Conan (Tom 34 - Conan Niezłomny) - Sean U. Moore.txt

(395 KB) Pobierz
SEAN U. MOORE



CONAN NIEZ�OMNY

TYTU� ORYGINA�U CONAN THE HUNTER
PRZEK�AD MAREK MASTALERZ

Dla Raven
sercem i dusz�

PROLOG

W pogr��onej w mroku komnacie panowa�a niesamowita cisza, przywodz�ca na my�l g�st� 
mg��. Migocz�ce �wiece rzuca�y chwiejny blask na wielki hebanowy o�tarz. Na posadzce przed 
o�tarzem kl�cza�a kobieta. Jej blada sk�ra kontrastowa�a z czarnymi jak w�giel w�osami i szatami 
barwy ciemnego szkar�atu. Oczy kobiety gorza�y czerwieni� niczym roz�arzone w�gle, a czarne 
�renice przywodzi�y na my�l �lepia w�a. Przez egzotyczne pi�kno jej twarzy przebija�a 
niebywa�a ��dza w�adzy i bezwzgl�dno��.
Z�owieszczy o�tarz pokrywa�y ciemne plamy. W m�tnym �wietle wida� by�o, �e jedna z nich 
l�ni wilgoci�. Cienkie stru�ki szkar�atu skapywa�y na posadzk�, tworz�c ka�u��. Komnat� 
wype�nia�a wo� �mierci.
Wielkie spi�owe drzwi komnaty otworzy�y si� ze skrzypieniem. Za nimi ci�gn�� si� ciemny 
korytarz, wy�cielony grubym, pluszowym dywanem. Na progu sta� wysoki, chudy m�czyzna. Z 
wyj�tkiem w�skiej, siwej brody jego g�owa by�a ca�kowicie pozbawiona ow�osienia. W lewej 
d�oni dzier�y� p�k kluczy. Przybysz ukl�kn�� i sk�oni� g�ow�.
� Azoro, najczcigodniejsza kap�anko, przyby�em na twe wezwanie.
Kobieta wsta�a powoli i i odwr�ci�a si� w stron� drzwi. Na widok przybysza jej oczy zal�ni�y 
pogard�.
� Lamici, ju� nied�ugo dope�ni� ostatnie rytua�y. Czeka ci� sowita nagroda, eunuchu � 
Azora podkre�li�a szyderczo ostatnie s�owo. Jej precyzyjnie artyku�owany g�os, pobrzmiewaj�cy 
w komnacie nik�ym echem, mia� nisk�, matow� barw�. Skinieniem g�owy kobieta wskaza�a 
wierzch o�tarza. � B�d� tak dobry i pozb�d� si� trupa.
� Natychmiast, dostojna pani.
Lamici na chwil� cofn�� si� na korytarz, i powr�ci� z du�ym, sk�rzanym workiem. Zbli�ywszy 
si� do o�tarza, obrzuci� to, co na nim le�a�o, wzrokiem pe�nym obrzydzenia. Azora przygl�da�a 
si� mu z rozbawieniem. S�aby, tch�rzliwy g�upiec, pomy�la�a. Jakby wyczuwszy to, eunuch 
podszed� zdecydowanie i zabra� si� do roboty.
Pod sufitem wisia�o g�ow� w d� nagie cia�o pi�knej, m�odej kobiety. Jej kostki skuwa�y 
zardzewia�e �elazne kajdany. Okowy zawieszone by�y na ci�kich �a�cuchach, przeci�gni�tych 
przez umocowane do sklepienia spi�owe pier�cienie. Rozpuszczone d�ugie, z�otop�owe w�osy 
dziewczyny niemal dotyka�y powierzchni pokrytego krwi� o�tarza. Na nadgarstkach mia�a 
srebrne bransolety, szyj� otacza� �a�cuch z tego samego metalu. Mimo ka�u� krwi na posadzce 
komnaty, cia�o dziewczyny wygl�da�o na nie naruszone. Tylko jej sk�ra mia�a upiorn�, bia�� 
barw�, �wiadcz�c� o utracie �yciodajnego p�ynu. Szeroko otwarte usta i oczy zastyg�y w wyrazie 
bezgranicznego przera�enia.
Unikaj�c zetkni�cia z plamami szkar�atu, Lamici naci�gn�� w�r na pozbawione �ycia cia�o i 
w�asnym kluczem otworzy� kajdany. Daj�c �wiadectwo niepospolitej sile, lekko zarzuci� sobie 
zw�oki przez rami� i wyni�s� je na korytarz.
Azora odczeka�a, a� zamkn� si� drzwi, po czym odwr�ci�a si� z powrotem do o�tarza. 
Przymkn�a oczy. Wyci�gn�wszy przed siebie d�onie, zaintonowa�a powolny, rytmiczny �piew. 
�wiece w komnacie rozgorza�y szkar�atnymi p�omieniami. Stru�ki krwi unios�y si� niczym w�e 
i pomkn�y w stron� kap�anki, kt�ra wch�on�a szkar�atn� fal� w wyci�gni�te d�onie. Chwil� 
p�niej inkantacja urwa�a si�, a �wiece ponownie pocz�y migota� ��t� po�wiat�.
Otworzywszy oczy, Azora cofn�a si� od o�tarza. Czu�a energi� przenikaj�c� falami ca�e jej 
cia�o. �aden �miertelnik nie m�g� mierzy� si� z ni� pod wzgl�dem szybko�ci my�li i ruch�w. 
Wkr�tce b�dzie mia�a do�� si�, by odprawi� pradawne zakl�cia. Zamierza�a zako�czy� ostatni 
poprzedzaj�cy je rytua� przed nastaniem kolejnej pe�ni.
Od wczesnej m�odo�ci Azora pilnie studiowa�a staro�ytne ksi�gi, pozosta�e po arcykap�anach 
w�owego ludu Thurian. Owe r�kopisy, uwa�ane za dawno zaginione lub zniszczone, zawiera�y 
wiedz� o pot�nej magii, pozwalaj�cej przed�u�y� �ycie i posi��� absolutne panowanie nad 
�miertelnymi m�czyznami i kobietami.
Azora pragn�a w�adzy tak wielkiej, by m�c rozkazywa� nawet najmo�niejszym monarchom 
tego �wiata. Liczy�a, �e niebawem b�d� pe�za� u jej st�p jak karcone szczeni�ta. Jej 
przeznaczeniem by�o dor�wna� pradawnym thuria�skim kap�ankom. Czy� legendarna Mutare nie 
by�a wszak istot� przewy�szaj�c� zwyk�ych smiertelnik�w?
U�miechn�a si�, obna�aj�c dwa rz�dy spi�owanych w szpic czarnych z�b�w.

1. �POD ��KIEM�

W otoczonej wysokimi murami Pirogii jak co dzie� t�tni�o nocne �ycie. Na placach i ulicach 
t�oczyli si� jasnosk�rzy, p�owow�osi Brythu�czycy. Rozproszone grupki pijanych kezankia�skich 
g�rali w�drowa�y kr�tymi uliczkami od jednej ober�y do drugiej. Przekonani o w�asnej 
wy�szo�ci cz�onkowie stra�y miejskiej uwa�ali Kezankia�czyk�w za skaranie boskie, ale omijali 
ich szerokim �ukiem. Kr�l Brythunii Eldran wywodzi� si� z owego g�ralskiego plemienia i z 
pewno�ci� nie zareagowa�by �askawie na wie��, �e stra�e miejskie �le traktuj� jego ziomk�w.
Poza g��wnymi brukowanymi ulicami rozci�ga� si� marnie o�wietlony, zas�any �mieciami 
labirynt cuchn�cych zau�k�w. W jego ciemnych, zakamarkach snuli si� �ebracy, szczury i pijacy 
nawo�uj�cy si� ochryp�ymi, be�kotliwymi g�osami. Dopiero nad ranem, gdy kwa�ne tanie wino 
zbiera�o swe �niwo, padali pokotem bez zmys��w. Niekt�rzy nie budzili si� ju� nigdy, lecz 
nale�a�o odda� stra�y sprawiedliwo��, gdy� nawet najn�dzniejsze zakamarki Pirogii by�y 
bezpieczniejsze ni� ulice wielu metropolii hyboryjskiego �wiata. Ostro�no�� wymaga�a jednak, 
by zapuszczaj�c si� w te rewiry, trzyma� jedn� r�k� na kiesie, a drug� na r�koje�ci miecza.
Jednym z takich zau�k�w kroczy� niski, ciemnosk�ry m�czyzna. Jego si�gaj�ce ramion w�osy 
mia�y barw� sadzy, a oczy by�y jeszcze czarniejsze. Na w�skiej twarzy malowa� si� okrutny 
u�mieszek. M�czyzna �w porusza� si� z koci� zr�czno�ci�. Przest�piwszy le��cego na ziemi, 
pochrapuj�cego pijaka, zatrzyma� si� przed drzwiami ceglanego budynku. W �cian� nad framug� 
by� wbity po r�koje�� wielki, dwur�czny miecz. M�czyzna wyci�gn�� sztylet i zastuka� 
r�koje�ci� w drzwi. Ze �rodka dobieg�y st�umione, brythu�skie przekle�stwa:
� Parszywy �ebrak! Zabieraj swoje zawszone �apy z moich drzwi! Nie dostaniesz ode mnie 
wina, p�ki nie poka�esz, �e masz czym zap�aci�!
� Immanus, stary psie! To ja, Hassem! � odpowiedzia� niskim g�osem rozbawiony 
ciemnooki m�czyzna. � Rusz sw�j wa�tuch i otw�rz natychmiast!
Szcz�kn�a zasuwa i Immanus uchyli� drzwi. Hassem wszed� do �rodka, chowaj�c sztylet.
Ober�a, nazywana �Pod ��kiem�, by�a niewiele lepiej o�wietlona ni� zau�ek, przy kt�rym 
sta�a. Z trzech stoj�cych w k�tach lamp wydobywa�y si� g�ste k��by oleistego dymu, pog��biaj�c 
mrok panuj�cy w izbie biesiadnej. Pokryte lepkim brudem drewniane sto�y i �awy rozstawione 
by�y bez�adnie. W g��bi pi�trzy� si� szynkwas, a z boku � prowadz�ce na g�r� ceglane schody.
Przy sto�ach zasiada�a odpowiednia do tego miejsca klientela. W k�cie powszechnie znany 
nemedia�ski handlarz niewolnik�w wielkim kamionkowym kuflem wznosi� toast za zdrowie 
swoich siepaczy. Brunatne, j�czmienne piwo pociek�o po jego wyplamionej tunice. Nie bacz�c na 
to, Nemedia�czyk za��da� od szynkarza jeszcze jednej kolejki.
Przy s�siednim stoliku tkwi�o dw�ch Kothyjczyk�w o �widruj�cych spojrzeniach. Knuli co� 
szeptem, s�cz�c wino z kubk�w. Na �rodku sali grupa Kezankia�czyk�w obmacywa�a ladacznice 
i rycza�a spro�n� piosenk�. Par� stolik�w dalej sk�po ubrana Brythunka, co chwila, ha�a�liwym 
chichotem kwitowa�a s�owa swego m�odego, jasnow�osego towarzysza. Ten dobrze odziany 
m�czyzna by� zapewne potomkiem jakiego� mo�nego rodu, pragn�cym pozna� ciemniejsze 
strony �ycia stolicy. Elegant przesun�� d�oni� po obna�onym biodrze swojej towarzyszki i 
ponownie zacz�� szepta� jej co� do ucha.
Obok drzwi sta� spalony na br�z olbrzym � Immanus. Na jego str�j sk�ada�y si� pantalony i 
sk�rzana kamizela. Jedno ucho Immanusa zdobi�o wielkie, z�ote k�ko, ale s�abe �wiat�o odbija�o 
si� mocniej od jego �ysej g�owy. Beczkowat� pier� pokrywa�y niezliczone szramy, a gruby pas z 
czarnej sk�ry podtrzymywa� d�ugie i ci�kie szablisko. Immanus stanowi� istn� chodz�c� g�r� 
mi�ni i t�uszczu. Olbrzym odczeka�, a� Hassem wejdzie do �rodka, po czym zamkn�� masywne 
drzwi jedn� r�k� i nachyli� si� do Zamora�czyka:
� Szed� kto� za tob�, Hassem? � szepn��.
� Gdyby tak by�o, musia�bym teraz oczy�ci� m�j sztylet � odpar� Zamora�czyk z uraz� w 
g�osie.
� Oto moja najlepsza przyjaci�ka � Immanus postuka� si� w �yse czo�o mi�sistym palcem, 
nie zwracaj�c uwagi na irytacj� Zamora�czyka. � Tak d�ugo, jak jej s�ucham, b�dziemy trzyma� 
si� razem. Lecz gdy przestan� zwa�a� na jej ostrze�enia� � przejecha� palcem po gardle i 
zarechota� z w�asnego dowcipu.
Hassem po�o�y� d�o� na przywi�zanym do pasa niewielkim zawini�tku.
� Barbarzy�ca jest tutaj? Wczoraj um�wi�em si� z nim na spotkanie, ale ten dzikus tak zala� 
winem swoj� t�p� pa��, �e m�g� o wszystkim zapomnie�.
� Nie oceniaj go pochopnie. Mo�e to i barbarzy�ca, ale wiem, czego mo�na spodziewa� si� 
po Cymmerianach. To twardzi i przebiegli ludzie. Nie warto z nimi zadziera�. By�o wielu takich, 
kt�rzy rzucili mi wyzwanie. �aden nie uszed� z �yciem, lecz gdyby przysz�o mi bi� si� z 
Cymmerianinem, nie by�bym pewien, jak to si� sko�czy � Immanus zamilk� i utkwi� w Has � 
semie wyzywaj�ce spojrzenie. Po chwili roze�mia� si� i waln�� Zamora�czyka w plecy z si��, 
kt�ra kogo� s�abszego powali�aby na kolana. Hassem poda� Immanusowi ma�� sakiewk�, kt�ra 
zabrz�cza�a cicho, gdy olbrzym chowa� j�do wewn�trznej kieszeni kamizeli.
� Znajdziesz go na g�rze � rzek� ober�ysta. � W�a�nie sko�czy� pierwszy dzisiaj dzban 
wina. Dobrze mu idzie przy grze w ko�ci, ale czuj�, �e jego szcz�cie wkr�tce si� odmieni.
Hassem ruszy� w stron� schod�w. Po drodze zatrzyma� si� przy szynkwasie i zam�wi� kubek 
taniego wina. Zmoczy� wargi zalatuj�cym octem trunkiem, przep�uka� nim u...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin