Shelly Laurenston - Dragon Actually- rozdział 6.pdf

(115 KB) Pobierz
(Microsoft Word - Dragon Actually- rozdzia\263 6 - do pdf)
Dragon Actually Î Shelly Laurenston
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
Rozdział 6
Lorcan rzucił stołem przez pokój, miażdżąc nieomal jednego ze swoich żołnierzy. Zaryczał
z gniewu. Siedem dni, a oni wciąż nie znaleźli tej suki ani żadnego z jej ludzi.
Chwycił dwa ciężkie drewniane krzesła i nimi również cisnął. Jego strażnicy rozpierzchli
się w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca. Ale przed jego wściekłością nie było schronienia.
Wściekłością, z którą mogła rywalizować tylko jedna.
Znajdzie ją! Znajdźcie tę sukę! Kilkoro z jego ludzie bezmyślnie gapiło się na niego.
Już! Mężczyźni uciekli.
Lorcan przyłożył swoje rozpalone czoło do chłodnej kamiennej ściany w swoim zamku.
Mój panie? Lorcan wziął głęboki wdech, uspokajając oddech i spojrzał na swojego
doradcę. HefaiddHen pozostał jedynym na tyle odważnym, by stawić mu czoło podczas jednego z
jego napadów szału. Być może unikamy rzeczywistości.
To znaczy? Lorcan powoli odwrócił się, powoli odzyskiwał kontrolę nad swoim
gniewem.
Być może Twoja siostra uciekła do Dark Glen.
Moja siostra jest słaba i głupia, ale nie jest szalona. Nikt nie chodzi do Dark Glen.
Ponieważ nikt nigdy stamtąd nie wrócił. Ona wie o tym dostatecznie dobrze.
HefaiddHen zwrócił swe niepokojąco mętne niebieskie oczy na swojego pana, i Lorcan
wzdrygnął się w środku.
Mogła nie pójść tam z własnej woli, co nie oznacza, że jej tam nie ma.
W takim razie powinna być już martwa?
Nie. Wszystkie znaki mówią mi, że ona wciąż żyje.
Lorcan parsknął. On powinien wiedzieć lepiej, a nie mieć nadzieję.
Więc co radzisz, czarnoksiężniku?
HefaiddHen uśmiechnął się, jeśli można to było nazwać uśmiechem.
Pozwól mi wziąć kilku Twoich ludzi i iść samemu do Dark Glen. Zobaczę, czy uda mi się
ją znaleźć.
Nie mogę sobie pozwolić, by Cię stracić HefaiddHen. Nawet jeśliby to by oznaczało
zabicie jej. Potrzebuję Cię podczas tych powstańczych ataków. Codziennie coraz więcej żołnierzy
przybywa, by walczyć u jej boku.
Ale gdy ona będzie żyć, oni będą przybywać.
Powiedziałem 'nie'. Gniew Lorcana się wypalił. Usiadł ociężale na jednym z krzeseł,
którego jeszcze nie wyrzucił. Ale wyślij kilku moich wojowników. Upewnij się, że rozumieją, iż
idą do Dark Glen i że to co tam jest, będzie najmniejszym z ich zmartwień.
HefaiddHen skłonił się nisko.
Jak sobie życzysz, mój panie.
36
428045481.002.png
Dragon Actually Î Shelly Laurenston
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
Następnie czarnoksiężnik wyszedł a Lorcan zaczął znów oddychać. Pomyślał o swojej
małej brzydkiej siostrze i ucieszył się na myśl o umieszczeniu jej głowy na ostrzu poza murami
zamku.
Będę Cię miał, suko. zawarczał nisko, mając nadzieję, że jego słowa znajdą ją,
gdziekolwiek była. Chciał, by wiedziała, że jej czas niedługo się skończy. Chciał, by wiedziała, że
to on będzie rządził tą ziemią na miejscu ojca. Chciał, by po prostu wiedziała, jak bardzo ją
nienawidził.
Ryknął ponownie a jego wściekłość wróciła dziesięciokrotnie silniejsza. Ryczał tak,
dopóki nie dowiedział się, że ona gdziekolwiek była – mogła go usłyszeć. 1
***
Annwyl naga zeskoczyła z łóżka. Miecz, który zawsze trzymała na podłodze w zasięgu
ręki, ujęła mocno w dłoń. Obecność jej brata otaczała ją. Czuła go blisko siebie. Odwróciła się,
spodziewając się, że on stoi za nią.
Czy wszystko w porządku?
Annwyl wrzasnęła z zaskoczenia słysząc głos. Bez namysłu, instynktownie, odwróciła się
ponownie i rzuciła mieczem przez pokój. Jedynym powodem, dla którego ostrze nie uderzyło w
czoło Morfyd było to, że czarownica poruszała się szybciej.
Dziewczyna upadła na podłogę z ochrypłym płaczem.
Na bogów, Morfyd! Annwyl podbiegła do kobiety, uprzytomniając sobie dopiero teraz,
gdzie jest i że jest bezpieczna. Jesteś ranna?
Czarownica chwyciła rękę dziewczyny i pozwoliła jej sobie pomóc.
Nie. Nie, mam się dobrze.
Morfyd, tak mi przykro.
W porządku. Morfyd usiadła ociężale na jednym z krzeseł. Zaskoczyłam Cię.
Annwyl przykucnęła obok Morfyd. Nie mogła zmusić się do puszczenia ręki kobiety.
Myślałam, że on tu jest – wyszeptała.
Czarownica zmarszczyła brwi.
Myślałaś, że kto tu był?
Mój brat. Czułam go tu, Morfyd. Tak pewnie, jak Ciebie siedzącą tu i teraz.
Tylko śniłaś. On nie może Cię tutaj skrzywdzić. Fearghus nigdy mu na to nie pozwoli.
Czarownica, oczywiście, mówiła prawdę. Powierzyła smokowi swoje życie; ufała mu
bardziej niż któremukolwiek ze swoich żołnierzy. Bardziej nawet niż Brastiasowi.
Dziękuję za zrozumienie. Annwyl wstała i wróciła do łóżka, owijając jedno z futer
1 (czyżby zamieniał się w lwa? )
37
428045481.003.png
Dragon Actually Î Shelly Laurenston
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
wokół swojego drżącego, nagiego ciała. I za to, że potrafisz się poruszać tak szybko. Nie wiem, co
bym zrobiła, gdybym...
Ale nie zrobiłaś. Więc nie myśl już o tym ani chwili dłużej. Proszę. – Morfyd wręczyła jej
pergamin.
Annwyl ujrzała pieczęć Brastiasa i uśmiechnęła się szeroko.
Zatem widziałaś się z nim?
Aye. Zdawał się poczuć wielką ulgę, że wciąż żyjesz.
Annwyl usiadła na łóżku.
A moi ludzie?
Wciąż mają nadzieję.
Dziewczyna skinęła głową.
Dziękuję, że to zrobiłaś.
Morfyd wstała.
Nie mówmy o tym. Przyniosę Ci coś do jedzenia, kiedy będziesz czytać list.
Kiedy czarownica wyszła, Annwyl ostrożnie usunęła pieczęć i otworzyła pergamin.
Annwyl…
Czekamy na Twój powrót.
Twój w życiu, śmierci i na wojnie.
Brastias
Annwyl przeczytała list ponownie i przyłożyła do piersi. Jej armia czekała. Musi do nich
wrócić wkrótce.
***
Fearghus patrzył na siostrę chwytającą kawałki owocu. Jej ludzkie ciało zdawało się drżeć
bardziej niż zwykle.
Dobrze się czujesz?
Ta szalona suka rzuciła mieczem w moją głowę.
Obserwował siostrę.
Co jej powiedziałaś?
Morfyd odwróciła się i spojrzała na niego ze złością, kawałki owocu latały wszędzie.
Co ja... dlaczego... jak śmiesz... Zamilkła i zebrała się w sobie. Ja nic nie zrobiłam,
38
428045481.004.png
Dragon Actually Î Shelly Laurenston
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
bracie. Miała koszmar o Lorcanie lub coś takiego. Przypadkowo weszłam w złym momencie.
Lub coś takiego?
Morfyd wzruszyła ramionami i uklękła, by zebrać rozrzucone kawałki owocu.
On bardzo dobrze może kontaktować się z nią poprzez jej sny.
Myślałem, że wzniosłaś osłony wokół nory?
Wzniosłam – powiedziała ostro. To nie znaczy, że mężczyzna nie znalazł
czarnoksiężnika, żeby nad nimi popracował.
Fearghus podszedł do siostry. Górował nad nią w swojej ludzkiej formie, ubrany i gotowy
do treningu z Annwyl.
Nikt nie powinien mieć możliwości ominięcia Twoich osłon, siostro. Nie obchodzi mnie,
czy to jest sama królowa, chcę żeby Annwyl była bezpieczna. Zrozumiałaś?
Morfyd zmrużywszy oczy przyglądała się bratu.
Dlaczego jesteś tak ubrany. Zmarszczyła się bardziej. I – skoro o tym mowa –
dlaczego jesteś w ludzkiej postaci?
Cholera.
Muszę iść do miasta. 2
Do miasta? Po co?
Zapasy. Teraz zajmij się rzucaniem zaklęć. Proszę.
Wyszedł gwałtownie, zanim mogła mu zadać więcej pytań zmuszając go, do powiedzenia
jej więcej kłamstw.
***
Annwyl spadała. W końcu wylądowała. Jej plecy uderzyły o twardą ziemię, następnie jej
głowa. Leżała tam, niezdolna się poruszyć. Nagle jego twarz zamajaczyła nad nią.
Przykro mi.
Nie, nie było mu przykro. Nie było mu przykro z żadnego powodu. Zadała mu kilka
naprawdę dobrych ciosów, a on się jej zrewanżował powalając ją prosto na tyłek... mocno.
Odzyskanie oddechu zabrało jej kilka chwil. Wyciągnął rękę, by pomóc jej wstać.
Odepchnęła jego ręce i sama się podciągnęła, klękając na twardej ziemi.
Spojrzała na niego ze złością.
Za co to spojrzenie? To nie moja wina, że nie byłaś dostatecznie szybka.
Annwyl uderzyła go pięścią w twarz.
Czy to było wystarczająco szybkie? powiedziała podniesionym głosem.
2 (taa, ale ściema ;) )
39
428045481.005.png
Dragon Actually Î Shelly Laurenston
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
Teraz on spojrzał na nią ze złością, łapiąc się za lekko zraniony nos.
Annwyl próbowała wstać, ale skurcz w szyi i ramionach zmusił ją do położenia się.
Zajęczała z bólu i rycerz na nią spojrzał.
Co jest?
Nic.
Kłamczucha. Stanął za nią i położył ręce na jej ramionach. Jego dotyk wstrząsał jej
ciałem. Annwyl starała się odepchnąć jego ręce, ale zignorował ją.
Przestań być taka uparta.
Jego silne ręce przesuwały się po jej ramionach szybko odnajdując miejsce u podstawy jej
szyi, gdzie mięśnie zawiązały się w twardy supeł.
Na bogów, dziewczyno, tu masz wielki węzeł. Wbił swój kciuk w jej ciało i Annwyl
szarpnęła się.
Oi! To boli!
Przykro mi.
Nie, wcale nie jest Ci przykro. Wstała, starając się ode niego odepchnąć, ale przyciągnął
ją z powrotem.
Musisz być tak uparta? Jeśli dasz mi chwilę, naprawię to.
Annwyl zazgrzytała zębami.
Rycerz zachichotał, jego ręce rozmasowywały mięśnie na jej ramieniu.
Annwyl ugryzła się w wargę, ledwo powstrzymując się od jęku. Ten mężczyzna miał
najbardziej niewiarygodne ręce jakich doświadczyła. Zamknęła oczy i starała się skupić na czymś –
czymkolwiek! co by mogło odciągnąć jej uwagę od odczuwania jego dotyku.
Mięśnie rozluźniły się pod jego dużymi palcami i... niechętnie odkryła, że jest
zrelaksowana.
Wiesz, wciąż nie znasz mojego imienia.
I wciąż nie chcę go poznać. Kiedy opuści z Fearghusem norę, nigdy więcej nie będzie
chciała spotkać tego mężczyzny. Przynajmniej to właśnie sobie wmawiała.
Taka uparta dziewczyna.
Już nie jestem dziewczyną.
Oh, przepraszam. Wolisz starą pannę?
Annwyl zacisnęła palce w pięści.
Znów jest tu ten supeł. I staje się większy.
Co za niespodzianka.
Rycerz wyciągnął jej rękę, masując ją w dół. Zatrzymał się przy mocno zaciśniętej pięści.
Rozprostuj.
40
428045481.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin