Podstawy-kultury-narodowej.doc

(579 KB) Pobierz
GENERAŁ F



Podstawy kultury narodowej                            Zdzisław Dębicki             

Zdzisław Dębicki

 

 

 

PODSTAWY
KULTURY NARODOWRJ

 

 

 

 

NAKŁAD GEBETHNERA I WOLFFA

WARSZAWA — KRAKÓW — LUBLIN — ŁÓDŹ
PARYŻ — POZNAŃ — WILNO — ZAKOPANE

1925

 

 

 

 

 

„WAS IST AM HEILIGSTEN? DAS, WAS DIE

MENSCHEN VERBINDET”

J. W. Goethe.

 

 

CYWILIZACJA A KULTURA

Niema wyrazu bardziej nadużywanego w mowie potocznej, niż wyraz „kultura”, a jed­no­cześnie niema wyrazu, co do którego panowałoby więcej nieporozumień.

Na każdym kroku słyszymy o „zadaniach kulturalnych”, o „potrzebach kulturalnych”, o ”wy­sokiej lub niskiej kulturze” tego lub innego narodu, o „współzawodnictwie kultural­nym”, bar­dzo rzadko jednak zdajemy sobie sprawę z tego, na czym właściwie polegają te zadania, potrzeby i to współzawodnictwo.

Pojęcie kultury, przez długi czas zmieszane z­ pojęciem cywilizacji i niczym od niego nieod­graniczone, od niedawna zaczęto wyodrębniać.

Pomimo to nie udało się dotychczas dojść do ścisłych określeń naukowych cywili­za­cji, ani kultury.

Najbardziej utarta definicja, orzekająca, że cywilizacja ogarnia sobą ogół zdobyczy material­nych, osiągniętych przez ludzkość w jej rozwoju dziejowym, kultura zaś ma do czynienia z po­dob­nym dorobkiem w dziedzinie duchowej - pozostawia wiele do życzenia, zarówno bowiem do po­­cia cywilizacji dadzą się wprowadzić pewne wartości duchowe, jak i do pojęcia kultury pewne wartości materialne.

Jeżeli np. mówimy o kulturze życia domowego, to nie możemy mieć na myśli wyłącz­nie atmosfery duchowej, która wypełnia dom, dajmy na to, polski, ale kojarzy się to w na­szym umyśle z całym urządzeniem tego domu, z tym „wnętrzem”, które, samo przez się materialne, wytwarza przecież pewien nastrój psychiczny, będący odbiciem duchowych upodobań i potrzeb miesz­kań­ców. Kultura domu polskiego łączy przeto w sobie i jedno i drugie i, jako pojęcie, zaokrągla się w całość dopiero przy współrzędnym traktowaniu atmosfery duchowej z urządzeniem materialnym. Zespolenie to jest tak ścisłe, że daje nam możność odczuwania duszy w przedmiotach martwych. Ta dusza nie jest zaś niczym innym, jak tylko przeszczepieniem duchowych wartości mieszkańców domu na ich otoczenie materialne.

Ten przykład wyjaśnia nam aż nadto dobrze, że ryzykowną rzeczą jest oddzielanie bez zastrzeżeń tego, co jest duchem, od tego, co jest materią.

Pomiędzy jednym a drugą istnieje zawsze pewna, mniej lub więcej uchwytna, łączność.

Niewątpliwie też będziemy bliżsi prawdy, jeżeli uznamy, że pojęcie kultury tworzy się nie tylko na podstawie duchowej, ale że współdziałają tu także i czynniki materialne, nabierające udu­cho­wienia przez stały swój stosunek z człowiekiem i zdolne do obudzenia w nim dla siebie uczuć kategorii wyższej nad powszedni utylitaryzm.

Do wytworzenia tego rodzaju uczuć potrzebny jest czas.

Pojęcie czasu łączy się też nierozerwalnie z pojęciem kultury.

W wyrazie tym, który w języku polskim miałby najbliższy sobie odpowiednik w wyrazie „uprawa”, tkwi pojęcie pracy, a więc i pojęcie czasu, jako niezbędnego do wykonania każdej pracy.

Bez tej pracy w czasie, bez uprawy, która wymaga przygotowania gleby pod zasiew, rzuce­nia ziarna, starania o wzrost tego ziarna i cierpliwego oczekiwania na plon, niema przeto i nie może być rzetelnej kultury.

Kultura tedy nie jest darem nieba, ale wypracowuje ją każdy naród na przestrzeni wieków, wznosząc się powoli ku coraz wyższemu pojmowaniu życia i jego zadań.

Dlatego też kultura narodowa sięga korzeniami swoimi w głęboką przeszłość życia narodo­wego.

Nie powstaje ona z dzisiaj na jutro, nie jest ziarnem, które przywiewają na usiew wiatry dzie­jowe, rzucając przypadkowo nasienie, przyniesione skądinąd, ale wytwarza się z wieku na wiek, z pokolenia na pokolenie na własnym swoim, rodzimym podłożu, na jednej i tej samej ziemi, wśród jednego i tego samego narodu.

Bez własnej kultury niema i nie może być narodu.

Kultura narodowa nie jest tedy niczym innym, jak sumą tych wszystkich uczuć, przywiązań i tradycji, które, wytworzone na przestrzeni wieków przez szeregiem idące po sobie pokolenia, tworzą moralne i materialne więzy, łączące ludzi, zamieszkujących jedno terytorium i mówiących jednym językiem.

I dlatego nie wspólna ziemia, nawet nie wspólny język stanowią o istnieniu narodu, ale do­piero jego kultura.

Są ludy, które zajmują jedno terytorium i mówią jednym językiem, a przecież narodami nie są. Na odwrót są narody, które mieszkają na rozmaitych ziemiach, które rozproszyły się po świecie, jak anglosasi, a które dzięki sile swojej kultury narodowej nie przestały być narodami wśród ob­ce­go, przeważającego liczebnie, otoczenia. Co więcej, siła ich kultury podbiła i zasymilowała narody o kulturze słabszej i doprowadziła do tego, że wielki aglomerat ras, zamieszkujących Stany Zjedno­czone Ameryki północnej, przekształca się w naszych oczach w naród amerykański, mówiący jednym językiem angielskim i posiadający jedną dominującą kulturę anglosaską.

To daje nam pojęcie o znaczeniu kultury i zbliża do zrozumienia jej istoty.

Jeżeli mówimy o poszczególnych narodach, jako o pewnych zdecydowanych indywidual­noś­ciach, jeżeli te ich cechy indywidualne rzucają się nam w oczy, jeżeli na ich podstawie wyod­rębniamy je z wielkiej rodziny ludów, stanowiących ludzkość, to wszystko to dzieje się na podsta­wie kultury.

Tylko naród, posiadający swoją własną kulturę, t.j. ową więź, łączącą wszystkich jego członków, jak wspólne zawołanie łączyło niegdyś rody, prowadząc je do boju, ma swoją indywi­du­alność i posiada szanse do jej zachowania i rozwoju.

Przeciwnie, szczep bez kultury własnej lub naród o kulturze słabej albo wcale nie posiada tej indywidualności, albo zatraca ją w zetknięciu z innym narodem, ulegając prawu asymilacji.

Kultura jest tedy jeżeli nie jedyną, to najpotężniejszą bronią w walce każdego narodu o za­cho­wanie jego indywidualności, o pozostanie samym sobą i zapewnienie sobie odrębności już nie tylko językowej i duchowej, ale terytorialnej i politycznej, niema bowiem narodu o niepodległym bycie państwowym bez niepodległego życia kulturalnego.

Wszystko to nabiera niesłychanej wagi i doniosłości na tle epoki dzisiejszej, w dobie rozwi­ja­jącego się współzawodnictwa pomiędzy na rodami.

Współzawodnictwo to jest nie tylko polityczne i gospodarcze, lecz i kulturalne. Narodom silnym idzie nie tylko o to, aby miały przewagę w dziedzinie militarnej czy ekonomicznej nad słabszymi, ale idzie im także o osiągnięcie przewagi kulturalnej, o narzucenie swej kultury innym, co prowadzi za sobą zależność wszechstronną równoznaczną z niewolą.

Niemieckie marzenia o Weltstacie, podobnie jak angielski imperializm, nie są oparte tylko o ma­terialne interesy jednego i drugiego narodu, lecz mają także swoje źródło w niezachwianej wierze każdego Niemca i każdego Anglika w siłę i wyższość ich kultury narodowej nad kulturami innych narodów.

Zapanowanie kultury niemieckiej na świecie, w pojęciu wielu uczonych niemieckich, by­łoby nie tylko triumfem, należnym sile Niemców, ale byłoby zarazem drogą do szczęścia, jeżeli nie pełnią szczęścia dla tych narodów, które, stojąc niżej, powinny szukać w kulturze niemieckiej za­spo­kojenia swoich aspiracji i tęsknot.

Podobnie mniema Anglik, który uważa kulturę anglosaską za szczyt tego, co w tej dziedzi­nie można osiągnąć, dla którego człowiek zaczyna się dopiero od mówiącego po angielsku, dla którego zwyczaj i obyczaj angielski są bez współzawodnictwa.

I nie płynie to bynajmniej z idei podboju, jak u Niemców, ale z istotnego przeświadczenia o niezaprzeczonym prawie do panowania nad światem tego, co jest wyższe i lepsze.

Prawa tego istotnie zaprzeczyć nie można, ale pojęcie wyższości i lepszości jest tu wzglę­dne. Każdy naród może bowiem swoją własną kulturę uważać za wyższą i lepszą od kultury innego narodu choćby dlatego, że odpowiada ona jego indywidualności, że jest wytworem jego własnym, liczącym się z potrzebami i pragnieniami duszy narodowej.

Dlatego każdy naród, posiadający samowiedzę, broni czystości swojej kultury przed nalecia­łościami i wpływami obcymi.

Obrona ta jest konieczna i na tle tej obrony zarysowuje się dopiero kapitalnie różnica, jaka istnieje pomiędzy cywilizacją a kulturą.

Cywilizacja z istoty swojej jest międzynarodowa. Mówimy dzisiaj o cywilizacji euro­pej­skiej, jako o cywilizacji nowoczesnej, i wszyscy życzymy jej zwycięstwa na kuli ziemskiej. Trium­fal­ny jej pochód przez świat cały w ciągu XIX-go wieku starł z oblicza ziemi wiele różnic, które wyodrębniały poszczególne lądy i kraje.

Dzisiaj Europejczyk znajduje już z łatwością europejskie warunki istnienia na każdym kon­tynencie.

W Indiach, w Ameryce, w Japonii, w Chinach, w Honolulu, w Australii możemy mieszkać i żyć po europejsku, możemy oglądać i podziwiać wielkie hotele, urządzone z komfortem europej­skim i wielkie fabryki, pracujące na wzór europejski przy pomocy maszyn parowych i elek­try­cznych.

Kolej żelazna wiezie nas już tak samo w głąb Afryki, jak do Paryża czy Londynu, a wielkie okręty linii oceanicznych utrzymują stałą komunikację pomiędzy portami wszystkich lądów, jak utrzymywały je niegdyś starożytne triremy w żegludze przybrzeżnej pomiędzy portami morza śród­ziem­nego.

Dawna cywilizacja śródziemnomorska w dalszym rozwoju swoim stała się więc już nie tyl­ko cywilizacją europejską, ale cywilizacją kuli ziemskiej.

Ten sam pług parowy, który kraje ziemię na olbrzymich farmach amerykańskich, orze dzisiaj na Mazowszu, ta sama kosiarka, żniwiarka i wiązałka, która pracuje na polach pszenicznych Wisconsinu, chodziła także przed wojną i niezadługo chodzić będzie po szumiących łanach Ukrainy czarnoziemnej, ta sama młockarnia, która śpieszy się z omłotem jesiennym gdzie indziej, turkocze także na naszych połach.

W ten sposób życie upodobniło się ogromnie na całym świecie.

Pozornie jednak tylko. Bo w zamian tych różnic, które zatarła idąca naprzód cywilizacja, uwy­datniły się różnice inne, które wydobyły na jaw i uwypukliły rozwijające się kultury narodowe.

I nigdy jeszcze indywidualne rysy poszczególnych narodów nie wystąpiły i nie zarysowały się tak wyraźnie, jak obecnie. Nigdy właściwości i odrębności psychiczne ras i narodów nie prze­­wiły tak głośno, jak w naszych czasach.

Jakby w obawie przed niwelacyjną robotą cywilizacji, która jednakowym pokostem pocią­gała życie wszystkich krajów, czyniąc je jednakowo wygodnym i dostatnim, kultury poszczegól­nych narodów zaczęły się organizować do zachowania swojej odrębności i jednocześnie z wybu­chem zdobyczy cywilizacyjnych, które są chlubą naszej epoki, nastąpił wybuch uczuć nacjonalis­tycz­nych, które obudziły w najmniejszych nawet narodach przywiązanie do tego, co było i jest ich własne.

Uczucia te poprowadziły narody nie w kierunku zacierania dzielących je różnic psychicz­nych, ale w kierunku pielęgnowania tych różnic dla przeciwstawienia ich międzynarodowemu szab­lonowi.

Na wskroś materialistyczna doktryna socjalizmu, idącego pod hasłem międzynarodowości, napotkała tu na swej drodze przeszkodę nie do zwalczenia.

„Proletariusze wszystkich krajów” gotowi byli do łączenia się dla walki z kapitałem, jako z domniemanym swoim wrogiem, ale wahali się i wahają tam, gdzie międzynarodowość haseł socja­listycznych wkracza do ich duszy i narusza odwieczne, tkwiące tam, tradycje i przyzwyczajenia.

Socjalizm tedy, nie chcąc zbankrutować zupełnie, musiał przystroić się tu i ówdzie w barwy narodowe i stać się socjalizmem polskim, niemieckim, francuskim i t.d.

Ta „narodowość” poszczególnych socjalizmów wyraźnie wystąpiła w chwili wybuchu woj­ny europejskiej i podczas całego jej przebiegu nie przestawała manifestować się jaskrawo.

Stanowisko, jakie zajęli w roku 1914-ym socjaliści niemieccy wobec imperialistycznego rządu cesarza Wilhelma, gotowość, z jaką szli na pola bitew, aby przelewać swoją krew „za Niem­cy” w przeświadczeniu, że Ojczyzna wymaga tego od nich, świadczy aż nadto wymownie o sile uczuć narodowych, które okazały się w masach robotniczych o wiele żywsze, niż uczucia dla haseł, wypisanych na czerwonym sztandarze.

Źródła tych uczuć narodowych, które dają narodowi świadomość jego odrębności i jego nienaruszalnych praw do zachowania tej odrębności, są także źródłami kultury narodowej.

Tam szukać należy materiału, z którego naród buduje swoją kulturę.

Budowa to mozolna i długa. Początki jej tkwią w odległej przeszłości, gdzie na podwalinach ziemi i języka, tych dwóch potężnych czynników, bez których naród istnieć nie może, ale które, jak to mówiliśmy wyżej, jeszcze same przez się o istnieniu narodu nie stanowią, drogą nawarstwień, skła­danych cierpliwie przez każde pokolenie z myślą o pokoleniach następnych, utworzyły się pier­wsze złoża kultury narodowej.

Patrzymy na nie dzisiaj tak, jak patrzymy na warstwy geologiczne, których układ daje nam pogląd na dzieje skorupy ziemskiej.

Podobnie układ warstwicowy kultury narodowej pozwała nam odtworzyć dzieje duszy każ­dego narodu i odsłania nam tajemnicze połączenia, istniejące pomiędzy ludźmi, należącymi do jed­nego narodu.

Połączeń tych jest wiele. Niewidoczne na powierzchni życia, rozgałęziają się one jak ko­rzenie potężnego drzewa, skoro tylko zajrzymy głębiej w duszę każdego narodu, poznając jego tra­dycje, wierzenia, namiętności, ideały i dążenia.

Im naród jest większy, im potężniejszy świadomością swojej odrębnej duszy, tym więcej posiada on takich połączeń, które siecią swoją obejmują wszystkich.

Polacy, jako naród, połączeni są pomiędzy sobą tysiącami takich węzłów i dlatego kultura polska, która jest syntezą tych połączeń należy do najsilniejszych kultur narodowych.

Podstawom, na których się ona wytworzyła w ciągu wieków, przyjrzymy się nieco bliżej w to­ku tej pracy, która ma za cel obudzenie w jak najszerszym kole rodaków poczucia wartości własnej kultury i dążenia do jej zachowania i rozwoju ku pomyślności i szczęściu pokoleń następ­nych.

 

ZIEMIA A NARÓD

Bliski i nierozerwalny jest związek każdego narodu z jego ziemią.

Z potęgi tego uczucia, które nas wiąże z ojczyzną, często nie zdajemy sobie sprawy. Trzeba do­piero ojczyznę „stracić, jak zdrowie”, trzeba być od niej z daleka, aby poznać i ocenić siłę swo­je­go przywiązania do niej.

Tęsknota za ojczyzną nie ma sobie równych.

Nostalgia jest jedną z najcięższych chorób duszy. Nęka ona swoje ofiary a nawet je zabija.

Są to zresztą, rzeczy znane, szczególnie w Polsce. Wystarczy sięgnąć do naszej poezji ro­man­tycznej, do pamiętników, pisanych przez naszych wygnańców na Sybirze albo przez dobro­wol­nych wychodźców politycznych po roku 183l-ym aby przekonać się o dławiącej ich na obczyźnie tęsknocie.

Jeżeli jednak na wyższych stopniach świadomości narodowej, tam, gdzie mamy do czy­nie­nia z uczuciem patriotycznym wyhodowanym przez kulturę duszy, uczucie to składa się z niezli­czo­nej ilości włókien, wiążących człowieka z ziemią rodzinną, i wszystkimi jej tradycjami, to w swojej prostej, nieskomplikowanej postaci (u ludu) występuje ona z siłą elementarną, która zdumiewa.

Lud uczuć swoich nie analizuje, źródła ani postaci ich nie bada, ale żywiołowo kocha ziemię rodzinną, czując swój przyrodzony z nią związek.

Chłop polski, rzucony za ocean, nie przestaje nigdy tęsknić do ojczyzny.

On, dla którego ojczyzna była do niedawna macochą, który, w poszukiwaniu chleba, musiał pójść na poniewierkę i tułaczkę, który przeklinał nieraz swoją ciężką dolę we wsi rodzinnej, obraz tej wsi uniósł z sobą za morze i krzepi się jej wspomnieniem.

On, który tak mało czuł się Polakiem w domu, który w realnym stosunku swoim do życia nieświadomie raczej wyznawał zasadę, że ojczyzna jest tam, gdzie jest dobrze, oderwany od tej ojczyzny odnajduje dopiero w duszy swojej węzły, które go z nią łączą.

I oto na dźwięk cudownego wyrazu „Polska” w oczach staje mu wszystko, co widział i znał od najwcześniejszych lat dziecięcych.

We mgle oddalenia nabiera to przedziwnego uroku, błękitnieje i staje się cudownym marze­niem o dalekim, własnym kraju, z którym nic obcego równać się nie może.

Cóż jest w nas tą „Polską” której wspomnienie tak łatwo łzę wyciska z oczu, roztkliwiając najtwardsze i najbardziej szorstkie, do sentymentów zgoła nieskłonne dusze?

Dla człowieka prostego, tak samo jak dla człowieka o wydelikaconych strunach uczucia — jest to przede wszystkim obraz ziemi.

Ten obraz oczy nasze piły od chwili, kiedy rozwarły się na otaczające je piękno. Wsiąkał on w nas niepostrzeżenie. Wchodził w naszą duszę i dusza ta kształtowała się na jego podobieństwo stawała się jego odbiciem.

Bo czymże jest dusza polska, jeśli nie odbiciem Ziemi polskiej, wszystkich jej kras i uro­ków?

Mówimy: „Polska” i w tej chwili każdy z nas na swój sposób widzi tę Polskę, widzi to, co jest w nim z niej.

Więc „Polska” — to wschody i z...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin