Conan (Tom 72 - Conan i widmo przeszłości) - Tim Donnel.txt

(352 KB) Pobierz
TIM DONNELL


CONAN I WIDMO 
PRZESZ�O�CI

PRZEK�AD EL�BIETA DELIS�MODZELEWSKA
TYTU� ORYGINA�U: CONAN I PRIZRAKI PROSZ�OGO, PLENNIKI BEZDNY

CONAN I WIDMO PRZESZ�O�CI

I

O�lepiaj�ce pomara�czowe s�o�ce � boskie oko Mitry � powoli, majestatycznie 
wznosi�o si� nad ziemi�, spychaj�c noc za horyzont. Mi�kkie, ciep�e promienie wnika�y do 
pa�ac�w, dom�w, cha�up i nor. Ogrzewa�y i budzi�y, daj�c obietnic� jasnego dnia i czystego 
nieba. Noc, utraciwszy sw� w�adz�, odchodzi�a z niech�ci�. Ostatki mrok�w zalega�y jeszcze 
w lasach i pod murami miasta, lecz i one blak�y dotykane s�onecznymi b�yskami. Wreszcie 
noc przesz�a do innego �wiata, �wiata tak starego, �e poza �wiat�em i Mrokiem niczego tam 
nie by�o. Ziemia westchn�a, jakby pr�buj�c uchwyci� ostatnie mgnienie odchodz�cego w 
�lad za noc� snu, i przebudzi�a si�. Nasta� dzie�.
Na po�udniu Poitanii, tam gdzie widnia�y ciemne, lodowate wody rzeki Alimane, a w 
oddali po�yskiwa�y w s�o�cu G�ry Rabiryjskie, na czystej r�wninie przycupn�o trzydzie�ci 
drewnianych chatek. Ludzie orali tu ziemi�, hodowali i sprzedawali byd�o, i zajmowali si� 
polowaniem. �yli tak jak ich przodkowie i jak �yje si� dzisiaj. Wok� r�wniny toczy� swe 
wody czysty szeroki strumie�, w kt�rym nigdy nie brakowa�o ryb. Okoliczni ch�opcy 
przepadali nad jego brzegami, by ca�ymi dniami brodzi� z podwini�tymi nogawkami w 
wodzie, zagarniaj�c j� r�kami. Wieczorem w ka�dej torbie porusza�o si� niemrawo kilka 
tuzin�w wspania�ych, t�ustych ryb.
Na skraju wioski � tak male�kiej, �e nawet nie mia�a nazwy � �y� najbardziej leniwy i 
najbiedniejszy gospodarz. Utrzymywa� si� tylko z przyjmowania ludzi na nocleg. Obok jego 
starego domu przebiega� ucz�szczany trakt i dla cz�owieka, kt�ry znalaz� si� tu noc�, 
�wiec�cy w oknie ogieniek oznacza� zawsze zaproszenie. Podr�nik podje�d�a� do ganku i 
wkr�tce za kilka miedziak�w stawa� si� mile widzianym go�ciem.
Tego ranka Igrat wsta� niespodziewanie wcze�nie. Zazwyczaj budzi� si� ko�o po�udnia lub 
nawet p�niej i st�kaj�c, zwleka� si� z drewnianego wyrka, pokrytego ga�ganami o trudnej do 
okre�lenia barwie � cho� uwa�ne spojrzenie bez trudu rozpozna�oby w niej kolor zwyk�ego 
brudu. Szed� do sto�u, gdzie poniewiera� si� wieczorem kawa�ek zeschni�tego chleba, zjada� 
go i z ci�kim westchnieniem wychodzi� na dw�r. Sta� tam jaki� czas i dra�ni� si� leniwie z 
s�siadami, a gdy znudzi�a mu si� ta zabawa, wraca� do domu. Do samego zmroku siedzia� na 
taborecie przy stole, wpatrzony w plam� brudni na �cianie, albo gapi� si� bezmy�lnie w okno. 
Potem usta Igrata otwiera�y si� w szerokim ziewni�ciu, oczy mu m�tnia�y, powieki opada�y i 
znowu cz�apa� do drewnianej pryczy, gdzie z westchnieniem ulgi zagrzebywa� si� w szmaty.
Niebywale wczesne przebudzenie zdziwi�o nawet jego. Z pierwszymi promieniami s�o�ca 
podskoczy�, nala� na d�o� wod� z kubka i przetar� twarz. �wiat od razu nabra� wyrazisto�ci i 
gospodarz ucieszy� si� niezmiernie, bo obawia� si� ju�, �e zaczyna �lepn��. Zapominaj�c o 
zjedzeniu chleba, wybieg� na dw�r. Drzwi szopy by�y jeszcze zamkni�te, wi�c Igrat przyklei� 
si� do szczeliny w �cianie i wpatrzy� si� w mrok.
Go�cie spali. Jeden mamrota� przez sen, inny post�kiwa�, pozostali pogr��eni byli w 
s�odkim zapomnieniu. �Szcz�liwcy � wyszepta� gospodarz, przygl�daj�c si� twarzom, kt�re 
o�wietla�y padaj�ce przez szczeliny promienie s�o�ca. � Gdybym ja wypi� tyle piwa, te� bym 
tak spa��� Zupe�nie zapomnia�, �e i bez piwa spa� tak ka�dego dnia. Lecz nawet w g�owie 
mu nie posta�o, by mie� to go�ciom za z�e. Dzi�ki nim wieczorem �mia� si� jak nigdy dot�d. 
No, mo�e w dzieci�stwie, ale dzieci�stwa nie pami�ta�. Dwunastu m�czyzn i kobieta, 
kt�rych przyj�� pod sw�j dach, okazali si� komediantami i zarabiali na �ycie pokazywaniem 
wszelakich sztuczek. Skakali przez g�ow�, robi�c salto w powietrzu, �ykali ogie� i no�e, 
przyczepiali sobie sztuczne nosy i w�osy, na�laduj�c innych ludzi � jednym s�owem, 
wyprawiali prawdziwe b�aze�stwa. Nie mogli zap�aci� gospodarzowi za nocleg nawet jednej 
z�otej monety, ale pokornie wzi�� od nich dziesi�� miedziak�w i przyj�� ich u siebie. Do tej 
pory widywa� takie trupy tylko na jarmarkach, i to w t�umie mokrych od potu cia�, a teraz 
jemu � chwa�a ci, Mitro! � przypad� zaszczyt go�ci� we w�asnym domu tych weso�k�w, 
tych� Ale, chyba jeden si� przebudzi�� Gospodarz jeszcze mocniej przytkn�� oko do 
szczeliny, ale nie zdecydowa� si� zawo�a� komedianta, boj�c si� obudzi� pozosta�ych. Nie 
m�g� rozpozna�, kt�ry to z nich. Ma�o zreszt� prawdopodobne, by go sobie przypomnia� � 
wszak widzia� ich tylko przez jeden wiecz�r. Jak si� nazywaj�? Te trzy ogromne t�u�ciochy to 
Hugo, Ulino i Zaza��a. Rudy to Mado� A mo�e Mado to ten okr�g�y jak bu�eczka? Nie, 
chyba jednak rudy. Tego male�kiego wo�aj� Bacherem albo Micherem� Urodziwy i smutny 
nazywa siebie Senizonn�, a pi�kny weso�ek to Agrej. Ta dw�jka markotnych, wy�ysia�ych, 
bladych istot to Kuk i Lakuk; wprost niemo�liwe, by tak nazwa� ludzi � sami musieli 
wymy�li� sobie te imiona. Najwa�niejszy z nich jest Leonso. Mocny, zdrowy ch�op � 
takiego by pod wierzch, a niechby i na siod�o, i w b�j � a on komediantami dowodzi! Ksant i 
Jenkin, jego dwaj synowie, to komedianci jak wszyscy: dobrzy ch�opcy, dobroduszni i weseli. 
Kobieta ma na imi� Welina i jest u nich kim� w rodzaju gospodyni. Jedno spojrzenie 
wystarczy, by si� przekona�, �e smag�a �licznotka jest zakochana w jasnow�osym dowcipnisiu 
Agreju. Chyba dobrze wszystkich pami�ta� Ale kto tam si� przewraca? Mo�e w�lizn�� si� 
po cichu do szopy i wyci�gn�� go? Tak ciekawie s�ucha si� przejezdnych, a jeszcze 
komediant�w! I opowiedz�, i poka��� Gospodarz u�miechn�� si� na wspomnienie 
minionego wieczoru. Ale do szopy lepiej jeszcze nie wchodzi�. Obudzi ich, a oni uznaj�, �e 
gospodarz marudny, i przejd� do kogo innego. Komediant�w ka�dy przyjmie, nawet bez 
pieni�dzy, byle tylko zostali. Nie. Igrat odszed� zdecydowanie od szopy i poszed� do domu. 
Lepiej poczeka�, a� si� obudz�.

Etej j�kn�� cicho i poprawi� wi�zk� siana pod g�ow�. Rzeczywi�cie, wypili wczoraj morze 
piwa. Teraz ma w ustach obrzydliwe uczucie, jakby demony wyp�uka�y tam swe brudne 
ogony. I w g�owie dudni� Kiedy� przed bojem d�� tak w r�g nemedyjski dziesi�tnik, pod 
kt�rym Etej s�u�y�. Etejem nazwali go Zuagirczycy. W ich dziwnym j�zyku, stanowi�cym 
jak�� ludzko�zwierz�c� mieszanin�, jego imi� oznacza strzelca, oczywi�cie dobrego. Od 
dawna ju� nikt tak nie nazywa, przesta� ju� zreszt� by� zr�czny jak wiewi�rka, silny niczym 
lampart i odwa�ny jak lew. Bratem i siostrami byli mu �uk i strza�y; rozmawia� z nimi, 
�artowa� i k��ci� si�, a po bitwie czy�ci� je troskliwie i ponownie zarzuca� na plecy.
Ale� g�owa mu p�ka� A jeszcze gospodarz gapi si� przez szpar�, wyra�nie oczekuj�c ich 
przebudzenia. Zabawi� by si� chcia�o? Zabawimy. Tylko nie teraz i nie ciebie samego. 
Strzelec wyci�gn�� delikatnie spod siebie zdr�twia�e r�ce, porusza� palcami i wbi� wzrok w 
obleczony wytart� czarn� sk�r� zad tego wynios�ego ba�wana. Wys�a� by do Nergala jego i 
ca�� t� kompani� i osiedli� si� jak najdalej od ludzi, i najlepiej gdzie� w le�nej g�uszy, aby 
przez ca�y czas, jaki pozosta� do Szarych R�wnin, nie s�ysze� nawet jednego ludzkiego s�owa! 
Jeden Mitra wie, jak m�czy go to nieustanne pija�stwo i wesele, i jak z ka�dym dniem coraz 
trudniej jest przywdziewa� na twarz u�miech b�azna. Przecie� jest przyg�upem! Tak w�a�nie 
nazywaj� ich, komediant�w, i maj� racj�! Wszak jemu samemu nieraz zdarza�o si� kopn�� w 
ty�ek wypacykowanego b�azna z trupy weso�k�w. Niechby go zobaczyli teraz Zuagirczycy 
czy nemedyjscy wojownicy. Ale mieliby rado��! By� mo�e nawet ch�tnie by ich zabawi�. 
Oczywi�cie nie za darmo.
Strzelec przymkn�� powieki, s�uchaj�c sapania gospodarza i szelestu myszy w s�omie. 
Obrzydliwo��! Wreszcie jednak gospodarz odklei� si� od �ciany i poszed�. Pewnie 
zdecydowa�, �e nie b�dzie niepokoi� go�ci. Etej po�o�y� si� na plecach, pod�o�y� r�ce pod 
g�ow� i tak zastyg�. Gdzie si� podzia�o jego dawne �ycie? Mo�e zobaczy je znowu, ale ju� z 
Szarych R�wnin� B�d� tam p�yn�� ci�kie, mokre chmury, dzie� i noc po��czy si� w jedno, 
stoj�ce niewzruszenie u wr�t stare demony b�d� wszystkich wpuszcza�, ale nikomu nie 
pozwol� wyj��. Mo�e wtedy zacznie si� prawdziwe �ycie? Kto wie� Wszak nikt jeszcze 
stamt�d nie wr�ci�. Gdyby Etej by� pewien, �e tam czeka go prawdziwe �ycie, sam odszed�by 
na Szare R�wniny. Fu, co to za smr�d?
Pogrzeba� w s�omie, znalaz� kawa�ek ostrego patyka i z ca�ej si�y wetkn�� go w 
roz�piewany na ca�� szop�, a przede wszystkim prosto w jego nos, zad.
� Aj!
Jego biedny w�a�ciciel podskoczy� i rozcieraj�c r�k� zranione miejsce, popatrzy� na Eteja z 
wyrzutem. Lecz twarz strzelca by�a oboj�tna i dopiero gdy uk�uty potrz�sn�� jego ramieniem, 
Etej za�mia� si�, poderwa� si� na nogi i pchn�� przyjaciela w siano. Szum rozbudzi� 
pozosta�ych. Z piskiem i krzykami rzucili si� na szarpi�cy si� w sianie k��bek i zacz�a si� 
�artobliwa bijatyka. Gospodarz, kt�ry czujnie wyczekiwa� przy oknie swoich go�ci, z 
zadowolonym posapywaniem podrepta� do szopy. Teraz w�a�nie zacz�� si� dla niego dzie�.

� No co, �mierdz�ce psy � odezwa� si� weso�o Leonso, mrugaj�c do kamrat�w. � Nie 
chcecie piwa?
� Chcemy! � wrzasn�li i rzucili si� do sto�u, przepychaj�c si� w nadziei zaj�cia 
siedz�cego miejsca. Leniwy Igrat mia� tylko cztery taborety i je�li nie liczy� gospodarza, na 
ka�de siedzenie przypada�o trzech ludzi. Tak wi�c tylko Leonso, grubasy Hugo i Zaza��a oraz 
rudy Mado zaj�li twarde siedziska. Mniej obrotni wcale si� tym nie przej�li i z 
pokrzykiwaniami gramolili si� na kolana swoich przyjaci�. Gospodarz pozosta� bez miejsca i 
patrzy� z rozczuleniem na weso�ych go�ci. Postawi� na stole dwana�cie kufli piwa i przyni�s� 
ze schowka za drzwiami ogromny, zawini�ty w p��tno bochen chleba.
� Opowiedz co weso�ego, Lakuk � zaproponowa� L...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin