Wydano z pomocą finansową Ireland Literature Exchange
(Translation Fund), Dublin, Ireland
www.irelandliterature. Com
info@irelandliterature. Com
Tytuł oryginału: Artemis Fowl. The Opal Deaption
Copyright © Eoin Colfer, 2005
All rights reserved
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo W. A. B., 2006
Copyright © for the Polish translation by Wydawnictwo W. A. B., 2006
Wydanie I
Warszawa 2006
Dla Sarah
Pióro jest potężniejsze niż edytor tekstu.
Prolog
Poniższy artykuł opublikowano w sieci wróżek na stronie internetowej www.konskizmysl.gnom. Panuje nieoficjalna opinia, że autorem strony jest centaur Ogierek, konsultant techniczny Sił Krasnoludzkiego Reagowania, choć nikt nie był tego w stanie dotychczas potwierdzić. Tekst odbiega niemal w każdym szczególe od oficjalnego raportu podanego do publicznej wiadomości przez Biuro Prasowe SKR.
Wszyscy znamy oficjalne wyjaśnienie tragicznych wydarzeń, które zaszły w trakcie dochodzenia w sprawie Sondy Zita. W oświadczeniu SKR znalazło się bardzo niewiele konkretów, przeważała natomiast tendencja do rozmydlania faktów i podawania w wątpliwość decyzji pewnej funkcjonariuszki.
Jestem niezbicie przekonany, iż wspomniana funkcjonariuszka, kapitan Holly Nieduża, w obliczu wspomnianych wydarzeń zachowała się wzorowo, gdyby zaś nie jej
7
talent operacyjny, straciłoby życie znacznie więcej osób. Zamiast prowadzić nagonkę na kapitan Niedużą, Siły Krasnoludzkiego Reagowania powinny ją raczej uhonorować odznaczeniem.
W centrum tej sprawy znajdują się pewni ludzie. Większość przedstawicieli tej rasy nie jest wystarczająco bystra, by trafić nogami w nogawki portek, istnieją wszelako pewni Błotniacy, których spryt bardzo mnie niepokoi. Gdyby istoty tego pokroju odkryły istnienie podziemnego miasta wróżek, zrobiłyby z całą pewnością wszystko, co w ich mocy, żeby odnieść korzyść kosztem jego mieszkańców. Oczywiście większość ludzi nie może się mierzyć z potężniejszą od ludzkiej technologią wróżek. Jest jednak paru tak inteligentnych, że mogliby uchodzić nieomal za wróżki. A zwłaszcza jeden. Myślę, że wszyscy wiemy, o kim mowa.
Annały historii wróżek znają tylko jednego człowieka, który nas przechytrzył. I naprawdę doskwiera mi fakt, że człowiek ów jest właściwie chłopcem. Mowa o Artemisie Fowlu, irlandzkim arcymistrzu zbrodni. Mały Arty wodził SKR za nos po całym świecie, póki z pomocą technologii nie wymazano mu z pamięci naszego istnienia. Lecz nawet niezwykle utalentowany centaur Ogierek, który nadzorował wymazywanie pamięci, nie był do końca pewien, czy aby Lud wróżek nie został znowu okpiony. Może młody Irlandczyk pozostawił dla siebie coś, co przywróci mu pamięć? Oczywiście tak właśnie się okazało, jak wszyscy mieliśmy się później dowiedzieć. Artemis Fowl odegrał kluczową rolę w późniejszych zdarzeniach, mimo że od
8
pewnego czasu nie próbował okradać Ludu wróżek, gdyż całkowicie zapomniał o jego istnieniu. Bo arcyprzestępca, który kryje się za tym epizodem, jest wróżką.
Któż więc jest zamieszany w tę tragiczną opowieść o dwóch światach? Kim są pierwszoligowi gracze wśród wróżek? Niewątpliwie Ogierek jest prawdziwym bohaterem. Gdyby nie jego innowacje, ludzie zaczęliby wkrótce dobijać się do drzwi wróżek bez względu na wysiłki SKR. To ten nieznany bohater rozwiązuje zagadki stuleci, podczas gdy funkcjonariusze Rozpoznania i Odzysku szybują w pełnej chwale ponad powierzchnią ziemi. Jest również kapitan Holly Nieduża, funkcjonariuszka, której reputacja znajduje się pod obstrzałem. Holly to jeden z najlepszych i najbystrzejszych członków SKR. Jest urodzonym pilotem i posiada dar improwizacji w trudnych warunkach polowych. Ma co prawda kłopoty z dyscypliną, co przysporzyło jej kłopotów przy niejednej okazji. Elficzka Holly znajdowała się w centrum wszystkich wydarzeń związanych z Artemisem Fowlem. Byli już niemal przyjaciółmi, kiedy Rada poleciła SKR wymazać Artemisowi pamięć - właśnie wtedy, kiedy zaczynał być całkiem miłym Błotniaczkiem. Wszyscy dobrze wiemy o roli komendanta Juliusza Bulwy w omawianych wydarzeniach. Najmłodszy w historii SKR samodzielny komendant. Elf, który przeprowadził Lud przez niejeden kryzys. Niełatwy w obejściu, lecz urodzeni przywódcy nieczęsto mają liczne grono przyjaciół.
Zdaje się, że również Mierzwa Grzebaczek zasłużył na wzmiankę. Ów były więzień jak zwykle znalazł sposób, by się wyrwać na wolność. Bezczelny krasnal kleptoman nierzadko wbrew własnej woli brał udział w przygodach
9
Fowla. W trakcie tej misji jednakże Holly bardzo przydała się jego pomoc. Gdyby nie Mierzwa i właściwości jego organizmu, sprawy przybrałyby znacznie gorszy obrót. Choć i tak poszło wystarczająco źle. W samym sercu afery znajduje się Opal Koboi, chochliczka, która dostarczała gangom goblinów środków finansowych podczas próby przejęcia władzy w Oazie. Opal odsiadywała wyrok dożywocia za laserowymi kratami. A w zasadzie miała trafić za kratki, gdyby kiedykolwiek ocknęła się ze śpiączki, w którą zapadła, gdy Holly Nieduża udaremniła jej plan. Przez ponad rok Opal Koboi tkwiła w izolatce, w jednym ze skrzydeł Kliniki Z. Argona, w najmniejszym stopniu nie reagując na wysiłki czarowników medycznych, którzy usiłowali przywrócić ją do życia. Przez cały ten czas nie wypowiedziała ani jednego słowa, nie zjadła ani kęsa, żadne bodźce nie robiły na niej wrażenia. Zrazu władze były podejrzliwe. To sztuczka, zadeklarowały. Koboi udaje katatonię, aby uniknąć wyroku. Lecz z upływem miesięcy nawet najwięksi sceptycy nabrali pewności, że jest inaczej. Nikt nie jest w stanie udawać śpiączki przez niemal rok. Ktoś taki musiałby być całkowicie opętany...
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Ktoś całkowicie opętany
Klinika Ż. Argona, Oaza City
Niższa Kraina, trzy miesiące wcześniej
Klinika Ż. Argona nie była szpitalem państwowym. Nikt nie korzystał tutaj z darmowej kuracji. Pacjentami Argona oraz jego sztabu psychologów były jedynie wróżki, które mogły sobie na to pozwolić. Spośród wszystkich zamożnych klientów kliniki Opal Koboi była najbardziej niezwykła. Przeszło rok wcześniej założyła fundusz zdrowotny, po prostu na wszelki wypadek, gdyby któregoś dnia oszalała i potrzebowała środków na opłacenie kuracji. Sprytne posunięcie. Gdyby Opal nie założyła funduszu, rodzina bez wątpienia umieściłaby ją w tańszym szpitalu. Co nie znaczy, że ten czy inny szpital robił obecnie szczególną różnicę Koboi, która przez ostatni rok tylko się śliniła, jeśli akurat nie badano jej odruchów nerwowych. Doktor Argon wątpił, czy Opal zauważyłaby
11
trolla bijącego się w pierś o krok od niej.
Niezwykłość Koboi nie ograniczała się jedynie do wspomnianego funduszu. Była najbardziej uhonorowaną pacjentką kliniki Argona. Po próbie odzyskania wpływów przez goblińską triadę B'wa Kell nazwisko Opal Koboi stało się najczęściej powtarzanymi pięcioma sylabami pod powierzchnią ziemi. Była przecież chochliczką-miliarderką, która zawarła sojusz z rozgoryczonym oficerem SKR, Wrzoścem Pałką, i rozpętała wojnę mafii w Oazie. Koboi zdradziła swą rasę, a teraz jej własny umysł zdradzał właścicielkę.
Przez pierwsze sześć miesięcy od przyjęcia Koboi do szpitala klinikę nieustannie oblegały ekipy telewizyjne, filmujące każdy ruch chochliczki. Przy drzwiach do sali, w której ją umieszczono, pełnili wartę strażnicy SKR, a przeszłość każdego członka personelu szpitalnego poddano gruntownym i surowym badaniom. Nie robiono wyjątków. Nawet sam doktor Argon musiał się poddać niezapowiedzianym testom DNA, aby władze miały pewność, że jest tym, za kogo się podaje. SKR nie mogły sobie pozwolić w przypadku Koboi na żadną pomyłkę. Gdyby uciekła z kliniki Argona, Siły Krasnoludzkiego Reagowania stałyby się pośmiewiskiem świata wróżek, a na ulice Oazy powróciłby skrajnie niebezpieczny przestępca.
Jednakże z biegiem czasu coraz mniej ekip filmowych pojawiało się rankiem u bram kliniki. W końcu przez ile godzin widzowie chcieliby oglądać śliniące się warzywo? Stopniowo zmniejszano też liczbę funkcjonariuszy SKR,
12
którzy pełnili wartę przy jej sali. Zrazu było ich dwunastu, potem o połowę mniej, aż w końcu chochliczki pilnował tylko jeden policjant. Bo czy Opal Koboi ma możliwość ucieczki? - rozumowały władze. Obiektywy tuzina kamer przemysłowych śledziły każdy jej ruch przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. A i tak niewiele było do śledzenia.
W ramię wszczepiono jej ponadto podskórny naprowadzacz-usypiacz i cztery razy dziennie poddawano chochliczkę testom DNA. Gdyby komuś udało się wydostać Opal z kliniki, cóż by z nią począł? Wróżka nie mogła nawet stać o własnych siłach, a wykres fal mózgowych, który czujniki przekazywały na ekran komputera, był niemal całkiem płaski.
Trzeba przyznać, że doktor Argon był niezwykle dumny ze swej słynnej pacjentki i często wymieniał jej nazwisko podczas wieczornych przyjęć. Od kiedy Opal Koboi trafiła do jego kliniki, zapanowała nieomal moda, by mieć u niego krewnego na terapii. Prawie każda bogata rodzina przetrzymywała cichaczem na strychu jakiegoś stukniętego wujka. Teraz wujka można było wypuścić, zapewnić mu fachową pomoc medyczną i luksusowe warunki kuracji.
Gdyby tylko wszyscy pensjonariusze sprawiali tak mało problemów, jak Opal Koboi. Kilka kroplówek oraz monitor zaspokajały jej niewygórowane potrzeby, a na to składki wpłacane przez chochliczkę w ciągu pierwszych sześciu miesięcy wystarczały z nawiązką. Doktor Argon życzył sobie w duchu, by już nie wyszła ze śpiączki, bo
13
wtedy, zamiast w jego szpitalu, znalazłaby się w sądzie. A gdyby udowodniono chochliczce winę, jej aktywa zostałyby zamrożone, włączając w to fundusz na rzecz kliniki. O nie, im dłużej trwała katatonia Opal, tym lepiej dla wszystkich - także i dla niej. Mózg znacznych rozmiarów i cienkie czaszki chochlików czyniły tę rasę niezwykle podatną na dolegliwości w rodzaju katatonii, amnezji czy narkolepsji. Śpiączka pacjentki mogła spokojnie trwać jeszcze kilka lat. A zresztą, gdyby nawet się zbudziła, mogłoby się okazać, że wszystkie wspomnienia utknęły gdzieś w ciemnych zakamarkach jej psychiki.
Doktor Z. Argon każdego wieczora wyruszał na obchód. Osobiście terapii już nie prowadził, uważał wszelako, że personel powinien odczuwać jego obecność. Byleby pozostali lekarze mieli świadomość, że Żywisław Argon trzyma rękę na pulsie, a nie przyjdzie im do głowy, by własną dłubać w nosie.
Argon zostawiał sobie zawsze Opal na koniec obchodu. Widok chochliczki śpiącej w uprzęży jak dziecko był nieomal kojący. Bywało, że pod koniec wyjątkowo uciążliwego dnia niemal zazdrościł Koboi jej nieskomplikowanej egzystencji. Kiedy przerosły ją problemy, jej mózg po prostu się wyłączył, pozostawiając jedynie najbardziej podstawowe funkcje życiowe. Wciąż oddychała, a sensory wychwytywały niekiedy fazę snu REM w jej falach mózgowych. Prócz tego wszystko wyglądało tak, jakby Opal Koboi już nie istniała.
Owego pamiętnego wieczoru Żywisław Argon był jeszcze bardziej zdenerwowany niż zazwyczaj. Żona
14
wystąpiła o rozwód, zarzucając mu, że przez ostatnie dwa lata odezwał się do niej w co najwyżej sześciu rozsądnych słowach, Rada odgrażała się, że cofnie grant rządowy, argumentując, że Argon i tak za dużo zarabia na składkach od plejady sławnych kuracjuszy. I jeszcze doskwierał mu ból w biodrze, którego nie potrafiła usunąć żadna magia. Czarodzieje twierdzili, że prawdopodobnie tylko go sobie uroił.
Argon zanurkował w lewe skrzydło budynku kliniki, zerkając po drodze na wyświetlacze plazmowe przy mijanych salach. Krzywił się przy każdym stąpnięciu lewą nogą.
Dwaj sanitariusze z nocnej zmiany, Mervall i Descant Sielawa, odkurzali podłogę przed salą Opal. Znakomici pracownicy. Metodyczni, cierpliwi i niezmordowani. Wystarczyło powiedzieć, co jest do zrobienia, a potem można było z ulgą zapaść się w fotel i zapomnieć o wydanym poleceniu, które z pewnością będzie sumiennie wykonane. W dodatku wyglądali niezwykle ujmująco ze swymi dziecięcymi buziami i nieproporcjonalnie dużymi uszami. Samo spojrzenie na chochlika wywoływało uśmiech na twarzach większości pacjentów. Byli chodzącą terapią.
- Dobry wieczór, chłopaki - powiedział Argon. - Jak się miewa nasza ulubiona pacjentka?
Merv, starszy z bliźniaków, podniósł wzrok znad odkurzacza.
- Jak zwykle, Żywku, jak zwykle - powiedział. - Wydawało mi się, że jakiś czas temu ruszyła palcem u nogi, ale pewnie to było złudzenie optyczne.
15
Argon roześmiał się, jednakże był to śmiech wymuszony. Nie lubił, kiedy nazywano go Żywkiem. Ostatecznie była to j e g o klinika i należał mu się jakiś szacunek. Lecz dobrych sanitariuszy trudno było znaleźć, bracia Sielawa zaś utrzymywali budynek w nieskazitelnej czystości i porządku. Sami byli zresztą dość sławni. Bliźnięta nie rodzą się zbyt często wśród Ludu. Mervall i Descant byli jedyną parą w Oazie. Wystąpili w kilku programach telewizyjnych, włączając Canto, talk-show w telewizji PPTV, który w sezonie bił rekordy popularności.
Przy sali pełnił wartę kapral Pędrak Wodorost z SKR. Gdy Argon dotarł na miejsce, zastał go całkowicie pochłoniętego oglądaniem filmu w okularach wideo. Nie mógł go za to winić. Pilnowanie Opal Koboi było mniej więcej tak samo interesujące, jak obserwowanie kolejnych faz wzrostu paznokcia u nogi.
- Dobry film? - zapytał doktor łagodnie.
Wodorost podniósł soczewki.
- Nienajgorszy. To ludzki western. Mnóstwo strzelania i spojrzeń spode łba.
- Może byś mi pożyczył, kiedy skończysz?
- Nie ma sprawy, doktorze. Ale proszę obchodzić się z nim ostrożnie. Ludzkie dyski optyczne są bardzo drogie. Dam panu specjalną ściereczkę.
Argon skinął głową. Cały Wodorost. Funkcjonariusz SKR zawsze bardzo się troszczył o swoją własność. Jak dotąd, napisał już dwa zażalenia do rady kliniki. Uskarżał się w nich na wystające z podłogi nity, które zostawiały rysy na jego butach.
16
Argon przyjrzał się wykresowi funkcji życiowych Koboi. Zawieszony na ścianie ekran plazmowy wyświetlał obraz przekazywany w czasie rzeczywistym przez czujniki przymocowane do skroni pacjentki. Nie było żadnych zmian, zresztą Argon wcale ich nie oczekiwał. Funkcje życiowe w normie, aktywność mózgowa minimalna. Wczesnym wieczorem miała sen, lecz obecnie jej umysł był gładki jak kartka. Poza tym, powtarzał sobie w duchu doktor, wyszukiwacz-usypiacz wszczepiony w ramię informował, że Opal Koboi rzeczywiście znajduje się tam, gdzie powinna. Zazwyczaj takie urządzenia wszczepiano w czaszkę, jednakże głowy wróżek były zbyt kruche na takie zabiegi.
Żywisław wstukał osobisty kod na klawiaturze przy wzmocnionych, masywnych drzwiach. Te rozsunęły się, odsłaniając przestronny pokój skąpany w nastrojowej, łagodnie pulsującej poświacie podłogowych świateł. Ściany wykonano z miękkiego plastiku. Z ukrytych głośników sączyły się kojące odgłosy natury. Właśnie strumyk pluskał pośród gładkich kamieni.
W środku pokoju w uprzęży wisiała Opal Koboi. Paski uprzęży pokryte były specjalnym żelem i dostosowywały się automatycznie do wszystkich ruchów ciała. Gdyby Opal z niewyjaśnionych przyczyn się obudziła, uprząż można byłoby zdalnie zamknąć niczym sieć, aby pacjentka nie mogła zrobić sobie krzywdy lub uciec.
Argon przyjrzał się uważnie elektrodom, upewniając się, że przylegają ściśle do czoła Koboi. Podniósł jedną
17
powiekę chochliczki i zaświecił punktową latarką w źrenicę. Reakcja była bardzo słaba, Opal nie odwróciła wzroku.
- No i co mi dzisiaj opowiesz, Opal? - spytał doktor miękko. - Masz pomysł na pierwszy rozdział mojej książki?
Argon lubił mówić do Koboi, na wypadek gdyby przypadkiem mogła go słyszeć. Kiedy się obudzi, myślał sobie, od razu zawiąże się między nimi nić porozumienia.
- Nic? Nawet jednego pomysłu?
Opal nie zareagowała. Jak przez ostatni rok.
- No nic - rzekł Argon, zwilżając w ustach Koboi ostatni bawełniany sączek, który wydobył z kieszeni...
glupiecnawzgorzu1