Lawrence Kim - Hiszpan w Londynie.pdf

(526 KB) Pobierz
Kim Lawrence
Hiszpan w Londynie
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Mamo, proszę, musisz odpocząć — nalegał Raul Carreras, łagodnie popychając
matkę z powrotem na poduszki.
Niepokoiła go jej bladość. Zresztą nie było się, czemu dziwić: dopiero, co
straciła męża, a zaraz potem starszego syna. Kraul obawiał się, że tego, co stało
się dziś w nocy, matka może już nie prze trzymać.
— Nie chcę odpoczywać! — Krzyknęła Aria Carreras z irytacją, podrywając
się, żeby wstać. — Nie traktuj mnie jak dziecko. Uprowadzono moje wnuki!
Jeden Bóg wie, gdzie teraz mogą być. Może nawet już nie żyją! A ty chcesz,
żebym odpoczywała? — Jej głos wzniósł się do najwyższych tonów, w oczach
zabłysły łzy.
Twarz Raula stężała. Teraz nie mógł w żaden sposób ulżyć matce w bólu, ale
pewnego dnia, przysiągł sobie, ktoś za to zapłaci!
— Po pierwsze, nie wiemy na pewno, czy dzieci zostały porwane...
— Ale uważasz, że tak, prawda? Gdyby tylko twój oj ciec tu był! On
wiedziałby, co zrobić. Zresztą gdyby tu był, w ogóle by do tego nie doszło. Nie
pozwoliłby na to!
Uniosła wzrok i dojrzała spazm bólu na twarzy syna. Poczuła wyrzuty sumienia.
Raul tak rzadko pozwalał sobie na okazanie uczuć. Przez to wszyscy
— nawet ku swojemu wstydowi ona sama - zapominali, że przecież on też nie
jest ich pozbawiony.
Wzięła go za rękę.
— Przepraszam, to nie było uczciwe. Zrobiłeś wszystko, co można, by
wzmocnić nasz system obrony.
Raul uścisnął jej rękę i uśmiechnął się ponuro. Jak się okazało, te ulepszenia na
nic się nie zdały. Ktoś uprowadził dzieci, a alarm milczał.
To tyle, jeśli chodzi o najnowszą technikę!
— Jednak gdyby twój ojciec jeszcze tu z nami był, już krzyczałby na
wszystkich, stawiał policję na baczność, aż w końcu doprowadziłby do
dyplomatycznego incydentu!
— Co najmniej — zgodził się Raul, a jego czarne oczy rozjaśniły się na moment
uśmiechem. — Ale teraz musisz mi zaufać, że zrobię wszystko, co musi być
zrobione. Sprowadzę z powrotem Katerinę i Antonia. I ty o tym wiesz.
Gdyby ktoś inny dawał jej taką obietnicę, pomyślałaby, że po prostu chce ją
uspokoić. Ale Raul był jednym z tych rzadkich ludzi, którzy nigdy nie
obiecywali czegoś, czego nie potrafiliby spełnić.
— Wiem — przyznała i mimo wszystko troszeczkę się uspokoiła.
— Więc weźmiesz ten proszek na sen, który dał ci lekarz?
Aria westchnęła i uśmiechnęła się żałośnie.
— Jeśli naprawdę muszę...
Raul pocałował ją w oba policzki i obiecał, że przyjdzie do niej, gdy tylko
czegoś się dowie.
Gdy spokojnym krokiem wrócił do salonu, detektyw, Pritchard przerwał
rozmowę z policjantką, z którą został wyznaczony do śledztwa w tej sprawie, i
popatrzył na niego ze współczuciem. Ale stryj porwanych dzieci całkowicie nad
sobą panował. W odróżnieniu od reszty domowników, nie był ubrany do snu.
Miał na sobie ciemny, elegancko skrojony garnitur i koszulę. Jedynym
ustępstwem na rzecz późnej pory był rozluźniony węzeł krawata.
— Jak się czuje pani Carreras? — Spytał troskliwie detektyw.
— Lekarz dał jej lekarstwo na sen.
Ich spojrzenia spotkały się i detektyw opuścił rękę, którą już podnosiłby w
pocieszającym geście położyć na ramieniu Raula.
Detektyw Pritchard miał już w życiu do czynienia z wieloma przypadkami
kidnapingu i umiał sobie radzić z rodzinami odchodzącymi od zmysłów z
niepokoju. Wiedział, co w takich przypadkach mówić, ale tym razem było jasne,
że wyrazy współ czucia nie tylko będą nie na miejscu, lecz także wybitnie
niepożądane.
Oczywiście nie wszyscy reagują jednakowo, ale nigdy jeszcze nie widział kogoś
tak opanowanego jak ten mężczyzna. Po jego zachowaniu trudno było poznać,
jakie są jego uczucia, a nawet czy w ogóle jakieś ma.
— No, więc, co teraz robimy? — Spytał Raul.
— Istnieją ustalone procedury, proszę pana.
Po raz pierwszy Raul okazał frustrację. Niemożność zrobienia czegokolwiek
powodowała, że, czul się tak, jakby zaraz miał wybuchnąć.
Jednak musi się opanować. Nie może sobie w tej chwili pozwolić na uleganie
złości czy strachowi. Musi zachować kontrolę nie tylko nad sytuacją, lecz także
nad sobą.
— Jest pan zawodowcem i zastosuję się do pana sugestii.., Jak długo, moim
zdaniem, będą one służyły sprawie moich bratanków — powiedział z zimnym
uśmiechem?
— Czy to pan odkrył, że dzieci nie ma?
— Tak. Zaglądam do nich przed pójściem spać.
— Raul konwulsyjnie przełknął ślinę, jego oczy pociemniały.
Doznał pan szoku — stwierdził detektyw ze współczuciem.
— Tak. Ilu było porywaczy? Co pokazują taśmy z kamer?
Bruzda na czole Raula pogłębiła się, gdy zobaczył, jak twarz detektywa
pochmurnieje.
— Jest z tym jakiś kłopot? — Spytał. Taśmy są czyste.
— Nic na nich nie ma?! — Wykrzyknął Raul.
Detektyw skinął głową.
— Por Dios! — Syknął Raul.
- W przypadkach takich jak ten musimy brać pod uwagę, że porywacze mogli
mieć wspólnika w domu.
— Rozumiem. Może pan przesłuchać personel,
Ale wszyscy oni cieszą się moim absolutnym zaufaniem— oznajmił Raul. — Są
całkowicie lojalni wobec naszej rodziny.
Detektyw był zbyt wytrawnym dyplomatą, by powiedzieć, że w obecnych
czasach taka wiara świadczy o zwykłej naiwności.
— Pański system ochrony jest skomputeryzowany — zaczął, zmieniając temat
— i obawiam się, że ktoś przy nim manipulował.
— Powiedziano mi, że jest odporny na wszelkie ataki — parsknął Raul.
— Z mojego doświadczenia wynika, że nie istnieją systemy odporne na
wszystko, proszę pana. I obawiam się, że ci ludzie nie są amatorami. Mamy do
czynienia ze sprawcami, którzy dokładnie wie dzieli, co robią.
Nastała chwila ciszy. Policjant czuł na sobie badawczy wzrok Carrerasa.
— A pan wie, co pan robi?
Jeżeli da niewłaściwą odpowiedź na to pogardliwe pytanie, może się pożegnać z
nadzieją na współpracę. A w tej chwili ostatnie, czego potrzebo wał, to
prywatna armia zatrudniona przez tego rekina finansów.
— A więc, ja...
Carreras uniósł rękę.
— Nie interesuje mnie skromność —wyjaśnił cierpko. — Interesuje mnie
wyłącznie kompetentna robota.
— Jestem dobry w swojej pracy.
Raul skinął głową.
— Doskonale. Więc co teraz robimy?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin