Rodzina Moniki.doc

(336 KB) Pobierz
Rodzina Moniki

Rodzina Moniki

 

PROLOG

 

Niebo zaciągnęło się gwałtownie. Po upalnym, majowym dniu, nadchodziła gwałtowna, wieczorna burza. Ciemne chmury gnane porywistym wiatrem nadciągały od północnego zachodu, od strony puszczy, sąsiadującej z miastem. Przechodnie odruchowo przyspieszali kroku, chcąc znaleźć bezpieczne schronienie przed nadchodzącą nawałnicą. Wiatr wiał coraz silniej. Podmuchy podrywały z ziemi śmieci, kręcąc nimi w powietrzu akrobatyczne figury.

W stojącym na przedmieściu domu młoda, dziewiętnastoletnia dziewczyna zapaliła lampkę przy biurku. Odchyliła się na krześle, odrywając od rozłożonych przed nią podręczników i przeciągnęła dłońmi po długich, kasztanowych włosach.

„Wystarczy tej nauki” - pomyślała - „jutro też jest dzień”.

Zza ściany dochodził łomot muzyki. Oczywiście, jej brat jak zwykle zanurzony był w swoim metalowym świecie. Skrzywiła się z niechęcią. Ciekawe, czy dzisiaj znów pójdzie do tej swojej Dagmary? Ciekawe, czy pamięta, że w nocy wracają z Barcelony, ze swej „drugiej podróży poślubnej”, rodzice?

Wstała i wyszła z pokoju. Przechodząc obok pokoju brata usłyszała, poza muzyką, dźwięk silnika samochodowego. No tak, znów grał na komputerze.

- Mógłbyś to ściszyć – krzyknęła ze złością.

Żadnej odpowiedzi. Całkowicie ją zignorował.

„Głupek” - pomyślała i poszła do kuchni.

 

Oczywiście zlew był pełen. Szklanki od piwa, zasyfione talerze i sztućce. Ustaliła z Markiem, że dziś, przed powrotem rodziców, posprzątają dom. Ona wywiązała się ze swojej części, umyła podłogi i łazienkę, odkurzyła dywany. Jej brat ograniczył się do wyniesienia śmieci i zniesienia tygodniowych pokładów brudnych naczyń do zlewu. Jak zwykle. Ciekawe, jak wygląda jego pokój?

Westchnęła i odkręciła wodę. Powinna zostawić tak wszystko do powrotu starych. Markowi oberwałoby się od ojca, ceniącego ład i porządek. I tak był wściekły na niego z powodu studiów.

 

Tak. Jej brat różnił się od niej bardzo. Starszy o dwa lata, sprawiał na dziewczynie wrażenie, jakby nie mógł wyrosnąć z krótkich spodenek. Może właśnie dlatego, że powodziło mu się dobrze, zbyt dobrze. Ich rodzice zapewnili im pełny dobrobyt. Matka, o kilka lat starsza od ojca, z zawodu ekonomistka, była prezesem dużej, zagranicznej firmy. Ojciec, ceniony adwokat, prowadził własną, dobrze prosperującą kancelarię. Dzieciom nigdy więc na niczym nie zbywało.

O ile jednak córka, poważna i stateczna, licealistka przygotowująca się do matury w jednym z najlepszych prywatnych liceów, wrodziła się w rodziców (ojciec zawsze twierdził żartobliwie, czym denerwował matkę, że urodę odziedziczyła po matce, a inteligencję po nim), o tyle pierworodny syn nie raz sprawiał im kłopoty. Jedynym, w czym naprawdę był dobry, była motoryzacja. Silniki, samochody, motocykle – to było jego życie. Wybitnie uzdolniony technicznie, w pozostałych dziedzinach nie był już tak dobry, jak powinien. „Zdolny leń” - mawiał o nim ojciec i rzeczywiście coś w tym było. Po skończeniu technikum samochodowego (maturę zdał bardzo przeciętnie, za to egzamin zawodowy celująco), dostał się „psim swędem” na Politechnikę. Więcej jednak czasu spędzał na imprezowaniu, niż na nauce, nic więc dziwnego, że zawalił pierwszy rok. Gdyby nie pomoc ojca i jego znajomości, dawno wyleciałby z uczelni. A tak - powtarzał rok, choć na razie niespecjalnie zmienił swoje postępowanie.

 

Na górze trzasnęły drzwi. Tupot kroków na schodach i w drzwiach kuchni pojawił się Marek.

- Siostra, wychodzę! - rzucił.

- Koło jedenastej będą rodzice. Zadzwonią po wylądowaniu z lotniska. Nie mógłbyś poczekać?

- Odwal się Młoda, dobra? Umówiłem się z Dagmarą. Ty siedzisz w domu, to ich wpuścisz. - Marek zamknął za sobą drzwi łazienki.

Rzuciła ścierkę, którą wycierała naczynia ze złością. Oczywiście, znowu Dagmara. Głupia, prymitywna siksa, z ukończoną zaledwie podstawówką, poznana na imprezie w knajpie. Marek był nią zauroczony. Spotykali się od czterech miesięcy i jak na razie nie zanosiło się na zmiany. Ani rodzice, ani ona nie byli zachwyceni rok młodszą od niej dziewczyną. „Ściąga Cię w dół” - powiedziała kiedyś matka do Marka w czasie kolejnej wymiany zdań i było w tym sporo prawdy. Jej brat nie zamierzał jednak tego słuchać.

 

Drzwi do łazienki trzasnęły ponownie.

- Młoda, gdzie są klucze od mieszkania?

Przegiął. Zupełnie przegiął. Starego mieszkania w śródmieściu rodzice nie sprzedali, kupując obecny dom. Wynajmowali je czasami studentom, w zamyśle miało być przeznaczone dla któregoś z dzieci, kiedy się usamodzielnią. Od lutego stało puste. I co? Ma zamiar tam iść z dziewczyną? Bez wiedzy starych? Pieprzyć się? O nie!

- Pytałeś ojca o zgodę?

- Mówiłem już, odwal się! Nie muszę pytać. Jestem już dużym chłopcem. Sam sobie znajdę - zaczął grzebać w szafce w przedpokoju.

Dziewczyna była wściekła. W dupie z nim. Nie będzie go kryła, tak jak to nieraz robiła. Niech sobie idzie. Rodzice wrócą, zapytają się, to powie im prawdę. Ojciec go zabije...

Stojący na blacie telefon zadzwonił donośnie.

„Co znowu” - pomyślała i podniosła słuchawkę...

 

Marek znalazł klucze i założył buty. Już miał wychodzić, kiedy przypomniał sobie o butelce wódki w lodówce, kupionej z myślą o dzisiejszym wieczorze. Wszedł do kuchni...

Oczy jego siostry były okrągłe jak pięciozłotówki, twarz papierowo biała. Patrzyła na niego z przerażeniem.

- Młoda, co jest?

Otworzyła usta, ale nie wydobyła żadnego dźwięku. Zaniepokoił się.

- Monika, co się stało?

- Nieeeeeeeeeee!

Siostra nieprzytomna runęła na podłogę, uderzając głową o terakotę...

 

ROK PÓŹNIEJ

 

PIĄTEK, NOC

 

Monika przewracała się w łóżku, nie mogąc zasnąć. Wzięła właśnie środki uspokajające, ale to nie pomagało. Już nie płakała. Wypłakała się przez cały dzień i teraz była już kompletnie zobojętniała. Właśnie dziś minął rok...

 

Rok temu ich beztroskie życie, jej i Marka, legło w gruzach. Samolot, którym wracali rodzice z Barcelony, uległ katastrofie, rozbił się wkrótce po starcie w Pirenejach. Nikt nie ocalał. Eksplozja maszyny była tak potężna, że ciał rodziców nie zidentyfikowano. Media prześcigały się w opisie wypadku, dodając coraz to nowe, pikantne szczegóły. Przez kilka następnych dni Monika i Marek znaleźli się w centrum zainteresowania, zasypywani obietnicami pomocy, słowami współczucia, gestami bez pokrycia....

Szybko nastało zwykłe, codzienne życie. Otrzymane odszkodowanie było wprawdzie wysokie, ale i tak z ledwością wystarczyło na spłacenie kredytów, zaciągniętych przez rodziców. Z kolei renta rodzinna, zupełnie przyzwoita, pochłaniana była przez bieżące opłaty i koszty utrzymania domu. Oboje nie zdawali sobie wcześniej sprawy, ile to kosztuje. Z kolei na pomoc rodziny, poza wyrażonym słownie żalem, nie mogli liczyć. Dziadkowie rodziców już nie żyli, a dalsza rodzina mieszkała dość daleko. Zresztą, rodzice już poprzednio byli z nimi skonfliktowani.

Dziś byli razem z Markiem na cmentarzu, na symbolicznym grobie rodziców...

 

„Tak, gdyby nie Marek...” - pomyślała dziewczyna.

Tragedia bardzo zmieniła jej brata. Nie spodziewała się, że potrafi tak szybko dojrzeć. W ciągu paru następnych miesięcy stał się zupełnie innym człowiekiem. Względy finansowe zmusiły go do przerwania studiów („Ktoś przecież musi zadbać o Ciebie, Młoda” - powiedział), podjął pracę w salonie znanej marki i dał się poznać, jako świetny fachowiec. Tak dobry, że miesiąc temu, zaledwie po pół roku pracy, otrzymał awans na kierownika zmiany w serwisie. Realia życia spowodowały, że nie imprezował już po nocach, także historia z Dagmarą stała się przeszłością. A mieszkanie w śródmieściu... po dłuższej naradzie sprzedali je, aby mieć rezerwę finansową na wypadek jeszcze cięższych czasów.

Monika też się zmieniła. Sparaliżowana przerażeniem, doznanym szokiem dość długo nie mogła dojść do siebie. Przystąpiła do matury, zdała ją nawet nieźle, w sumie dzięki pobłażliwości i współczuciu nauczycieli. Potem jednak kompletnie zawaliła egzaminy na wymarzoną ekonomię. Nie miała siły, ani ochoty się uczyć. To Marek ją zmobilizował. „Któreś z nas musi spełnić oczekiwania rodziców” - powiedział. Podjęła więc wieczorowo naukę w rocznym, ekonomicznym studium pomaturalnym, pracując jednocześnie (dzięki pomocy znajomych z pracy matki), jako kasjerka w banku. A Marek dopingował ją do ponownego startu na uczelnię...

 

Rozmyślania Moniki przerwało delikatne pukanie do drzwi. Spojrzała na zegarek. Dochodziła druga.

- Monika, śpisz? - usłyszała pytanie brata – Mogę wejść?

- Nie – odpowiedziała szarym, obojętnym głosem – nie śpię. Co się stało?

- Ja też nie mogę zasnąć – powiedział Marek wsuwając głowę do pokoju – Mogę chwilę przy Tobie posiedzieć?

Wszedł do pokoju i usiadł na brzegu łóżka. Jego zaczerwienione spojówki wyraźnie wskazywały, że płakał, choć oczywiście nigdy nie przyznał by się do tego siostrze.

- Zasnąłem na chwilę – jego głos był chrapliwy i zmęczony – Obudził mnie sen.

- Oni?... - zapytała cicho dziewczyna.

Marek pokiwał głową, zamknął oczy i położył dłonie na karku.

- To było.... okropne... Spadali... a ja nie mogłem im pomóc... - spod zamkniętych powiek wypłynęły dwie łzy.

Monika pogładziła brata po nodze.

- Uspokój się. To tylko sen. Na biurku stoją moje proszki. Weź dwa. Trochę się uspokoisz.

Marek spojrzał na siostrę z wdzięcznością. Podszedł do biurka, połknął tabletki, popił wodą. Spojrzał na zdjęcie rodziców stojące na szafce.

- Dziękuję. Dziękuję Ci, że jesteś, Siostrzyczko... Wiesz, mam prośbę. To może śmieszne, ale... nie chcę spać sam... Nie dzisiaj...

Sprawiał wrażenie naprawdę zagubionego. Monika pomyślała, że też jej będzie raźniej. Posunęła się i odsunęła kołdrę.

- Właź, Starszy Bracie. Ktoś przecież musi zadbać o Ciebie.

Marek spojrzał z wdzięcznością i wskoczył pod kołdrę.

- Kochana jesteś Moniko – odwrócił się do niej plecami.

- Mhm. Ja Ciebie też kocham. Tak trochę... - mruknęła przytulając się do niego.

To był rzeczywiście dobry pomysł. Ciepło ciała Marka dawało jej przynajmniej namiastkę poczucia bezpieczeństwa. Poczuła, wtulona w brata, że zaczyna powoli odpływać. Marek czuł chyba to samo, bo po krótkiej chwili zasnęli oboje.

 

SOBOTA, RANO

 

Monika obudziła się po siódmej. Nie była wyspana, czuła jeszcze piasek w oczach, niemniej nie miała już ochoty na sen. Poza tym, czuła się dziwnie. Przez sen coś ją uwierało, czuła ciężar, nie było jej wygodnie. Przez chwilę leżała z zamkniętymi oczyma, wracając do rzeczywistości. Resztki snu odpływały, ciężar pozostał. O Boże, to był Marek! Leżał wtulony w jej plecy, z głową opartą na jej ramieniu i nogą zarzuconą na jej uda. To stąd ten ciężar! Przygniótł ją przez sen! A uwieranie... na wysokości pośladków. O Boże! To... to był jego sterczący...

Wysunęła się z pod brata i odwróciła do niego. Nie obudził się. Jego twarz spoczywająca na poduszce była tak spokojna, cień uśmiechu błąkał się w kącikach ust. Dziewczyna delikatnie odsunęła kołdrę. Piżama Marka w kroczu była mocno naciągnięta, uwypuklając kształt sterczący pod nią. Dziewczynie rumieniec wystąpił na twarzy, zaczęła ciężko oddychać...

 

Choć może się to wydać nieprawdopodobne, dwudziestoletnia dziewczyna była całkowitą dziewicą. Zwyczajna „szara myszka”, jakich wiele, skupiona dotychczas wyłącznie na nauce i pracy, nie miała czasu, ani ochoty na flirty z chłopakami. Jej uroda, dość długie kasztanowe włosy, sięgające za ramiona, zgrabna, szczupła sylwetka i duże, jędrne piersi, odziedziczone po matce, przyciągały uwagę kolegów. W przeciwieństwie do swoich koleżanek, Monika nie reagowała jednak na ich zaloty i uśmiechy, nic więc dziwnego, że w liceum miała pseudonim „lodowej księżniczki”.

Nie, nie była oziębła. Po prostu nie interesowały ją przelotne, szczenięce romanse. W głębi duszy była romantyczką. Wierzyła w prawdziwą, głęboką miłość na całe życie. Czekała na swego „księcia z bajki”. Tylko jemu, temu upragnionemu, chciała oddać swoje dziewictwo, związać z nim się na zawsze, na dobre i złe, do końca świata. Dotychczas takiego nie spotkała.

 

Marek nadal spał. Monika szeroko otwartymi oczyma wpatrywała się w wybrzuszenie piżamy. Nigdy jeszcze nie widziała męskiego członka na żywo. To, znaczy, prawie nigdy. Raz, cztery lata temu, weszła przypadkiem wieczorem do łazienki, kiedy ojciec wychodził z wanny. Widok, który wówczas zobaczyła zawstydził ją, szybko uciekła, przepraszając tatę. Jednocześnie jednak była wtedy bardzo podniecona, wstydziła się bardzo tego uczucia. W końcu to był jej ojciec. Tamtego wieczora zaczęła odkrywać jednak swoją seksualność.

Wtedy, nie mogąc usnąć, leżąc w łóżku, dotknęła palcami muszelki. Zaskoczyło ją, jak była wilgotna. Nie do końca uświadamiając sobie, co robi zaczęła ją masować okrężnymi ruchami, na początku tak jak robiła to zawsze, myjąc się wieczorem. To było jednak zbyt gwałtowne. Zwolniła tempo, dotykała się delikatniej. Wsunęła jeden palec trochę do środka, drugim gładząc nabrzmiały guziczek. I wtedy to poczuła. Narastające gdzieś głęboko, w jej łonie. Drżenie rozkoszy, nieprawdopodobne, niesamowite, nieziemskie. Opanowało ją całą, sięgając od stóp po czubek głowy. Było tak cudowne, tak niepowtarzalne. Wiła się po łóżku, pieszcząc się coraz intensywniej, aż wreszcie z cichym okrzykiem zastygła, unosząc biodra do góry...

Od tej pory to była jej tajemnica, skrzętnie skrywana przed całym światem. Zawsze, kiedy czuła podniecenie, zamykała się w swoim pokoju i wieczorem przyjmowała pieszczoty przystojnych, cudownych mężczyzn. Ojca wśród nich nie było, to był ten jeden, jedyny raz, wyparła go ze swej pamięci. W wyobraźni pieścili ją jednak znani aktorzy, piosenkarze, jej nauczyciel od biologii, a nawet niektórzy, najprzystojniejsi koledzy. To rozładowywało ją, odprężało, były to jednak tylko pieszczoty, nie wpływające na jej nieugiętą postawę w kwestii poszukiwania prawdziwego „księcia”. Zawsze wracała potem do rzeczywistości.

 

Teraz, patrząc na wypukłość na piżamie śpiącego Marka, poczuła ponownie narastające gdzieś w głębi niej podniecenie. To było niezależne od niej, bardzo niejednoznaczne. Spojrzała znów na brata. Miarowo oddychał, całkowicie bezbronny, nieświadomy tego, jak bardzo eksponuje swoją erekcję. Czuła, jak robi się coraz bardziej wilgotna. Był tak blisko... Wsunęła dłoń pod koszulę nocną, dotknęła wilgotnych płatków muszelki. Delikatnymi, powolnymi ruchami zaczęła masować nabrzmiewający guziczek. Podniecenie przybrało na sile. Nie panując już nad sobą drugą dłonią dotknęła piżamy Marka. Poczuła obły kształt, tak bardzo twardy... Nie przerywając pieszczot guziczka, powoli, aby nie zbudzić mężczyzny, wsunęła dłoń pod gumkę piżamy...

Poczuła go. Poczuła jego ciepło. Był taki naprężony, taki duży. Objęła go palcami i wtedy... uświadomiła sobie co robi. Przeraziła się.

„Boże! Jestem zboczona! To jest mój BRAT!” - spazm strachu sparaliżował ją całkowicie, przeszywając serce zimnym ukłuciem. Podniecenie natychmiast opadło. Przerwała pieszczoty. Zawstydzona do granic możliwości już miała puścić trzymanego członka i wstać, gdy poczuła dłoń Marka na swojej piersi...

 

Marek budził się. Cudowny, barwny sen o gorącym piasku i wiecznie zielonych palmach znikał gdzieś, odpływał... Byli razem z siostrą na tropikalnej wyspie, pływali w lazurowej wodzie. Na brzegu stały, śmiejąc się radośnie Polinezyjki. Nie miały nic na sobie poza przepaskami na biodrach. Miały tak cudowne piersi. Ich widok rozpalił mężczyznę. Stał w ciepłej wodzie, czując, jak jego członek wypręża się w spodenkach. I wtedy podpłynęła do niego Monika. Uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń. Poczuł, jak dotknęła jego członka przez spodenki, a potem wsunęła dłoń pod gumkę i objęła go palcami. W tym momencie wyspa zaczęła znikać za mgłą. Nie czuł już piasku, zielone palmy zrobiły się szare, jeszcze bardziej szare, przezroczyste... Czuł tylko dłoń siostry. Cały czas czuł dłoń siostry!

Otworzył oczy, mrugając gwałtownie. Sen kłębił się w głowie, walcząc jeszcze z jawą. Na wysokości swoich oczu zauważył kobiece piersi w koszulce, piękne piersi. Dlaczego Polinezyjka założyła koszulkę nocną? Nie do końca jeszcze wybudzony wyciągnął dłoń i dotknął cudownej miękkości...

 

- Ach, Marek!!! - okrzyk siostry momentalnie go otrzeźwił.

Jej oczy były szeroko otwarte, twarz zaczerwieniona ze wstydu. Ze wstydu? Boże! To nie był sen! Dotykała go! Czuł wyraźnie jej palce na swoim penisie!

- Monika!!!

Oczy dziewczyny momentalnie zaszkliły się łzami. Puściła członka i gwałtownie zerwała się z łóżka. Gumka piżamy boleśnie strzeliła w podbrzusze.

- Auć! Monika, co Ty?...

Siostra zniknęła za drzwiami. Marek opadł na pościel i złapał się za głowę. Boże, co oni wyprawiali?

 

SOBOTA, WIECZÓR

 

Przez cały dzień oboje nie rozmawiali o porannych wydarzeniach. W zasadzie w ogóle nie rozmawiali. Podświadomie unikali się, jak mogli. Marek po śniadaniu, zjedzonym w milczeniu, zaszył się w ogrodzie, robiąc porządek z krzewami, które po zimie wymagały doglądnięcia. Monika wyszła na zakupy, a potem siedziała w domu. Zrobiła wielkie pranie, wysprzątała cały dom. Odkurzając na piętrze zerkała przez okno na Marka, krzątającego się przy klombach. Zauważyła, że on także zerkał w górę, kiedy jednak zobaczył ją w oknie, natychmiast spuścił wzrok.

Tak naprawdę myśli obojga biegły w tym samym kierunku. Oboje byli zestresowani i przerażeni tym, co się wydarzyło. Monika doszła do wniosku, że jest z nią coś nie tak. Jak mogła zapomnieć się? Jak mogła dotykać brata? Zastanawiała się, czy jest normalna. Zawstydzona postanowiła, że to nigdy więcej nie może się powtórzyć. Postanowiła milczeć. Może uda się puścić sprawę w niepamięć?

Marek, podobnie jak jego siostra zawstydzony, nie czuł się tak bardzo winny. Owszem, miał sen, prawie że erotyczny, gdyby się nie obudził, nie wiadomo, w jakim kierunku potoczyłyby się senne marzenia, na wpół jeszcze świadomy dotknął piersi siostry, ale to ona pierwsza dotknęła jego... Wiedział, że nie może tak tego zostawić. Czuł, że musi z nią porozmawiać...

 

Okazja nadarzyła się dopiero wieczorem. Marek po powrocie z ogrodu wykąpał się i teraz oboje siedzieli przy kolacji przygotowanej przez dziewczynę. Jedli w milczeniu, zerkając ukradkiem na siebie. Po kolacji Monika zabrała talerze i stanęła przy zlewie. Marek, pijąc jeszcze herbatę, obserwował ją. Była śliczna. Jako dziewczyna zawsze mu się podobała, do tego stopnia, że zanim poznał Dagmarę, zanim miał jakąkolwiek dziewczynę, nosił zdjęcie Moniki w portfelu. Pokazując je nieraz chwalił się kolegom w technikum, nie znającym siostry, jaką to ma świetną laskę...

Ale to były dawne, młodzieńcze wygłupy. Była jego siostrą i tyle. Chociaż... ale o tym nie chciał teraz myśleć....

 

- Monika – odchrząknął, ciekawe dlaczego zaschło mu w gardle – to, co się rano stało...

Dziewczyna drgnęła i zamarła bez ruchu przy zlewie. Woda z kranu płynęła ciurkiem.

- Moniko, proszę, porozmawiaj ze mną... - głos Marka był spokojny i opanowany, a jednocześnie bardzo ciepły.

Dziewczyna poczuła, jak wzbiera w niej fala niesamowitego żalu, a jednocześnie strach ścisnął jej serce. Odruchowo zakręciła wodę. Łzy napłynęły jej do oczu. Nie odwróciła się. Stała tyłem do brata, coraz mocniej łkając.

Marek nie tego się spodziewał. Patrzył w milczeniu na drgające plecy siostry, na jej piękne włosy, spływające swobodnie po ramionach. Serce wzbierało mu żalem. Cholera! Płacz kobiety, obojętnie jakiej, zawsze go rozbrajał. Jako mężczyzna chciał wówczas natychmiast wszystko, naprawiać, pocieszać... Tak już miał i już... Nie potrafił inaczej... To dlatego związek z Dagmarą tak długo się ciągnął. Wiedział, że nie pasują do siebie, że rodzice i siostra mają rację, ale za każdym razem, kiedy próbował się z nią rozstać, wybuchała płaczem i... nie potrafił tego zrobić. Gdyby nie tragedia rok temu, pewnie do dzisiaj...

Czuł, że dłużej nie wytrzyma. Wstał i podszedł do siostry. Objął ją i przytulił. Poczuł, jak drgnęła zaskoczona.

- Monika, proszę, uspokój się – wyszeptał – proszę Cię...

- Marek, zostaw mnie – jej głos był zduszony, cichy – Marek, przepraszam Cię... Jestem nienormalna...

- Przestań, nie mów tak – Marek czuł, że zaraz nie wytrzyma. Musiał coś zrobić, cokolwiek, byle przestała płakać.

Odwrócił ją siłą do siebie. Wtuliła się w niego, ukryła twarz w jego ramionach.

- Przepraszam Cię, naprawdę przepraszam... To już nigdy więcej...

Uniósł dłońmi jej głowę. Jej cudowne, duże piwne oczy były wielkie, pełne strachu. Była tak pełna żalu i... taka piękna. Wbrew sobie, całkowicie wbrew sobie, poczuł, jak w nim, gdzieś w jego lędźwiach rodzi się, narasta coraz mocniejsze podniecenie. Co się z nim działo? To była... jego SIOSTRA!

„Boże! Nie, nie mogę! Boże!” - myśli wirowały mu jak szalone.

Zakręciło mu się w głowie. To był jakiś sen, kontynuacja tego z rana. Była tak blisko, potrzebowała jego opieki... taka biedna... Zaraz, jak to było? „Ktoś przecież musi zadbać o Ciebie, Młoda”! Przytulił ją jeszcze mocniej, z całej siły. Czuł jej piersi na swoim torsie, czuł ich miękkość, ciepło... Już nie panując nad swoimi odruchami pochylił się i... pocałował ją w usta.

 

Odpowiedziała na jego pocałunek. Zrobiła to nie do końca świadomie, niewprawnie, wszak całowała się po raz pierwszy w życiu. Rozchyliła usta i... poczuła język Marka. To było niesamowite, cudowne uczucie. Z początku nieśmiało, potem coraz sprawniej, mocniej. Ich języki splotły się w gorącym, namiętnym tańcu. To nie był już braterski pocałunek. To był gorący pocałunek mężczyzny i kobiety...

Monika opamiętała się pierwsza. Oderwała się od brata.

- Marek! Marku, przestań! Co my wyprawiamy! Puść mnie! - odpychała go dłońmi.

Słowa siostry przywołały mężczyznę do rzeczywistości. Puścił ją i odsunął się. Uświadomił sobie, co robił. Jego twarz momentalnie zaczerwieniła się ze wstydu.

- Monika! Ja... przepraszam, to nie tak miało być... Ja tylko chciałem porozmawiać... Boże, przepraszam...

Odwrócił się i uciekł z kuchni. Usłyszała trzaśnięcie drzwi jego pokoju.

 

Dziewczyna stała oparta o zlew. Ciężko oddychała. W głowie kłębiły jej się tysiące myśli. Wiedziała, z jednej strony, doskonale, że to co się dzieje, było złe, niedopuszczalne, że nie miało prawa się zdarzyć. Do cholery, byli rodzeństwem! I jakakolwiek forma bliskiego kontaktu fizycznego była niedopuszczalna! Jak mogli... Była przerażona swoim zachowaniem, zachowaniem Marka...

Z drugiej strony... była podniecona. Czuła, jak pocałunek ponownie ją rozpalił. Czuła jak jej muszelka zaczyna ociekać wilgocią. Tak naprawdę Marek był jej jedyną bliską osobą. Dzięki niemu przetrwała ostatni rok, przy nim czuła się bezpieczna. Wcześniej wiele razy była na niego wściekła, wcześniej nieraz się kłócili – jak zwykle w rodzeństwie. Ale teraz... Od roku żyli oboje, wspierając się nawzajem, a on... był zupełnie inny. Taki kochany starszy brat. Czy tylko Brat? Czy rano myślała tak o nim? Czy teraz, odpowiadając na jego pocałunek traktowała go tylko w ten sposób? Czuła, że gdzieś głęboko, w jej głowie (choć poeci powiedzieliby, że w sercu), zaczyna rodzić się coś, czego nie potrafiła określić. Jej Brat... Taki troskliwy, opiekuńczy, wrażliwy... Jej Marek...

 

Nie mogła sobie z tym poradzić. Nie chciała teraz o tym myśleć. Zajęła się pracą. Sprzątnęła ze stołu, pozmywała naczynia. Był już wieczór. Umyła się i wróciła do swojego pokoju. Przechodząc obok drzwi pokoju Marka zatrzymała się na chwilę. W pokoju paliła się nocna lampka. Pewnie jeszcze nie spał. Zastanawiała się przez chwilę, czy nie zapukać. W końcu jednak po cichu, jak najciszej, poszła do siebie...

 

SOBOTA, NOC

 

Nie mogła zasnąć. Tak, jak poprzedniej nocy, wzięła tabletki. Ale ukojenie nie przyszło. Wstyd, podniecenie, przerażenie i żądza walczyły ze sobą w jej umyśle. Przewracała się na łóżku. Chciała usnąć, ale ilekroć zamykała oczy widziała, wręcz fizycznie czuła Marka. Jego dobre ciepłe spojrzenie, dotyk jego ramion, jego usta i jego... wyprężonego... To było nie do zniesienia.

Odruchowo wsunęła dłoń pomiędzy uda. Była zupełnie wilgotna, soki wyciekały z jej wnętrza. Dotknęła płatków muszelki, zadrżała. Jej ciało przeszedł nagły impuls. Musiała to zrobić, była tak napięta... Zaczęła się pieścić. Delikatnie, coraz szybciej i szybciej.... Środkowy palec odruchowo wsunął się do środka. Wskazującym pieściła różowy, ociekający sokami guziczek. Drugą ręką podwinęła koszulkę nocną i pieściła piersi. Zamknęła oczy i jej wyobraźnia zawładnęła nią całkowicie. Widziała Marka, to on teraz ją pieścił, on... jego członek... był taki duży... Była coraz bardziej rozpalona... Coraz mocniej, szybciej, aż do spełnienia... Zatraciła się całkowicie.

 

Marek nie mógł usnąć. Zaplanowana rozmowa poszła zupełnie nie tak, jak tego oczekiwał. Właściwie wcale nie było rozmowy. Był na siebie wściekły. Jako dwa lata starszy od siostry, dojrzały mężczyzna – tak przynajmniej myślał o sobie – powinien bardziej się kontrolować. A tymczasem... zupełnie stracił głowę. Prawie ujawnił własną, skrywaną skrzętnie tajemnicę...

Był zakochany w Monice. Jako mężczyzna wstydził się tego uczucia, wiedział, że jest chore, próbował je w sobie zwalczyć. Ale nie mógł zaprzeczyć, że to była prawda. To ona tak naprawdę była przyczyną, dla której zdecydował się zostawić Dagmarę, tym razem nie zwracając uwagi na jej łzy. Od chwili, kiedy zostali bez rodziców, kiedy musiał przejąć domowe obowiązki ojca, kiedy przebywał z nią dzień w dzień, każdego wieczoru i poranka, stała się jedyną, najbliższą mu osobą. Osobą, z którą rozmawiał prawie o wszystkim, która znała prawie wszystkie jego sekrety. I powoli, wbrew niemu samemu, narodziło się uczucie. Zakazane uczucie do siostry. Nie szukał, nie potrzebował innych Cholera, jasna! Kochał ją wcale nie braterską miłością!

Zdjęcie Moniki, to które kiedyś nosił w portfelu, było przy nim nadal, bezpiecznie schowane, śpiące często pod poduszką. Nie potrafił policzyć, ile razy onanizował się patrząc na nie, ile razy wyobrażał sobie, że Monika i on... Ale to były tylko fantazje, podobnie, jak marzenia senne, w których siostra się pojawiała. Ukrywał zatem swoje prawdziwe uczucia, a dziś w kuchni...

Jego członek był całkiem sztywny. Sięgnął pod poduszkę i wydobył zdjęcie siostry. Uśmiechała się do niego. Wsunął dłoń w spodnie od piżamy i dotknął penisa. Objął go palcami i znieruchomiał zmrożony zimną myślą. Dotknął go w ten sam sposób, jak Monika rano! To ona go obudziła! Boże!

Zakręciło mu się w głowie. Nie, po tym, co się stało, nie mógł tak zwyczajnie się masturbować. Nie teraz. Musiał z nią porozmawiać. Tak, pójdzie do niej, pewnie już śpi, ale trudno... Obudzi ją. Musi odbyć z nią rozmowę, nie może tak tego zostawić...

 

Wstał z łóżka, założył pantofle, podszedł do drzwi pokoju Moniki. Było u niej ciemno, ale przez drzwi usłyszał delikatne pojękiwanie.

„Biedna, pewnie płacze” - pomyślał.

Zapukał cicho. Nic. Zapukał ponownie. Brak odpowiedzi. Nacisnął klamkę i ostrożnie otworzył drzwi...

 

Rozkosz nie mogła narastać w nieskończoność. Dreszcze przebiegały przez jej ciało. Jęcząc cichutko uniosła biodra.

- Marek... Aaaach, Mareeeek....

Wygięła się w łuk. Fale orgazmu przepływały przez nią, od jej dziewiczej dziurki, poprzez sterczące sutki, aż do mózgu. Tam zakręcały, wirując w obłędnym tańcu i pędziły z powrotem, w dół ciała. I ponownie... I jeszcze raz... Coraz słabsze...

 

Leżała z zamkniętymi oczyma, ciężko oddychając. Powoli dochodziła do siebie. Czuła męską dłoń, dotykającą jej piersi, masującą delikatnie jej sterczące sutki. Czuła usta, które całują je, ssą namiętnie. Czuła to fizycznie. Nie w wyobraźni. Czuła... fizycznie.... był tu.... pochylony nad nią... MAREK!!!

- Aaaaach!!!! - przestraszona zerwała się, odpychając brata i naciągnęła kołdrę pod szyję, przykrywając się szczelnie.

- Boże! Boże, co Ty tu robisz?! - przerażona wpatrywała się w niego okrągłymi ze strachu oczyma.

Mimo panujących ciemności blask latarni i światło księżyca w pełni dawały dostatecznie dużo światła, aby spostrzec jego roziskrzone, płonące z podniecenia oczy i wypieki na twarzy.

- Chciałem z Tobą porozmawiać, poważnie – głos Marka był drżący – Zapukałem, ale nie odpowiadałaś... Monika... widziałem i słyszałem... - wyciągnął do niej rękę.

- Zostaw mnie! Idź sobie! Zostaw mnie, słyszysz?! - odwróciła się do ściany i naciągnęła kołdrę po same uszy.

 

Marek z trudem opanowywał oddech. To czego był świadkiem, nieomal odebrało mu zmysły. Wołała jego imię... Usiadł na łóżku i delikatnie pogładził kołdrę okrywającą Monikę. Drgnęła i przysunęła się jeszcze bliżej do ściany. Wydawało mu się, że serce, walące jak oszalałe, wyrwie się za chwilę z piersi.

- Nigdzie nie pójdę. Nie pójdę, dopóki nie powiem Ci tego, co chciałem – słowa same, wbrew niemu, układały się w zdania, inne niż te, które zaplanował, ale zdecydowanie ważniejsze.

- Monika, posłuchaj mnie uważnie. To co powiem, może się wydawać głupie, niedorzeczne, ale muszę Ci to wyznać. Moniko, Kocham Cię! Jesteś najbliższą mi osobą, tak bliską, że nie potrafię tego wyrazić. Tak było zawsze, nawet wtedy, kiedy kłóciliśmy się, choć wówczas sobie tego nie uświadamiałem. Moniko, teraz, kiedy zostaliśmy sami, kiedy mamy tylko siebie... Chcę się Tobą opiekować, chcę być przy Tobie zawsze, chcę widzieć Twoje oczy rano, kiedy będziesz się przy mnie budziła i wieczorem, kiedy będziesz usypiała. Nie potrzebuję innych kobiet, nie chcę ich... Może jestem nienormalny, ale... Kocham tylko Ciebie... nie jako siostrę...

Ostatnie słowa wypowiedział zduszonym szeptem. Monika pod kołdrą drżała i łkała. Każde słowo uderzało ją z mocą kamienia. Usłyszawszy ostatnią frazę odwróciła się do Marka. Spojrzała na niego oczami pełnymi łez.

- Marek... Co Ty... mówisz... To jest... to niemożliwe...

Mężczyźnie w oczach też błyszczały łzy. Podjął już decyzję. Musiał powiedzieć wszystko. Aż do końca, bez względu na konsekwencje...

- Niedopuszczalne, ale nie niemożliwe. Wiem o tym, ale nie ma to dla mnie znaczenia. Kazirodcze pragnienia są tematem tabu, są społecznie nieakceptowane, ścigane przez prawo, ale są prawdziwą, ukrytą częścią ludzkiej natury. Może jestem nienormalny, ale nie potrafię tego w sobie zmienić... Moniko... Kocham Cię. Kocham Cię jako siostrę, ale jeszcze bardziej jak Kobietę. Pragnę Ciebie... Pragnę być z Tobą.... Na zawsze... Nawet nie wiesz, że od pewnego czasu pieszczę się, myśląc tylko o Tobie... Wyobrażam sobie nas razem.... Chcę Ciebie, jako siostrę.... i jako ŻONĘ....

Mówiąc te słowa Marek pochylił się nad Moniką. Poczuła jego usta na swoich. Był bardzo delikatny, ale to nie był, podobnie jak poprzednio, pocałunek brata. To był pocałunek Mężczyzny. Mówił wszystko o jego uczuciach i pragnieniach. Monika bezwiednie odpowiedziała na to wezwanie. Zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła do siebie. Ich języki splotły się w tańcu miłości...

 

Młoda kobieta poczuła, jak jej ciało ponownie zaczyna budzić się z uśpienia. Snów zaczęła robić się wilgotna. To, co robili było złe, niedopuszczalne, ale chciała tego. Wsunęła dłonie pod bluzę jego piżamy, poczuła szorstki dotyk skóry. Zaczęła ją gładzić. Marek wpół leżał na niej, opierając się na łokciu. Poczuła jak zsuwa z niej kołdrę, jego dłoń dotknęła jej piersi, zaczął ją masować. Jedną, potem drugą. To było niesamowite uczucie, jej sutki wyprężyły się momentalnie. Żądza owładnęła nią całkowicie. Pospiesznymi ruchami rozpięła guziki piżamy i zsunęła ją z Marka. Przylgnął do niej nagim torsem. Poczuła nagie męskie ciało przy swoim. To dodatkowo ją rozpalało.

Marek oderwał się od jej ust i zsunął niżej. Objął ustami jej pierś, jego język zataczał koła na różowych obwódkach, krążył wokół sterczącego sutka. Jego dłoń pieściła jej brzuch, schodziła coraz niżej, dotknęła wilgotnych, różowych płatków.

Po raz pierwszy w życiu dotykał ją tam mężczyzna. I był to Marek. Monika zadrżała ponownie. Chciała tego, ale.... bała się potwornie.

- Marek... nie... Proszę, nie rób tego... – wyszeptała.

Przerwał i spojrzał na nią z czułością.

- Nie chcesz?

- Marek... sama nie wiem... Boję się... Ja jeszcze nigdy...

- Nie zrobię Ci krzywdy – powiedział drżącym głosem – Bardzo Ciebie pragnę, ale... musimy tego chcieć oboje. Pozwól mi... zająć się Tobą. Będę bardzo delikatny...

Mówiąc te słowa zsunął się niżej, pomiędzy jej uda. Jego dłonie ponownie wróciły na piersi. Uciskały je, masowały, potęgując rozkosz. Monika bezwiednie rozsunęła uda.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin