Cooper J.B. - Jak w kinie (Filmowy romans).pdf

(277 KB) Pobierz
Picture perfekt romance
J. B. COOPER
JAK W KINIE
Tytuł oryginału PICTURE PERFECT ROMANCE
ROZDZIAŁ 1
Nazywam się Maggie Devine i nie jestem typową amerykańską nastolatką.
Przynajmniej staram się nie być. Zawsze uważałam, że fajnie jest choć trochę różnić
się od reszty. No, wprawdzie nikt nie nazwałby mnie jakimś dziwadłem, ale myślę, że po to,
aby być lubianym, wcale nie trzeba kierować się tylko tym, co piszą w magazynach mło-
dzieżowych.
- Po prostu bądź sobą - powtarza zawsze moja mama i o to chyba chodzi w moim
przypadku.
Mama to jedyna osoba na świecie, która nazywa mnie Magic. Nawet mi się podoba to
imię, ale cieszę się, że tacie udało się odwieść mamę od pomysłu wpisania go do mojego aktu
urodzenia. Mama także nie należy do przeciętnych osób. Nie jest typową żoną zajmującą się
domem i rodziną. Tata mówi o niej - wyzwolony duch, ale wiele osób ma ją po prostu za
lekką dziwaczkę. Bardziej zależy jej na ochronie środowiska niż na wycinaniu kuponów
promocyjnych z gazet, a choć jest dobrą kucharką, to większość jej ulubionych potraw
powstaje z roślin morskich i innych cudactw, o których normalni ludzie nigdy nawet nie
słyszeli.
Richard Dunwoodie twierdzi, że moja mama to jedna z ostatnich hipisek, ale ja myślę,
że on mówi tak tylko po to, żeby mnie zdenerwować. To zadziwiające, że w ciągu szesnastu
lat Richard zrobił się tak straszliwie irytujący. Ale jeszcze bardziej zdumiewa mnie jego
przekonanie, że łączy nas jakiś romantyczny związek.
- Przecież chodzimy ze sobą na randki, ruda - powiedział kiedyś w ósmej klasie.
- Nigdzie ze sobą nie chodzimy, chudzielcu - odgryzłam się.
Nienawidzę, gdy ktoś mówi do mnie ruda! To prawda, że jak mama mam kręcone
rude włosy, ale to głupie identyfikować osobę po kolorze włosów. Poza tym nawet w ósmej
klasie Richard i ja mieliśmy bardzo mało ze sobą wspólnego, a już kiedy dostaliśmy się do
liceum North Central, przestało nas łączyć cokolwiek. Nie mam pojęcia, dlaczego Richard
ciągle wierzy w to, że pewnego dnia obudzę się i uznam, że właśnie on jest moim księciem z
bajki.
To prawda, że nie szczęści mi się w tej dziedzinie. Mówię o książętach z bajki. W
zeszłym roku spotykałam się z kilkoma chłopakami, ale przy żadnym ani razu nie poczułam
się jak te bohaterki romansów. Wiecie, co mam na myśli. W chwili gdy go ujrzała, jej serce
zaczęło bić jak oszalałe i wiedziała, że to on jest tym mężczyzną, na którego czekała całe
życie.
Moja przyjaciółka Rose Sue twierdzi, że za mało się staram i czasami odnoszę
wrażenie, że ona ma rację. Nie chodzi o to, że nie chcę się zakochać. Wprost przeciwnie,
bardzo chcę, ale wolę poczekać na odpowiedni moment. Mama mówi, że trzeba pozwolić
działać matce naturze, jednak zdaniem Rose nie zaszkodzi pchnąć matki natury w
odpowiednim kierunku.
- Musisz chwycić byka za rogi - powiedziała kiedyś, gdy siedziałyśmy po szkole w
mojej kuchni i podjadałyśmy chili z soczewicy z poprzedniego dnia. Do majowych zabaw
pozostało tylko kilka tygodni, a ja nadal nie miałam partnera. - Jest rok 1993. Nie musisz
czekać niczym wiktoriańska panienka, aż ktoś cię zaprosi. Sama możesz przejąć inicjatywę.
Teoretycznie się z nią zgadzałam. Ale z drugiej strony, w umawianiu się na randki
jestem trochę staromodna.
- Zostało jeszcze dużo czasu - odparłam. – Jestem pewna, że zaprosi mnie Lester albo
Jay, albo jeszcze ktoś inny.
- Lester albo Jay? - Rose Sue wykrzywiła nos, jakby mówiła o obrzydliwych robalach.
- Jasne - powiedziałam. - A co jest złego w Lesterze i Jayu? - To prawda, że żaden z
nich nie ma szans na zwycięstwo w konkursie na chłopaka roku, ale są za to bardzo mili.
- Nic złego - odparła Rose - ale też nic dobrego. Stać cię na kogoś lepszego, Maggie.
Wzruszyłam ramionami i ukroiłam sobie kromkę chleba z pięciu zbóż upieczonego
przez mamę. Chyba nie jestem najbrzydsza, a moi znajomi twierdzą, że dobrze się czują w
moim towarzystwie. Musi istnieć chociaż jeden wspaniały chłopak, który umiera z tęsknoty,
pragnąc poznać taką dziewczynę jak ja, myślałam z lekkim przekąsem. Jednak nie zapowiada
się na to, że znajdę tego wymarzonego do końca miesiąca.
- Rzecz w tym - wyznałam - że wcale mi nie zależy na tych zabawach.
Przyjaciółka popatrzyła na mnie powątpiewająco.
- Mówimy o majowym karnawale - przypomniała. - O tym, na który idą wszyscy.
- Może nie wszyscy - odburknęłam raczej niesympatycznie. Nastawienie Rose
zaczynało mnie denerwować.
- Czasami jesteś naprawdę dziwna, Maggie - westchnęła, nabierając następną dużą
łyżkę chili.
Po jej wyjściu zatopiłam się w ponurych myślach. Doskonale zdawałam sobie sprawę,
że na świecie jest wiele rzeczy ważniejszych od znalezienia partnera na potańcówkę, ale w
tamtym momencie miałam kłopot z ich wymienieniem. Czego ja zresztą chcę od życia?
Marzyłam o dostaniu się na studia, potem znalezieniu jakiejś pracy i może wyjściu za mąż
oraz urodzeniu dzieci. Ale czy życie nie powinno kryć w zanadrzu czegoś więcej?
- O co tu chodzi? - zapytałam mamę tego wieczoru, gdy już pozmywałyśmy po
kolacji. Wiedziałam, że moje pytanie jest dosyć niejasne, ale przypuszczałam, że mama
będzie wiedziała, co mam na myśli.
Popatrzyła na mnie z zastanowieniem.
- Żyć i kochać - powiedziała w końcu.
Czekałam, sądząc, że doda coś jeszcze, ale najwyraźniej tylko tyle miała mi do
powiedzenia na ten temat.
- To wszystko?
- To wszystko, Magic - potwierdziła. - Praca, którą dobrze wykonujesz, i ludzie,
których kochasz. - Uśmiechnęła się. - Podejrzewam, że w twoim wieku trudno jest zrozumieć,
o czym mówię.
- Chyba tak - zgodziłam się. Wiedziałam, że mama przekazuje mi jakąś prawdę w
swoisty dla siebie, dziwny sposób, ale nie za bardzo rozumiałam, czego dotyczy ta prawda.
Może tak jest lepiej, pomyślałam. W końcu jeśli poznam wszystkie odpowiedzi jeszcze przed
ukończeniem liceum, o czym będę myślała przez resztę życia?
Po rozmowie z mamą uznałam, że mam dosyć, przynajmniej jeśli chodzi o myślenie.
Zamiast rozgryzać tajemnice bytu, postanowiłam przejrzeć prasę, a potem iść na górę do
swojego pokoju, rozgryźć tajemnicę pracy domowej z geometrii. Jak zawsze gazetę
otworzyłam na stronie z rozrywką. W tripleksie wyświetlają właśnie nowy horror i ciekawa
byłam recenzji o nim.
W tym momencie powinnam wam wyjaśnić, że jestem totalnym fanatykiem kina. Nie
mówię tu o podkochiwaniu się w przystojnym aktorze i chodzeniu na każdy jego film oraz
kupowaniu każdego magazynu, w którym pojawia się jego zdjęcie, tak jak to czyni większość
moich koleżanek.
Co do mnie, lubię kino, ale moje zainteresowanie nie ma nic wspólnego z gwiazdami
ekranu. Wystarczy, że znajdę się z kubełkiem prażonej kukurydzy na ciemnej widowni i
natychmiast wiem, że jestem w niebie. Kocham wszystkie filmy - stare, nowe, zagraniczne,
krajowe, kolorowe, czarno - białe, komedie, dramaty - jakie tylko można sobie wyobrazić.
Dla mnie oglądanie dobrego filmu to jak znalezienie się w innym świecie. Bo ja naprawdę nie
jestem zwyczajną nastolatką. Jestem „Magic” Devine i w wyobraźni podróżuję po dalekich
krainach, gdzie przeżywam szalone przygody z fascynującymi ludźmi.
Rose twierdzi, że mam świra na punkcie kina, dlatego że za jego pomocą udaje mi się
uciec od rzeczywistości. Ale tak się składa, że moje życie bardzo mi odpowiada. Chodzi tylko
o to, co szalenie trudno wyjaśnić, że kiedy oglądam dobry film, dzieje się ze mną coś, co
trudno opisać. Jest tak, jakbym brała udział w kłopotach i radościach bohaterów na ekranie i
doświadczała ich jako swoich własnych. Ich życie staje się częścią mojego, a gdy wychodzę z
kina, czuję się bardziej pełna, niż kiedy do niego wchodziłam. (Czy to ma jakiś sens?).
Powiedziałam wcześniej, że kocham wszystkie filmy. No cóż, skłamałam. Osobiście
nie przeszkadzałoby mi, gdyby przestały się pojawiać te ociekające przemocą. Jestem
przekonana, że efekty specjalne, które sprawiają, że te filmy są pamiętane, kosztują wiele
ciężkiej pracy, ale mnie one wydają się po prostu monotonne.
Tak czy inaczej uwielbiam czytać recenzje filmowe i porównywać opinie innych z
moimi własnymi. Właśnie skończyłam czytać kolumnę „Oko na film” i zabierałam się do
obejrzenia komiksu, następnej ulubionej przeze mnie części gazety, gdy moją uwagę przykuło
małe ogłoszenie w lewym dolnym rogu strony z recenzjami filmowymi.
POSZUKUJEMY TYPOWEJ NASTOLATKI!
Zamarłam. Opuściłam gazetę i zagapiłam się przed siebie, po czym znowu podniosłam
gazetę.
Szukamy dziewcząt chętnych do wystąpienia w filmie.
Prosimy zgłaszać się osobiście w teatrze uniwersytetu Fieldstone w sobotę o 9 rano.
Najsłuszniej bym zrobiła odkładając gazetę i zapominając o ogłoszeniu, ale nie
mogłam. Chociaż nie uważałam siebie za typową nastolatkę, to nadarzała mi się doskonała
okazja, aby zobaczyć, jak od środka wygląda magiczny świat kina, i za żadne skarby nie
zamierzałam jej zmarnować. Może chodzi o jakiś głupi film studencki i może nic uda mi się
wejść dalej niż za drzwi teatru, ale wiedziałam, że muszę spróbować.
Popędziłam do swojego pokoju i uśmiechnęłam się do lustra nad toaletką. Patrząca na
mnie dziewczyna zaskakująco przypominała inne amerykańskie dziewczęta!
Zgłoś jeśli naruszono regulamin