Darcy Emma - W kręgu elity.pdf

(529 KB) Pobierz
Emma Darcy
W kręgu elity
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Serena Fleming wjechała na podwórze luksusowej rezydencji Angeliny Gifford,
klientki siostry. Przywykła do widoku bogatych domów. Zabierała z nich
zwierzęta do salonu fryzjerskiego Michelle. Właściciele na ogół nie zadawali
sobie trudu, żeby osobiście zawozić ulubieńców do fryzjera. Jednak przepiękna
willa na wzgórzu z widokiem na ocean, zaprojektowana przez doskonałego
architekta, zrobiła na niej wyjątkowo silne wrażenie. Otaczał ją starannie
przystrzyżony trawnik. Tu i ówdzie posadzono kilka grubych palm o kształcie
ananasa z pióropuszem liści na czubku. Ponieważ teren nad zatoką
przeznaczono pod zabudowę zaledwie cztery lata wcześniej, przesadzenie
dorosłych drzew musiało kosztować fortunę. Michelle mówiła, że Giffordowie
kupili najlepszą i najdroższą działkę w okolicy — półtora hektara ziemi.
Posiadłość wraz z rezydencją była z pewnością warta grubo ponad milion
dolarów.
Serena zatrzymała auto na podwórzu otoczonym oryginalnym murem w
kolorach morza i piasku. Ciekawiło ją, jak też wygląda twórca tego bajkowego
projektu, Nick Moretti, brat Angeliny. On to, bowiem opiekował się domem i
suczką pod nieobecność właścicieli, którzy wyjechali w podróż do zamorskich
krajów. Słynny architekt z pewnością chętnie podjął się tego zadania. Wygrał
właśnie konkurs na projekt parku z licznymi atrakcjami i mnóstwem pawilonów
w okolicy Brisbane Water, zaledwie pół godziny od domu siostry. Pisały o tym
wszystkie gazety. Mieszkanie w pobliżu ułatwiało mu obserwacje w terenie i
nadzorowanie prac.
Serena zadzwoniła do drzwi, raz, drugi, trzeci. Odczekała dziesięć minut i
ponownie nacisnęła przycisk tym razem już ze złością. W poprzedniej pracy w
renomowanym salonie fryzjerskim w Sydney poznała obyczaje bogaczy. Nie
szanowali cudzego czasu, nigdy nie dotrzymywali terminów. Przyjeżdżali, kiedy
im się żywnie podobało, i żądali natychmiastowej obsługi. Najwyraźniej tutaj,
na Środkowym Wybrzeżu, półtorej godziny drogi od miasta, możni również
oczekiwali, że wszyscy inni będą czekać w pokorze na ich rozkazy. Jak Lyall
Duncan, jej były narzeczony. Aż wzdrygnęła się na wspomnienie jego
wyobrażeń o roli kobiety w małżeństwie.
Nie miała czasu dłużej rozpamiętywać przeszłości, ponieważ drzwi stanęły
otworem i ujrzała w nich potężnego, prawie nagiego bruneta. Nieogolona twarz
i zmierzwione włosy nadawały mu wygląd barbarzyńcy. Ciemne, błyszczące
oczy, ocienione długimi, niemalże kobiecymi rzęsami, zdradzały włoskie
pochodzenie. Muskularny, doskonale zbudowany mężczyzna miał na sobie tylko
jedwabne slipki. Z dwojga złego Serena wolała już patrzeć w nachmurzone,
nieprzyjazne oblicze.
— Słucham panią — mruknął niezbyt uprzejmie.
— Przyjechałam po suczkę. Jestem z salonu piękności Michelle.
Gospodarz obrzucił badawczym spojrzeniem jasne włosy, splecione w gruby
warkocz, a później przez dłuższą chwilę studiował rysy twarzy Sereny: zadarty
nosek, wydatne wargi, dołeczek w podbródku, wreszcie zajrzał w błękitne oczy.
— Czy ja już panią gdzieś widziałem —raczej warknął, niż zapytał.
Doberman czystej rasy — przemknęło Serenie przez głowę, zanim treść pytania
dotarła do świadomości.
Czarne oczy badały teraz sylwetkę Sereny: wydatny biust, skrawek nagiej skóry
na brzuchu widoczny spod krótkiej bluzeczki i długie nogi w drelichowych
szortach.
— Nie mieliśmy okazji się poznać.
— Nick Moretti — przedstawił się nieco uprzejmiej.
Nie musiał tego robić. Na pierwszy rzut oka rozpoznała sprawcę swego
nieszczęścia. Serce podskoczyło jej do gardła, a na czoło wystąpiły krople potu.
Faktycznie nigdy nie zostali sobie przedstawieni, lecz to jego słowa sprawiły, że
zerwała zaręczyny z bajecznie bogatym Lyallem Duncanem, porzuciła dobrze
płatną pracę i schroniła się u siostry, żeby wyleczyć zranione serce. Zacisnęła
pięści i próbowała zdławić dojmujące ukłucie żalu. Nie powinna winić Nicka
Morettiego. Nie zależało mu na tym, żeby ją skrzywdzić.
Nawet jej nie znał. Miesiąc wcześniej na przyjęciu w Sydney Serena
przypadkowo usłyszała jego rozmowę z Lyallem. Wyraził wtedy zdziwienie, że
bogaty przedsiębiorca zamierza popełnić mezalians.
— Co ja słyszę? Wielki Lyall Duncan żeni się z fryzjerką! To dopiero sensacja
— wykrzyknął.
Zabolała ją ironia w głosie nieznajomego, ale odpowiedź wymarzonego księcia
z bajki dosłownie ścięła ją z nóg i pozbawiła wszelkich złudzeń na temat
planowanego małżeństwa.
Nick nie odrywal wzroku od jej twarzy. Mimo wszystko miała nadzieję, że jej
nie rozpoznał. W prostym, roboczym ubraniu nie przypominała elegancko
ubranej i uczesanej narzeczonej milionera z tamtego pamiętnego przyjęcia.
Musiała działać szybko, żeby nie zdążył skojarzyć okoliczności poprzedniego
spotkania.
— Nazywam się Serena Fleming. Przyjechałam zabrać Cleo na kąpiel i
strzyżenie.
— Tego potwora — zapytał z ironią w głosie i znudzoną miną.
Serena aż pobladła ze złości. Miała dość protekcjonalnego tonu i arogancji tego
snoba.
— Nie określiłabym w taki sposób uroczego australijskiego terierka — odrzekla
wyniośle.
— Rzeczywiście, uroczy — wykrzyknął i wyciągnął przed siebie opalone na
brąz ręce. — Proszę tylko popatrzeć, co ta bestia zrobiła.
Serena oglądała liczne głębokie i rozległe zadrapania bez odrobiny współczucia.
Była pewna, że brutal zasłużył na karę i podziwiała odwagę dzielnego, małego
zwierzaka. Zmarszczyła brwi.
— A co pan jej zrobił?
— Nic złego. Przeciwnie, uratowałem to nędzne stworzenie. Przyjaciółka
postawiła Cleo na pochylni nad basenem. Suka ześliznęła się do wody. Skamlała
z przerażenia, więc skoczyłem, żeby ją wyciągnąć. Oto jak mi podziękowała!
— Nic dziwnego. Broniła się odruchowo. Przeraziła ją jazda w dół na Łeb na
szyję po śliskiej powierzchni bez możliwości zachowania równowagi.
— To miała być tylko zabawa — usprawiedliwiał się z niepewną miną.
— Raczej nie dla psa.
— Proszę pamiętać, że to nie Cleo odniosła obrażenia tylko ja. Zmarszczył brwi.
Oskarżycielski ton obrończyni zwierząt nie przypadł mu do gustu.
— Przecież próbowałem ją ratować — dodał.
— Niepotrzebnie, psy umieją pływać. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że
wyciągnął pan odpowiednie wnioski z tej lekcji i wie już, kogo należałoby
nazwać potworem. Radziłabym uważniej przyjrzeć się osobom, które żywią
pogardę dla mniejszych stworzeń. — Ostatnie dwa słowa wymówiła ze
szczególnym naciskiem.
Zarozumialec w pełni zasługiwał na reprymendę. Jego pogardliwy grymas
boleśnie przypommał o największym upokorzeniu w życiu Sereny. Owego
feralnego wieczoru w Sydney Lyall Duncan wyłuszczył Nickowi swoją teorię
szczęśliwego małżeństwa: prosta dziewczyna bez wielkich ambicji będzie z
pokorą zajmować się domem i tolerować wszelkie wyskoki, wdzięczna, że
zechciał ją poślubić i zapewnić dobrobyt.
Serena usiłowała opanować gniew. Mówiła sobie, że to nie Nick Moretti
zakwalifikował ją wtedy do rzędu niższych stworzeń. Należał wprawdzie do tej
samej sfery, lecz nie zwalniało jej to od obowiązku uprzejmego zachowania,
chociażby ze względów zawodowych. Biedacy nie wysyłają psów do fryzjera, a
Michelle nie chciałaby stracić zamożnego klienta. Rozciągnęła usta w uśmiechu.
— Proszę przyprowadzić Cleo.
- Czy w tym tak zwanym salonie obcinacie także pazury — spytał z chmurną
miną.
— Tak, skracamy, w razie potrzeby.
— W takim razie zamawiam także tę usługę. Proszę wziąć jakąś smycz i iść za
mną. Sam nie tknę tej bestii. Gotowa znów mnie poranić.
Idąc do samochodu, Serena kręciła głową z nie dowierzaniem. Nigdy by nie
przypuszczała, że taki pyszałek o wyglądzie atlety stchórzy przed miniaturowym
terierkiem. Przynajmniej w swojej branży mogła okazać wyższość. Na wszelki
wypadek zabrała z bagażnika prócz smyczy niezawodną łapówkę —
opakowanie chrupiącego boczku, zdolnego ułagodzić nawet zajadłego brytana.
Nick czekał przy drzwiach ze zmarszczonymi brwiami. Albo usiłował sobie
przypomnieć, w jakich okolicznościach ją spotkał, albo walczył z kacem,
niewyspany i zły. Serena posłała mu promienny uśmiech, obliczony na poprawę
nastroju.
— Mam iść po Cleo, czy sam pan ją złapie?
— Pozostawię pani tę przyjemność — odrzekł z godnością.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin