Oldi Henry Lion - Mag 02 - Mag z laski prawa.pdf

(1545 KB) Pobierz
Henry Lion Oldi
MAG Z ŁASKI PRAWA
TOM 2: MAGENT
Przełożył Andrzej Sawicki
Tytuł oryg. „Mag w zakonie”
A ja, i inni nieszczęśnicy,
Co drugi krąg deptali,
Zapomnieliśmy o swych sprawkach,
Wszyscy się wpatrywali
W człowieka, co w beztrosce trwał,
A wnet zadyndać miał.
Bo dziwnie było patrzeć nań
Gdy szedł tak od niechcenia
I dziwnie patrzył on na świat
Bo wzrok miał pełen cienia.
I dziwna była myśl, że on Ma zbrodnię do spłacenia.
Oskar Wilde
„Ballada o więzieniu w Reading”
KSIĘGA TRZECIA
A GRZECH MÓJ ZAWSZE PRZEDE MNĄ
Krąg Pierwszy
MIRAŻE CHARKOWSKIEJ JESIENI
- I wśród magów trafiają się dzielni ludzie!..
Opera „Cymeryjczyk zachwycony”
Aria Conana Akwilońskiego
DOBÓR KART
- Pobłogosławcie mnie, ojczulku!
Pobłogosławiwszy pospiesznie pielgrzyma - tęgiego obywatela o przebiegłym
spojrzeniu, najwidoczniej drobnego kupczyka z Osnowy - ojciec Grigorij wstąpił na stok, a
potem znikł we wrotach Monastyru Pokrowskiego.
Wrzesień wreszcie się rozkręcił i szczerze uwierzył, że jest hulaką październikiem,
chwackim siewcą babiego lata: wszystkie dróżki i ścieżki szczodrze zasypał opadłymi z drzew
liśćmi. Złota mi pod nogi! Czerwonego! I wszystkie dziewczęta - moje! W drżącym niczym
zorza powietrzu mignęła nawet nić babiego lata; połaskotała twarz, musnęła policzki i znikła,
jakby jej nigdy nie było. Co prawda, porażająco głębokie niebo przypominało jeszcze o
gorącym, zbyt upalnym lecie, podczas którego wieśniacy całymi wsiami odprawiali „Modły o
deszcz”.
Nie za bardzo pomagało.
„Już niedługo procesja będzie - przyszła luźna myśl. - Władyka zamierza wewnętrzne
ściany marmurem wyłożyć. Jeżeli bracia Stiepanowowie się nie rozchorują i przyjdą - to mu się
nawet uda. Sypną w ofierze co najmniej parę tysiączków rubli. Stiepanowowie świecą
przykładną pobożnością...”
Na procesję ozierinskiej ikony Bogurodzicy charkowianie czekali, jak Abrahaniici na
niebiańską mannę. Trzydziestego września święty obraz przenoszono z Kuraża na zimę do
Monastyru Pokrowskiego; dwudziestego drugiego kwietnia ikona uroczyście wracała na
poprzednie miejsce. Oprócz tego w lecie odprawiano dwie pomniejsze procesje; z Kuraża do
Ozierynki, na miejsce, gdzie ikona objawiła się po raz pierwszy, i z powrotem.
Co prawda, zbyt wielu ludzi na tych pomniejszych procesjach się nie zbierało.
A szkoda. Jak to napisał profesor Miller: „Pobyt ikony w Monastyrze Pokrowskim, a
dokładniej w jego kaplicy, po ustanowieniu katedry archidiecezjalnej przekształconej w
cerkiew katedralną - wyraźnie wpływa na jego kondycję majątkową”.
W jaki sposób wpływa, tego mądry profesor nie napisał. I tak wiadomo...
Ojciec Grigorij westchnął i przeciął dziedziniec ukośnie, kierując się w stronę budynku
będącego siedzibą archijereja. W dawnych czasach stal tu niewielki drewniany domek -
prawdziwa cela zamieszkiwana przez miejscowych, jurydycznych władyków. Ale jeszcze za
przewielebnego Pawła na miejscu „chałabudy”, jak chatkę zaczęli pogardliwie nazywać nie
tylko okoliczni chłopi, ale i niektórzy kapłani, wzniesiono kamienną budowlę.
Oj, lubił zbytek i przepych przewielebny Paweł biskup charkowski i niegdysiejszy
rektor smoleńskiego seminarium! Znalazł, wymodlił i wycisnął pieniądze na dom, w którym
znalazło się nawet miejsce dla domowej cerkwi św. Krzyża na piętrze, w pobliżu komnat
władyki; i na kolegium do wyświęcenia bursaków; i zostało jeszcze na bogatą garderobę, na
powozy, na rodowodowe kłusaki, meble i obrazy...
Po dziewięciu burzliwych „tłustych” latach wysiali przewielebnego do Astrachania, a
długi zostały. Kolejny to już władyka’na tronie zasiada, a nijak do końca rachunków rozliczyć
się nie daje.
- Zatrzymaj się, ojcze Grigoriju! Stój... no, stójże, do kogo mówię! Ale się rozpędził...
widzisz go, nogi młode...
W pobliżu domu siedział na ławeczce aktualny archijerej*[* - W prawosławnej cerkwi
archijerej jest odpowiednikiem arcybiskupa kościoła obrządku Zachodniego.] , władyka
Inokientij. I obracał trzymany w palcach liść klonu.
- Pobłogosławcie, władyko! - ojcu Grigorijowi przypomniał się nagle nachalny
pielgrzym u wrót; i zrobiło mu się nieprzyjemnie.
- Usiądźcie obok, ojcze Grigoriju! - klonowy liść błysnął ku kapłanowi w znaku
świętego krzyża. - Pomilczymy razem.
Pop ostrożnie usiadł na krawędzi ławeczki, rzucił z ukosa szybkie spojrzenie na
władykę i pospiesznie przybrał bystry, rozumny wyraz twarzy. Choć bardzo lubił udawać
prostaczka, władyki In-okientija nie można było nazwać człowiekiem naiwnym.
Trzydziestoletni zaledwie rektor kijowskiej akademii był poprzednio biskupem cziriginskim i
władyką diecezji wołogodzkiej. Miał tytuł doktora nauk teologicznych i był znakomitym,
złotoustym kaznodzieją, członkiem kolegiów czterech teologicznych akademii, uniwersytetów
moskiewskiego, charkowskiego i petersburskiego, a także dwu towarzystw naukowych -
archeologicznego i geograficznego. Był też autorem fundamentalnych „Dogmatów teologii”.
Lubiący łapówki kapłani bali się władyki bardziej niż gniewu Pańskiego, a mieszkańcy
Charkowa uważali go za świętego.
I oto ten wielki człowiek wzywa ku sobie ojca Grigorija, żeby sobie z nim razem
pomilczeć.
Gdyby coś takiego zdarzyło się po raz pierwszy, ojciec Grigorij mocno by się zdziwił.
A tak - już przywykł.
- Retor Prokopowicz mówił, że ty wczoraj w okręgowym sądzie zasiąść raczyłeś -
zaczął „milczenie” Inokientij.
- Prawda to, władyko. Po długiej przerwie, będącej skutkiem braku procesów. Jako
episkopalny ober-starzec miałem obowiązek wziąć udział w rozpoznaniu sprawy o uprawianiu
mażego procederu. Oskarżonym był mieszczanin Gołoborodko, Iwan Tierien-tiew. Oficjalista
z Suzdalskich Kramów.
- Tak, tak... - pokiwał wolno głową przewielebny. - Miałeś, znaczy, obowiązek. Ten
retor powiadał, że ów mag był drobnym przestępcą, magiszką kopiejki niewartym. Mizeria,
przebacz Panie. Bez żandarmów go chyba wzięli. Dwóch zwykłych miejskich strażników
posiali, a on się poddał. Prawda to czy retor zełgał?
- Prawda, władyko.
- A o co oskarżono maga?
- Pomagał sprzedawać spleśniałą gryczaną kaszę, mącąc wzrok kupującym.
- Oj, ciężkie są nasze grzechy! - Inokientij drwiąco uniósł krzaczastą brew ku górze. -
Zatwierdziłeś chyba wyrok. Nie sprzeciwiałeś się?
- Nie inaczej, władyko. Mieszczanina Gołoborodkę skazano na karę cielesną i
przepadek mienia; jego ucznia, Triszkę Niebij-bat’kę na pięć lat obozu. Zgodnie z nowym
Kodeksem: artykuł 128, paragraf czwarty.
- Tak, tak... znaczy, kara cielesna. Ponownie przywrócono chłostę, chwała Panu
naszemu, na wieki wieków, amen! Potrzebne to, a jakże, potrzebne...
Powiew zbłąkanego wiatru cisnął im w twarze garść liści. Zdławi! oddechy, oblepił i
wyrwał z dłoni władyki ten jedyny, mieniący się czerwienią klonowy liść - i ponownie odleciał,
nie wiadomo dokąd.
Nie wiedzieć czemu, ojciec Grigorij jesienią często zwracał uwagę na nie właśnie - na
liście. Opadłe, jeszcze zielone, pokryte nalotem delikatnej pleśni, przed chwilą jeszcze grożące
Zgłoś jeśli naruszono regulamin