14. Palmer Diana - I tylko mi ciebie brak.doc

(533 KB) Pobierz
DIANA PALMER

DIANA PALMER

I tylko mi ciebie brak

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Zirytowana Kit Morris wpadła do agencji detektywistycznej Dane'a Lassitera. Krótkie ciemne włosy mokrymi kosmykami opadały dziewczynie na czoło. Niebieskie oczy były otoczone czerwonymi obwódkami i szeroko otwarte. wysoka, szczupła, nosiła szary garnitur; rano był nienagannie wyprasowany i pasował idealnie do cienkiej białej koszuli ozdobionej oryginalnym jedwabnym szalem w niebieskie wzory. Teraz na spodniach i marynarce widniały duże mokre plamy. Kit wyglądała żałośnie i czuła się tak samo.

Za biurkiem recepcjonistki siedziała Tess Lassiter, która chętnie zastępowała pracownicę męża, ilekroć zachodziła taka potrzeba. Była pierwszą osobą, którą ujrzała nieszczęsna Kit, gdy przywlokła się do biura. Przyjaźniły się od lat dużo wcześniej niż Tess wyszła za Dane'a Lassitera, który przez pewien czas był nawet szefem żony. Kit i Tess miały wprawdzie ze sobą wiele wspólnego, lecz ta pierwsza nie miała najmniejszej ochoty na ślub z przełożonym. A raczej z byłym przełożonym. W tej chwili Kit zamiast iść z szefem do ołtarza, przywiązałaby go raczej do pala męczarni i przebiła mu podłe serce wiecznym piórem.

- Kit, co się stało? - zawołała Tess. - Boże, wyglądasz jak zmora!

- Wiem! Ten łobuz wyrzucił mnie z auta przy Travis Street!

- Pięć przecznic stąd? - wyjąkała Tess. - Kto?

- Chyba się domyślasz! -jęknęła Kit. - Rzecz jasna mój szef! Były szef - poprawiła się z irytacją i energicznym ruchem głowy odrzuciła mokre kosmyki, zakrywające oczy. - Ten gbur... uprowadził mnie z siedziby wydziału komunikacji, gdzie miałam przedłużyć swoje prawo jazdy! - krzyknęła.

- Uprowadził? - Tess parsknęła śmiechem.

- Tak. Nie chciałam z nim pojechać do biura, więc po prostu wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu. Gapie mieli używanie - jęknęła rozpaczliwie. - Nie zdążyłam wnieść opłaty za przedłużenie prawa jazdy. Po raz drugi będę musiała stać godzinę w kolejce.

- Biedna Kit - mruknęła współczująco Tess.

- Chyba zapomniał, że przed dwoma tygodniami złożyłam wymówienie. Już u niego nie pracuję. Jak śmie przemawiać do mnie tonem rozsierdzonego zwierzchnika!

- Czyli jak? - wtrąciła Tess. Miała nadzieję, że przyjaciółka uspokoi się, jeśli wyrzuci z siebie wszystkie żale i urazy.

- Przez tyle lat harowałam u niego jak niewolnica odparła zdławionym głosem. Niebieskie oczy gorzały zimnym płomieniem. - Stenografowałam, jeździłam z nim służbowo po całym świecie, znosiłam jego humory, a on miał czelność... miał czelność twierdzić, że nie byłam warta pensji, którą mi płacił! Można by pomyśleć, że to jakieś bajońskie sumy. Nie sądzisz, że trochę przesadził?

- Deverell naprawdę tak powiedział?

- Logan Deverell to potwór i tyran - oznajmiła ze złością Kit. - Zupełny prostak. Wstrętny robal. Nie! - zawołała, przerywając samej sobie - To ohydny wrzód na ciele ludzkości. Rozmaite szumowiny warte są więcej niż ten... ten...

- Czemu Deverell jest do ciebie uprzedzony? wypytywała ją ostrożnie Tess.

- Wszystko szło jak z płatka, póki nie powiedziałam paru słów prawdy o jego narzeczonej. Potem złożyłam wymówienie - mruknęła Kit, starając się ukryć prawdziwe uczucia. Odeszła z pracy, bo nie mogła spokojnie patrzeć na dziewczynę, z którą pokazywał się ostatnio Logan Deverell. Dobrze wiesz, że ma wobec niej poważne zamiary.

- Jasne, ale czemu nie daje ci spokoju?

- Skąd mam wiedzieć? - Kit niecierpliwym gestem uniosła ramiona. - Chciał, żebym wróciła do pracy. Gdy powiedziałam, że to niemożliwe, omal mnie nie udusił. A co wygadywał! Do tej pory nigdy tak się do mnie nie odzywał. Wrzeszczał, że jako sekretarka jestem do niczego... że nie ma pojęcia, co go podkusiło, by mi zaproponować powrót do pracy.

Tess wstała, zamierzając przytulić rozżaloną przyjaciółkę. Była od niej niższa, ale to nie miało znaczenia. Kit potrzebowała bratniej duszy, by wypłakać wszystkie smutki. Nie poddała się jednak emocjom. Zawsze była uparta. Uniosła dumnie głowę, starając się ocalić resztki godności. Tess uznała, że nie pora zachęcać ją do wynurzeń.

Domyślała się, że przyjaciółka bardzo cierpi. Kit od dawna kochała Logana Deverella. Ten idiota w ogóle jej nie dostrzegał i traktował jak pożyteczny sprzęt biurowy.

- Czemu zaproponował ci powrót do pracy? - nie dawała za wygraną Tess.

- Nie mam pojęcia. Kłótnia wybuchła, nim Logan przedstawił swoje argumenty. Wrzeszczał jak szalony. Bez zastanowienia wyskoczyłam z auta i odeszłam.

- Nie próbował cię zatrzymać? Pozwolił, żebyś mokła na deszczu? - jęknęła Tess. - Jak mógł!

- Szczerze mówiąc, nie dałam mu czasu, Wyskoczyłam z auta jak oparzona - wyznała Kit i dodała rozżalona: - Za co ja kocham tego idiotę! Szkoda, że nie wyrosłam na ponętną blondynkę.

- Kim jest ta jego dziewczyna? - zapytała Tess.

- Nazywa się Betsy Corley - odparła cicho Kit.

- Nie znam jej.

- A ja tak. Wiem, co z niej za ziółko. Miałam bardzo miłego sąsiada. Stracił przez nią wszystko, co miał. Kit westchnęła głęboko, żeby się uspokoić. Potem wybuchnęła nerwowym śmiechem. - Logan chce się z ożenić z tą jędzą.

- Moje biedactwo - jęknęła Tess, spoglądając współczująco na przyjaciółkę.

- Dzięki tobie i Dane'owi mam przynajmniej dobrą posadę - mruknęła ponuro Kit. - Spaliłam za sobą mosty...

- To był doskonały pomysł, by zrobić z ciebie detektywa - stwierdził rzeczowo Dane Lassiter. Podszedł do rozmawiających kobiet i objął ramieniem żonę. Uśmiechnął się do niej, a potem zerknął na Kit. - Cieszę się, że były szef nie zdołał cię namówić do powrotu.

- Wolałabym znaleźć się w jaskini lwów, niż pracować znów u Logana Deverella - odparła przyciszonym głosem, starając się ukryć ból. - Nie muszę dodawać, że jestem wam bardzo wdzięczna za tyle zaufania. - Kit odgarnęła włosy i strzepnęła krople deszczu z garnituru. Materiał wcale nie był taki wilgotny, jak jej się początkowo zdawało; szybko wysychał.

- Zjawiłaś się w samą porę. Bardzo potrzebowaliśmy zdolnej kandydatki do pracy - odparł z uśmiechem Dane. - Muszę przyznać, że zrobiłaś nam przyjemną niespodziankę. Jesteś urodzonym detektywem. Masz smykałkę do tej roboty.

- Naprawdę tak sądzisz? - dopytywała się uradowana Kit.

- Oczywiście.

- Szczerze mówiąc, zawsze lubiłam wściubiać nos w cudze sprawy. W głębi ducha marzyłam o zawodzie, w którym mogłabym to robić całkiem bezkarnie. - Westchnęła. – Wasza oferta uratowała mi życie. Nie miałam z czego opłacić czynszu. Odeszłam nagle i dlatego pan Deverell nie chce mi wypłacić zaległej pensji i należnej odprawy.

- W końcu dostaniesz wszystko, co powinnaś otrzymać - uspokoił ją Dane. - Logan nie jest mściwym łajdakiem.

- Mówiłbyś inaczej, gdybyś widział go przed dziesięcioma minutami - odparła posępnie Kit.

Dane uniósł brwi, ponad jej ramieniem zerknął w głąb korytarza i stwierdził:

- Po namyśle gotów jestem przyznać...

Nim dokończył zdanie, na progu stanął wysoki, barczysty mężczyzna w szarym płaszczu przeciwdeszczowym.

- Cholera jasna, objechałem pół miasta, próbując cię znaleźć - burknął, spoglądając na Kit i dodał ponurym głosem, który w niewielkim pomieszczeniu zabrzmiał jak dudnienie gromu: - Ty idiotko! Kto to słyszał, żeby w czasie jazdy wyskakiwać z samochodu. Mogłaś przypłacić to życiem! Gdzie się włóczyłaś, do diabła?

- Przestań na mnie wrzeszczeć! - rzuciła opryskliwie Kit. Gdy twarz Logana wykrzywił grymas gniewu, dodała z ponurą satysfakcją: - Powiedziałeś mi, żebym trzymała się od ciebie z daleka. Zrobiłam, jak chciałeś. Nie pozwolę się dłużej tyranizować. Poszukaj sobie innej sekretarki. Dane twierdzi, że mam szansę zostać niezłym detektywem.

- Naprawdę tak powiedziałeś? - Logan Deverell uniósł brwi i zerknął na Dane'a.

- Nie da się ukryć - odparł Lassiter. - Nie panujesz nad sytuacją. Radzę ci zmienić ton, kiedy rozmawiasz z Kit.

Logan popatrzył na byłą podwładną i zacisnął usta. Kit najwyraźniej była wytrącona z równowagi. Nie panowała nad emocjami. Od kilku lat dla niego pracowała i przez cały ten czas nie widział jej w takim stanie. Do tej pory zawsze była rzeczowa i opanowana - wyjąwszy dzień, gdy rzuciła pracę i wygarnęła mu wszystko, nie przebierając w słowach. Gdy podszedł do biurka, które zirytowana Kit Morris starannie wycierała, oberwał solidnie książką i usłyszał, że doprowadza własną sekretarkę do rozstroju nerwowego i nie odróżnia jej od biurowego komputera.

Podczas ostatniej rozmowy Logan stracił cierpliwość dopiero wówczas, gdy Kit oskarżyła jego narzeczoną, Betsy, o interesowność. Teraz żałował paru rzeczy, które powiedział. Dobra sekretarka to prawdziwy skarb. Kit okazała się niezastąpiona. Poza tym stęsknił się za tą dziewczyną, ale nie zamierzał o tym wspominać. Miał nadzieję, że dziś skłoni ją do powrotu, ale stracił cierpliwość, gdy wspomniała o plotkach na temat Betsy. Powiedział sobie w duchu, że nie pozwoli żadnej kobiecie wtrącać się w swoje osobiste sprawy.

- Obstaję przy swoim zdaniu. - upierał się Logan. - Prywatne życie szefa to nie twoja sprawa. Natomiast czuję się winny, że wypuściłem cię z auta w taki deszcz. Przepraszam.

- Nie potrzebuję twoich przeprosin - odparła Kit. Popełniłam wielki błąd, wsiadając do twego samochodu!

- Próbowałem cię tylko przekonać, żebyś wróciła do biura. - Logan był wyraźnie zbity z tropu.

- Nie zamierzam być znowu pańską podwładną oznajmiła Kit oficjalnym tonem. - Tu przynajmniej nie jestem traktowana jak sprzęt biurowy. Poczułam się wreszcie jak człowiek. Żyję własnym życiem, oddycham pełną piersią, odkrywam w sobie nowe cechy i talenty. Mam świadomość, że gdybym niespodziewanie odeszła z tego świata, Dane i Tess bardzo by to odczuli.

- Długo razem pracowaliśmy - przypomniał jej Logan.

- Trzy lata. O trzy lata za długo - mruknęła, odzyskując z wolna panowanie nad sobą.

- Żadna z sekretarek, które cię zastępują, nie potrafi stenografować - żalił się były szef Kit. - Z trudem radzą sobie z porządkowaniem dokumentów i telefonicznym przekazywaniem informacji. Pracują we trzy, ale tylko jedna z nich ma trochę rozsądku. Mniejsza z tym... Mam dodatkowy kłopot. Moja matka zniknęła - dodał ze złością i popatrzył na Dane'a. - Musicie ją odnaleźć. Wspomniała bratu, że wybiera się do Miami.

- Nie ma sprawy - odparł Lassiter, obserwując ukradkiem nowego detektywa o ciemnej czuprynie.

- Powiedz mi tylko, gdzie ją ostatnio widziano. Moim zdaniem to sprawa dla Kit, bo dziewczyna nieźle zna Tansy.

- Mojej matce również bardzo ciebie brakuje mruknął z wyrzutem Logan, spoglądając na swoją byłą sekretarkę.

- Pewnie dlatego zwiała.

- Proszę bardzo, możesz obwiniać mnie o wszystkie nieszczęścia tego świata - zachęcała go Kit, obojętnie machając ręką. - To ja sprawiłam, że twój samochód nie zapala w mroźne poranki, ekspres do kawy odmawia posłuszeństwa, szyby są brudne, a krzesła w biurze skrzypią. Nawet osad w akwarium to moja wina!

- Przestań gadać bzdury - mruknął Logan, wciskając w kieszenie swoje ogromne dłonie. Ilekroć spoglądał na Kit, ogarniało go zakłopotanie. To nie znane do tej pory uczucie było okropnie denerwujące. - Nie chcesz u mnie pracować? Trudno. Dam sobie radę bez ciebie. Prędzej czy później znajdę kogoś na twoje miejsce. Nie brak w tym mieście dyplomowanych sekretarek.

- Jasne. Trzy z nich pracują już dla ciebie. Niestety, ani w pracy, ani w życiu prywatnym nie potrafisz właściwie ocenić sytuacji - odparła zirytowana Kit. - Ta twoja oszałamiająca blond piękność dostanie od ciebie...

- Już dostaje - przerwał jej ostro. - Nie jestem sknerą ani w łóżku, ani w innych okolicznościach. - Powiedział to, by zrobić przykrość Kit Morris. Nie była w stanie ukryć przed jego przenikliwym spojrzeniem, jak wielki ból sprawiły jej te słowa. Chciał, żeby cierpiała.

Dopiął swego. Cios prosto w serce! Kit miała jednak spore doświadczenie w ukrywaniu gorących uczuć żywionych dla bezdusznego szefa. Pobladła wprawdzie, ale obserwowała go z udawanym spokojem.

Pod wpływem uporczywego spojrzenia Logan poczuł się nieswojo. Wyszedł na idiotę - i to w obecności Dane'a oraz Tess, którzy przysłuchiwali się rozmowie, zaciskając usta, żeby stłumić śmiech.

- Czas ucieka. Muszę wracać do biura - mruknął. - Gdy odnajdziecie matkę, przyślijcie mi rachunek rzucił na odchodnym. Byłą sekretarka nagle przestała dla niego istnieć.

Kit przygryzła dolną wargę i odprowadziła ukochanego spojrzeniem. Był szeroki w barach. Chłop jak dąb, pomyślała z irytacją. Miała ochotę podstawić mu nogę. Ależ byłoby widowisko!

- Gdyby można było zabijać wzrokiem... stwierdziła cicho Tess.

- Za mały kaliber na takiego gruboskórnego łobuza odparła ponuro Kit i dodała głośniej: - Trzeba sporej bomby, aby unieszkodliwić mego szefa, o ile, rzecz jasna, trafi się w jego zakuty łeb.

Logan udał, że nie słyszy zaczepki, czym jeszcze bardziej rozdrażnił Kit. Wyszedł, trzaskając drzwiami.

- Tess wspomniała mi kiedyś, że odkąd się przyjaźnicie, zawsze uwielbiałaś Logana - przypomniał Dane. Dopiero niedawno straciłaś do niego cierpliwość.

- Racja. Po prostu oniemiał na widok mojego wymówienia...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin