Kubiak Zygmunt - Mitologia grecka.pdf

(138 KB) Pobierz
Microsoft Word - Dokument1
Zygmunt Kubiak
Mitologia grecka
Esej
Sprawy, o których dziś ośmielę się opowiedzieć, przemyśliwałem przez dziesięciolecia, a w
szczególny sposób żyłem nimi przed kilkoma laty, w okresie, kiedy pisałem - wydaną potem
w Klubie Świata Książki - Mitologię Greków i Rzymian . Zamierzyłem napisanie owego dzieła
jako powieści - tak to nazywam. Powieści o dziejach ludzkości widzianych oczami Greków.
Oczami Greków - to znaczy: w duchu pokory greckiej. A grecka pokora polega na staraniu się
o jak najrzetelniejszą trzeźwość w widzeniu świata, ludzi i siebie.
Praca nad książką kierowała moją myśl nie tylko ku greckiej sztuce i literaturze, które są
bezspornie uznawane za fundament naszego dziedzictwa artystycznego i intelektualnego, lecz
także ku antycznej religii, której wartość wydaje się niejednemu człowiekowi wątpliwa.
Wiedzę o tej stronie greckiej tradycji przeważnie zaniedbywano w czasach nowożytnych, a
jeszcze bardziej lekceważono ją przedtem, w średniowieczu. Zwróciłem więc na nią
szczególną uwagę. Ale nie zaćmiła mi ona innych stron treści hellenizmu. Nie, mniemam i
ufam, że teraz ogarniam hellenizm coraz bardziej w jego całości i w jego prawdziwych
proporcjach.
Znamienne dla kultury greckiej skupienie się na człowieku jako centralnym punkcie we
wszystkich rozważaniach o świecie określa się u nas często mianem humanizmu. Ale bądźmy
ostrożni. Powiada się przecież także o humanizmie europejskiego renesansu, gdy
intelektualiści mówili tak wiele o wartości ludzkiej kultury: O saeculum, o litterae! Iuvat
vivere! - a przede wszystkim o wspaniałości człowieka. Czy tak mówili i myśleli również
Grecy? Czy byli humanistami w takim sensie, jak był humanistą Ulrich von Hutten, autor
zacytowanego tu łacińskiego wołania?
Nie, oni w moich myślach łączą się raczej z innym Europejczykiem nowożytnym,
wymyślonym, ale wymyślonym przez Szekspira, a więc przemawiającym za Szekspira i za
wielu innych ludzi, łączą się z Hamletem. Duński książę w jednej ze swoich deklaracji na
scenie teatru wypowiada serię humanistycznych pochwał człowieka i jego możliwości. I
nagle tę serię przecina, ostro, oschle: And yet, to me, what is this quintessence of dust? - "Lecz
dla mnie czymże jest ta kwintesencja prochu?" Nie chodzi mi o samo to zdanie, spod którego
przeziera przecież nastrój - nastrój księcia rozczarowanego duńskim dworem. Chodzi mi o
przerwanie serii pochwał człowieka. To przecięcie jest bardzo bliskie duchowi greckiemu.
Podobnie dzieje się w Antygonie Sofoklesa. Stanowiący chór tragedii Tebańczycy, gdy
chmury znowu gromadzą się nad ich niefortunnym miastem, najpierw wypowiadają laudację
przemyślnej siły człowieka.
Wiele jest dziwów, lecz żaden z nich
Nie jest tak przedziwny jak człowiek.
On i przez morze, siwe
W pędzącej z południa wichurze,
Przedziera się pod wytrysłymi
Z dna bałwanami. I Ziemię,
Najpocześniejszą z bogów,
Niepożytą, niezmożoną, z roku na rok
Nęka orką, gnając tam i z powrotem
Muły z ostrymi pługami.
Swawolne ptaki, plemiona
Srogich zwierząt, ryby w słonej topieli
Osacza wszystkie i więzi
Ciasnymi pętami sieci
Przemyślny człowiek. Sposoby
Zna, by nad zwierzyną z pustkowia,
Wędrującą po wzgórzach, panować
I żeby bujnogrzywym koniom
I górskim bykom niestrudzonym
Karki przygnieść jarzmem.
Mowy i wiatrolotnej myśli,
I gorliwości, z której powstają
Praworządne miasta, tego się nauczył,
I obrony przed mrozem i deszczem,
Przed strzałami ich, kiedy nad głową
Gołe niebo. Wobec niczego, co ma nadejść,
Nie bezbronny...
I tu pochwała się przerywa. Tu też jest przecięcie, ostre, oschłe.
...tylko jak przed śmiercią
Uciec, tego nie wymyśli,
Choćby na najgorsze z chorób
Znał lekarstw wiele.
Tebańczycy jeszcze dodają, że człowiek swoją siłę może oddać na służbę dobru albo złu, niech
więc będzie przezorny.
Mądry sztukami naprawdę
Ponad nadzieję mocnymi, to ku złu,
To ku dobru idzie. Jeżeli wypełnia
Prawa swojej ziemi i sprawiedliwość przez bogów
Zaprzysiężoną, w państwie się wzniesie
Wysoko. Precz z państwa odchodzi, kto wybrał
Zuchwale to, co nie jest godziwe.
O, niechże taki nie zasiądzie ze mną
Przy ognisku, niech mi przyjacielem
Nie będzie, jeśli to robi.
Oczywiście, w tym też jest pewien nastrój. Nastrój pesymistyczny jeszcze jaskrawiej się
przejawia na przykład wtedy, gdy w Iliadzie boskie konie Achillesowe miotają się u rydwanu
poległego Patroklosa, a Zeus powiada, że wśród wszystkiego, co pełza i dyszy na ziemi, nie
ma istoty bardziej nieszczęsnej niż człowiek. Nie tropię tu pesymizmu, tak bardzo zależnego
od nastroju. Pragnę zwrócić uwagę na to, że powszechny ton antycznej kultury greckiej różni
się od triumfalnego humanizmu, który można by zawrzeć w formule: "Jestem człowiekiem -
to wspaniałe". Grecy odczuwają zupełnie inaczej: "jestem człowiekiem - cóż ja na to
poradzę?".
Dlatego w mojej hellenistyce, zamiast mówić o humanizmie greckim wolę mówić o greckim
antropocentryzmie. Anthropos panton metron - powiedział Protagoras (w V wieku przed
Chrystusem) - "Człowiek jest wszystkich rzeczy miarą". Do tej krótkiej formuły podanej
przez Arystotelesa Platon dodaje jeszcze następne słowa Protagorasa: "istniejących, że
istnieją, nieistniejących, że nie istnieją". Oto jest grecki antropocentryzm. Sens formuły
należałoby chyba wyłożyć tak: "Wszystkie rzeczy są dla człowieka takie, jak on je dostrzega".
Nie dźwięczy w tym zadowolenie z siebie. Wyraża się tylko świadomość, że nie możemy
wyjść poza człowieczeństwo. Jesteśmy w tym zamurowani, choćbyśmy w przyszłych
wiekach badali najodleglejsze zakątki kosmosu. Tylko ludzkimi oczami będziemy to
wszystko widzieli. Czym zaś świat mógłby być dla innych istot, przecież nie wiemy.
Sceptyczny Protagoras w innym przechowanym przez tradycję zdaniu powiada, że
"niejawność ( adelotes ) bogów i krótkość ludzkiego życia" nie pozwalają mu wypowiadać się
o istotach innych niż my. W ogromnej jednak większości Grecy archaiczni i klasyczni
mniemali, że w świecie - nie poza nim ani nie ponad nim, lecz w świecie, wewnątrz świata -
egzystują inne istoty, wyższe od człowieka, bogowie. Szczególnym zaś doświadczeniem jest
w antycznej Grecji rozpoznanie groźnej granicy między człowieczeństwem i boskością. O
Helenie, najpiękniejszej kobiecie, półboskiego pochodzenia, mówi się u Homera, że jest
"strasznie ( ainos ) podobna do nieśmiertelnych bogiń". Strasznie, bo jakiekolwiek
przekroczenie czy choćby naruszenie granicy między człowieczeństwem i boskością budzi
trwogę. Kąpiąca się w lesie Artemida przemienia Akteona w jelenia i rozszarpią go własne
jego psy, ponieważ patrzał na jej obnażoną piękność i nie zasłonił oczu wobec tego, co nie
jest na miarę ludzkiej gliny. W hymnie homeryckim Afrodyta, gdy oddała się uściskom
trojańskiego księcia-pasterza, Anchizesa, dopiero potem wyjaśnia mu, kim ona jest. I
powiada, że "strasznym bólem", ainon achos , jest dla niej samo to, iż położyła się obok
śmiertelnego człowieka. Kiedy urodzi się piękne dziecię, ona przyniesie je swojemu
wybrańcowi, ale niechże on nie waży się tym przechwalać.
Gdyby ktokolwiek doznanymi łaskami przechwalał się, byłaby to w oczach Greków hybris ,
czyli bezpodstawna, złudna wyniosłość, uroszczenie. W antycznym świecie, w którym wojna
była stanem normalnym, a pokój stanem wyjątkowym, hybris cechowała głównie władców,
którym zakręciło się w głowie. Którzy zapomnieli na przykład o tym, że władza to nie jest
możność wyżywania się, lecz jest to ciężki, przykry obowiązek. Przeciwieństwo hybris to
owa grecka pokora, którą już wspomniałem, czyli trzeźwość w patrzeniu na wszystko, co
człowieka otacza, i na siebie samego. Gnothi sauton - "Znaj siebie", wielka zasada apollińska,
wypisana w świątyni delfickiej. Znaczy ona także: Znaj swoje miejsce.
W literaturze greckiej, w eposach, u historyków, w opartych na mitologii tragediach
attyckich, ciągle na nowo słyszymy to pouczenie, które często jest gorzkie. Poezja każe
zastanowić się nad tym, że chociaż wielkie jest poświęcenie Prometeusza dla biednych istot,
dla ludzi, jednak niewłaściwie postępuje on - według Ajschylosa - na przykład wtedy, gdy
oschle odprawia Okeanosa, który szczerze chce mu pomóc. Wielkie jest bohaterstwo
Antygony grzebiącej pohańbione zwłoki brata, ale zdaniem Sofoklesa jest ona zbyt wyniosła
w rozmowie z Kreonem, który dźwiga odpowiedzialność za państwo, jakiej ona dźwigać nie
musi. Wielka jest ofiarność Alkestis, która oddaje życie za męża, Admeta, ale gdy Herakles
wydziera ją z rąk Tanatosa, boga śmierci, i przyprowadza znowu do domu, razem z
Eurypidesem musimy się zamyślić nad tym, dlaczego Admet czuje się tak spokojnie
szczęśliwy i cnotliwy, chociaż przedtem przyjął dobrowolnie ofiarę żony; to jest jeden z
momentów, gdy greckie milczenie poraża nas bardziej, niżby nami wstrząsnął krzyk.
W wielkiej literaturze greckiej, ciągle tak żywej - jeśli się umie ją czytać - jakby tu, teraz, dla
nas była napisana, zamarzają liczne "tkliwe uczucia", których tak nie cierpiał, słusznie,
Fryderyk Nietzsche. Pozostają niezamrożone tylko te uczucia, które są zupełnie czyste, jak na
przykład ufność pokładana przez Andromachę w Hektorze i jak troska Hektora o rodzinę i
ojczyznę. Pozostają uczucia prawdziwe. Pomyślmy, jakie to niezwykłe na tle świata, iż
Homer wie, że niewolnice, płaczki na pogrzebie bohatera, płaczą "pozornie nad Patroklem,
lecz w sercu każda nad własną niedolą" (jest w tym dziwna zdolność grecka do wyjmowania
z siebie duszy i wkładania na jej miejsce duszy innego człowieka). I że nie tylko niewolnice,
lecz wszyscy Trojanie, przeciwnicy Greków, są w Iliadzie tak przedstawieni, iż żaden
trojański poeta nie mógłby ich głębiej i czulej opisać.
Razem z prawdziwymi uczuciami pozostaje trzeźwa przezorność, ironiczna, taka, bez której
nie byłoby Europy, naszej Europy. Gdy czytamy w Summie Teologicznej (2-2, q. 42, De
seditione ) św. Tomasza z Akwinu, czy, kiedy i jak trzeba obalić tyrana, gdy otwieramy
traktaty Machiavellego i Apoftegmata Kochanowskiego, gdy umacniamy się gorzkimi, tak
pokrewnymi antycznym anegdotom o Diogenesie z Synopy żartami Chamforta i
Beaumarchais, i Krasickiego, i Byrona, od razu rozpoznajemy, że jesteśmy w Grecji, czyli w
Europie, czyli u siebie.
Mówiłem tu o greckim pojmowaniu człowieczeństwa i pojmowaniu granicy, za którą jest coś
odmiennego od człowieczeństwa. Ale to wszystko było w świecie. A co jest dalej albo może
wyżej, albo głębiej?
Ktokolwiek był w którymś z krajów islamu, ten poznał puste wnętrza meczetów, znak -
przejmujący znak - jakby wstępu do transcendencji, do przekroczenia całego świata,
przekroczenia także owej boskości, która rzuca swój blask na grecką sztukę, rozmiłowaną w
kształtach, w pięknie postaci i twarzy ludzkich i boskich. Do Greków owa transcendencja
przemówiła w księdze napisanej po grecku, w Nowym Testamencie . "Umiłowany uczeń", św.
Jan, na początku swojej Ewangelii mówi o boskości transcendentnej i wówczas przywołuje
termin filozofów greckich, heraklitejsko-stoicki logos, boskie "słowo". Na początku zaś
pierwszego swego listu odnosi do tego absolutu zaimek rodzaju nijakiego: Ho en ap'arches -
"Co było na początku", a więc oddziela ową boskość od jakichkolwiek określeń wyłonionych
ze świata doczesnego.
Zdanie, które w myśli naszego stulecia wydaje mi się najbardziej niezależne od potocznego
doświadczenia, spotkałem, dosyć niespodziewanie, u jednego z angielskich "filozofów
analitycznych", słynnie powściągliwych i oschłych, nie pamiętam, u którego z nich: "Sąd
Ostateczny jest teraz, tylko głębiej". Jest to śmiała próba zastąpienia metafory czasowej
metaforą przestrzenną w usiłowaniu powiedzenia czegokolwiek o wieczności, próba dająca
nam do zrozumienia, że o tej strefie możemy tu na ziemi mówić tylko metaforycznie. Do
takiej świadomości greccy filozofowie w późnych wiekach epoki antycznej wędrowali
ścieżkami swojego mistrza, Platona. W takim duchu interpretowali też mitologię. Grecki
teolog religii antycznej, Salustios (IV wiek po Chrystusie) w traktacie O bogach i o świecie
(4,9) tak powiada o tym, co przedstawiają mity: "Te rzeczy nie zdarzyły się w jakimkolwiek
momencie, lecz są zawsze. Bo i umysł widzi wszystko razem, słowo zaś wypowiada jedne
rzeczy najpierw, inne później".
Tacy myśliciele, być może, wychodzą już poza antropocentryzm tradycji greckiej. Ale nie
jestem skłonny do tego, by przestać się interesować hellenizmem także owym dawniejszym,
antropocentrycznym. Żałowałbym uśmiechu kor attyckich z muzeum na Akropolu. Zresztą
hellenizmowi też dawniejszemu nie brak dotknięcia absolutu. Dawna tradycja grecka nieraz
daje doświadczenie czegoś nienazwanego, uderzającego nas tym, co jest głównym środkiem
greckiej sztuki: milczeniem, milczącą formą, jak lubię to określać. Milczeniem, ale nie ciszą,
bo tu nie tylko biją gromy i huczą płomienie, lecz często słyszy się też, niegłośne, ale
wyraźne, stuknięcie w twardy mur, mur nierozwiązalności: nierozwiązalności wielkich starć
mitycznych i wewnętrznych sprzeczności życia. Otchłań zapada się nam pod stopami, świat
przestaje być zrozumiały.
Trzeźwość zaś, spokojna, skromna, ma pozostać. Wiele o niej rozmyślałem przy okazji
biblijnej. Zobaczyłem, że w jednej z kolejnych wersji The New English Bible frazę
pierwszego błogosławieństwa (Mateusz, 5, 3): Makarioi hoi ptochoi to pneumati (zazwyczaj u
nas tłumaczoną: "Błogosławieni ubodzy duchem") przełożono tak: How blest are those who
know that they are poor - "Błogosławieni ci, którzy wiedzą, że są ubodzy". Angielscy
tłumacze potem się z tego wycofali, ale myślę, że ta ich wersja trafnie wyraża przynajmniej
jeden z elementów treści niewyczerpalnego wersetu. Została w mojej pamięci. Dobrze się z
nią czuję w Grecji. Moi ulubieni mistrzowie i przyjaciele, bohaterowie mitów greckich, jacy
oni są biedni! Nawet ten potężny Herakles. W ubocznej wersji mitu był mężny, ale drobny i
fizycznie słaby. Ale nawet ten wspaniały jak największy triumfator olimpijski, ten olbrzym
mocy, jaki on jest biedny, jak potwornie cierpi. A Tezeusz, a Achilles? A Odyseusz? dziesięć
lat wojny, potem dziesięć lat tułaczki. Tradycja grecka domaga się od nas dzielności i
wytrwałości i nie daje nam żadnej miękkiej pociechy. Nigdy nie łudzi. Także z tego powodu
jest bezcenna.
Warszawa, 8 maja 2002 roku
Zgłoś jeśli naruszono regulamin