Ks.bp Andrzej Siemieniewski - KOŚCIÓŁ_ BOŻY CZY LUDZKI.pdf

(111 KB) Pobierz
bp. Siemieniewski - KOŚCIÓŁ: BOŻY CZY LUDZKI
http://docs9.chomikuj.pl/57141400,0,0,KOŚCIÓŁBOŻYCZYLUDZK...
KOŚCIÓŁ: BOŻY CZY LUDZKI Ks. Andrzej Siemieniewski
Ciało Chrystusa
Głosimy Jezusa, a nie żaden Kościół!
Zdarzyło się raz czy drugi, że taki właśnie okrzyk: "Głosimy Jezusa, a nie żaden Kościół!" dał się słyszeć z
ust gorliwych ewangelizatorów. Pozornie brzmiało to zachęcająco. Myślano przy tym: nie chodzi przecież o
przynależność do organizacji ani o struktury stworzone przez człowieka, ale o żywą relację z Bogiem.
Pozornie wszystko się zgadza. A co na to mówi Słowo Boże? Czy pozwala rozdzielić Jezusa od Kościoła?
Czym według Biblii jest Kościół dla samego Jezusa? Czym dla Apostoła Pawła? Czym wobec tego ma być
Kościół dla nas? Czy możemy mieć żywą relację z Jezusem nie przyjmując do wiadomości, że istnieje
założony przez Niego Kościół?
a. "Małżonka Baranka"
Czym jest Kościół dla Jezusa Chrystusa, dowiadujemy się ze zdumiewających słów księgi Apokalipsy.
Czytamy tam, że gdy z ziemi do nieba wznosi się głos modlitwy chrześcijan, to jest on wspólnym wołaniem
"Ducha i Oblubienicy" (por. Ap 22, 17). Greckie słowo nymphe (Oblubienica) znaczy tyle co "panna
młoda", albo "małżonka w dniu ślubu". Oto czym a raczej kim! jest Kościół dla Jezusa. Jest Jego sercu tak
drogi, jak żona dla męża w dniu ich zaślubin. Porozmawiaj ze swoim znajomym o jego narzeczonej w
przeddzień ich ślubu: może dowiesz się trochę o tym, co odczuwa serce Jezusa na dźwięk słowa "Kościół".
Na innym miejscu Biblia nazywa Kościół "Małżonką Baranka" (dosłownie więc: "żoną Jezusa"!) Co może
sobie myśleć Pan Jezus, gdy słyszy: "głosimy, Panie Jezu, Ciebie, ale o wybrance Twego Serca, Oblubienicy
i Małżonce nie chcemy słyszeć"? Słowa te przecież w świetle Słowa Bożego są absurdalne!
Co więcej, nawet sam Krzyż Chrystusa jest owocem Jego miłości do Kościoła; dar sakramentów jest darem
dla Kościoła; zesłanie Ducha Świętego jest dla Kościoła. O tym wszystkim czytamy w Biblii:
"Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą,
któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy
zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany" (Ef 5, 2527).
Jeśli więc Jezus umiłował Kościół i siebie samego za Kościół wydał to jaka ma być nasza postawa wobec
Kościoła? Tak jak Apostołowie mamy oddawać Bogu chwałę "w Kościele i w Chrystusie Jezusie" (Ef 3, 21).
Nie w Chrystusie Jezusie bez "jakiegoś tam Kościoła" bo to byłoby z gruntu niebiblijne, ale tak jak uczy
Pismo św. "w Kościele i w Chrystusie Jezusie".
b. "Ciało Chrystusa"
Czym jest Kościół dla Apostoła Pawła? Jest przedmiotem jego codziennej, nieustannej miłości. A jeśli
dostrzega jakieś braki czy potrzeby w Kościele, to jego miłość nie tylko nie słabnie, ale wręcz przeciwnie:
tym skuteczniej zaczyna działać. Jego "codzienna udręka płynie z troski o wszystkie Kościoły" (por. 2 Kor
11, 28). Jeśli trzeba, Apostoł samego siebie za Kościół ofiarowuje i woła: "dopełniam braki udręk Chrystusa
dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół" (Kol 1, 24).
Wiara chrześcijańska oparta na Biblii nie zna rozdzielenia Chrystusa od Kościoła. Czy można oddzielić
Jezusa od jego Ciała? Czy można, po tym jak Jezus wprowadził nas do Kościoła, żyć inaczej, jak tylko
korzystając z tych posług, które Bóg w Kościele ustanowił, poczynając od posługi Apostołów i ich
następców? "Jesteście ciałem Chrystusa i poszczególnymi członkami; i tak ustanowił Bóg w Kościele
najprzód apostołów, po wtóre proroków, po trzecie nauczycieli, tych, co mają dar czynienia cudów..." (1 Kor
12, 2728).
c. Kościół wspólnotą świętych?
Czasem mówi ktoś: dobrze, w planie Bożym tak było. Ale potem Kościół okazał się Kościołem grzeszników,
a nie świętych, wobec tego trzeba sobie poszukać lepszej wspólnoty. A może kto wie? trzeba sobie
samemu taki Kościół, czysty i nieskalany, utworzyć? Coś w stylu: "skoro nie wyszedł Panu Bogu w Jego
zamysłach wobec Kościoła "plan A", dlatego czas najwyższy sięgnąć po drugą opcję: "plan B"!"
Czy rzeczywiście jest możliwe, aby wskutek grzechu i niewierności chrześcijan Kościół kiedyś przestał się
Panu Bogu podobać? Według Biblii nie jest możliwe nawet to, żeby lud Starego Przymierza, Izrael przestał
się podobać Panu Bogu. Nawet po tym, jak większość Żydów w I wieku nie uznała Mesjasza w Jezusie i nie
przyjęła Ewangelii, Pismo św. na pytanie "czy Bóg odrzucił lud swój?" ma tylko jedną odpowiedź: "żadną
miarą! [...] bo dary łaski i wezwania Boże są nieodwołalne" (Rz 11, 1 i 29). Nawet lud Boży Starego
Przymierza nie mógł niczego takiego uczynić, aby zostać odrzuconym.
To samo, oczywiście, dotyczy ludu Nowego Przymierza, Kościoła. On też cieszy się przywilejem
nieutracalnej miłości Boga. Nawet wtedy, gdy chrześcijanie okazują się niewierni? Tak, nawet wtedy: "jeśli
1 z 8
20110304 14:14
457398885.002.png
http://docs9.chomikuj.pl/57141400,0,0,KOŚCIÓŁBOŻYCZYLUDZK...
nieutracalnej miłości Boga. Nawet wtedy, gdy chrześcijanie okazują się niewierni? Tak, nawet wtedy: "jeśli
my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć samego siebie" (2 Tm 2, 13).
Podobnie jak Izraelici, tak samo ludzie w Kościele niczego takiego nie mogą uczynić, aby Kościół przestał
być Oblubienicą Baranka. Nie może tego spowodować żaden grzech ani żadna niewierność. Dlaczego? Bo
Bóg "nie może się zaprzeć siebie samego".
Nie znaczy to, że Bóg nie widzi grzechów w Kościele. Widzi je, ale Jego reakcją nigdy nie jest odwrócenie
się od swojego ludu. Bóg reaguje zawsze wezwaniem do nawrócenia. Ile razy Bóg zauważa
sprzeniewierzenie się ludu swojemu powołaniu (a zauważa to, niestety, nad wyraz często), tyle razy woła:
"znam twoje czyny, żeś ani zimny, ani gorący [...] nawróć się [...] oto stoję u drzwi i kołaczę, jeśli ktoś
posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego" (Ap 3, 15 i 20). Te słowa Jezusa z Apokalipsy nie są
skierowane do niewierzących! To są słowa wypowiedziane do Kościoła!
Wynika z nich, że może zdarzyć się taka sytuacja, kiedy Pan Jezus stoi przed jakąś wspólnotą czy grupą
kościelną i okazuje się, że pozostawiono go na zewnątrz, za drzwiami. Mogły zdarzać się takie sytuacje przez
całe okresy historyczne, kiedy Pan Jezus musiał (z zewnątrz!) stukać do serc chrześcijan. Mimo to nie
powiedział: "utworzę sobie inny, nowy lud, obok starego". Zawsze wołał: "kołaczę; a jeśli usłyszy wejdę do
niego".
d. Inkwizycja, stosy, wojny religijne, niewolnictwo...
czyli w pisarskiej szkole "Strażnicy"
Istnieje pewien gatunek literacki, który można by nazwać "literaturą "Wielkiego Boju"", a to od tytułu
sędziwej już dziś książki (tekst powstał w 1888 roku) napisanej przez współzałożycielkę nowoczesnego
adwentyzmu, panią Ellen G. White. Książka nosi polski tytuł właśnie Wielki Bój, a jej tytuł angielski jest
jeszcze bardziej obiecujący i znaczy w tłumaczeniu: Wielkie zmagania między Chrystusem a Szatanem.
Nietrudno domyślić się, że Kościół katolicki konsekwentnie został tam opisany jako siła działająca po stronie
szatana, a sprawę Chrystusa też łatwo zgadnąć po wiekach zmagań i trudów, dziś z powodzeniem realizują
Adwentyści Dnia Siódmego. Gatunek literacki Wielkiego Boju kontynuowali potem z zapałem Świadkowie
Jehowy.
Schemat, powielany od zeszłego wieku, jest prosty. Przypomina się, że w dawnych czasach istniała wśród
katolików Inkwizycja skazująca ludzi na śmierć za przekonania religijne. Dobrych chrześcijan skazywano na
stosy. Rozniecano antysemityzm i tolerowano niewolnictwo, a nawet ciągnięto z tego dochody finansowe.
Wspierano różnych niesprawiedliwych i okrutnych władców. Dołącza się do tego porozumiewawczy szept:
"Przecież Hitler był formalnie rzecz biorąc katolikiem!" Wniosek? "Kilka słów z Pisma świętego wystarczy,
aby oskarżyć Kościół rzymskokatolicki. Jego długa historia świadczy, że jest to Kościół odstępczy".
Zakres obraźliwych wyzwisk pod adresem Kościoła katolickiego powtarza się w literaturze tego gatunku
dość monotonnie: "gigantyczny system fałszywej religii", "mistrzowskie arcydzieło szatana", "smok dał
władzę bestii", "wielki Babilon pijany krwią świętych". Wszystko to znalazło się dawno temu w bojowych
dziełach adwentystów, potem odżyło z powodzeniem na łamach walczącej "Strażnicy" niestrudzonych
Świadków Jehowy, a dziś pałeczkę przejęli... Nie, nie będę reklamował tak chodliwych dzieł: trzeba,
czytelniku, przekonać się samemu. Kto wie, może nawet w jakiejś "Księgarni chrześcijańskiej"?
Jak nazwać takich przedziwnych interpretatorów historii Kościoła? Trudno powstrzymać się przed
określeniem: "rozkosznie nieświadomi".
Dlaczego "nieświadomi"? Otóż zapisują setki stron mrożącymi krew w żyłach opisami niegodziwości
katolików: a to stos, a to morderstwo, a to zniewolenie całych krajów. Nie zdają sobie sprawy, że jeśli nie
powstają takie same dzieła o historii "biblijnych chrześcijan", to nie dlatego, że nie ma stosownego materiału
historycznego, tylko dlatego, że nikt nie będzie się zniżał do takiego poziomu polemik. Zostawia się to
nawiedzonym wizjonerom. To tylko dlatego nikt nie będzie rozpisywał się na stu stronach, co stało się w
Münster w XVI wieku, kiedy rządzili tam anabaptyści. Nikt nie będzie upajał się obliczaniem, ile milionów
Indian północnoamerykańskich pożegnało się z życiem w kolejnym wieku po zdominowaniu tego
kontynentu przez chrześcijan, bynajmniej nie katolickich. Nikt nie będzie zapisywał dziesiątek stron
informacjami, jakiego wyznania byli mieszkańcy niemieckich landów, które wybrały Hitlera w wolnych
wyborach. Ani członkowie jakich Kościołów ewangelicznych do lat sześćdziesiątych XX wieku podtrzymali
segregację rasową w USA i do lat osiemdziesiątych w Republice Południowej Afryki. Nikt nie będzie tego
robić, nie dlatego, że nie znalazłaby się odpowiednia ilość historycznych "haków", tylko dlatego, że metoda
polemiczna Wielkiego Boju jest żenująca dla człowieka na poziomie, który ma choć elementarne
wiadomości z historii chrześcijaństwa.
I tu pojawia się problem drugi. Autorzy sądów w rodzaju "historia świadczy, że Kościół katolicki jest
odstępczy" są rozkoszni w swej nieświadomości, że w tym sensie historia żadnego wyznania i żadnego nurtu
2 z 8
20110304 14:14
457398885.003.png
http://docs9.chomikuj.pl/57141400,0,0,KOŚCIÓŁBOŻYCZYLUDZK...
odstępczy" są rozkoszni w swej nieświadomości, że w tym sensie historia żadnego wyznania i żadnego nurtu
chrześcijaństwa nie jest specjalnie chwalebna i jeśli przyjrzeć się dokładnie, to każda chrześcijańska
wspólnota wyznaniowa jest odstępcza: odstąpiła od przykazania miłości! Im dłużej jakieś wyznanie trwa w
historii, tym oczywiście więcej grzechów uzbierało na koncie. Jeśli natomiast ma historię trwająca tylko
kilku wieków lub zaledwie lat kilkadziesiąt, to oczywiście negatywne konto w Bożej Księdze będzie krótsze,
ale naprawdę średnia statystyczna jest ta sama. Średnia liczba grzechów przypadająca na statystyczny tysiąc
wyznawców dowolnego wyznania chrześcijan w danym stuleciu jest, niestety, stała. Aby o tym wiedzieć,
trzeba tylko przeczytać coś poza "Strażnicą" (może jakiś podręcznik historii?) Nie wystarczą tylko
propagandowe broszury bojowe tego czy innego walczącego wyznania.
Smętnego rezultatu Bożego eksperymentu z ludźmi należało się zresztą spodziewać i Bóg spodziewał się tego
od początku: ludzie są grzeszni, chrześcijanie też są grzeszni, i to zarówno katolicy, jak i niekatolicy pospołu.
Otóż, gdyby ci niechętni Kościołowi katolickiemu autorzy mieli rację (podkreślam gdyby! ponieważ
oczywiście jest to wszystko wielki nonsens), to im bardziej udowadnialiby, że Kościół katolicki stracił prawo
do nazywania się "chrześcijańskim" z powodu listy popełnionych w historii grzechów, tym bardziej
podcinaliby gałąź, na której sami siedzą. Ich własne wyznanie, zapewne we własnych oczach bardzo biblijne,
gdyby zostało ocenione mało wyrozumiałym okiem z zewnątrz, wyglądałoby, niestety, tak samo jak Kościół
katolicki: odstępcze, gdyż popełniło mnóstwo błędów, grzechów, wypaczeń, okrucieństw i przyniosło
mnóstwo krzywd wielkiej liczbie ludzi.
Gdyby ci zajadli krytycy mieli rację co do katolików, racja ta jak miecz obosieczny spadłaby wyrokiem
skazującym także na nich samych i na całe chrześcijaństwo! I okazałoby się, że "historia świadczy, że
chrześcijaństwo jest odstępcze". Nieświadomy realiów taki prostoduszny człowiek przygotowuje jeden
paszkwil za drugim udowadniający, że Kościół katolicki wyraźnie się Bogu nie udał. Podobne jest to do
zabawy dziecka odkręcającego nakrętki na torze, a potem dziwiącego się, że pociąg się wykoleił. Krytycy
chrześcijaństwa, którzy patrzą na to z boku, dobrze wiedzą, że okropności popełnione przez katolików tylko
dlatego są większe niż niegodziwości popełnione przez prezbiterianów, baptystów, zielonoświątkowców lub
"wolnych chrześcijan", że katolicy mieli na to dwadzieścia wieków, a inni odpowiednio mniej. Postronni
obserwatorzy dochodzą więc do wniosku: jeśli katolicyzm niegodny jest imienia Kościoła Jezusa Chrystusa z
powodu swoich grzechów i błędów, to wszyscy inni chrześcijanie oczywiście też.
Na szczęście, wszystko to tylko zdania warunkowe: "gdyby", "jeżeli". Na szczęście, wszystko to
nonsensowny wytwór zaślepionych umysłów. Na szczęście Biblia uczy nas, że "dary łaski i wezwania Boże
są nieodwołalne" (Rz 11, 29).
"A jeśli synowie jego porzucą moje prawo [...],
jeżeli naruszą moje ustawy
i nie będą pełnili moich rozkazów,
ukarzę rózgą ich przewinienia,
a winę ich biczami;
lecz nie odejmę mu łaski mojej
i nie zawiodę w mojej wierności.
Nie zbeszczeszczę mojego przymierza
ani nie zmienię słowa ust moich.
Raz przysiągłem na moją świętość:
na pewno nie skłamię Dawidowi"
(Ps 89, 3136).
Dobrze, że Bóg jest miłosierny dla wszystkich. On jest dobry i dla katolików, i dla tych, którzy katolików nie
lubią. Dla Boga, który patrzy na to z góry, cała sprawa musi wyglądać na kłótnię dwóch umorusanych
swoimi grzechami biedaków, z których jeden patrzy pogardliwie na drugiego i woła: "ty nędzny, umorusany
w grzechach biedaku!"
Pasterze w Kościele:
Ustanowił Bóg apostołów
Ogłoszono Słowo Boże. Ludzie uwierzyli. Pan zaczyna ich gromadzić na wspólnej modlitwie. Duch Święty
prowadzi ich do ewangelizacji, do kolejnych dzieł rozszerzania Dobrej Nowiny. Kto ma przewodzić takiej
wspólnocie? Komu ma ona być posłuszna? Jakie polecenia w tej kwestii zostawia nam Pismo św.? Czy Biblia
każe, aby lud sam sobie ustanowił pasterzy i sam nadał im władzę? Czy to wspólnota wybiera sobie tych,
którzy potem już tylko przed Bogiem są odpowiedzialni?
a. Ustanawianie pasterzy
Pierwszym, Najwyższym i ściśle mówiąc jedynym Pasterzem Kościoła jest oczywiście tylko Jezus
3 z 8
20110304 14:14
457398885.004.png
http://docs9.chomikuj.pl/57141400,0,0,KOŚCIÓŁBOŻYCZYLUDZK...
Pierwszym, Najwyższym i ściśle mówiąc jedynym Pasterzem Kościoła jest oczywiście tylko Jezus
Chrystus. To On jest nazwany "Wielkim Pasterzem owiec" (Hbr 13, 20). Pismo św. uczy jednak, że są tacy
ludzie, którzy z polecenia Jezusa będą pełnić rolę pasterzy w Kościele. To o nich Chrystus powiedział: "jak
Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam" (J 20, 21). Wielki Pasterz owiec, posłany przez Ojca, sam posyła
pasterzy dla dobra Kościoła.
Pierwszych pasterzy ustanowił Jezus byli to Apostołowie. Ale skąd brali się pasterze później? Biblia
pokazuje nam, że w Kościele pasterze ustanawiani byli przez Apostołów. Na przykład w Dziejach
Apostolskich czytamy, że Paweł i Barnaba odwiedzając wspólnoty "w każdym Kościele wśród modlitw i
postów ustanowili im starszych" (Dz 14, 23). Warto zauważyć, że "starsi" (prezbiterzy) nie byli wybrani
przez wspólnotę, ale zostali jej dani "odgórnie". Dlatego czytamy w Dziejach Apostolskich: "ustanowili im
starszych".
Jest i takie miejsce w Nowym Testamencie, gdzie czytamy o wyborach związanych z ustanowieniem
posługujących w Kościele. Jest to opis wyboru kandydatów na diakonów w Dziejach Apostolskich (Dz 6,
36). Po pierwsze jednak, diakoni nie byli pasterzami ludu, gdyż jedynie "obsługiwali stoły", a po drugie
sam wybór nie sprawiał, że ktoś stawał się diakonem. Na mocy woli wspólnoty stał się on tylko kandydatem
na ten urząd: "Wybrali Szczepana, męża pełnego wiary i Ducha Świętego, Filipa, Prochora, Nikanora,
Tymona, Parmenasa i Mikołaja". Faktyczne ustanowienie nowych diakonów miało miejsce dopiero przez
posługę Apostołów: "Przedstawili ich Apostołom, którzy modląc się włożyli na nich ręce" (Dz 6, 6).
b. Porządek autorytetu kościelnego
Tak ustanowieni starsi podlegali kontroli i poleceniom tych, którzy ich ustanowili. Na przykład Paweł "z
Miletu posłał do Efezu i wezwał starszych Kościoła" (Dz 20, 17) po to, by ich pouczyć, przekazać im
polecenia i skorygować ich postawę. Po Apostołach rolę nadzoru i kierowania prezbiterami przejęli biskupi.
O Tymoteuszu czytamy, że w skrajnych przypadkach mógł osądzać i rozliczać prezbiterów, jeśli ci
zasłużyliby na naganę: "Przeciwko prezbiterowi nie przyjmuj oskarżenia, chyba że na podstawie dwu albo
trzech świadków. Trwających w grzechu upominaj w obecności wszystkich, żeby także i pozostali
przejmowali się lękiem" (1 Tm 5, 1920).
Zresztą także biskupi a nawet Apostołowie! podlegali posłuszeństwu wobec kościelnego autorytetu.
Nawet Apostoł Paweł, który przecież w danym mu widzeniu od samego Jezusa otrzymał polecenie głoszenia
Ewangelii, nie opierał się na swoim własnym doświadczeniu jako na ostatecznej podstawie. Wiedział, że on
sam też powinien poddać się autorytetowi tych, których Jezus ustanowił w tym celu w Kościele. Po wielu
latach ewangelizacyjnej działalności Paweł pisze: "przedstawiłem Ewangelię, którą głoszę wśród pogan [...]
osobno tym, którzy się cieszą powagą, by stwierdzili, czy nie biegnę lub nie biegłem na próżno" (Ga 2, 2).
Ludźmi, którzy na mocy autorytetu Jezusa mieli dokonać tej oceny, byli "Jakub, Kefas i Jan, uważani za
filary" (Ga 2, 9). Paweł poddał się ich ocenie i był gotów przyjąć ich krytykę. To od nich chciał się
dowiedzieć, czy "nie biegł na próżno".
Dlaczego tak postępował Paweł, a nie uważał się za najwyższy i jedyny autorytet w sprawach wiary?
Dlaczego nie mówił: "mam dar rozeznania duchowego, miałem widzenie i objawienie, więc chyba sam sobie
wystarczę jako kryterium prawdy"? Paweł pewnie znał Ewangelię, z której można się dowiedzieć, że
Chrystus rzekł Piotrowi:
"Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie
dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz
na ziemi, będzie rozwiązane w niebie" (Mt 16, 1819).
Piotr w naszych czasach:
Papież zamiast Chrystusa?
Pośród krytykowanych często elementów wiary katolickiej nie może oczywiście zabraknąć roli papieża w
Kościele. Temat jest o tyle wdzięczny dla krytyków, że historia zachowała pamięć o pewnej liczbie papieży,
którzy niechlubnie pod względem moralnym zapisali się w dziejach Kościoła. Niektóre z pseudobiblijnych
zarzutów przeciw obecności papieży w Kościele Jezusa Chrystusa bywają na pograniczu groteski.
Spotykamy na przykład takie argumenty: "Piotr nie mógł być pierwszym papieżem, ponieważ: 1) był żonaty;
2) nie pozwalał, aby mu się kłaniano; 3) nie nosił korony". Albo: "Paweł napisał 100 rozdziałów o 2 325
wersetach, a Piotr tylko 8 rozdziałów o 166 wersetach" z czego ma wynikać wyższość Pawła nad Piotrem
(nawiasem mówiąc, Jezus Chrystus w ogóle żadnego rozdziału nie napisał: czy wynika z tego cokolwiek w
kwestii Jego znaczenia?) Argumenty tego rodzaju najstosowniej jest pokryć wyrozumiałym milczeniem. Inne
zarzuty natomiast domagają się poważniejszej odpowiedzi na podstawie Słowa Bożego. Trudno ukryć, że
katolikom też jest potrzebna dokładniejsza znajomość biblijnych fundamentów ich własnej wiary odnośnie
roli papieży w Kościele.
4 z 8
20110304 14:14
457398885.005.png
http://docs9.chomikuj.pl/57141400,0,0,KOŚCIÓŁBOŻYCZYLUDZK...
roli papieży w Kościele.
a. Olśniewająca wspaniałość Watykanu?
Wielu ludzi przybywających do Rzymu zachwyca wspaniałość watykańskich budowli, a szczególnie Bazyliki
św. Piotra na Watykanie. Najbardziej olśniewającym elementem Watykanu nie są jednak wspaniałe mozaiki
tej imponującej konstrukcji ani też wyniosła kopuła. Najważniejsza jest podstawa, na której się wspiera
wszystko to, co przyciąga turystów. Dla oczu ludzi tego świata podstawa ta może wydawać się nadzwyczaj
skromna. Chodzi mianowicie o... kilka biblijnych wersetów. Ich treść wypisana wielkimi, złocistymi
literami opasuje wokół wnętrze całej watykańskiej bazyliki. Są to wersety, w których Jezus Chrystus mówi
o Piotrze. Przez całe wieki katolickiej wiary uważano, że jeśli chcemy zrozumieć, kim jest papież, biskup
Rzymu, to musimy czytać z wiarą Biblię. Musimy wierzyć w to, co powiedział Jezus: "Niebo i ziemia
przeminą, ale Moje słowa nie przeminą" (Mt 24, 35). My wierzymy, że biblijne wersety wypisane na
mozaikach wokół bazyliki papieskiej na Watykanie są jej najważniejszą częścią. Co więcej: są jedynym
elementem tej budowli, który nie przeminie. Jedynym, który ostoi się na wieki, także wtedy, gdy niebo i
ziemia (wraz z bazylikami i mozaikami!) przeminą.
Wspaniałe jest watykańskie wzgórze, ale najwspanialszą jego częścią są wersety Słowa Bożego we wnętrzu
słynnej bazyliki. Przypatrzmy się tym wersetom: co mówią one o Piotrze i o papieżach?
b. Nadanie imienia "Piotr"
Aby zrozumieć biblijne teksty opisujące nadanie nowego imienia temu, który uprzednio nazywał się
Szymonem, synem Jony, musimy nabrać nieco biblijnego ducha. Musimy wczuć się w duchową atmosferę
Izraelitów i w ich głębokie przekonanie, że zmiana imienia pociąga za sobą obdarzenie człowieka nową
misją, zaplanowaną specjalnie dla niego przez Boga. A oto przykład pochodzący ze Starego Testamentu,
który zilustruje nam to przekonanie. Kiedy Bóg przekazywał Abramowi powołanie na ojca wiary, zmienił mu
imię. Powiedział mu: "Imię twoje będzie Abraham, bo uczynię ciebie ojcem mnóstwa narodów" (Rdz 17, 5).
W takim samym sensie trzeba też rozumieć inne słowa, wypowiedziane przez Jezusa Chrystusa kilkanaście
wieków później, i zawarte w tej samej księdze Biblii: "Błogosławiony jesteś Szymonie, synu Jony. Albowiem
ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś
Piotr [czyli Skała], i na tej skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą" (Mt 16, 1718).
Nowe imię oznacza przekazanie w ten sposób nowej funkcji i nowego powołania. Jak dla Abrahama miało to
być powołanie na ojca wiary, tak dla Szymona powołanie do bycia oparciem dla Kościoła. W sposób
zrozumiały dla Apostołów nie tylko znających Pismo, ale po prostu myślących biblijnie Jezus jakby
mówił: "Twoje imię będzie Piotr (Petros, po grecku: "Skała"), bo uczynię cię skałą dla wiary
chrześcijańskiej". Nadanie nowego imienia oznacza więc nowe posłannictwo bycia wsparciem dla
Kościoła.
Jak brzmiało dokładnie to nowe imię? Jakkolwiek może nas to zdziwić, to odpowiedź "Piotr" nie jest
właściwa! Imię nadane przez Jezusa Szymonowi brzmiało oryginalnie "Kefas". Wiemy to z najstarszych
przekazów Nowego Testamentu. Kefa jest to słowo aramejskie i oznacza "skałę". Przerobione na imię przez
Greków brzmiało "Kefas". Apostoł Paweł używał często tego oryginalnego brzmienia w swoich relacjach o
Piotrze: pisał na przykład "Jakub, Kefas i Jan, uważani [są] za filary" (Ga 2, 9); albo "Kefas przybył do
Antiochii..." (Ga 2, 11); lub "każdy z was mówi: "Ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja
Chrystusa"" (1 Kor 1, 12).
Aramejskie pochodzenie imienia Kefas jest szczególnie ważne wobec zdarzających się czasem zarzutów
ludzi niechętnych katolikom, którzy twierdzą, że Pan Jezus rozróżniał "skałę" (petra) od "kamienia" (petros).
Wywodzą oni, że sens słów Ewangelii jest taki: "Ty, Piotrze, jesteś tylko niewielkim kamieniem (Petros), w
porównaniu z wielką Skałą (Petra), jaką jest Chrystus". Dyskusje te jednak stają się bezprzedmiotowe, jeśli
pamiętamy, że Ewangelia według św. Mateusza podając po grecku słowa Jezusa, przytacza nam ich
tłumaczenie. Pan Jezus przecież nie mówił do Apostołów po grecku, ale po aramejsku. A po aramejsku nowe
imię Szymona nie brzmi ani Petros, ani Petra, tylko Kefas, co pochodzi od słowa Kefa. Kefa zaś znaczy po
prostu "skała".
Skąd więc wzięło się imię Piotr? Wyjaśnia to bardzo wyraźnie Ewangelia św. Jana: "Jezus, wejrzawszy na
[Szymona] rzekł do niego: "Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas" to znaczy: Piotr" (J
1, 42). Sformułowanie "to znaczy Piotr" jest dodatkiem Ewangelisty Jana, wyjaśniającym dla greckiego
czytelnika Ewangelii, co oznacza aramejskie słowo Kefas. Wyjaśnienie jest potrzebne jak widać
czytelnikom Biblii, aby każdy wiedział, że imię Apostoła brzmi: "Skała". Sam Jezus wyjaśnił, choć nieco
później, po co dokonał tej zmiany imienia: "Na tej skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie
przemogą" (Mt 16, 1718).
Jeśli niektórym ludziom dzisiaj ta zmiana imienia wydaje się dziwna, to możemy być pewni, że o wiele
5 z 8
20110304 14:14
457398885.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin