzeszki, które lubisz, kochanie, sprawdź. (do siebie) Muszę je przesypać... Niech też nie mają wątpliwości, że wszystko jest tak, jak być powinno (znowu zwracając się do wyimaginowanych gości) Chyba jeszcze zostały. (podnosi się, sięga do bufetu, wyjmuje różne naczynia, otwiera opakowania, przesypuje  orzeszki, wkłada z powrotem do bufetu). O tak... (z zadowoleniem) właśnie tak...A ciasteczka od razu na stół...jak zawsze...(zmienia głos, ton sprawozdawczy)  Cyprian był znakomicie wychowanym dzieckiem... Był dobrym czułym chłopcem...Zresztą cóż to za  wypytywanie... Oczywiście - zapytają. Raz. I ja odpowiem. I będziemy mogli się zająć... Oni zresztą są tacy zajęci... Cyprian jest  teraz przedstawicielem na całą Wschodnią Europę... Z takiego syna mogę być tylko dumna! Tylko dumna! (cały czas zajmuje się ciastkami, kładzie i przestawia na stole, nad następną paczką zastanawia się) Nie wszystko... Niech nie myślą, że jakoś specjalnie się szykowałam... Ot... po prostu wpadli na herbatkę... Wystarczy. Za dużo kupiłam... Gdyby chcieli coś zjeść... Ale na pewno zjedli już kontynentalne śniadanie (z politowaniem) A obiad oczywiście w hotelu... Nie będą głodni (chowa następne ciastka do kredensu, wyjmuje popielniczkę, przeciera szmatką i z powrotem chowa) Popielniczka... Też schować, niech nie myśli, że aprobuję ten rodzaj nałogu... Dawnej paliły tylko kobiety określonej konduity... (zamyka kredens przesuwa po nim palcem) Ależ tu się zebrało kurzu! To nie może tak być! To mieszkanie wygląda na zaniedbane! (wychodzi, przynosi pojemnik z płynem i rękawiczki, wciąga je, jakby robiła to po raz pierwszy w życiu, przygląda się swoim dłoniom) No, no, takie rękawiczki... Coś podobnego... Zapocą mi się w tym dłonie... Co pani robi pani Marianno, że pani ma tak piękne dłonie? Nic, nic... (po pauzie) Ładne mi nic... Trzeba się napracować, żeby mieć takie dłonie...

                              (Pryska strumieniem mgły z aerozolu na ścierkę i kredens) No, spróbujemy tego czarodziejskiego wynalazku - przyjemny zapach, doprawdy przyjemny - i od razu zorientują się, że było specjalnie sprzątane!. Zawsze mogę uchylić okno... Przewietrzy się...Nic nie będzie czuć...(Krząta się, przeciera różne bibeloty, układa i podgrywa do wyimaginowanych dzieci) A gdybym raz jeden jedyny raz... Nie! Siadajcie drogie dzieci, nie spodziewałam się was przed świętami, ślicznie wyglądasz Oleńko! Jak zwykle! (do siebie) Mam nadzieję, że nie będzie znowu w tej marynarce - jak się ma takie ramiona to się nie nosi... To taki wstyd dla kobiety takie ubranie... i przy jej ramionach...Nigdy nie włożyłabym czegoś podobnego... Ale to nie moja sprawa... Nigdy się nie wtrącałam, wybór Cypriana był dla mnie święty! Zresztą nie mogę powiedzieć - to nie jest brzydka kobieta... Całkiem przystojna...(z żalem i goryczą)  A Cyprian mógł mieć każdą! Każdą!!! No, ale cóż...Jak sobie Władzia bez tego dawała radę? Że też nie byłam w stanie jej zmusić do używania niczego innego poza terpentyną... Gdzie ona ją kupowała? Terpentyna z dzieciństwem jej się kojarzyła... Schodziłam pół miasta i nie znalazłam... Podobno w sklepie dla plastyków...Takie przestarzałe metody... Chodzi o to, żeby było czysto... A tu całkiem prosto (ściąga ze stołu ażurową serwetę, wyciera blat, składa serwetę, podchodzi do bufetu, po drodze zatrzymuje się przed kredensem i  stojąc przed nim z  serwetą, pojemnikiem ścierką w rękach gra do szkła   tak jak do dzieci, z przekąsem, Proszę bardzo kochani, wejdźcie! Proszę! Proszę uprzejmie... jak to.... miło, że w końcu przyjechaliście. Nie spodziewałam się was co prawda przed świętami, ale bardzo, bardzo, proszę bardzo (zmienia głos, jakby się jej wyrwała prawda, a nie udawanie) Nie, nie jesteście mile widziani. Nie widzę powodu, dla którego odwiedzacie mnie raz do roku. Nie życzę sobie podobnych wizyt. Już dawna chciałam wam dać znać, że jest mi to wyjątkowo nie na rękę,. Ale skoro już jesteście.... Nie, nie zaparzyłam herbaty... Władka? Władka odeszła. (do siebie) Nie! Nie mogę powiedzieć odeszła. Władka? Zwolniłam ją. (Niedbale) Zwolniłam ją. (konfidencjonalnie) Zwolniłam ją.(ze złością)  Zwolniłam ją. (wyniośle) Musiałam ją zwolnić. Bzdura! Nic nie musiałam! Zwolniłam ją. Otóż to. Zwolniłam. Po prostu zwolniłam. Po co przyszliście. Rozmawiać o niej? Nie są mi potrzebne wasze wizyty. Zupełnie nie miałam odwagi powiedzieć wam, że to rzecz zbędna. (sumituje się) Ja skąd? Ja? Nie miałabym odwagi? Nie miałam (zastanawia się) czego ja mogłam nie mieć? Wszystko miałam. Nie podoba mi się, że traktujecie mnie w ten sposób. ..(szuka właściwego słowa) w sposób, w sposób, w sposób...  (z gniewem) Nie jestem rezydentką w domu starców, która odwiedza się w dniu miłosierdzia! (macha ręką z rezygnacją) Ale wszystko co on powie to - kochanie, ależ mama na pewno nie to chciała powiedzieć... (krzyczy) Otóż właśnie mama to chciała powiedzieć... Właśnie to!  Właśnie to... Siadaj! Krzyknę. Nie, nie krzyknę. Powiem spokojnie, siadaj proszę. Nie, nie tak. Siadaj proszę (robi akcent na proszę, potem jadowicie) Siadaj. Jeszcze nie skończyłam! (do siebie z pretensją) A mój syn nie zwróci na mnie uwagi... tylko powie: - kochanie, wysłuchajmy, co mama ma do... A będzie myślał - ta (w słowie ta zawarte są wszelkie inwektywy). Oto jak wychowałam własne dziecko...Władzia mówiła, Władzia! Jak mogłam sobie przez tyle lat pozwalać, żeby Władzia mówiła w moim domu, co chce... Bardzo dobrze (wraca do kredensu i krzątania się) Bardzo dobrze, że Władzia odeszła... bardzo dobrze... Tyle lat z nią wytrzymywałam... Taka (szuka odpowiedniego słowa) taka... taki ... dziwoląg (naśladuje Władzię) Kawy to ja pani nie zrobię! (rozgląda się po pokoju, idzie w kierunku tapczanu podnosi białą nerkę szpitalną i przenosi na stoliczek) Władziu, proszę w tej chwili zaparzyć kawę! Kawy to nie wolno pani... Ja! Ja musiałam sama sobie parzyć kawę! Jakby ktokolwiek o tym wiedział to by... Za taką pensję ona mi mówiła, że kawy nie będę pić, bo nerki... Przecież ona nie wiedziała nawet co to nerka! Ona chyba myślała, żę ja to mam zapalone! (potrząsa nerką) Władziu, idiotko, to nie jest nerka! To znaczy, to też jest nerka! Ale ja nie to mam zapalone! I ja sobie sama musiałam robić kawę! Ja! Ja musiałam sobie sama parzyć kawę mając służbę... no  służącą... Dobrze, że nikt nigdy się o tym nie dowie... (zaczyna przedrzeźniając Władzię, kończy normalnie) Pani nie wolno kawy, bo pani ma nerkę zapaloną! Pani nie wolno pić kawy, bo zapalona nerka... bo nerka zapalone...Nerka  (po odłożeniu nerki wraca do stołu, siada, ciężko oddycha)   Teraz mogę robić, co zechcę... Nikt mi nie będzie... zresztą nigdy nikt nie mógł (podnosi się, wychodzi, przynosi szklankę kawy parzonej po turecku, odstawia na stół, przenosi na bufet) Najpierw nakryję... (otwiera bufet, widać ułożone obrusy, ścierki itp., grzebie w tym)  Nie wiem, gdzie ona mogła trzymać obrusy... Jak ja z nią wytrzymałam te trzydzieści lat pozostanie dla mnie zagadką (przerzuca te rzeczy, część wypada na podłogę) Pozostanie dla mnie tajemnicą... Pozostanie dla mnie  nieodgadnioną... (wypadają zdjęcia, schyla się po nie i podnosi, zostawiając inne rzeczy na podłodze) coś podobnego... tutaj zdjęcia... te które kazałam jej... Przysięgła, że spaliła... Jak mogłam choć przez moment wierzyć takiej kobiecie... zawsze wszystko sama ...(pieczołowicie je prostuje i odkłada na bufet, schyla się po ścierki, podnosi jedną, w pół drogi wraca do zdjęć pozostawiając ścierki na podłodze) Oczywiście... (przegląda je) Mój świętej pamięci Krzysztof... Chyba jeszcze przed... ależ oczywiście.... jeszcze... No tak... Bryczesy... sztylpy... (z podziwem) Jakież on miał ramiona w tej kurtce..... Nie pochwalałam... Polowania... Władzia uważała, że polowanie to takie barbarzyństwo... W jej sferach... jeśli w ogóle można użyć tego słowa w odniesieniu do Władzi... W sferach Władzi... Ach - to brzmi! No więc w jej sferach polowania były (wydyma usta, przegląda dalej)... To jej kazałam wyrzucić! Cóż ta kobieta nawet teraz wystawia mnie na próby... Krzysztof... Nie mogę uwierzyć... Postawny mężczyzna... Dlaczego ja za niego wyszłam? Mój Boże, w przyszłym roku obchodzilibyśmy sześćdziesięciolecie małżeństwa... Dobrze, że zszedł wcześniej, Panie świeć nad jego duszą. (bierze zdjęcia i podchodzi z nimi do stoliczka odkłada koło nerki). Miałam męża, pożal się Boże...W końcu coś mi zostawił... Syna (jakby jej coś puściło,  podnosząc rozsypane ścierki znajduje dużą kartkę przypiętą do drzwiczek, ogląda uważnie kartkę, odrywa ją, siada do stołu) Nikt nie wtrącał się do mojego życia! Nikt! Adres weterynarza... A na cóż to mi droga Władziu, na cóż mi to... Jakbym ją słyszała...(Mówi jak Władzia) “Bo Panie Doktorze, kot mi schudł. On już jakiś czas tak wygląda, ale ja się zbytnio tym nie przejmowałam. W życiu jest tyle ważniejszych rzeczy niż kot. Kot. No i cóż, że kot? To myślałam, że mu nic nie jest, bo mąż to wiadomo, drzwiami praśnie, choć dobry człowiek” (do Władzi, z politowaniem)  Oj, Władziu Władziu - dobry człowiek! Jakież my kobiety potrafimy być... cierpliwe. (znowu przedrzeźniając Władzię) A ona mu mleka do miseczki, bo mleczko musiało być, bo jak raz nie było, to się nauczyła, żeby było, bo nerwy mężusiowi puściły, bo zwierzaki  to o siebie dbają najprędzej... (mnie kartkę i odkłada na stoliczek) Ano, najpewniej droga Władziu... A ja zawsze byłam... byłam ... (odchodzi w stronę bufetu, podnosi wyrzucone ściereczki, szuka obrusa) byłam sama... Ot co... Do kawy moja Władko podajemy ciemne obrusy i jaśniejsze serwetki... “Ale to nieładnie wygląda, proszę pani!” I co ja widzę? Kremowy obrusik, serwety nie rozłożone tylko zwinięte... Władziu - nie w ten sposób... tylko tak, bardzo proszę, żeby Władzia na drugi raz nakrywała zgodnie z moim zaleceniem... Żeby Władzia jednak była uważniejszą...Tak, tak... Kiedyś służby nie trzeba było uczyć, co należy, a co nie... Jednak mieli to we krwi... A więc... zrezygnowałam z niej (z wysiłkiem sięga po coś głębiej) ... Zrobiłam ze wszech miar słusznie... Słusznie... (ze zniecierpliwieniem) ponieważ są takie momenty w życiu, kiedy trzeba sobie powiedzieć dość! Gdzież mogły się podziać te obrusy? Prosiłam - moja  Władziu! Ale gdzież tam... Proszę bardzo... otóż to (wyciąga serwety koronkowe) Jak mogła je tutaj złożyć? Mogła, skoro złożyła... (wyciąga wreszcie obrus, którego szuka, odkłada złożony na stół, pochodzi do stoliczka ze zdjęciami, bierze znowu do ręki, mówi cały czas przeglądając zdjęcia) Przystojny był z niego mężczyzna... Nawet mogłabym powiedzieć... był taki czas, kiedy mogłabym powiedzieć za! (z naciskiem) Za przystojny... Ale w porę... (oburzona) Te jej kazałam spalić! To wieczne zaufanie dla służby... Wydaje ci się, że co powiesz, to święte... Spalić! Te spalić, droga Władziu! Tak, tak, proszę pani, już biore! Wzięła - wzięła, żeby schować i mnie nawet teraz denerwować! (odwraca zdjęcia) Wpisała daty z tyłu... Wygląda, jakby nie umiała pisać... Po cóż to komu...(z czułością)  Moja  Pani w trzydziestym czwartym na Wileńszczyźnie, jaśnie wielmożny pan jak w armii Andersa... Nie! Żadnych zdjęć! (Odrzuca, ponownie bierze do ręki) To jego ostatnie zdjęcie... Z Londynu... Nie, wcześniej... Cóż ja miałam  za nieprzyjemności... Zginął ot, co ... na polu chwały.... Bardzo męskie... My, Polacy nigdy nie byliśmy kondotierami wojny... Nigdy! To tylko okoliczności, wieczne okoliczności, w których występowaliśmy... Defensor patriae  - to był zaszczytny tytuł polskiego rycerza... polskiego żołnierza... Defensor patriae - obrońca ojczyzny.. Na polu chwały... Nie !Tylko głupcy oglądają się wstecz... Roztkliwianie się nie leży w naturze silnych kobiet... A też musiałam być silna... (roztkliwiona) O malutki Cyprian tu się zaplątał... Cyprian - po Norwidzie... Nikt wtedy nie zachwycał się jego poezją... tylko ja miałam rzadką właściwość rozpoznawania rzeczy dobrych i pięknych (wraca ze zdjęciami do stołu, zdejmuje rękawiczki gumowe, które ma cały czas na rękach, siada,) Wydałam przecież polecenie! Tu chyba jeszcze przed Cyprianem... Tak, widzę to po figurze... Potem lekko... Krzysztof namawiał mnie na... wtedy oczywiście, kiedy zdarzało się mu być w domu... Trzeba przyznać z ręką na sercu, że nie często... Chciał mieć jeszcze jedno... dziękować Bogu, że się nie zgodziłam! To dopiero bym wyglądała z dwojgiem... Ledwo z Cyprianem dałam sobie radę... Wojna! Wystarczył on jeden... Radość mojego życia... Tak ciężko okupiona, tak ciężko... Może dam mu te zdjęcia... Tu jeszcze z ojcem... Ale synu (zmienia ton głosu) prawda była taka, że miałeś tylko matkę, synu. I za to przynajmniej należy się jej wdzięczność... Jakakolwiek wdzięczność... Po tylu trudnych latach... Jak to dzieci nie zdają sobie sprawy z tego, co się dla nich robi... Ten szok przeżyty przez cały naród... Szczególnie potem... On zginął... Nie było wyjścia! Zginął, synu, żebyś ty mógł... (po pauzie, wracając do przeszłości) Piersi... pamiętam jak rozpaczliwie bolały mnie piersi... nie do wytrzymania ból...Musiałam mieć mamkę do syna, och to straszne wspomnienie, straszne... radość! Macierzyńska radość! Oczywiście, byłam szczęśliwą matką! Syn był dorodny... Krzysztof spełniony... Ale ojcem... Mężem - tak. Co do tego nie ma dwóch zdań. Złego słowa nie mogę powiedzieć... niech mu ziemia lekką będzie...Cóż ta Władzia...  Po cóż ona to tu schowała? (ze zniecierpliwieniem) Na przeszłość mogą pozwolić sobie ci, którzy umierają młodo (zbiera zdjęcia, z zamiarem odniesienia, zatrzymuje się wpół) A może ona... chwileczkę, a dlaczegóż? To przecież zdjęcia Władzi? (odpręża się, rozpogadza, siada z powrotem) Śmieszne... No tak, to ze dwadzieścia pięć lat temu... A tu chyba nawet ja sama... A to co znowu... Władzia z kotem! Ależ to było pokraczne stworzenie... Ten kot zresztą też był pokraczny... (zamyśla się) A  Władzia tak o nim... jakbym ją słyszała... że Burasek malutki, troszkę chromawy, bo mąż bucikiem przetrącił, w przepokoju się biedak rozbijał i kotek mu w drogę wszedł,  nie żeby mężczyzna sobie nie wypił, ona to musiała mieć krzyż pański z tym mężem. Że (jak Władzia) grzech to nie jest. (do siebie.) Te oświadczenia prostego ludu, doprawdy... (z kpiną) Ale Władzia ,  żalu nie miała, o nie, bo przecież żeby kotka nie przyniosła, to by mężuś się nie zezłościł. Ale jak mawiała Władzia, najważniejsze, to go nie zezłościć. Bo on biedaczek to nad sobą nie panuje. I potem to jej było przykro , że go musiała zdenerwować. A w życiu to przecie proszę pani złościć się nie trzeba, bo ono krótkie...Tak mówiła ta Władzia... pani spojrzy, chudzieńki taki. (prostuje zdjęcie) Ano chudy, chudy... Władzia też przed odejściem gruba nie była...(bierze następne) To od razu zrobione, jak Władzia do mnie trafiła... Zabiedzona była... No, wtedy już się służby nie wybierało... A przecież i dom dawałam i wyżywienie i wychodne... Ogłoszenia mi nie  chcieli przyjąć... cóż to za czasy były... Musiałam zmienić... uczciwą do prowadzenie domu... Jakby służąca mogła prowadzić dom... Dom to ja zawsze prowadziłam! I zgłosiła się. Mizerota. Widać było, że kobieta uczciwa... Nadawałaby się... I już  prawie ustaliłyśmy warunki, a ona mówi, że z kotem... A ja tych stworzeń się brzydzę... Brzydzę się zwierząt... A ona mi tłumaczy, że jak  Buraska zobaczyła w piwnicy, takie to malutkie było że aż krzykła! Ten jej język! I zachęca mnie w ten szczególny sposób że (naśladuje Władzię) że  on do szczura, proszę pani, był bardziej w podobie. (Wzdraga się)  I go wzięła. (rozpędza się Władziny głosem) I rozpaliła pod kuchnią i nagrzała wody, i umyła go dobrze, i mleczka nagrzała, bo mleko to zawsze ma, i mąż przyszedł, i żadnych zwierząt w domu krzyczał... (z szacunkiem) Ale Władzia  kota nie wyrzuciła, bo - (robi przerwę, z sarkazmem ) - sam Pan Bóg mi go dał, proszę Pani. I do mnie Władzia mówi, nieznajoma osoba - że albo z kotem albo razem, albo nikt. (z siłą) Więc powiedziałam - absolutnie! Absolutnie! (zastanawia się) No, chyba żebym nie  wiedziała, że jest. (z obrzydzeniem) . Nie czuła fetoru, tej  woni kociej... Znam ja dobrze takie domy... Toż to nie domy, to stajnie lepiej pachniały... Nie! Nie! W żadnym wypadku nie! (po pauzie) Chyba że wręcz nawet nie będę przeczuwała, że to stworzenie tutaj jest!... No i na próbę... Nikt się wtedy oprócz Władzi nie zgłosił... nikt nie odpowiedział na to moje ogłoszenie... A jak ona wyglądała... Schludnie... Ale biednie, oj biednie... W socjalizmie pracy było w bród... Każda wolała fabrykę niż porządny dom... No i tak na próbę Władzia z tym stworzeniem została... Ale mieszkało to w pokoiku ... Razem z Władzią... I rzeczywiście prawie nie wiedziałam, że to w MOIM domu jest! A to stworzenie  chrome było.. .Powiedziałam tylko - proszę mi je wykąpać... Ach, co to się działo! Jakże Władzia przy tej kąpieli nie krzyknie: Pani go tak tu nie naciska, bo on chyba żebra ma zwichnięte. Żebra, Władziu jedyna? A to z tego kopania...(z sarkazmem) niechcący mu pod nogi  wpadł! Znaczy kotek wpadł!  Już myślała, że kot na nic. (z ulgą) Ale wyzdrowiał. .. I to wszystko przy kąpieli tego stworzenia. Władzia doprawdy była niespożyta w tych opowieściach! Tu woda, tu specjalny płyn, tu to stworzenie takie, takie ... jak zmokła kura...(czule)  I co ona się go naprzytulała, jak myślała, że nie patrzę...Władzia niepoprawna była... Wtedy kiedy po karpie przed Wigilią roku pańskiego... och jeszcze przed wyjazdem, pierwszym wyjazdem Cypriana do Londynu... który to był rok? Nie pamiętam... Karpie poszła kupić... Pół dnia jej nie było... A kot zamknięty... Chwili wytchnienia nie miałam... (emocjonalni, ze wzruszeniem) Podchodzę do drzwi - cisza. Czekam trochę - cisza... Odchodzę - cisza... Staję pod drzwiami - cisza... Nic się nie rusza! Żadnego dźwięku... Może mu się coś stało? Otworzyłam lekko drzwi - nigdy tego nie robiłam. (jak dama) Wiem dokładnie gdzie jest granica, której przekroczyć nie wolno... Leżał na tapczanie Władzi... Prawie go nie widziałam... tam jest ciemno... Okno tylko od północy, mały ten pokoik... Nieduże okno... Zamknęłam drzwi (mitmityguje się) -  jeszcze tego brakowało, żebym się kotem cudzym martwiła! Ale Władzi nie było i nie było... Takie czasy... Przed wojną ryb a ryb... i komu to przeszkadzało... A to popiskiwać zaczęło... Nie mogłam tego ścierpieć! Żeby to stworzenie zmuszało mnie do wchodzenia tam! Już siedział pod tymi drzwiami i miauczał! Musiałam trochę go uspokoić... (podnosi z obrzydzeniem ręce do twarzy i ponownie zakłada rękawiczki) Rąk potem nie mogłam domyć z tego zapachu!... (bierze zdjęcia i odkłada na pomocnik) Jeszcze raz mi się zdarzy Władziu, że to  będzie awantury urządzało... Przecież ja nie będę chodzi na zakupy, żeby Władzia z kotem mogła siedzieć... Ale do Władzi mówiło się jak do ściany... Jak do ściany... Nie będę teraz zajmować się zdjęciami... Zawsze będzie czas, żeby zrobić z tym porządek... Ale Władzia sobie odłożyła... (wraca, bierze zdjęcia i wkłada je pieczołowicie do bufetu)  Dlaczego u mnie w bufecie? Niech leżą...(schyla się) I białe prosiłam, Władziu z prawej  i na górze, łatwiej sięgnąć, nie brudzą się tak, na dole ciemne...... (wkłada głębiej rękę, wyjmuje dwie filiżanki od kompletu, trzecią bez uszka inną) No nie, na co mi taka rzecz! Na nic! (potrząsa, w środku coś grzechocze, wyjmuje uszko) A, schowała do środka uszko... z miśnieńskiego kompletu... ostatnia... Tak byłam przywiązana do tego kompletu... Prezent ślubny... jedyne co zostało, to dwie filiżanki  i dzbanuszek do mleka...Jest!  I ten dzbanuszek (wyjmuje dzbanuszek, w środku pokrywka w dwóch częściach) ... To niedawno... aż się spłakała bidulka... Już jej wszystko z rąk leciało... Mówiłam, nie przejmuj się... wyrzuć... A ona, że można skleić, teraz takie kleje są, że nic nie widać...(siląc się na obojętność)  ale nie będę tego trzymać...Co nadpsute wyrzucić (bierze uszkodzoną filiżankę i dzbanuszek, odstawia na pomocnik, z  politowaniem ) Ta skłonność starych ludzi do zbieractwa, do otaczania się nieużytecznymi rzeczami... Ja taka nie jestem... (wraca do bufetu, wyjmuje trzecią filiżankę od kompletu, cukiernicę, dzbanek do herbaty, stawia na stole w trakcie tych czynności) A dzisiaj w sklepie - kochaniutka słyszę! Myślałam, że mnie szlag trafi..Ta proletariacka poufałość... Ale też czasy nadeszły inne, oj inne (podchodzi do okna, patrzy) Ta ulica... Ten widok...Nawet w lecie... Drzewa zniszczone... (z nostalgią) Jednak u nas inaczej życie biegło... czas biegł... Gdzie zegarek (patrzy na przegub) był uzupełnieniem stroju... (z przerażeniem) Już czwarta! Teraz pośpiech, pośpiech,  wieczny pośpiech... i nikogo... Ach, co to było na początku... (siada przy stole, co pozostaje w wyraźnej sprzeczności z przerażeniem, że już czwarta, z wyrzutem). Okazało się oczywiście, że jednak ma pchły. Władzia sobie sama dać rady nie mogła... Ale też te wskazówki! “Tu go pani tak mocno nie  bierze. Bo on się wtedy niespokojny robi... Nie ja go nie potrzymam, bo ja tych palcy zgnieść dobrze nie mogę...” Rzeczywiście, patrzę, ona ma rękę taką powykręcaną, nie widziałam tego z początku...To stworzenie się nam, to znaczy jej, wije a ona “oj szkoda patrzeć jak się męczy. Taka to dola sieroca. Ani nic z tego świata nie rozumie, tylko piska. Nie piskaj, nie piskaj, zaraz pomożemy.” ( z oburzeniem) Pomożemy! “Żeby tak człowiekowi kto pomógł.” Pytam: co z tą ręką Władziu! Nawet widać było na jednym zdjęciu...(z oburzeniem kpiąc) A to znowu kotek - piskał i mruczył, bo mięsko  kroiła, więc się mężuś zdenerwował i kotka chciał - (pokazuje na szyję i przejeżdża palcem) To co Władzia zrobiła? Ano za nóż chwyciła - mimo że przecież on tylko się drażnił, tak naprawdę to nie chciał wcale krzywdy zrobić, bo to przecież taki dobry człowiek, tylko się droczył  i jak tylko krew zobaczył, to od razu odskoczył, pobielał na twarzy, prawie jej omdlał!!! Jej omdlał!!! Ale  przykurcz już jej został. (naśladując Władzię) Ale co się Stach naprzepraszał, o Boże jak w domu dobrze było, dobre z niego wylazło. Bo człowiek dobrego co w nim siedzi, to się wstydzi. Ale potem to już normalnie było. Tylko powiedziałam: Stachu, ty mi więcej ręki na Buraska nie podnoś”.( z podziwem, niechcący) Kto by przypuszczał, że w niej tyle odwagi siedzi. Przecież to chudzina z tej Władzi...(podnosi się i zaczyna nakrywać do stołu, dwie filiżanki od kompletu stojące na bufecie, wyjęte poprzednio przenosi na stół, wygładza obrus, w trakcie tych czynności) Mówię do niej: Proszę, niech Władzia ze mną usiądzie... Stała tam, przy drzwiach... Proszę, niech Władzia usiądzie... “A gdzie ja tam będę z panią do jednego stołu siadać! Nie wypada!” Nie Władzia mnie będzie uczyła, co wypada, a co nie! Ona mnie  chciała uczyć! W żadnym wypadku nie mogłam sobie na to pozwolić! Proszę siadać! I musiała usiąść! Gdzież te czasy, gdzie do służby mówiło się raz!

                              I potem już siadała! Nie  znoszę braku dyscypliny! Nie znoszę!

                              Koty by mi tak nie przeszkadzały, gdyby nie to, że one zawsze własnymi drogami!  Już nawet mówiłam: niech Władzia drzwi trochę uchyli, bo to przecież niemożliwe, żebym ja śledziła, co te stworzenia robią... (Jest przy bufecie, zastanawia się co jeszcze przenieść na stół,  patrzy na bufet, przesuwa ręką , z nostalgią ) To jej stworzenie lubiło tutaj leżeć... Jak on wskakiwał? Wieczna zagadka... Przecież on miał tę nóżkę... taką... Taką jakąś...( siada przy stole, rozkłada, prostuje, kładzie filiżanki, przesuwa, nie może się zdecydować, w jakiej odległości, podnosi się, bierze ścierkę i czyści to miejsce w którym leżał kiedyś kot, sprawo...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin