Gomez Rufo Antonio - Morza strachu.pdf

(1716 KB) Pobierz
Antonio Gomez Rufo
Morza strachu
Los mares del miedo
Tłumaczenie
Wojciech Charchalis
895791092.001.png
Około roku 1000 naszej ery odkryto dziwny tekst, w którym można było wyczytać
podstawy najdawniejszej znanej nauki, zapisanej, wedle legendy, na szmaragdzie, który
zgubił Lucyfer podczas walki z Bogiem w dniu swej wiecznej klęski.
Pochodzący prawdopodobnie z Egiptu i sprowadzony do Europy przez Arabów, tekst
ten stał się esencją alchemii, nauki, która w znaczący sposób wpłynęła na średniowieczną
myśl całego Zachodu.
Jeszcze dzisiaj alchemicy przysięgają na niego podczas rytuału inicjacji. Znany jest
jako Szmaragdowa Tablica...
Wprowadzenie
W ROKU PAŃSKIM 1616
W PEWNYM MIEJSCU
NA OBRZEŻACH MADRYTU...
- Może ci się to wydać nieprawdopodobne - powiedział - ale w końcu odkryłem, że
śmierć nie istnieje. Mogę tego dowieść. Chodź za mną.
Delikatnie dotknął mego ramienia, aby mi wskazać, bym się za nim udał, i ruszył
przede mną nie oglądając się za siebie, przekonany, że pójdę za nim po ukrytej ścieżce,
prowadzącej do ciemnego lasu, czasem otoczonej wysokimi drzewami, czasem spowitej
gęstymi zaroślami. Szedł szybkim krokiem, jakby znał drogę na pamięć albo przemierzył ją
miliony razy.
- Chodź - powiedział ponownie, nie patrząc na mnie. - Tędy.
Jego głos był poważny, pewny, dźwięczny i czysty, kroki stanowcze i zręczne,
niezwykłe u staruszka, który zbliżał się do sześćdziesiątki, a oczy rozjaśnione niczym u
nastolatka, lśniły wilgocią podniecenia, błyszczały. Wielki czerwcowy księżyc odbijał się w
jego siwych włosach, długich i zwichrzonych, zakrywających mu tył głowy, falujących na
wietrze wzbudzanym jego szybkim marszem. Czasem odwracał się, aby zobaczyć, czy się nie
potknę i nie przewrócę, kiedy tak naprawdę to ja się obawiałem, że w którymś momencie swą
obszerną szatą lekarza lub czarownika zaczepi się o jakiś krzak i rozłoży na ziemi. Wtedy
uważnie patrzył mi w oczy i wyrazem twarzy zdawał się potwierdzać, że mnie nie oszukuje,
żebym dobrze przygotował się na to, co zamierza mi pokazać. Nie uśmiechał się jednak. To,
co się miało wydarzyć, było zbyt ważne, aby pozwolić sobie nawet na najlżejszy z
uśmiechów.
Pamiętam, że po raz pierwszy w całym swoim życiu spojrzałem na niego z lekkim
uczuciem przygnębienia, wątpliwości, obawy: przyjrzałem się jego twarzy, pomarszczonej i
wysuszonej ze starości, i skórze na krawędziach policzków, ziemistych i spragnionych
niczym wysuszone koryto strumienia albo wielokrotnie czytany stary pergamin. Mój pan, don
Fernando, chciał okazać wielki spokój, ale wyglądał, jakby postradał zmysły: biegł
podniecony niczym nowicjuszka w wigilię wstąpienia do klauzury. A ja, nie ma co kryć, nie
mogłem uniknąć wielkiego niepokoju, który zaczynał brać mnie w swoje posiadanie.
Mimo że jego dusza drżała, pozwalał tylko na to, by emocje odbijały się w jego
oczach z jasnością pieczęci księżyca o północy nad morzem; mnie jednak to wszystko
wprawiało w stan wielkiego niepokoju: zbijała mnie z tropu duża odległość od miasta,
powaga ciszy, głębia lasu, w który wchodziliśmy. Noc była jasna w tę wigilię św. Jana, co
pozwalało nam bez trudu zobaczyć drogę, pewne jednak było też to, że tysiąc cieni
wycinanych przez drzewa i chaszcze kreśliło na ścieżce wzory tak zagmatwane, że nie
dostrzegaliśmy pod nimi dziur, w które mogliśmy wpaść, wzgórków, o które mogliśmy się
potknąć, albo urwisk, na których mogliśmy skręcić sobie karki.
- Chodźmy, idź za mną - powtarzał co chwila, coraz bardziej pobudzony.
- Jestem tutaj, mój panie.
Były zapachy i świeże ślady, które zdawały się nie należeć do ludzi. Bryza głuchych
szmerów przytłumiała nawoływanie nocnych ptaków i innych zwierzów, nie nawykłych do
obecności intruzów na terenach, gdzie pod przykryciem ciemności zaspokajały głód. Ich
skargi wydawały się szeptami niechęci i nakazu opuszczenia lasu, który był żywy, choć
udawał, że śpi, i krył się pośród roślinności aż do końca ścieżki, tam, gdzie otwierała się
polanka, trochę niżej, w głębi.
Obaj zaczęliśmy szybko oddychać z powodu tempa marszu, który on narzucił od
samego początku, ale też z powodu wrażeń, które intensyfikowały się w naszych żołądkach.
Jego wynikały z podniecenia, moje ze strachu i niepewności. Gdy na niego spojrzałem, przez
kilka chwil naszło mnie uczucie zmieszania, głęboko niesprawiedliwe, nie na miejscu wobec
takiego mężczyzny jak on: nie byłem pewien, czy mój mistrz nie zwariował; taka myśl
kołatała mi po głowie, jakby silne uderzenie kamienia wcisnęło mi ją pod czaszkę. Odkąd go
poznałem, zawsze miałem go za człowieka doskonałego, racjonalnego, mądrego, rozsądnego,
a także przewidującego. Jednak wyznanie, które właśnie mi poczynił, natura tego
stwierdzenia o nieistnieniu śmierci, tak kategoryczna, zburzyła mój spokój, jakby przez
środek całego mego kręgosłupa nagle wzlatywało w górę stado motyli.
- Jeszcze tylko trochę, jeszcze trochę... - próbował mnie zachęcić, odkrywszy mój
niepokój. - Już jesteśmy.
Rzeczywiście na dole, zaledwie o sto kroków od nas, kończyła się ścieżka i las
otwierał się w wielką polanę, piękną, wyściełaną niską trawą, jakby świeżo ściętą i przykrytą
ogromnym sklepieniem przepełnionym gwiazdami i wszelkiego rodzaju niebiańskimi
blaskami, nieruchomymi jak oczy ślepca lub gasnącymi jak robaczki świętojańskie albo
sztuczne ognie. Chciałem rozpoznać miejsce, usiłowałem je sobie przypomnieć, ale nigdy nie
widziałem tej wielkiej łąki bez jednego drzewa; a może kiedyś zdarzyło mi się przez nią
przejść w świetle dnia i nie zwróciłem uwagi na jej ogrom. Jednak tamtej nocy, gdy
maszerowałem z przyspieszonym oddechem, strachem i niejasnymi wrażeniami, łąka wydała
mi się czymś niepokojącym i jednocześnie rozkosznym, nieznanym rajem, nieodkrytym. I
wizja jej harmonijnego bezruchu przywróciła mi część spokoju, który utraciłem.
Ostatnie kroki przebyłem powoli, przyczajony, zatrzymując się, by przyglądać się
niebiańskim światłom i kontemplować ogrom tej utraconej przestrzeni. Zarys drzew odcinał
się w półmroku, oddzielając niebo od ziemi, zaznaczając granicę zapowiadającą
niebezpieczeństwo każdemu, kto odważy się porzucić ją i wkroczyć na nowo w skrytą ciszę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin