Charlotte Hughes
Gra o miłość
(Millionaire cop & mom-to-be)
Spała przykryta suknią ślubną, pod górą satyny, tiulu i niekończącego się trenu. Neil Logan ze smutkiem pokręci! głową.
– No, dalej, Katie. Wychodź albo ci w tym pomogę.
Suknia ożyła. Pokazała się grzywa blond włosów okalająca zarumienioną, zaspaną twarz. Kobieta zerknęła na mężczyznę i jęknęła.
– O Boże, nie. Odejdź, szatanie.
– Raz...
– Spływaj, Logan.
– ... dwa... trzy.
Złapał za szczupłe nadgarstki i pociągnął.
Katie mruknęła pod nosem słowo na cztery litery. Próbowała mu się wyrwać, ale bezskutecznie. Wyciągnął ją spod sukienki. Jej nagie plecy owiało chłodne powietrze.
– Niech cię diabli, Neil.
Uniósł brwi, spoglądając na strój Katie – na malutki stanik i cienkie jak gaza majteczki. Przełknął ślinę. Co też się stało z sześciolatką, którą jego rodzice przyjęli pod swój dach, gdy została sierotą? Zniknęła chuda dziewczynka z aparatem korekcyjnym na zębach i wystającymi kolanami. Zagwizdał z wrażenia.
– Niezła pupa, panno Jones.
Pisnęła, szybko usiadła na podłodze i zasłoniła się suknią. Jej śliczne rysy wykrzywiły się w wyrazie czystego oburzenia.
– Za kogo ty się uważasz? Wpadasz bez pukania do mojej sypialni, ty... ty...
– Zboczeńcu? Szatański pomiocie? – Skrzyżował ręce na szerokiej piersi i oparł się o ścianę z błyskiem rozbawienia w oczach. – Ja za to chciałbym się dowiedzieć, co się stało z tymi bezkształtnymi flanelowymi koszulami nocnymi i futrzanymi kapciami, które kiedyś nosiłaś?
Pochylił się nad nią – krzepki mężczyzna metr dziewięćdziesiąt wzrostu – z uśmiechem, od którego – zdaniem jej przyjaciółek – kobietom robiło się miękko w nogach. Pewnie wykorzystywał to przy każdej nadarzającej się okazji.
– Jak się dostałeś do mojego domu? – zapytała.
– Wyciągnąłem klucz spod doniczki. To bardzo oryginalne, Katie. Właśnie dzięki ludziom takim jak ty mam co robić. Oczywiście najpierw zapukałem i zadzwoniłem do drzwi, ale nikt nie odpowiedział.
– I pewnie nie przyszło ci do tej tępej głowy, że nie chcę się z nikim widzieć.
– Ojojoj, słynny cięty języczek smarkuli.
– Nie zaczynaj, Neil. Nie jestem w nastroju. I nie nazywaj mnie smarkulą. Mam dwadzieścia dziewięć lat, prawie trzydzieści.
Zachowywała się niegrzecznie, ale uważała, że ma do tego prawo – po tym, co przeszła. Powiedziała wszystkim jasno i wyraźnie, że chce być sama, a mimo to telefon dzwonił nieustannie. Jak Neil śmie tak po prostu wpadać do jej sypialni, jakby miał do tego prawo? I patrzeć sobie na to, czego Katie nie włożyła?
Są rzeczy, które nigdy się nie zmieniają. Neil wciąż był łajdakiem. Pokazała mu drzwi.
– Wynoś się.
Neil wbił w nią wzrok. Potargane włosy opadały jej na ramiona. Ich kolor kojarzył mu się z jaskrami. I te jej oczy – szmaragdowe, lśniące, gdy odbijało się w nich światło.
– Katie, Katie, Katie... Czy godzi się tak mówić do człowieka, którego przysłano na ratunek?
– Nie trzeba mnie ratować. Sama sobie świetnie poradzę.
– A patrzyłaś ostatnio w lustro? Potargane włosy, rozmazany tusz do rzęs, zapuchnięte oczy. No i pogniotłaś suknię ślubną, na którą zapewne poszła połowa mojego spadku.
Jej samej na widok sukni ślubnej chciało się płakać. Zaprojektowała ją matka Neila. Była to królewska suknia, trochę – zdaniem Katie – nieodpowiednia dla tak skromnej osoby jak ona. Teraz suknia wyglądała jak bezkształtna sterta materiału. Katie podciągnęła ją pod brodę.
Neil opadł na jedno kolano i oparł ręce o podłogę. Wbił w Katie ciężkie spojrzenie.
– Nie musisz się chować za tą sukienką, skarbie. Mnie seksowna bielizna nie bierze. Mam bardziej... eklektyczne gusta.
Katie potrafiła to sobie wyobrazić.
– Przykro mi, Neil. W sklepie z bielizną właśnie się skończyły pejcze i łańcuchy.
Uśmiechnął się rozbrajająco. Facet nie miał wstydu. Był od niej o dobre siedem lat starszy, lecz nikt by się tego nie domyślił. Matka Natura szczodrze obdarowała Neila Logana. Szczupły i muskularny, o oliwkowej cerze. Ciemne włosy były ledwie przyprószone siwizną. Opadały kędziorami aż ...
natliprzem