Państwowy Instytut Wydawniczy •
Warszawa 1987
tom 1
Pierwsza krucjata i założenie Królestwa Jerozolimskiego
Tytuł oryginału
A HISTORY OF THE CRUSADES §| THE FIRST CRUSADE AND THE FOUNDATION OF THE KINGDOM OF JERUSALEM
Konsultacja naukowa
j BENEDYKT ZIENTARA |
Konsultacja orientalistyczna BOGUSŁAW R. ZAGÓRSKI
Uzupełnienie bibliografii JACEK SOSZYŃSKI :-
Wybór ilustracji XAWERY KRASICKI, JERZY SCHWAKOPF
Opracowanie map 91 M IRENA MAKAREWICZ
Projekt graficzny serii
| RYSZARD ŚWIĘTOCHOWSKI ]
Obwolutę, okładkę i strony tytułowe opracowała TERESA KA WIŃSKA
Indeks zestawił JERZY SCHWAKOPF
-593689
Copyright (c)Cambridge University Press
(c) Copyright for the Polish edition by Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1987
ISBN 83-06-01457-X
Książka ta ma być pierwszym z trzech tomów poświęconych historii ruchu zwanego wyprawami krzyżowymi, od jego narodzin w wieku XI do kresu w XIV stuleciu, oraz dziejom państw, które zawdzięczały mu swe powstanie w Ziemi Świętej i krajach z nią sąsiadujących. W tomie drugim zamierzam przedstawić historię i charakterystykę Królestwa Jerozolimskiego i'jego stosunków z państwami Bliskiego Wschodu, a także omówić krucjaty z XII wieku, w trzecim zaś skreślić dzieje królestwa Akki i wypraw późniejszych.
Bez względu na to, czy uważamy krucjaty za największą i najbardziej romantyczną przygodę chrześcijaństwa, czy za ostatni z barbarzyńskich najazdów, nie ulega kwestii, że stanowiły one jedno z centralnych wydarzeń historii średniowiecznej. Do czasu pierwszej wyprawy krzyżowej ogniskiem naszej cywilizacji było Cesarstwo Bizantyjskie oraz kraje kalifatu arabskiego. Zanim ruch ten dobiegł swego kresu, przywództwo cywilizacyjne przejęła Europa Zachodnia. Ten fakt stał się początkiem historii nowożytnej. Aby to pojąć, musimy zrozumieć sytuację w Europie Zachodniej, która dała impuls do krucjat, a może w jeszcze większym stopniu wczuć się w sytuację na Wschodzie, ponieważ stworzyła ona szansę krzyżowcom, warunkowała ich powodzenie i w końcu zmusiła do wycofania się z Lewantu. Musimy objąć spojrzeniem obszar od Atlantyku po Mongolię. Przedstawiając historię wypraw krzyżowych z punktu widzenia wyłącznie Franków, bądź wyłącznie Arabów, a nawet ich głównych ofiar, chrześcijan wschodnich, nie zdołalibyśmy zrozumieć rzeczywistego znaczenia krucjat. Był to bowiem, jak zauważył Gibbon, konflikt światowy.
Pełne dzieje wypraw krzyżowych nie doczekały się w języku angielskim zbyt wielu opracowań, nie mamy również w Anglii szkoły aktywnie zajmującej się historią ruchu krucjatowego. Poświęcone temu tematowi rozdziały Zmierzchu i upadku Cesarstwa Rzymskiego Gibbona,* mimo uprzedzeń
autora i tak odległego czasu powstania książki, do dziś zasługują na przestudiowanie. Niedawno otrzymaliśmy świetną syntezę tego ruchu pióra sir Ernesta Barkera, opublikowaną najpierw w Encyklopedii Brytyjskiej, a także zwięzłą, lecz pięknie napisaną przez W.B. Stevensona historię królestw krucjatowych. Jednak rzeczywisty wkład Anglików ogranicza się niemal wyłącznie do artykułów specjalistycznych, edycji dokumentów orientalnych i kilku nienaukowych zarysów historycznych. Francja i Niemcy mają tradycję znacznie bogatszą i dłuższą. Wielkie niemieckie dzieła historyczne poświęcone historii wypraw rozpoczyna praca Wilkena z początku XIX stulecia. Historia krucjat pióra von Sybela, ogłoszona pierwszy raz w 1841 roku, zachowała do dziś pierwszorzędne znaczenie, a w latach późniejszych minionego stulecia dwóch znakomitych uczonych, Róhricht i Hagenmayer, położyło nieocenione zasługi w zakresie kompletowania i krytyki materiałów źródłowych, dając nam także zwięzłe historie wypraw. W ostatnich latach tradycję historyków niemieckich podjął Erdmann w swoim wyczerpującym studium o ruchach religijnych na Zachodzie, które doprowadziły do wypraw krzyżowych. We Francji, skąd początkowo pochodziła większość krzyżowców, zainteresowanie uczonych znalazło wyraz w opublikowaniu w połowie XIX stulecia podstawowych źródeł zachodnich, greckich i orientalnych w monumentalnym Recueil des historiens des croisades. Już w 1817 roku zaczęła się ukazywać, ukończona po kilku latach, obszerna historia wypraw Michauda. W późniejszym okresie tego
* Dzieło E. Gibbona Decline and Fali of the Roman Empire zostało wydane w języku polskim w postaci skróconej (obejmującej dwa pierwsze tomy) pt. Zmierzch Cesarstwa Rzymskiego. Polski przekład nie obejmuje więc dziejów wypraw krzyżowych (przyp. red.).
stulecia Riant i jego współpracownicy przeprowadzili pod auspicjami Societe de 1'Orient Latin wiele cennych badań. W naszych czasach dwóch znakomitych bizantynistów, Chalandon i Brehier, zainteresowało się także krucjatami, a na krótko przed 1939 rokiem Renę Grousset wydał trzytomową historię wypraw, która zgodnie z tradycją francuską łączy wiedzę z dobrym rzemiosłem pisarskim, nie jest jednak wolna od pewnej domieszki patriotyzmu galijskiego. W chwili obecnej najbardziej aktywna szkoła historyków krucjat znajduje się w Stanach Zjednoczonych, szkoła zainicjowana przez D.C. Munro, który - choć jako autor niestety niezbyt płodny - jest znakomitym pedagogiem. Historycy amerykańscy koncentrowali się dotychczas na zagadnieniach szczegółowych i żaden z nich nie pokusił się o napisanie pełnej historii krucjat. Jednakże mam ich obietnicę wydania pracy zbiorowej, z udziałem autorów również z innych krajów, która obejmie całość dziejów wypraw krzyżowych. Żałuję, że dzieło to nie ukazało się wcześniej, bym mógł z niego korzystać przy pracy nad niniejszym tomem. * Wydaje się nierozsądne, aby jedno angielskie pióro mogło współzawodniczyć z armią amerykańskich maszyn do pisania. W istocie rzeczy nie ma mowy o współzawodnictwie. Wprawdzie pojedynczy autor nie może przemawiać z autorytetem przynależnym zespołowi uczonych, jednak ma on szansę nadania swemu dziełu spójności, a nawet kształtu epickiego w stopniu nieosiągalnym dla żadnego ciała zbiorowego. Jak zauważył Gibbon, największy z angielskich historyków, nie tylko Herodot, ale także i Homer zasłużył na miano ojca dziejopisarstwa. A mimo głosów niektórych krytyków trudno uwierzyć, by Homer był zespołem autorów. Współczesna historiografia wkroczyła w epokę aleksandryjską, w której krytycyzm wziął górę nad twórczością. Przytłoczony masą drobiazgowej wiedzy i sterroryzowany czujną surowością swych kolegów, historyk dzisiejszy zbyt często szuka azylu w pełnych erudycji artykułach i bardzo specjalistycznych rozprawach, owych małych twierdzach, które są łatwe do obrony. Jego praca może mieć ogromną wartość, ale nie stanowi celu ostatecznego. W moim przekonaniu obowiązkiem historyka jest pisać historię, to znaczy podejmować próbę przedstawienia w jednej śmiałej sekwencji tych wielkich wydarzeń i ruchów, które kształtowały ludzkie losy. Pisarza, który z pewną brawurą zaryzykuje taką próbę, nie powinno się krytykować za jego ambicję, choćby zasłużył sobie na naganę za niedo-. statki rynsztunku lub błędne konkluzje.
W przypisach podaję źródła, które stanowiły podstawę moich wywodów, a bibliografia zawiera wykaz dzieł, z których korzystałem, pisząc tę książkę. Wobec wielu z tych prac mam ogromny dług, nawet jeżeli nie powołuję się na nie w sposób wyraźny w przypisach. Korzystałem z uwag krytycznych i rad zbyt wielu przyjaciół, by wymienić ich nazwiska. [...]
Na koniec chciałbym podziękować syndykom i sekretariatowi Cambridge University Press za niewyczerpaną życzliwość i pomoc.
* W chwili oddawania tej książki do druku publikacja monumentalnego opracowania A History ot the Crusades, pod red. K.M. Settona (pięć tomów), była na ukończeniu (przyp. tłum.).
Steven Runciman
Londyn 1950
Rozdział I
OHYDA SPUSTOSZENIA
Gdy więc ujrzycie "ohydę spustoszenia", o której mówi prorok Daniel, zalegającą miejsce święte.
Ewangelia św. Mateusza 24,15
Pewnego lutowego dnia 638 roku n.e. kalif Umar wkroczył do Jerozolimy, jadąc na białym wielbłądzie. Odziany był w szaty zniszczone i brudne, a za nim szła armia prymitywna i niechlujna, ale zadziwiająco zdyscyplinowana. U jego boku jechał patriarcha Sofroniusz, on bowiem był najwyższym dostojnikiem zdobytego miasta. Umar udał się prosto do miejsca po świątyni Salomona, skąd jego przyjaciel Mahomet wstąpił do nieba. Spoglądając na kalifa patriarcha przypomniał sobie słowa Chrystusa i wyszeptał przez łzy: "Oto ohyda spustoszenia, o której mówił prorok Daniel."
Potem kalif zażądał zaprowadzenia do świętych przybytków chrześcijańskich. Patriarcha powiódł go do kościoła Świętego Grobu i pokazał mu wszystko, co się znajdowało w tej świątyni. Kalif zapytał, gdzie mógłby rozłożyć swój modlitewny dywanik. Patriarcha odpowiedział, że może to uczynić tu, gdzie stoi, ale Umar wyszedł z kościoła i udał się do portyku Martyrion, ponieważ obawiał się - jak rzekł - że jego gorliwi współwyznawcy zażądają oddania islamowi miejsca uświęconego jego modlitwą. I miał rację. Portyk zabrali muzułmanie, kościół pozostał jak dawniej najświętszym miejscem chrześcijaństwa.1
Wszystko to było zgodne z warunkami kapitulacji. Sam Prorok postanowił, że podczas gdy poganie mają wybór tylko między nawróceniem a śmiercią, to Ludowi Księgi, czyli chrześcijanom i żydom (z którymi w drodze kurtuazji zrównał zaratustrianów), należy pozwolić na zatrzymanie miejsc kultu i korzystanie z nich bez przeszkód, ale jednocześnie zakazać powiększania ich liczby, a także noszenia broni i dosiadania koni. Na chrześcijan i żydów nałożono również obowiązek płacenia specjalnego podatku, pogłównego, zwanego dźizja.2 Sofroniusz nie mógł więc liczyć na uzyskanie korzystniejszych warunków, kiedy chroniony glejtem człapał na ośle na spotkanie z kalifem na Górze Oliwnej, nie chciał bowiem oddać swego miasta komukolwiek niższemu rangą. Oblężenie Jerozolimy ciągnęło się ponad rok. Arabowie, nie posiadający doświadczenia w sztuce oblężniczej i marnie wyekwipowani, byli bezradni wobec niedawno odrestaurowanych fortyfikacji. W mieście
wszakże kończyły się zapasy żywności, obrońcy nie mieli już żadnej nadziei na odsiecz. Cała okolica Jerozolimy przeszła w ręce Arabów, miasta Syrii i Palestyny po kolei padały ich łupem. Najbliższa armia chrześcijańska znajdowała się w Egipcie i tylko w Cezarei Nadmorskiej (Kajsarijja) trzymał się garnizon, osłaniany przez flotę cesarską. Jedynym odstępstwem od zwyczajowych warunków kapitulacji, jakie udało się wyjednać Sofroniuszowi od zwycięzcy, było zezwolenie na bezpieczną ewakuację urzędników cesarskich, z rodzinami i całym mieniem ruchomym, na wybrzeże morskie pod Cezareą.
Był to ostatni sukces patriarchy na arenie publicznej, tragiczne apogeum długiego życia, pełnego niestrudzonej pracy dla zachowania prawowierności i jedności chrześcijaństwa. Od najwcześniejszej młodości, kiedy ze swoim przyjacielem Janem Moschosem odwiedzał klasztory wschodnie, zbierając do ich wspólnego dzieła, Łąki duchowej, słowa świętych i zachowane o nich wspomnienia, aż do lat późniejszych, gdy cesarz, którego polityki nigdy nie podzielał, wyznaczył go na arcypasterza wielkiego patriarchatu jerozolimskiego, walczył on nieustępliwie z herezjami i kiełkującym nacjonalizmem, przewidując, że doprowadzą one do rozpadu Cesarstwa. Jednakże ów "mio-dousty obrońca wiary", jak go nazywano, wygłaszał swe kazania daremnie i trudził się na próżno. Podbój arabski był widomym dowodem jego klęski i w kilka tygodni później Sofroniusz zmarł ze zgryzoty.3
Zahamowanie dezintegrujących ruchów we wschodnich prowincjach Rzymu nie leżało już w ludzkiej mocy. W ciągu całej historii Cesarstwa Rzymskiego trwała nieustanna walka miedzy Wschodem a Zachodem. Zachód zwyciężył pod Akcjum, ale Wschód wziął górę nad swoimi zwycięzcami. Egipt i Syria były najbogatszymi i najludniejszymi prowincjami Cesarstwa. W krajach tych znajdowały się główne ośrodki przemysłowe. Syryjskie i egipskie statki i karawany zmonopolizowały wymianę handlową z Orientem. Kultura Egiptu i Syrii, zarówno duchowa, jak i materialna, stała wyżej od kultury Zachodu, nie tylko z racji swej długiej tradycji, ale także dlatego, że czerpała ożywcze soki z sąsiedztwa jedynego cywilizacyjnego rywala Rzymu, królestwa perskich Sasanidów. Potęga Wschodu rosła więc, aż w końcu Konstantyn Wielki przyjął religię wschodnią i przeniósł swą stolicę do Bizancjum nad Bosforem. W następnym stuleciu, kiedy osłabione wewnętrznym rozkładem Cesarstwo musiało stawić czoło zalewowi barbarzyńców, Zachód upadł, Wschód natomiast zdołał przetrwać, głównie dzięki polityce Konstantyna. Podczas gdy w Galii, Hiszpanii, Afryce, dalekiej Brytanii, a w końcu i w Italii powstawały królestwa barbarzyńskie, cesarz rzymski ze swej stolicy w Konstantynopolu rządził wschodnimi prowincjami. W Syrii i Egipcie rządy Rzymu rzadko cieszyły się popularnością. Rządy Konstantynopola spotkały się tam rychło z jeszcze większą niechęcią. W znacznym stopniu przyczyniły się do tego okoliczności zewnętrzne. W efekcie zubożenia Zachodu kupcy syryjscy i rękodzielnicy egipscy utracili rynki zbytu. Nieustanne wojny z Persją zablokowały szlak handlowy prowadzący przez pustynię do Antiochii i miast Libanu, a nieco później upadek cesarstwa abisyńskiego i chaos w Arabii doprowadziły do unieruchomienia komunikacji w basenie Morza Czerwonego, która stanowiła domenę żeglarzy egipskich i właścicieli karawan z Petry, Transjordanii i Palestyny południowej. Głównym rynkiem Cesarstwa zaczął się stawać Konstantynopol, kupcy z Dalekiego Wschodu natomiast w wyniku dyplomatycznych zabiegów cesarza znaleźli sobie bezpośrednie szlaki, które prowadziły przez położone dalej na północ stepy Azji Środkowej. Była to gorzka pigułka dla mieszkańców Aleksandrii i Antiochii, już i tak spoglądających z zazdrością na to parweniuszowskie miasto, które miało szansę zaćmić je świetnością. Syryjczyków i Egipcjan jeszcze bardziej rozsierdziło to, że fundamentem nowego systemu administracyjnego była centralizacja. Stopniowo ograniczano prawa lokalne i autonomie, a poborca podatkowy stał się jeszcze bardziej skrupulatny i wymagający niż za czasów rzymskich. Niezadowolenie ożywiło nacjonalizm wschodni, który nigdy nie usypia na długo.
Do otwartego konfliktu doszło w sprawach religii. Cesarze pogańscy odnosili się tolerancyjnie do kultów lokalnych. Bóstwa lokalne można było z łatwością dopasować do panteonu rzymskiego. Tylko tak zagorzali monoteiści, jak chrześcijanie i żydzi, narażeni byli na sporadyczne prześladowania. Cesarze chrześcijańscy wszakże nie mogli pozwolić sobie na tak wielkoduszną tolerancję. Chrześcijaństwa, które ze swej istoty jest religią ekskluzywną, pragnęli użyć jako spoiwa wiążącego wszystkich poddanych z władzą centralną. Konstantyn, który w sprawach teologicznych miał poglądy dość mgliste, dążył mimo to do zjednoczenia Kościoła, rozdartego wówczas przez kontrowersję ariańską. Pół wieku później Teodozjusz Wielki uznał konformizm za istotny element programu cesarskiego. Ale osiągnięcie konformizmu wcale nie było łatwe. Wschód przyjął chrześcijaństwo z łapczywą zachłannością. Grecy podeszli do problematyki chrześcijaństwa z wrodzonym zamiłowaniem do subtelnych rozważań, do których zhellenizowani mieszkańcy Bliskiego Wschodu wnieśli gwałtowną, pełną pasji intensywność, co wkrótce doprowadziło do nietolerancji i eksplozji nienawiści. Głównym przedmiotem sporów stała się natura Chrystusa, centralne i najtrudniejsze zagadnienie teologii chrześcijańskiej. Dyskusje miały charakter teologiczny, ale w owej epoce nawet szary człowiek interesował się sporami teologicznymi, które w jego oczach były rozrywką niemal równie pasjonującą jak igrzyska na arenach cyrkowych. Sprawa ta miała jednak jeszcze inne aspekty. Przeciętny Syryjczyk pragnął prostszego ceremoniału kościelnego niż pompatyczne obrzędy Kościoła greckiego. W zestawieniu z rosnącym ubóstwem przepych owego ceremoniału obrażał jego uczucia. Co więcej, dostojników i duchownych tego Kościoła uważał on za agentów cesarskich. Wyższe duchowieństwo syryjskie z czystej zazdrości przeszło gładko na pozycje nie mniej wrogie.
Patriarchowie starożytnych stolic w Aleksandrii i Antiochii nie posiadali się z oburzenia stwierdziwszy, że w hierarchii kościelnej zajmują miejsce pośledniejsze od parweniuszowskiego hierarchy z Konstantynopola. Nie ulegało wątpliwości, że wszystko to musi doprowadzić do herezji i że objawi się ona w postaci ruchu nacjonalistycznego i dezintegrującego.
Arianizm wygasł na Wschodzie, poza Abisynią, dość szybko, ale inne herezje z V stulecia okazały się bardziej trwałe. Na samym początku tego wieku Nestoriusz, patriarcha Konstantynopola pochodzący z Syrii, ogłosił doktrynę, która eksponowała ludzką naturę Chrystusa. A że teologowie ze szkoły antiocheńskiej zawsze skłaniali się w tym kierunku, Nestoriusz pozyskał sobie wielu zwolenników w północnej Syrii. Doktryna ta została potępiona jako herezja na soborze powszechnym w Efezie w 431 roku, co doprowadziło do secesji wielu gmin syryjskich. Nestorianie, których wyjęto spod prawa w Cesarstwie, założyli swą główną siedzibę na terytorium Persji, w Mezopotamii. Wkrótce zajęli się przede wszystkim działalnością misyjną na obszarach położonych dalej na wschodzie, w Indiach, Turkiestanie, a nawet .Chinach. W VI i VII stuleciu nadal, jednak mieli w Syrii i Egipcie swe organizacje kościelne, które skupiały przeważnie kupców prowadzących handel .ze Wschodem.
Kontrowersja nestoriańska stała się zarzewiem jeszcze jednego, bardziej zażartego sporu. Teologowie aleksandryjscy, radzi z jednoczesnego zwycięstwa nad doktrynami antiocheńskimi i patriarchą Konstantynopola, przekroczyli granice prawowierności w odwrotnym kierunku. Wystąpili z doktryną, która zdawała się negować ludzką naturę Chrystusa. Herezja ta zwana jest niekiedy eutychianizmem od imienia tajemniczego duchownego, niejakiego Eutychesa, który był jej pierwszym orędownikiem. Przeważnie nazywa się ją monofizytyzmem. Spotkała się ona z potępieniem na czwartym soborze powszechnym, który w 451 roku zebrał się w Chalcedonie. Oburzeni tym werdyktem monof izyci oderwali się od głównego pnia chrześcijaństwa, pociągając za sobą większość chrześcijan egipskich i pewną liczbę gmin syryjskich. Kościół armeński, którego delegaci spóźnili się na dysputę chalcedońską, odmówił uznania ustaleń soboru i przyłączył się do monofizytów. Późniejsi cesarze nieustannie poszukiwali jakiejś kompromisowej formuły, która pogodziłaby przeciwników i która, uzyskawszy poparcie soboru ekumenicznego, mogłaby zostać uznana za dalsze uściślenie prawdziwej wiary. Jednakże działały przeciwko nim dwie siły. Heretycy godzili się na powrót do wspólnoty chrześcijańskiej jedynie na własnych, niemożliwych do przyjęcia warunkach, a Rzym i Kościół zachodni odnosiły się do jakiegokolwiek kompromisu z nieprzejednaną wrogością. Papież Leon I, wychodząc z założenia, że definiowanie zasad wiary należy do następcy św. Piotra, a nie do soboru powszechnego, zniecierpliwiony dialektycznymi subtelnościami, których nie rozumiał, ogłosił oświadczenie precyzujące ostatecznie poprawne stanowisko w tej materii. Chociaż oświadczenie to, znane w historii jako Tomus papieża Leona, ignorowało drażliwe aspekty sporu, zostało przyjęte przez duchowne kierownictwo soboru w Chalcedonie za podstawę dyskusji, a jego konkluzję włączono do podjętych tam uchwał. Sformułowana przez papieża Leona konkluzja była tak jednoznaczna i autorytatywna, że nie dopuszczała ani glosy, ani modyfikacji. Każdy kompromis zmierzający do usatysfakcjonowania heretyków musiałby spowodować jej odrzucenie, a w konsekwencji rozłam z Rzymem. A na taki krok nie mógł sobie pozwolić żaden cesarz, któremu z racji interesów lub ambicji politycznych zależało na Italii i krajach zachodnich. Uwikłane w ten dylemat Cesarstwo nigdy nie zdołało wypracować konsekwentnej linii politycznej. Miotało się między prześladowaniami i ustępstwami wobec heretyków, którzy tymczasem w prowincjach wschodnich rośli coraz bardziej w siłę, znajdując oparcie w odradzającym się nacjonalizmie mieszkańców Orientu.
Oprócz monofizytów i nestorianów istniała na Wschodzie jeszcze jedna wspólnota, która znajdowała się w stałej opozycji do władzy cesarskiej: żydzi. We wszystkich wielkich miastach wschodnich usadowiły się znaczne skupiska żydowskie. Ich prawa obywatelskie podlegały pewnym restrykcjom, a w czasie sporadycznych zamieszek doznawali szwanku zarówno na ciele, jak i na dobytku. Toteż korzystali z każdej sposobności zaszkodzenia chrześcijanom. Dysponując znacznymi środkami finansowymi i rozgałęzionymi stosunkami, stanowili zawsze potencjalne niebezpieczeństwo dla władzy cesarskiej.5
W VI stuleciu sytuacja uległa dalszemu pogorszeniu. Wojny Justyniana na Zachodzie były długie i kosztowne. Utrudniały cesarzowi politykę religijną, a wschodnim poddanym przyniosły podwyżkę podatków bez żadnych kompensujących korzyści. Najbardziej ucierpiała Syria, ponieważ oprócz brzemienia podatkowego dotknęło ją boleśnie kilka krwawych najazdów perskich i seria katastrofalnych trzęsień ziemi. Tylko heretykom powodziło się tam dobrze. Monofizyci syryjscy pod przewodem Jakuba Baradajosa z Edessy utworzyli silną organizację, która cieszyła się przychylnością cesarzowej Teodory. Odtąd ich Kościół zwany jest zazwyczaj jakobickim. Monofizyci egipscy, noszący dziś miano Koptów, zdołali pozyskać dla swej wiary niemal całą miejscową ludność. Nestorianie, usadowieni bezpiecznie za granicą Persji i rozprzestrzeniający się szybko w kierunku wschodnim, umocnili swą pozycję w Cesarstwie. Poza miastami palestyńskimi chrześcijanie obrządku greckiego znaleźli się wszędzie w mniejszości. Nazywano ich pogardliwie melkitami, to znaczy sługami cesarza, i nie bez racji, ponieważ ich egzystencja zależała od sprawności i prestiżu administracji cesarskiej.6
W 602 roku tron cesarski zagarnął centurion Fokas. Rządy jego były okrutne i nieudolne. Podczas gdy w Konstantynopolu panował terror, w prowincjach rozszalały się zamieszki i wojny domowe między partiami hipodromu (demami) oraz między rywalizującymi sektami religijnymi. W Antiochii jakobici i patriarchowie nestoriańscy odbyli jawną naradę dla omówienia wspólnego działania przeciwko ortodoksom greckim. Fokas wysłał przeciwko nim oddziały wojskowe, które zgotowały heretykom krwawą łaźnię, do czego żydzi przyłożyli się z największą ochotą. Dwa lata później zbuntowali się żydzi, poddając torturom, a potem mordując greckiego patriarchę miasta.7
W 610 roku odebrał Fokasowi tron cesarski młody arystokrata pochodzenia ormiańskiego, Herakliusz, syn namiestnika prowincji afrykańskiej. W tym samym roku król perski Chosroes II zakończył przygotowania do inwazji i rozbioru Cesarstwa. Wojna perska trwała dziewiętnaście lat. Przez dwanaście lat Cesarstwo znajdowało się w defensywie, jedna armia perska bowiem okupowała Armenię, druga podbiła Syrię. Antiochia padła w 611 roku, a Damaszek w 613. Wiosną 614 roku wódz perski Szarbaraz wkroczył do Palestyny, plądrując wsie i paląc kościoły. Najeźdźcy oszczędzili jedynie kościół Bożego Narodzenia w Betlejem, ponieważ nad jego drzwiami znajdowała się mozaika z przedstawieniem Mędrców Wschodu w szatach perskich. W dniu 15 kwietnia Szarbaraz przystąpił do oblężenia Jerozolimy. Patriarcha Jerozolimy Zachariasz gotów był zrezygnować z obrony miasta, aby uniknąć rozlewu krwi, jednakże ludność chrześcijańska nie chciała tak łatwo oddać się w ręce najeźdźców. W dniu 5 maja, przy pomocy żydów zamieszkałych w obrębie murów obronnych, Persowie wdarli się do miasta. Doszło do wydarzeń mrożących krew w żyłach. Wśród płonących kościołów i domostw wymordowano wszystkich chrześcijan, część z nich zginęła z rąk żołdactwa perskiego, a jeszcze więcej zabili żydzi. Śmierć poniosło ponoć sześćdziesiąt tysięcy ludzi, trzydzieści pięć tysięcy sprzedano w niewolę. Mieszkańcy zdołali zakopać najświętsze relikwie miasta, Krzyż Święty i narzędzia męki, ale Persowie je znaleźli i wysłali w darze chrześcijańskiej królowej Persji, nestoriance Mariam, oddając jej także patriarchę jerozolimskiego. Zniszczenia w mieście i okolicy były tak wielkie, że pobliskie wioski do dziś nie zdołały całkiem podnieść się z ruiny.8
Trzy lata później Persowie wkroczyli do Egiptu. W ciągu jednego roku zawładnęli nim całkowicie. Tymczasem na północy armia perska dotarła do Bosforu.9
Upadek Jerozolimy był dla chrześcijaństwa straszliwym wstrząsem. Żydom nigdy nie zapomniano ani nie wybaczono odegranej wówczas roli, a woj na z Pers j ą nabrała charakteru wojny świętej. Kiedy w końcu w 6 2 2 roku Herakliusz mógł podjąć działania ofensywne przeciwko wrogowi, oddał się uroczyście wespół z całą armią w służbę Panu Bogu i wyruszył w pole w aureoli chrześcijańskiego rycerza, który ma stoczyć walkę z mocami piekielnymi. Późniejsze pokolenia pasowały go na pierwszego krzyżowca. Wilhelm z Tyru, pisząc pięć wieków później historię wypraw krzyżowych, włączył do niej relację o wojnie z Persją, a dawny przekład jego książki na język francuski nosi tytuł Livre d'Eracles.l°
Krucjata odniosła sukces. Po kampanii toczonej ze zmiennym szczęściem i po niejednej chwili przerażenia i rozpaczy Herakliusz w grudniu 627 pobił Persów pod Niniwą. Na początku 628 roku król Chosroes został zamordowany, a jego następca prosił o zawarcie pokoju. Pokój ten nastał dopiero w roku następnym, utracone prowincje powróciły do Cesarstwa. W sierpniu Herakliusz odbył tryumf w Konstantynopolu. Na wiosnę następnego roku udał się ponownie na południe, aby odzyskać Krzyż Święty i we wspaniałej procesji zanieść go z powrotem do Jerozolimy.
Była to wzruszająca uroczystość. Jednakże chrześcijanom wschodnim wiodło się pod panowaniem Persów całkiem znośnie. Żydzi dość szybko utracili łaski Chosroesa, który nawet wysiedlił ich z Jerozolimy. Choć jego dwór faworyzował nestorianów, on sam, oficjalnie, odnosił się łaskawie zarówno do monof izytów, jak i do greków. Przywrócono im i odrestaurowano kościoły. W Ktezyfonie, stolicy państwa perskiego, odbył się, pod patronatem Chosroesa, synod dla przedyskutowania kwestii zjednoczenia sekt religijnych. Tymczasem restauracja rządów cesarskich, o czym przekonano się natychmiast po otrzeźwieniu z pierwszego entuzjazmu, przyniosła korzyści tylko ortodoksom greckim. Herakliusz zastał w skarbcu pustki. Wydatki na wojnę mógł sfinansować jedynie dzięki ogromnej pożyczce od Kościoła. Łupy zabrane z Persji nie wystarczały na jej spłacenie. Syryjczycy i Egipcjanie znowu musieli płacić wysokie podatki i patrzeć bezradnie, jak grecka hierarchia kościelna nabija nimi swe szkatuły.11
Polityka religijna Herakliusza również nie przyczyniła się do poprawy sytuacji. Przede wszystkim podjął działania przeciwko żydom. Wprawdzie nie czuł do nich żadnej wrogości, ale zatrzymawszy się w Tyberiadzie po drodze do Jerozolimy u pewnego gościnnego żyda, dowiedział się szczegółów o postępowaniu żydów w czasie najazdów perskich. Być może pod wrażeniem niejasnego proroctwa, że obrzezany naród doprowadzi Cesarstwo do zguby, wydał rozkaz przymusowego ochrzczenia wszystkich żydów zamieszkałych w granicach Cesarstwa i napisał do monarchów zachodnich, by poszli w jego ślady. Jakkolwiek rozkaz ten był niewykonalny, to jednak dla gorliwych chrześcijan stał się wyborną okazją do krwawych masakr znienawidzonej społeczności. Jedynym efektem tego dekretu było pogłębienie awersji żydów do rządów cesarskich.12 Następnie cesarz zapuścił się na niebezpieczne wody chrześcijańskiej teologii. Patriarcha Sergiusz, kiedyś monofizyta syryjski, wypracował stopniowo doktrynę, która w jego mniemaniu powinna pojednać monof izytów z chrześcijanami greckimi. Herakliusz zaaprobował jego poglądy i doktryna ta, zwana w historii monoergetyzmem, została promulgowana w całym Cesarstwie natychmiast po zakończeniu wojen perskich. Jednak mimo osobistego zaangażowania cesarza i patriarchy w propagowanie tej nauki oraz ostrożnej aprobaty rzymskiego arcypasterza Honoriusza spotkała się ona z powszechną niechęcią. Wyższe duchowieństwo monófizyckie odrzuciło ją natychmiast. Większość greków pod przewodem wielkiego mistyka, Maksyma Wyznawcy, w Konstantynopolu, a Sofroniusza w prowincjach wschodnich odniosła się do niej negatywnie. Herakliusz z ogromnym zapałem, lecz z daleko mniejszym taktem, starał się wszelkimi sposobami narzucić ją wszystkim swoim poddanym. Z wyjątkiem jego własnych dworzan, a także Ormian i Libańczyków, zwanych później maronitami, doktryna ta nie zyskała innych zwolenników. W latach późniejszych Herakliusz wprowadził do niej poprawki. W swej Ekthesis, ogłoszonej w 638 roku, opowiedział się za monoteletyzmem, ale i to także nie przyniosło owoców. Cały ten epizod, ostatecznie załagodzony po szóstym soborze powszechnym w 680 roku, jeszcze bardziej przyczynił się do rozgoryczenia i zamętu, które chrześcijanom wschodnim wyrządziły wielkie szkody.13
Kiedy Herakliusz w 629 roku przyjmował w Konstantynopolu gratulacje od poselstw przybyłych z krajów tak odległych, jak Francja i Indie, nadszedł do niego podobno list od pewnego wodza arabskiego, który podawał się za proroka bożego i zwracał się do cesarza o przejście na ogłoszoną przez siebie wiarę. Podobne listy otrzymali królowie Persji i Abisynii oraz namiestnik Egiptu. Opowieść ta jest prawdopodobnie apokryficzna. Można przyjąć niemal za pewne, że Herakliusz nie miał wtedy najmniejszego pojęcia o wielkich wydarzeniach, które rewolucjonizowały Półwysep Arabski. Na początku VII stulecia półwysep ten zamieszkiwały niesforne, niezależne plemiona, po części koczownicze, po części osiadłe na roli, a nieliczne grupy plemienne żyły w miastach handlowych położonych wzdłuż szlaków karawanowych. Był to kraj bałwochwalczy. Każdy okręg miał swego własnego idola, a najświętszym obiektem kultu była Al-Kaba w Mekce, głównym mieście handlowym. Bałwochwalstwo wszakże traciło stopniowo na znaczeniu, ponieważ na tym obszarze od dawna prowadzili działalność misjonarze żydowscy, chrześcijańscy i zaratustriańscy. Zaratustrianie odnosili sukcesy tylko na terenach znajdujących się pod politycznymi wpływami Persji, a więc na północnym wschodzie, a później także na południu. Żydzi, którzy mieli kolonie we wszystkich miastach arabgkich, a największą w Medynie, nawrócili na swą wiarę pewną liczbę Arabów. Najlepsze rezultaty osiągnęli chrześcijanie. Chrześcijaństwo greckie miało swych zwolenników na Synaju i w Arabii Skalistej (Arabia Petrea). Nestorianie, podobnie jak żaratustrianie, usadowili się na tych terenach, gdzie mogli korzystać z opieki Persji. Monofizyci natomiast mieli swoje wspólnoty wzdłuż wielkich szlaków karawanowych, prowadzących do Jemenu i Hadramautu, a wiele tak znacznych plemion, jak Banu Ghassan i Banu Taghlib, przyjęło wyznanie monófizyckie. Kupcy arabscy, którzy często podróżowali do miast Syrii, Palestyny i Mezopotamii, mieli jeszcze więcej możliwości głębszego poznania religii świata cywilizowanego, w samej zaś Arabii monoteizm szczycił się długą tradycją, która, znalazła wyraz w terminie hanif. Jednocześnie zaś z wielką ostrością wystąpiła w Arabii konieczność ekspansji terytorialnej. Nikłe zasoby Półwyspu, które jeszcze bardziej zmalały po dewastacji systemu irygacyjnego Himjarytów, nie zapewniały utrzymania szybko rosnącej liczbie ludności. Jak daleko sięga historia, ludy pustyni zawsze przelewały się na sąsiadujące z nią obszary rolnicze. W tym okresie presja mieszkańców pustyni była szczególnie silna.14
Niepospolity geniusz Mahometa znalazł w tej sytuacji grunt wprost idealny. Mahomet pochodził ze świętego miasta Mekki i był ubogim krewnym możnego klanu mekkańskiego Kurajszytów. W czasie licznych podróży miał sposobność rozejrzeć się po świecie i przestudiować różne religie. Wielkie wrażenie wywarło na nim chrześcijaństwo monófizyckie, ale doktryna o Świętej Trójcy wydała mu się nie do pogodzenia z nieskażonym monoteizmem, który podziwiał w tradycji hanifów. Doktryna wypracowana przez Mahometa nie odrzucała całkowicie zasad chrześcijaństwa, stanowiła natomiast jego poprawioną i uproszczoną wersję, znacznie łatwiejszą do przyjęcia dla Arabów. Jako przywódca religijny Mahomet zawdzięczał sukces przede wszystkim gruntownemu zrozumieniu charakteru swoich ziomków. Choć bez wątpienia przewyższał ich inteligencją, to jednocześnie dzielił ich uczucia i uprzedzenia. W dodatku zaś był niepospolicie zręcznym politykiem. Dzięki zespoleniu tych przymiotów w ciągu dziesięciu lat zbudował od podstaw państwo, które mogło się pokusić o podbicie świata. W 622 roku, roku Hidżry (czyli po arabsku Wyjścia), towarzyszyli mu na wygnaniu jedynie domownicy i garstka przyjaciół. W roku swej śmierci, 632, był nie tylko absolutnym panem Arabii, ale przywódcą armii, które przekraczały granice państw sąsiednich. Błyskawiczna kariera awanturników jest na Wschodzie zjawiskiem dość powszednim, ale ich upadek bywa zazwyczaj równie nagły. Tymczasem Mahomet pozostawił po sobie silną organizację, której trwałość gwarantował Koran. To niezwykłe dzieło, przekazane przez Proroka jako słowo Boga, zawiera nie tylko budujące maksymy i przypowieści, ale także zasady moralnego postępowania w życiu codziennym oraz pełny kodeks praw. Było na tyle proste, że przemawiało w sposób zrozumiały do współczesnych Arabów, i na tyle uniwersalne, iż spełniało wymagania wielkiego imperium, które mieli zbudować następcy Mahometa. Siła islamu leżała bowiem w jego prostocie. Istniał jeden Bóg w niebie, jeden przywódca wiernych na ziemi i jedno prawo, Koran, wedle którego ów przywódca miał obowiązek rządzić. W przeciwieństwie do chrześcijaństwa, które głosiło pokój, ale nigdy go nie osiągnęło, islam bez skrupułów wystąpił z mieczem.15
Miecz ten uderzył w prowincje Cesarstwa Rzymskiego jeszcze za życia Proroka, już wtedy bowiem Arabowie zorganizowali pierwsze, niewielkie i niezbyt dla nich pomyślne najazdy w głąb Palestyny. Za rządów następcy Mahometa, Abu Bakra, dążność do ekspansji ujawniła się bez osłonek. Zakończono podbój Arabii, wypędzając Persów z terytorium podległego im Al-Bahrajnu, a jednocześnie armia arabska szlakiem handlowym, prowadzącym przez Arabię Skalistą, dotarła do południowego wybrzeża Palestyny i pobiwszy w okolicy Morza Martwego namiestnika Palestyny, Sergiusza, podeszła pod Gazę, zdobywając ją po krótkim oblężeniu. Z ludnością cywilną zwycięzcy obeszli się łagodnie, żołnierze garnizonu natomiast stali się pierwszymi męczennikami chrześcijańskimi, którzy zginęli od miecza islamu.16
W 634 roku przywództwo po Abu Bakrze objął Umar, który odziedziczył po nim także niezłomną wolę budowania potęgi muzułmanów. Tymczasem cesarz Herakliusz, który nadal przebywał w północnej Syrii, rozumiał dobrze, że najazdów arabskich nie można lekceważyć. Odczuwał dotkliwy brak ludzi. Straty poniesione w czasie wojen perskich były bardzo ciężkie. Po zakończeniu działań zbrojnych trzeba było ze względów oszczędnościowych zdemobilizować wiele pułków, a zaciąg do wojska nawet w razie niebezpieczeństwa nie budził wśród ludności entuzjazmu. W całym Cesarstwie zapanował ów nastrój znużenia i pesymizmu, który po ciężkiej wojnie tak często ogarnia w równym stopniu pokonanych i zwycięzców. Niemniej jednak cesarz wysłał swego brata Teodora na czele oddziałów z prowincji syryjskiej z zadaniem przywrócenia porządku w Palestynie. Pod Gabathą, czyli Adżnadajnem, na południo-zachód od Jerozolimy, Teodor spotkał połączone siły dwóch głównych armii arabskich i poniósł zdecydowaną klęskę. Arabowie, poczuwszy się bezpiecznie w południowej Palestynie, ruszyli szlakiem handlowym po wschodniej stronie Jordanu, prowadzącym do Damaszku i doliny Orontesu. Tyberiada, Baalbek i Emesa (Hims) dostały się w ich ręce bez walki, a w sierpniu 635 roku po krótkim oblężeniu skapitulował Damaszek. Herakliusz poważnie się zaniepokoił. Nie bez trudności zdołał zmobilizować i wysłać dwie armie na południe. Jedną sformowano po części z kontyngentów armeńskich, dowodzonych przez księcia armeńskiego, Wahana, a po części ze znacznej liczby chrześcijańskich Arabów pod komendą pewnego szajcha z plemienia Banu Ghassan. Druga, którą prowadził Teodor Trityrios, składała się z wojowników różnego pochodzenia. Na wieść o ich zbliżaniu się muzułmanie opuścili dolinę Orontesu i Damaszek, wycofując się w kierunku Jordanu. Trityrios doścignął ich pod Al-Dżabiją w Hauranie, ale poniósł porażkę. Mimo to zdołał utrzymać pozycję nad rzeką Al-Jarmuk, w miejscu położonym na południc-wschód od jeziora Genezaret, broniąc jej aż do przybycia wojsk Wahana. W dniu 20 sierpnia 636, w czasie oślepiającej burzy piaskowej, stoczono nad tą rzeką decydującą bitwę. Mimo liczebnej przewagi wojsk chrześcijańskich Arabowie zdołali je oskrzydlić, a później, w czasie najbardziej zażartego boju, książę ghassanidzki i dwanaście tysięcy Arabów...
gluslaw32