Adrian Lara - Rasa Środka Nocy 11 - Na krawędzi świtu - rozdział 3.pdf

(97 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 3
MIRA POZWOLIŁA SOCZYSTEMU PRZEKLEŃSTWU poszybować w ślad za
jednym ze swoich sztyletów, kiedy kontynuowała samotną sesję w sali treningowej
Bostońskiego Centrum Operacyjnego. Było już późno... albo raczej bardzo wcześnie.
Zaledwie trzecia rano i prawdopodobnie powinna być w łóżku, odsypiając nieudaną
noc, która stała się jeszcze gorsza po odebraniu zasłużonej reprymendy wygłoszonej
osobiście przez Lucana Thorne’a.
Zamiast tego, gdy już wysłuchała udzielonej podczas video-konferencji nagany,
oraz decyzji o natychmiastowym wyłączeniu jej z czynnej służby, Mira skierowała
się prosto do pokoju treningowego połączonego ze strzelnicą. Przez minioną godzinę,
zmuszała się do ciężkiego wysiłku, doprowadzając swoje ciało do wyczerpania w
celu wypocenia z siebie zaciśniętego węzła gniewu i wciąż kipiącej w niej frustracji.
Szkolenie, jakie przeszła, nauczyło ją lepszej dyscypliny niż ta, jaką
zaprezentowała parę godzin temu w mieście, a oprócz tego, że naraziła się na
dezaprobatę założyciela i lidera Zakonu, nienawidziła siebie również za to, że
pozwoliła, by kierowały nią emocje. Tym bardziej, że ten czyn splamił reputację obu
oddziałów, jej i Nathana, jak również szkodził całemu Zakonowi... szczególnie teraz,
czego nie omieszkał przypomnieć jej Lucan, kiedy Rasa i Ludzkość nie potrzebowały
niczego, co mogłoby spowodować jakiekolwiek perturbacje w z trudem
wywalczonych postępach pokojowych negocjacji.
Miał rację, oczywiście. Bez względu na to, jak głęboki był jej ból po stracie
Kellana, jak również pogarda dla tych, których obarczała za to winą i
1042991184.001.png
odpowiedzialnością, jej obowiązek wobec Zakonu powinien być na pierwszym
miejscu. Jako wojownik, powinna być ponad takimi słabościami. Do cholery,
powinna być silniejsza. Ale zawiodła.
A teraz będzie musiała za to zapłacić.
Wyrzuty sumienia i gniew na samą siebie, dodały gwałtowności jej ruchom, gdy
Mira po raz kolejny przyjmowała pozycję bojową. Wcisnęła luźne kosmyki blond
włosów z powrotem do długiego warkocza, po czym starła wilgoć, która zwilżała jej
brwi i powodowała, że nieprzelane łzy w jej oczach piekły jeszcze bardziej, po czym
przygotowała się do kolejnej rundy morderczego treningu.
Z bezlitosną koncentracją, dobyła drugiego sztyletu z pary pochw przypiętych do
jej ud odzianych w czarne, bojowe spodnie, po czym wykonała serię szybkich
bloków i ataków wymierzonych przeciwko wyimaginowanemu przeciwnikowi.
Oddychała ciężko, pot spływał jej po skroniach i między piersiami, kiedy zmusiła się
do kolejnej rundy pozorowanej walki, a potem do jeszcze jednej.
Kontynuowała trening dopóki nie dyszała z wysiłku, mięśnie nie zaczęły wyć z
bólu, a jej biały podkoszulek nie stał się tak mokry od potu, że przywarł jej do skóry.
Wtedy, wykorzystując resztkę siły, wykonała obrót w półprzysiadzie i pozwoliła
broni wysunąć się z jej zwinnych palców. Ostrze poszybowało prosto jak strzała,
metal zaledwie zdążył błysnąć w powietrzu na chwilę przed tym zanim trafił idealnie
w cel ustawiony na przeciwległym, dalekim końcu pomieszczenia.
- Bezbłędny rzut - głos Nathana dobiegający zza jej pleców nieco ją zaskoczył.
- Twój kunszt posługiwania się ostrzami jest, jak zwykle godny podziwu.
Mira nawet nie usłyszała, jak wchodził do sali, winę za to przypisywała zarówno
koncentracji na swoim zajęciu, jak i wytrącającemu z równowagi, bezszelestnemu
skradaniu się swojego przyjaciela. Nie, żeby to iż Nathan przychodził w śmiertelnej
ciszy było dla niej jakimś szokiem. Nie wspominając już o tym, że należąc do Rasy,
był zdolny poruszać się szybciej niż ktokolwiek spoza jego rodzaju byłby w stanie to
zarejestrować. Jednak czujna kontrola Nathana sięgała głębiej.
Został urodzony i wychowany w laboratorium szaleńca, stworzony jedynie po to,
by zadawać śmierć, w chwili gdy został odnaleziony przez swoją biologiczną matkę i
wzięty pod skrzydła zakonu był już nastolatkiem. Mira znała Nathana od dziecka i
już dawno stał się on dla niej kimś tak drogim i godnym zaufania jak jej własna
rodzina. Mimo to teraz ukryła przed nim swoją twarz i odwrócona do niego plecami
ścierała z policzków pot, oraz gorące łzy.
- Nie patrz na mnie, Nathanie.
Do powiedzenia tego skłoniły ją nie tylko łzy, ale również inny ważniejszy powód.
Skinęła dłonią w kierunku pudełka, które kryło jej specjalne, zrobione na zamówienie
szkła kontaktowe.
- Moje oczy. One są nagie. Myślałam, że będę tu sama podczas treningu, więc ich
nie zabezpieczyłam.
Jak wszystkie Dawczynie Życia i ich pochodzące z Rasy potomstwo, Mira
posiadała wyjątkowy paranormalny dar. Potężniejszy od innych; potrafiła w swoich
lustrzanych tęczówkach ukazać komuś migawkę jego przyszłości. Bardzo często te
przebłyski były niemile widziane, a nawet przerażające. Nie mogła kontrolować tego,
co te osoby dostrzegły w jej oczach, ani też sama nie była wtajemniczona w
szczegóły pojawiających się w nich wizji. A kosztem korzystania z tego daru było
pogłębiające się pogorszenie jej wzroku.
Jako dziewczynka, nosiła na twarzy krótki welon, aby chronić oczy i kontrolować
zasięg widzenia. Po tym jak jej przybrani rodzice, Nikolai i Renata, przywieźli ją ze
sobą pod skrzydła Zakonu, Mira dostała specjalne szkła kontaktowe, takie jak nosiła
również dzisiaj.
Powietrze za nią poruszyło się nieznacznie, po czym Nathan wsunął w jej dłoń
gładki kawałek plastiku zawierający jej soczewki.
- Dlaczego nie pozwoliłaś mi zostać ze sobą dziś w nocy, kiedy zadzwonił Lucan?
Nie musiałaś stawać przed nim zupełnie sama. Poręczyłbym za ciebie i wziął na
swoje barki jakąś część winy za to, co się stało.
- Nigdy bym cię o to nie poprosiła, ani ci na to nie pozwoliła - powiedziała, wręcz
odrzucając ten pomysł, równocześnie wkładając do oczu soczewki w kolorze
fiołków.
Ostatnią rzeczą jakiej życzyłaby sobie od Nathana albo, któregokolwiek z
członków ich obu oddziałów to, by został on niezasłużenie ukarany za jej czyny.
Jedyny ból jaki pragnęła oglądać, to ten nękający stronnika rebeliantów, któremu
pozwoliła się wywinąć.
- Czy były jakieś wieści o Kogucie? Przypuszczam, że gliny z MPSB już go
wypuściły.
Gdy obróciła się, by spojrzeć na Nathana, ten potrząsnął głową. - On nie popełnił
żadnego przestępstwa. Nie było żadnych podstaw, żeby go zatrzymać, więc
pozwolono mu odejść.
- Niech to szlag - wymamrotała, ignorując badawcze spojrzenie wojownika Rasy.
- Kto wie, ile wody upłynie, zanim ten łajdak znowu wypłynie na powierzchnię?
Nie czekając na odpowiedź Nathana, przeszła na drugą stronę strzelnicy, by
przynieść swoje sztylety. Gdy wróciła, patrzył na nią w chłodny, charakterystyczny
dla niego sposób, studiując ją, jakby była jakimś taktycznym planem lub zagadką
wymagającą rozwiązania.
- Słyszałem, że z Lucanem nie poszło ci zbyt dobrze.
Wzruszyła ramieniem w potwierdzeniu. - On miał rację, że był na mnie wściekły.
Straciłam nad sobą panowanie, a to było nie do przyjęcia. Powinnam być
ostrożniejsza. Następnym razem, kiedy będę chciała zająć się takim ludzkim
śmieciem, muszę być dyskretniejsza i nie robić tego w miejscu publicznym.
- Następnym razem - Nathan cicho zaklął pod nosem. - Zostałaś do odwołania
wyłączona ze służby, Miro. Nie będzie żadnego następnego razu, albo możesz się
spodziewać całkowitego wykluczenia z szeregów Zakonu. A to nie jest coś, czego
ktokolwiek by sobie życzył. Wiem, że ty również nie chciałabyś, żeby tak się stało.
- Nie - powiedziała.- To czego chcę, to zemsta.
- Tak więc rzucasz się w każdą bitwę z głową pełną furii, plującą ogniem bronią i
szybującymi sztyletami, mając gdzieś konsekwencje.
W innym czasie, mogłaby przyjąć to jako komplement dla swojej waleczności, ale
tym razem nie można było zrozumieć opacznie oskarżenia brzmiącego w
wypowiedzi przyjaciela. Milczał przez dłuższą chwilę patrząc na nią z powagą.
- Wojownik, który kieruje się tak egoistycznymi pobudkami, nie może prowadzić
innych do walki. Być może wcale nie jest zdolny do służby.
Wcześniej tej nocy usłyszała podobne słowa wypowiedziane ustami Lucana. To, że
zasłużyła na dezaprobatę założyciela i lidera Zakonu było już wystarczająco złe.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin