Życie Rozalii Celakówny.pdf

(144 KB) Pobierz
Życie Rozalii Celakówny
ŻYCIE ROZALII CELAKÓWNY
Rodzina – szkołą wiary i modlitwy
Rozalia urodziła się w Jachówce, kilka kilometrów od Makowa Podhalańskiego, 19 września
1901, jako najstarsza w gromadce ośmiorga dzieci. Wiarę przekazali jej rodzice, posiadający
nieskazitelną opinię ludzi pobożnych, uczynnych i wszystkim życzliwych, żyjących na co
dzień wiarą. Jej wyrazem była rodzinna modlitwa i mądrość rad udzielanych dzieciom, a
popieranych własnym przykładem.
Pamiętaj, moje dziecko – pouczała matka Rozalię – że Bóg Dobry wszędzie jest obecny, na
każdym miejscu... On cię widzi; widzi wszystko, co czynisz, jak się zachowujesz, czy jesteś
grzeczna, czy też nie, czy jesteś posłuszna. Jeżeli jesteś grzeczna, posłuszna, wtedy się cieszy
i jest z ciebie zadowolony. Jeżeli jesteś niegrzeczna i nieposłuszna, smuci się, bo takie
postępowanie rani Jego Najświętsze Serce, które tak bardzo ciebie i wszystkich kocha...
Wskazując tabernakulum mówiła: Tam jest Pan Jezus, gdzie się świeci lampka wieczna. Tam
masz patrzeć i zachowywać tak, jak przystoi zachowywać się w domu względnie w pałacu
królewskim, ale jeszcze z większą czcią i uszanowaniem, bo Pan Jezus jest Bogiem, a król -
tylko człowiekiem.
Sumienne zachowywanie przykazań Bożych – mówili rodzice – i wypełnienie obowiązków
swojego stanu: to jest pobożność, nie zaś wysiadywanie w kościele z zaniedbaniem swoich
obowiązków. Matka kładła też wielki nacisk na miłość bliźniego: Miłość Pana Jezusa, dzieci
moje, objawia się przez prawdziwą miłość bliźniego. Nigdy niczego nie czyń dla
przypodobania się ludziom, tylko jedynie dla przypodobania się Panu Jezusowi.
W takiej szkole rozwijała się czysta i święta dusza Rozalii, wznosząc się ku umiłowaniu tylko
Boga samego poprzez miłość wszystkich ludzi.
Pierwsze łaski mistyczne prowadzą ku krzyżowi
Rozalia miała 6 lat. Niesłusznie oskarżona o pobicie jakiejś dziewczynki otrzymała karę.
Boski Wychowawca wykorzystał tę sytuację, aby ją pouczyć o fundamentalnej zasadzie życia
zjednoczonego z Bogiem: dał jej natchnienie, aby Jemu ofiarowała z miłości to niezasłużone
cierpienie. Rozalia tak o tym napisała: To było pierwsze wewnętrzne spotkanie się Pana
Jezusa z moją tak bardzo nędzną duszą; ono mi pozostanie w duszy nigdy niezatarte... Lekcja
nie poszła na marne. Rózia przeżyła swe niedługie życie ofiarnie, pokornie i w ukryciu, nigdy
niczego się dla siebie nie domagając, lecz wszystko ofiarowując Najświętszemu Sercu Jezusa
dla wynagrodzenia zadawanych Mu zniewag.
Tęsknota za Eucharystią
Twoja dusza po godnym przyjęciu Pana Jezusa – pouczała mama – będzie tak, jak ta złocista
monstrancja, w której się wystawia Pana Jezusa na ołtarzu... Wtedy mów, dziecko, wszystko
Panu Jezusowi, co tylko chcesz.
– A jak mam mówić do Pana Jezusa? – zapytała.
– Ot, tak prosto, szczerze jak dziecko. Tak jak mówisz do mnie teraz. I pamiętaj o tym, że
Panu Jezusowi najlepiej się podobają serca proste, szczere i serdecznie kochające. Pan Jezus
lubi, jak się do Niego zwracamy jak dzieci. Ale jeszcze masz bardzo Panu Jezusowi
dziękować za wszystkie łaski. Kto umie być wdzięcznym Panu Jezusowi za Jego dary, już
tym daje dowód miłości gorącej ku Niemu.
Zgodnie ze zwyczajem, mogła jednak przystąpić do Komunii św. dopiero po odbyciu trzeciej
spowiedzi. Odczuwała z tego powodu wielki żal. Kiedy patrzyła na przystępujących do Stołu
Pańskiego, płakała: Ale Ty, Panie Jezu, Sam przyjdziesz do mojego serca, bo bez Ciebie żyć
nie potrafię. Proszę Cię, Panie Jezu, przyjdź do mojego serca, bym się nie stała złą, bym
Ciebie nigdy niczym nie zasmuciła.
Wreszcie nadeszła upragniona chwila: 11 maja 1911. Była przejęta, nie przespała nocy.
Unikała rozmów z dziećmi, bojąc się, że czymś obrazi Jezusa. Prosiła Najśw. Maryję:
– Moja Najsłodsza i Najukochańsza Mateczko! Daj mi Jezusa, proszę Cię o to najgoręcej, i
powiedz Mu, by mi dał łaskę miłowania Siebie najserdeczniej i żeby mnie Twój i mój Jezus
na zawsze zachował od grzechu, bym Mu pozostała wierną do końca mojego życia.
– Moje dziecko - usłyszała - Ja cię nigdy nie opuszczę.
– Jezu mój - modliła się - niczego innego nie pragnę, tylko miłości. Chcę Cię kochać tak
bardzo, jak tylko stworzenie może ukochać swego Boga. Ty, mój Jezu, więcej nikt!
– Dziecko moje, proś Mnie teraz, o co chcesz - usłyszała.
– Jezu mój Najsłodszy – wyszeptała Rózia – o nic Cię tak gorąco nie proszę, jak o to, bym
Cię nigdy ani cieniem grzechu dobrowolnego nie obraziła, bo grzech sprzeciwia się Twej
miłości. I Jezu mój! Daj mi, proszę Cię, miłość: bym Cię tak bardzo kochała jak żadne
dziecko; bym Ci była wierną do końca mojego życia. Ponieważ jesteś Bogiem, Panie Jezu,
przeto wiesz wszystko; i gdybyś wiedział, że kiedyś w przyszłości mam Cię grzechami
zasmucać, zaradź teraz temu. Niech umrę, niżelibym Cię miała obrazić! O to Cię, Panie Jezu,
prosi za mnie nasza Najsłodsza Mateczka, Najświętsza Maryja Panna.
Zawsze ze wzruszeniem wspominała ten dzień: Od pierwszej Komunii św. Pan Jezus wlał w
me serce szczególniejszą miłość ku Najświętszemu Sakramentowi i Najświętszej Maryi
Pannie.
Wzorowa uczennica
W czerwcu 1914 Rozalia ukończyła 6-klasową szkołę. Uczyła się bardzo dobrze. Jednak I
wojna światowa i sytuacja materialna rodziców nie pozwoliły jej kształcić się dalej, choć
bardzo tego pragnęła. Dopiero w Krakowie, po podjęciu pracy w szpitalu, zaczęła uzupełniać
wykształcenie, by lepiej służyć chorym. 8 października 1937 r. otrzymała dyplom zawodowej
pielęgniarki. Odtąd przysługiwał jej biały czepek z czarną opaską, lecz z pokory i umiłowania
ukrycia się nigdy go nie nosiła.
W drodze ku świętości
Jako dziecko Rozalia miała usposobienie porywcze i była niezbyt posłuszna. Dzięki
wychowaniu pobożnych i roztropnych rodziców, wcześnie zaczęła pracę nad sobą.
Mama mówiła: Pan Jezus wszystko widzi i zna wszystkie twoje myśli, pragnienia, i w ogóle
wszystkie rzeczy najbardziej ukryte. Gdy będziesz grzeczna, spokojna i gdy się będziesz
dobrze modlić, to Pan Jezus z zadowoleniem i radością będzie na ciebie spoglądał, ale gdybyś
była niegrzeczna i źle się zachowywała, wówczas bardzo zasmucisz Pana Jezusa. Pan Jezus
wszystko słyszy, co do Niego mówisz, i wysłucha cię, tylko masz w to uwierzyć.
Sześcioletnia Rozalia uczyniła więc postanowienie, że będzie grzeczna, posłuszna, pilna w
nauce, by nie sprawić przykrości ani Jezusowi, ani rodzicom. Po kłótniach przełamywała się z
trudem i płacząc, przepraszała. Gdy niesłusznie ją o coś oskarżano, wszystko burzyło się w
niej. Tłumiła gniew i wychodziła, by za chwilę powrócić uspokojona. Tak wyrabiała w sobie
usposobienie łagodne i ciche.
Domowa biblioteka obfitowała w pożyteczne duchowe lektury. Nie brakowało książek z
żywotami świętych z pięknymi przykładami życia oddanego Bogu. Mając 18 lat przeczytała
żywot św. Franciszka Salezego. Czytając o tym, jak walczył ze swą naturą, usłyszała głos:
Jeżeli on mógł przy pomocy Mej łaski tak się wyrobić duchowo, czemu byś ty nie mogła?
Pracuj, módl się, a łaski Mej nie braknie tobie.
Zrobiła więc postanowienie, że dla Jezusa będzie się przełamywać z pomocą obiecanej przez
Niego łaski, choćby miała umrzeć. Gdy spotykało ją upokorzenie, choć serce wrzało,
milczała, a myśli kierowała ku krzyżowi.
Rozmyślając, jak zostać świętą, dochodziła do jednego wniosku: kochać. Kochać Pana Jezusa
do szaleństwa, do zupełnego zapomnienia siebie: spalić się jako ofiara na ołtarzu miłości. W
czasie samotnych rozważań usłyszała: Świętość to miłość. Ta dusza dojdzie do najwyższej
doskonałości, która najgoręcej Pana Boga ukocha.
W szkole cierpienia
Przełomem w życiu duchowym Rozalii była poważna choroba. Zapadła na nią w wieku 15
lub 16 lat. Nikt nie potrafił jej rozpoznać. Przez miesiąc leżała w łóżku. Nie mogła się
poruszać. Nie chciała być ciężarem dla rodziny. W nowennie do Boleści Najświętszej Maryi
Panny prosiła o przywrócenie zdrowia, o ile to jest zgodne z wolą Bożą. W 9 dniu nowenny,
ku powszechnemu zdumieniu, wstała zdrowa. Wiele lat później zdała sobie sprawę, że
cierpienie to przygotowało ją na straszliwsze doświadczenia duchowe, na „noc ducha", którą
przechodziła przez długie lata.
W szkole samotności
W życiu Rozalii Celakówny nie brak zaskakujących analogii do życia innej apostołki Bożego
Serca: św. Małgorzaty. Widać je w Jezusowym kierownictwie, prowadzącym do tego, by w
tej wybranej duszy znaleźć stworzenie wynagradzające za zniewagi; w drodze umiłowania
krzyża do szaleństwa; w stopniowym odrywaniu od stworzeń, by całkowicie uzależnić ją od
Siebie i wysłać na świat z wielką, zbawczą misją. Podobnie jak św. Małgorzata, Rozalia
wspomina pewne doświadczenie z okresu dzieciństwa. Mając 7 lat bawiła się z dziećmi.
Poczuła się obco. Oddaliła się. W duszy usłyszała słodki głos: Moje dziecko! Oddaj Mi się
cała! Bądź Moją! Świat ci nigdy szczęścia nie da. On nie zaspokoi twoich pragnień. Oddaj się
Mnie, a znajdziesz wszystko. Ja cię nigdy nie opuszczę.
Niewidzialna siła ciągnęła ją odtąd do samotności, a głos wewnętrzny zachęcał: Składaj Mi,
dziecko, wszystko, co masz, w ofierze, a Ja cię uszczęśliwię bardzo. Świat nigdy ci szczęścia
dać nie może ani zadowolenia.
Towarzystwo ukochanych koleżanek szkolnych budziło gorycz, a w duszy odzywał się głos:
Dziecko! Stworzenia nie zaspokoją twego serca. Twoje serce może zaspokoić tylko Bóg. Ja ci
tylko mogę wystarczyć za wszystko.
W samotności odnajdywała więc Jezusa i coraz jaśniej widziała marność rzeczy ziemskich.
Stworzenia ci nie wystarczą – powtarzał tajemniczy głos. – Ich miłość jest bardzo
niedoskonała. Twoje serce napełnić miłością może tylko Bóg. Gdy Mi się oddasz bez
zastrzeżeń, będziesz żyć w spokoju... Dziecko Moje! Kochaj Mnie, bo Moje Serce wpierw
ciebie ukochało. Kochaj Mnie za cały świat! Ja rozszerzę twoje serce i napełnię miłością, byś
Mi mogła płacić miłością za miłość.
Bolesne poszukiwania woli Bożej
Dorastająca Rozalia szukała miejsca, w którym mogłaby spełniać najdoskonalej wolę Bożą.
Nie pragnęła wyjść za mąż. Równocześnie była coraz bardziej przekonana, że dom rodzinny
nie jest miejscem przeznaczonym jej przez Boga. Dokąd iść? Nie wiedziała. Nie miała się
kogo poradzić. Spowiednik, nie zrozumiawszy jej trudności, wyrzucił ją i zwymyślał. Zaś
głos wewnętrzny zachęcał do zerwania wszystkich więzów. Nie chciała przeciwstawiać się
Bogu. Przez 8 lat (1916-24) cierpliwie prosiła Jezusa o poznanie Jego woli. W tej intencji
udała się w lipcu 1922 z pielgrzymką pieszą do Częstochowy. To prawda, że w domu było jej
dobrze, a jednak czuła się tu jak w więzieniu i nie mogła codziennie przystępować do Stołu
Pańskiego. Wreszcie – wbrew rodzinie surowo ją osądzającej – podjęła decyzję o opuszczeniu
Jachówki. Zdawało się jej, że Jezus do niej woła: Nic się nie lękaj! Walcz mężnie przy Moim
Sercu, z którego będziesz czerpać siłę na całe życie. Otrzymasz łaskę, że ukochasz cierpienie
podobnie, jak Ja je ukochałem.
Rozalia nie zważała na wyrzuty bliskich. Jezus, dla którego opuszczała dom, zupełnie
owładnął jej duszą. Było to 27 sierpnia 1924 roku.
Ciemna noc
Głębokie cierpienia duchowe Rozalii – noc ciemności – rozpoczęły się w Jachówce w 1919, a
zakończyły w Krakowie w marcu 1925, najpierw najstraszniejszą wizją piekła, a potem –
nieba. Tak o tym napisała we wspomnieniach:
Cierpienia te same w sobie, były tysiąc razy gorsze od śmierci... Gdy dusza moja doznawała
zewsząd udręczeń wówczas powoli z jej widnokręgu usunął się Bóg. Zostałam w takich
ciemnościach, że żaden ludzki rozum nie może tego odtworzyć. Czułam nad sobą zagniewaną
rękę Bożą... Zdawało mi się, że z każdą godziną staczam się w przepaść piekielną. Przed mą
duszą stanęły potworne grzechy i zbrodnie, które zdawały się być przeze mnie popełnione...
Słyszałam głos: Dla ciebie nie ma miłosierdzia – już wybiła godzina zatracenia... W takich
chwilach traciłam przytomność i śmiertelny pot oblewał me ciało. Uszu mych dolatywał
szept: Potępiona jesteś, nic ci już nie pomoże... Taki jeden dzień do przeżycia był okropnie
ciężki...
Te bolesne przeżycia trwały 6 lat. Rozalia borykała się z pokusami przeciw pokorze,
czystości, ufności. Jednak nigdy nie dopuściła się grzechu ciężkiego, jak zaświadczyli jej
spowiednicy. Walczyła modlitwą, ściskając różaniec w ręku.
Dręczyły ją skrupuły: zdawało się jej, że każdy odruch, każda pokusa jest grzechem. Miała
wrażenie, że pochłonie ją piekło. Do ust cisnęły się bluźnierstwa, w duszy rodził się bunt,
nienawiść. Całym wysiłkiem woli zwracała się do Boga, błagając o miłosierdzie. Szukała
pomocy u kratek konfesjonałów. Na próżno. Spowiednicy nie rozumieli jej. Jedyne ocalenie
widziała w śmierci. Pojawiała się pokusa samobójstwa. Nie były to tylko dni i tygodnie
udręki, lecz lata.
W marcu 1925 udała się do kościoła OO. Dominikanów w Krakowie. Przed obrazem Matki
Bożej Różańcowej otwarła serce: Matko Najświętsza! Jestem przekonana, że Jezus nigdy na
świecie nie miał i już nigdy nie będzie miał tak podłej i potwornej grzesznicy, jaką jestem ja.
Widzę się odepchniętą i odrzuconą od Boga: w uszach mych ustawicznie brzmi wyrok
potępienia i słusznie na ziemi wszyscy mnie potępili. Będę umierać nie pojednana z Bogiem,
bo spowiednicy odpychają mnie od konfesjonału. Gdy już nie może być inaczej, przeto Cię
proszę, Ucieczko grzeszników, o łaskę, bym Cię tu na ziemi kochała przez ten czas, który mi
pozostaje jeszcze do życia. Potępieni nienawidzą Boga i Ciebie. Ja w to nie mogę wierzyć,
żebym miała Jezusa i Ciebie nienawidzić. Jeżeli mi, Matko moja, wyjednasz łaskę, bym Cię
tu kochała, wówczas w piekle nie będzie dusza ma odczuwać wyrzutów sumienia, że poza
Bogiem i Tobą co innego kochała.
Płakała. Nie mogła dalej mówić. Duszę jej zalał chwilowy pokój. Potem powróciła udręka
serca. Ujrzała piekło i Boga zagniewanego, który wydawał na nią wyrok potępienia. Oblał ją
pot, oczy zaszły krwią, zaczęła jakby konać. Otoczyła ją straszna ciemność i demony ze
śmiechem i wyciem powtarzające: Wybiła godzina zatracenia. Dziś wszystko dla ciebie się
zakończy. Czuła, jak ogień pali jej ciało. Zemdlała. Straszne przeżycie zakończyło się nagle
jakby przebudzeniem. Sześcioletnie męczarnie minęły.
Kraków. Szpital św. Łazarza: Kazał mi Pan Jezus pracować w tym
miejscu...
Po jej przyjeździe do Krakowa spowiednik czynił starania o jej przyjęcie do SS. Wizytek.
Bezskutecznie. W kwietniu 1925 r. przyjęto Rozalię do pracy w Szpitalu św. Łazarza na
chirurgii, a od 1 czerwca przeniesiono ją na oddział skórno-weneryczny. W pierwszym dniu
usłyszała na modlitwie słowa: Moje dziecko! W szpitalu jest miejsce dla ciebie, z Mojej woli
ci przeznaczone.
Potem jej zadanie stało się bardziej wyraźne: Trzeba ofiary za Polskę, za grzeszny świat...
Strasznie ranią Moje Najświętsze Serce grzechy nieczyste. Żądam ekspiacji...
Praca na oddziale chorób wenerycznych była ciężka. Nowe otoczenie przytłaczało ją i było jej
nieznane. Raniło ją ordynarne zachowanie chorych. Dla jej duszy to było piekło. A jednak
właśnie tu miała podjąć ofiarną pracę, by wynagrodzić Sercu Jezusa doznawane przez Niego
zniewagi.
W piątek, 11 czerwca 1926, nad ranem, w uroczystość Najświętszego Serca, Rozalia miała
wizję. Tak ją opisała:
Zdawało mi się, że pracę mą rozpoczęłam jak zwykle, robiąc intencję, że wszystko będę
czynić z miłości ku Panu Jezusowi. I tak spełniam moje obowiązki, nałożone mi przez
posłuszeństwo, nawet takie nic nie znaczące w oczach ludzkich. Po chwili zobaczyłam, że
Pan Jezus każdy czyn, nawet najpospolitszy, jakim jest zamiatanie, wykonywał ze mną. Ja nie
śmiałam pójść do Pana Jezusa. Wówczas On się zbliżył do mnie i w te słowa przemówił:
'Moje dziecko, w tym miejscu jesteś z Mej woli. Ja tak kierowałem życiem twym, że tu cię
przyprowadziłem. Ja dawałem ci tę nieprzepartą tęsknotę do Siebie. Ja wzbudzałem te
pragnienia w twej duszy. Ja zaprawiałem ci goryczą to wszystko, co nie jest Mną i co by cię
mogło ode Mnie oddalić. Ja wyprowadziłem cię z domu rodzinnego. Nie dałem ci
zadowolenia wewnętrznego nigdzie. Tu będziesz mieć prawdziwe zadowolenie wewnętrzne i
cieszyć się będziesz swobodą, bo jesteś na właściwym miejscu.
Wiesz o tym, że jestem zawsze z tobą i wspieram cię Moją łaską, i nadal przy tobie
pozostanę; a chociaż Mnie nie widzisz jak teraz, masz Mnie widzieć oczyma duszy i w to
wierzyć, bo gdybym nie był przy tobie, sama nigdy byś nie mogła się ostać w tych
warunkach.' 'Słuchaj, Moje dziecko! Masz ukochać całym sercem życie ukryte, zapomniane;
taką pracę, która nie ma żadnego uznania i znaczenia w oczach ludzkich. Unikaj czynów
głośnych, którymi się ludzie zachwycają, bo takie czyny zazwyczaj nie mają żadnego
znaczenia w oczach Moich, bo są skażone miłością własną.
Ludzie zawsze patrzą na stronę zewnętrzną, a Ja patrzę na serce: na czystość intencji. Sądy
ludzkie są zupełnie inne niż sądy Boże. Tak, dziecko! Ty masz ukochać życie ukryte! Tyle
szczęścia się w nim mieści! Ja cię będę krzyżował, upokarzał, ale ty się w duszy będziesz z
tego cieszyć.
Dlatego tak z tobą będę się obchodził, bo mam względem twej duszy pewne zamiary, ale aby
one się w tobie urzeczywistniły, musisz być wierną Mej łasce w każdej rzeczy. Musisz być
zdeptana, wzgardzona i ukrzyżowana i musisz ukochać życie ukryte na wzór Mego życia
nazaretańskiego i unikać czynów takich, które by cię mogły podnieść u ludzi, bo takie czyny
– jeszcze ci powtarzam – nie mają żadnej wartości w oczach Moich. Gdybyś temu nie
wierzyła, co Ja ci mówię, to chodź ze Mną, a pokażę ci, gdzie zapisuję uczynki wielkie, które
ludzie spełniają bez czystej intencji, dla oka ludzkiego.'
Zaprowadził mnie Pan Jezus na ogromne śmietnisko, z którego wydobył olbrzymią księgę, i
mówił dalej: 'Tu zapisuję uczynki wielkie, które ludzie spełniają bez czystej intencji, albo
intencja ich jest skażona miłością własną i próżnością.' Pan Jezus odwracał karty tej księgi i
mówił: Te puste karty oznaczają uczynki spełnione bez intencji, a te zaznaczone czarnymi
literami oznaczają czyny wielkie, spełniane dla próżnej chwały. Ci ludzie dary Moje sobie
przyswajają, również i chwałę, która się Mnie należy. Jakaż to krzywda Mnie uczyniona!'
Po chwili Pan Jezus z niezrównaną słodyczą mówi dalej do mnie: 'Moje dziecko! Ty będziesz
bardzo cierpieć. Ja cię będę krzyżował boleśnie w sposób Mnie znany: ludzie tobą wzgardzą,
mówić będą źle przeciw tobie, lecz Ja to dopuszczę na ciebie, by Bóg przez to był uwielbiony.
Chcę cię na cierpienie przygotować, bo inaczej, jakbyś była nie przygotowana, to byś się pod
cierpieniem załamała. Ja, Jezus jestem przy tobie i mówię ci to.
Nic się nie lękaj, bo Ja cię nigdy nie opuszczę: jesteś Moją na zawsze. Dlatego tak z tobą
postępuję, bo jesteś niczym, samą nicością, by się na tobie okazała moc Moja, Moja miłość i
Zgłoś jeśli naruszono regulamin