Historia Mojej Krótkiej Miłości.doc

(96 KB) Pobierz

HISTORIA MOJEJ KRÓTKIEJ MIŁOŚCI
Piotrek



  Cześć. Chciałem opisać najcudowniejszą rzecz, jaka przytrafiła mi się w życiu. Nie wiem, czy to właściwe miejsce na takie zwierzenia, ale musiałem się tym z kimś podzielić, a osoby, które znam, już nie chcą słuchać moich historii. Już nie robią one na nich wrażenia.
  Ok. Ale od początku.
  Rzecz zaczęła się pięć lat temu...
  Siedziałem właśnie przy komputerze, kiedy do głowy przyszedł mi dziwny pomysł. Postanowiłem obejrzeć ogłoszenia na jednym z homoseksualnych portali. Nigdy wcześniej tego nie robiłem. Nie lubię swojego homoseksualizmu. Nie wiem, dlaczego miałbym czytać jakieś pedalskie ogłoszenia. Ostatnio zaczęła mi jakoś bardzo doskwierać samotność.
  Przyzwyczaiłem się już do tego, że pedał to nie taka osoba, która idzie do łóżka z innym chłopakiem. Przecież nie o łóżko tylko chodzi. Ja chciałbym się zakochać. Chciałbym przeżywać te wszystkie rzeczy, jak ukradkowe uśmiechy, radość z istnienia drugiej osoby. Chciałem wreszcie poczuć się kochany. Chciałem to uczucie odwzajemnić. Chciałem być szczęśliwy. Już chyba zapomniałem, co to jest szczęście.
  Wszedłem na stronę z anonsami. Interesowało mnie tylko moje województwo, najlepiej miasto również. Seks, seks, seks... Zachciało mi się rzygać. Znowu pomyślałem o tym, jak źle jest być pedałem. Tu wszyscy chcą się tylko pieprzyć. Z byle kim, byle gdzie, byle ostro. Pojebane. Wyszedłem z tego gówna.
  Napisałem maila do kolegi, posłuchałem trochę muzyki i chciałem już odejść od komputera, jednak te ogłoszenia nie dawały mi spokoju. Wszedłem na inny portal. W wyszukiwarce ogłoszeń wpisałem: Międzyrzecz. O kurde, nawet ktoś jest! „Nie wiem, po co piszę takie ogłoszenie. I tak na pewno nikogo tu nie znajdę. Nie szukam seksu, krótkiej znajomości. Potrzebuję Przyjaciela, z którym będę mógł rozmawiać o wszystkim. Szukam wsparcia, ponieważ nie radzę sobie ze swoimi kłopotami. Najlepiej, jakbyś nie był przystojny.” Podpis, adres mail... „Najlepiej, jakbyś nie był przystojny?” Dziwne, ale to pierwsza rzecz, która zwróciła moją uwagę w tym ogłoszeniu.
  Postanowiłem odpisać listem. Nie ma go już, skasowałem. Nie pamiętam dokładnie, co wtedy napisałem, ale brzmiało to mniej więcej tak: „Cześć. Przeczytałem właśnie Twoje ogłoszenie i zaskoczyła mnie jedna rzecz. Dlaczego nie chcesz, żeby Twój Przyjaciel był przystojny? Czyżbyś miał jakieś kompleksy? Odezwij się. Pomogę Ci. Szukam kumpla do rozmów, do przyjemnego spędzenia czasu. Nie szukam seksu ani przygodnej znajomości. Jeśli chcesz, odpisz. W.”
  Zacząłem myśleć o tym ogłoszeniu i o jego autorze. Do głowy przychodziły mi różne scenariusze naszej znajomości. Starałem się również wymyślić sobie jego wygląd. Założyłem, że nie jest ładny. Tylko, co to znaczy? Jaki element naszego ciała, twarzy, decyduje o urodzie? Nie wiem. Sam nie jestem piękny, nie umiem ludzi klasyfikować na podstawie wyglądu. Mnie podobają się chłopacy, którzy zwykle nie podobają się innym. Za to ci, którzy powszechnie uważani są za przystojnych, nie podobają się mi.
  Mijały dni. Zapomniałem całkiem o tym ogłoszeniu. Któregoś wieczoru wszedłem na swoją pocztę i bardzo się zdziwiłem, że dostałem odpowiedź:
  „Hej, mam na imię Rafał, mieszkam w Międzyrzeczu i szukam Przyjaciela. Przepraszam, że tak długo nie odpisywałem, ale byłem przez tydzień na urlopie, u brata w leśniczówce. Nie ma tam Internetu. W ogłoszeniu nie chodziło mi o to, że ma być brzydki. Nie musi być przystojny, bo nie szukam modela, żeby się z nim pokazywać, tylko Przyjaciela do rozmów, do wsparcia w trudnych chwilach. Wiesz, napisałeś jedną rzecz, po której mi szczęka opadła. Napisałeś: pomogę Ci. Nie: spróbuję Ci pomóc, nie: może uda się coś poradzić... Nikt wcześniej nie powiedział, że mi pomoże. Pytałeś o kompleksy. Mam. Nienawidzę swojego wyglądu. Nienawidzę swoich odstających uszu, nienawidzę swojej budowy ciała, nienawidzę swoich barków, nienawidzę swojej długiej szyi. Co rano, kiedy się golę, rzygać mi się chce, jak na siebie patrzę. Teraz pewnie pomyślisz, że jestem wariatem i więcej się nie odezwiesz...
Trzymaj się, dziękuję za list, Rafał”
  Przeczytałem list jeszcze raz, potem kolejny. Podrapałem się po głowie. Zaskoczyła mnie szczerość Rafała. I jego nienawiść do samego siebie. Wariatem nie był zdecydowanie. Poza tym, nie zostawiam ludzi w potrzebie, a tu wybitnie ktoś potrzebował pomocy. Nie zapytał o imię, nie zapytał, gdzie mieszkam. Raczej faktycznie nie szuka seksu. Postanowiłem odpisać.
  „Witaj, Rafał. Mam na imię Wojtek, mam 30 lat i pochodzę z Międzyrzecza, tak samo jak Ty. Twój list mnie wkurzył. A właściwie wkurzyło mnie Twoje pierdolenie na własny temat. Jak można tak o sobie mówić. Rafał, przecież to tylko wygląd! Dla mnie i pewnie dla bardzo wielu osób liczy się przede wszystkim charakter, to, co masz pod czerepem, a nie śliczna buźka i wymuskane ciało. Więc przestań już zastanawiać się nad swoim wyglądem. Napisz raczej coś o sobie. Co robisz, ile masz lat, dlaczego akurat na takim portalu szukasz Przyjaciół...? Pozdrawiam serdecznie. Uwierz w siebie, Wojtek.
  PS. Gdybyś był w kłopocie i chciał porozmawiać, podaję Ci moje gg... i mój telefon...”
  Coraz więcej myślałem o Rafale. Czemu aż tak dużą uwagę przykładał do wyglądu? Ja swoje szpetne ryło oglądam codziennie w lusterku. Jakoś w ogóle nie interesowało mnie to, że nie podobam się innym. Nie zależało mi. A dla mnie moja gęba była bez znaczenia.
  Nie potrafiłem zrozumieć Rafała. Jak się niedługo później okazało, on nie mógł zrozumieć mojej nienawiści do mojego własnego homoseksualizmu. I jedna, i druga rzecz stały się nieważne w naszej znajomości.
  Zacząłem częściej sprawdzać pocztę. Czekałem na list od Rafała. Ja, odludek, najczęściej niemowa, odgradzający się od innych murem, czekałem. Fajne uczucie. A Rafał, jak na złość, znowu się nie odzywał...
  Minęła mi sobota, minęła niedziela. Nowy tydzień.
  I list od R.
  „Cześć. Sorry, zapomniałem Ci powiedzieć, że internet mam tylko w pracy. W ten weekend, od piątku byłem na studiach. Teraz załatwiam wszystko, co mi się przez te trzy dni uzbierało. W pracy zapiernicz. Spróbuję się odezwać przed wyjściem czyli koło 16. Trzymaj się.”
  Ucieszyłem się jak cholera z tych kilku słów. Brakowało mi takiej znajomości. Jest dziesiąta, pomyślałem. Boże, sześć godzin. Co tu robić? Postanowiłem napisać Rafałowi maila. Opisałem w nim to, gdzie mniej więcej mieszkam, gdzie wcześniej pracowałem, co porabiam teraz. Napisałem również kilka słów o swoim podejściu do pedalstwa i do siebie. Nie wiem czemu, ale napisałem jeszcze o samobójstwie. O tym, jak bardzo mnie do niego ciągnie. Że chciałbym już nie żyć i takie tam... Bardzo chciałem Rafałowi to powiedzieć. Dawno już z nikim nie rozmawiałem o swoich myślach samobójczych. Dla osób z mojego otoczenia było to myślenie normalne. Nikt już nie zwracał na nie uwagi, nikt nie pytał. Ludzie przyzwyczaili się.
  Wysłałem list i zabrałem się za czytanie książki. Bardzo lubię czytać. W książkach odnajduję swoje miejsce. Tam mogę żyć, nikt mnie nie rani. Rzeczywistość mnie nie dotyczy. Jeżeli jeszcze do tego dołożę muzykę, reszta może nie istnieć.
  Z lektury wyrwał mnie dzwonek telefonu. Jakiś nieznany mi numer 095... Odebrałem.
  – Cześć, tu Rafał. Wojtek? – głos w słuchawce był świetny, aż zaniemówiłem.
  – Yyyy, tak... Cześć, Rafał – udało mi się wydukać. – Masz fajny głos – powiedziałem po chwili.
  – Twój też jest super – powiedział Rafał i zaśmiał się. Śmiech też miał niesamowity. Jego śmiech dawał radość, był przyjemny, aż mi ciarki po plecach przeszły. Nie umiem go opisać. Był cudowny.
  – Przepraszam, że dzwonię bez zapowiedzi, ale przeczytałem twój list. Jeszcze ręce mi drżą. Myślałem, że to ja mam kłopoty. Jak możesz mi zwracać uwagę na moje podejście do własnej osoby, skoro sam masz jeszcze gorsze? Kurde, Wojtek, nie wiem, co powiedzieć.
  – Nic nie mów. To chyba nie na telefon.
  – Fakt. Napiszę ci list. Odezwę się później ze swojego telefonu. To jest służbowy. Fajnie, że masz telefon w „Plusie”. Po osiemnastej będę mógł do ciebie dzwonić za darmo. Trzymaj się. I przygotuj się na ostry opierdol!
  – He... Dzięki. Na razie.
  – Cześć.
  Rozmowa z Rafałem trochę mnie rozproszyła. Nie mogłem się skupić na czytaniu książki. Pierwszy raz rozmawialiśmy, a nie było czuć żadnej bariery. Jakbyśmy znali się od wieków. Żadnego owijania w bawełnę, żadnych bzdur, gadki-szmatki.
  Dni mijały. Pisaliśmy do siebie po kila listów dziennie. O wszystkim. Wieczorami rozmawialiśmy przez telefon. Rafał okazał się bardzo miłym, inteligentnym dwudziestolatkiem (dziesięć lat młodszy ode mnie!). Jego podejście do własnej osoby było dla mnie zastanawiające. Często o tym rozmawialiśmy. Trudno było go przekonać, że wygląd się najmniej w znajomości liczy. Zaczęliśmy też coraz odważniej rozmawiać o naszej przyjaźni. Rafał oczywiście też wolał chłopców. Jednak on to dawno zaakceptował, chociaż nikomu o sobie nie powiedział. To, czym najbardziej się różniliśmy, to podejście do życia. Ja nie chciałem żyć, on chciał. Wcześniej, kiedy był młodszy, miewał różne myśli samobójcze, które z czasem przeszły. Wracały tylko w chwilach zwątpienia. Na szczęście nie były zbyt silne. A u mnie? Nic się nie zmieniało. Rafał o tym wiedział. Bolało go to, że mi nie pomaga. Ale pomagał i to bardzo. Dzięki niemu moje myśli nie ewoluowały. Zatrzymały się. Nie było lepiej i nie było gorzej.
  Znajomość nasza rozwijała się bardzo szybko. Chyba obaj potrzebowaliśmy siebie nawzajem. W tematach rozmów przewijały się już nawet wspólne plany na przyszłość. Pojawił się również seks. Nie wiedziałem, że myślenie o miłości z chłopakiem może sprawiać taką radość.
  Pod koniec lipca Rafał miał urodziny. Postanowiłem zrobić mu prezent. Napisałem mu list, w którym opisałem, jak chciałbym, żeby wyglądał nasz „pierwszy raz”. List pełen był radości. Uśmiechów i miłości. Było w nim oczywiście też dużo seksu. Chciałem pokazać Rafałowi, że jego ciało może być źródłem przyjemności.
  Po urodzinach Rafał powiedział, że nigdy nie dostał takiego prezentu. Wiem, że był wzruszony. Słychać to było w jego głosie. Komentarzy będących reakcją na rzeczy bardziej przyziemne nie przytoczę.
  Nasza znajomość powoli przeradzała się w uczucie. Rozmawialiśmy ze sobą po kilka godzin dziennie. Wiedzieliśmy o sobie już chyba wszystko.
  ...Tym, którzy zgubili wątek, przypominam, że jeszcze się nawet nie spotkaliśmy...
  Właśnie... Dwa tygodnie po swoich urodzinach, Rafał zapytał o spotkanie. Ucieszyłem się jak dzieciak. Zwłaszcza, że były akurat moje urodziny. Rafał o tym nie wiedział. Podejrzewam, że bardzo dużo go kosztowało przełamanie się, żeby się wreszcie pokazać. Mnie sama myśl o tym sprawiała wielką radość.
  Umówiliśmy się na godz. 13:30. Rafał miał wtedy półgodzinną przerwę w pracy. Poprosił mnie, żebym podszedł niedaleko od jego miejsca pracy.
Międzyrzecz to małe miasto, więc było mi obojętne gdzie się spotkamy. Zgodziłem się. Po trzynastej zasiadłem na ławce koło... i czekałem, z zaciekawieniem obserwując przechodzące osoby. Kilku znajomych, nawet ktoś z rodziny... Zajęty oglądaniem ludzi, nie zauważyłem, że podszedł do mnie Rafał.
  – Cześć, Wojtek. Nie wierzę, że to ty...
  Znowu mnie zaskoczył.
  – Cześć, Rafał. Czemu nie wierzysz? – widziałem go chyba pierwszy raz. W każdym razie nie kojarzyłem. Widać było, że jest bardzo spięty.
  – Znam cię. Sprzedawałeś mi walkmana kilka lat temu. Dwa właściwie, bo kupowałem go sobie po osiemnastce. Wtedy zwróciłem na ciebie uwagę, bo mi się spodobało to, w jaki sposób mnie obsługiwałeś.
  – No wiesz... – głupio się czułem.
  – Ok. Może gdzieś pójdziemy? Tu jest za blisko. Moje biuro... Nie chcę, żeby nas ktoś widział.
  – Dobra. Gdzie?
  – Może na Aleję Przyjaźni? Przejdziemy tylko przez zamek.
  – Ok.
  Poszliśmy na Aleję. Po drodze Rafał się nie odzywał. Ja za bardzo nie miałem pomysłów na dyskusję. Milczeliśmy. Przyglądałem mu się. Był trochę wyższy ode mnie i bardzo chudy. Z urodą mocno przesadził. Nie różnił się od większość ludzi. W twarzy jednak miał coś, co sprawiało, że mi się podobał. Bardzo! Uśmiechnąłem się. Zauważył uśmiech i speszył się.
  – Śmiejesz się ze mnie?
  – Tak.
  – Czemu? – w jego głosie słychać było przejęcie i strach.
  – Bo jesteś głupkiem. Jesteś całkiem normalny. Z twarzy. A z budowy ciała jesteś moim wymarzonym chłopakiem.
  Rafał przystanął.
  – Jaja sobie ze mnie robisz?
  – Nie, mówię jak najbardziej serio. Gdzie siadamy? – doszliśmy do Alei Przyjaźni.
  Usiedliśmy niedaleko amfiteatru. W najgorszym miejscu, jakie mogliśmy wybrać, jeżeli chcieliśmy, żeby nikt nas za bardzo nie widział. W czasie naszej rozmowy przetoczyło się tamtędy stado ludzi. Jego i moi znajomi. Moja rodzina też.
  Było wesoło, a Rafał cały czas siedział lekko spięty. Okazało się, że wziął pół dnia urlopu, więc nie musiał wracać do pracy. Rozmawialiśmy, właściwie ja nawijałem większość czasu, o różnych rzeczach. Słońce prażyło niemiłosiernie. Wykąpałbym się. Może nad wodę? Zasugerowałem to Rafałowi. Ostro zaoponował. Powiedział, że nigdy nie rozbierze się przy ludziach. Nawet na w-fie nigdy nie zdejmował koszulki.
  Nie potrafiłem tego zrozumieć. Rafał wyjaśnił, że ma pewne schorzenie klatki piersiowej, przez które nabawił się kompleksów. Nie chciałem drążyć tematu, bo widziałem, że sprawia mu to wielką przykrość. Sposępniał. Nie udało mi się przywrócić już radosnej atmosfery, jaka towarzyszyła naszej rozmowie wcześniej. Zrobiło się smutno. Rafał postanowił już wrócić do domu. Rozumiałem go.
  Wstałem i podziękowałem mu za cudowny prezent urodzinowy.
  – A kiedy masz urodziny? Przecież nic ci nie dałem – powiedział zdziwiony.
  – Dzisiaj. I to spotkanie jest dla mnie świetnym prezentem. Dziękuję – delikatnie pocałowałem go w policzek. Tak! W środku miasta, nie zważając na to, że ktoś nas może obserwować! Chyba mnie pogięło. Jednak pocałunek był odruchowy, nawet nie zdążyłem pomyśleć, co robię.
  Rafał odsunął się. Jednak on również się nie rozejrzał.
  – Wojtek... – szepnął. Miał w oczach łzy. – Muszę już iść. Na razie.
  I odszedł. Kilkanaście kroków dalej odwrócił się i machnął mi jeszcze na pożegnanie ręką.    
  Dziwnie się czułem. Poszedłem w przeciwnym kierunku, w stronę mostu. Zegar na ratuszu pokazywał 18:00. Przesiedzieliśmy na ławce ponad cztery godziny!
  Nie poszedłem do domu. Wsiadłem pod blokiem w samochód i pojechałem na Głębokie. Ludzi na miejskiej, oczywiście, chmara. Uciekłem na Pubrowską. Cisza, spokój. Lepsze pomosty. Popływałem trochę. Wracając do samochodu, dostałem smsa: „Przepraszam” – i zdechł mi telefon. Szybko wsiadłem do auta. Chciałem jak najprędzej odpisać Rafałowi. Wyjechałem na trójkę i... Więcej nie pamiętam.
  Obudziłem się w szpitalu. Rafał siedział koło łóżka i trzymał mnie za rękę.
  – Nareszcie... Martwiłem się o ciebie – po policzkach spływały mu łzy.
  – Czy ty musisz przy każdym spotkaniu ze mną płakać? – bardzo mądrze rozpocząłem rozmowę.
  – Byłeś nieprzytomny dwa tygodnie!
  Czy on mnie musi zaginać przy każdym spotkaniu? Dwa tygodnie? Aż tyle? Czemu?
  To, co usłyszałem od Rafała, podniosło mi włosy na głowie. O wypadku i o tym, co działo się później, w ciągu tych ostatnich dwóch tygodni.
  Wypadek. Kiedy ja wyjeżdżałem na główną drogę z Głębokiego, jakiś geniusz ciężarówką wyprzedzał w tym momencie inną ciężarówkę. Nawet nie pomyślałem, żeby zerknąć w prawo. Facet w ciężarówce miał wybór: albo zepchnąć drugą ciężarówkę między drzewa, albo wjechać w grupę ludzi na drodze dla rowerów, albo uderzyć we mnie. Jechał bardzo szybko, wybrał jak najmniejszą potencjalną ilość trupów... Ciężarówka zatrzymała się sto metrów dalej. Widok podobno był straszny. Siostra Rafała była w grupie pieszych na drodze rowerowej, dlatego Rafał znał nawet bardzo drobne szczegóły zdarzenia... Mnie wyciągano z samochodu kilka godzin. Cięli blachę, ale zanim przyjechali z tym sprzętem... Akcja skończyła się nad ranem. Nikt nie wierzył, że przeżyłem. A jednak... Przewieziono mnie śmigłowcem do szpitala w Poznaniu. Tylko tu jest aparatura dająca mi szansę na wyjście ze śpiączki. Rozpoczęło się oczekiwanie...
  Szpital. Policja zawiadomiła o wypadku moją matkę. W domu zaczęło się wariactwo. Domysły, telefony, trwoga. Dopiero wczesnym popołudniem mama dowiedziała się, gdzie jestem i co się dokładnie stało. Przyjechała do Poznania wieczorem, z siostrą. W szpitalu policja, burdelu ciąg dalszy. Pytania bez odpowiedzi, zamieszanie. Okazało się, że kierowcy tira nic się nie stało. Jest teraz w areszcie w Międzyrzeczu. Czeka na akt oskarżenia. W końcu prawie zabił człowieka. Prawie!... Przez pierwszy tydzień nic się nie zmieniło w moim stanie.
Matka skontaktowała się z Rafałem.
  – Co? – oczy wyszły mi na wierzch.
  – To – Rafał się uśmiechnął. – Mam nadzieję, że zrozumiesz i wybaczysz mi to, co zrobiłem. Musiałem.
  – Co zrobiłeś? – zimny pot oblał mi czoło. Domyślałem się. U mnie w domu nikt nie wiedział, że jestem pedałem. Bałem się im o tym powiedzieć.
  – Wojtek, kiedy nie odpowiedziałeś na smsa, próbowałem się do ciebie dodzwonić. Miałeś wyłączony telefon. Zacząłem się martwić, że wyszedłem na durnia i nie chcesz mnie znać. Załamałem się, ale postanowiłem zaczekać. Wiem, że jesteś uczciwym, dobrym człowiekiem i sam się do mnie odezwiesz z wyjaśnieniem. Nawet tym dla mnie najgorszym. Minął jeden dzień, później drugi. Mnie ogarnął strach. Trudno mi opisać, jak bardzo się przestraszyłem. Przypomniało mi się to, co Aśka mówiła o wypadku na Głębokim i połączyłem to z tym, że chciałeś się wykąpać. Miałem wielką nadzieję, że to nie ty. Jednak przerażenie robiło swoje. Zadzwoniłem do twojego domu. Jesteście w książce telefonicznej. Nikt nie odbierał. Poszedłem do pracy twojej mamy. W końcu wiem, gdzie pracuje. Poprosiłem o numer komórki. Dostałem go, jak się później okazało, od twojej ciotki. Od niej dowiedziałem się również tego, co się stało. Uciekłem stamtąd. Nie chciałem, żeby ktoś widział, co się ze mną dzieje. Kiedy się trochę uspokoiłem, zadzwoniłem do twojej mamy. Przedstawiłem się, a ona powiedziała, że pewnie jestem tym Rafałem z maili. Szczęka mi opadła. Podobno kiedyś zostawiłeś komputer włączony z listem do mnie na pulpicie.
  – Ja pierdolę. I co?- umierałem ze strachu. Tym razem ja.
  – Nic złego – Rafał znowu się uśmiechnął. – Twoja mama jest niesamowitą osobą. Powiedziała, że od razu, kiedy się dowiedziała o wypadku, chciała się skontaktować ze mną. Nie wiedziała jak, a twój telefon szlag trafił. Dlatego, kiedy zadzwoniłem, ucieszyła się. Wojtek, twoja mam wie, ze jesteś homoseksualistą. Domyślała się już dawno. Ten list tylko potwierdził jej domysły. Jest na ciebie zła, że nie przyznałeś się. Nie umie zrozumieć, dlaczego przed własną rodziną ukrywałeś to, co oni powinni wiedzieć pierwsi.
  – Rafał, proszę...
  W tym momencie do sali weszła moja mama. Uśmiechnęła się szeroko i powiedziała:
  – Dzień dobry, synku! Dobrze spałeś? – nawet w takim momencie nie traciła fasonu. Jakby było oczywiste to, że można spać dwa tygodnie!
  – Mamo, przepraszam...
  – Nie musisz. Rafał już mi wszystko wytłumaczył. To bardzo fajny chłopak. Cieszę się, że ktoś ci daje szczęście.
  Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. A ja bałem się przyznać do tego, że jestem pedałem! Teraz mi łzy płynęły ciurkiem. Jaki ja byłem głupi!
  Później pojawiła się siorka z dziećmi. Nikt im nie tłumaczył, kim jest „wujek Rafał”. Zresztą, za bardzo nie pytali. Poznali go wcześniej. Przypadł im do gustu. Z kimś w szpitalu trzeba się było bawić, a ani mama, ani babcia nie przejawiały ochoty na dzikie figle. Pozostał Rafał. Jemu pewnie było ciężko dokazywać z dzieciakami, ale się przełamywał.
  Pewnego wieczoru miałem ciężką rozmowę z siostrą. Homoseksualizm to nie jest najlepszy temat do rozmowy w rodzinie. Okazało się, że kiedy ja leżałem w śpiączce, Rafał, siostra i mama spędzali tu całe dnie i noce. Mama najczęściej przy mnie, a Rafał i siostra na rozmowach. Rafał opowiedział o moim podejściu do siebie, o myślach samobójczych, o nienawiści do własnego pedalstwa. Mika opieprzyła mnie za to tak, że długo jeszcze będę to pamiętał. Dowiedziałem się, jak dobrą i zżytą mam rodzinę.
  Stopniowo nabierałem sił. Rekonwalescencja powypadkowa powoli się kończyła. Wyznaczono już nawet termin mojego wypisu. Miałem jeszcze lekkie kłopoty z chodzeniem, jednak i one ustępowały. W wyniku wypadku miałem lekki niedowład nóg. Nie był on jednak poważny i z każdym dniem się zmniejszał. Wystarczał odpowiedni masaż i ruch.
  Nie spodziewałem się, że droga do domu będzie taka ciężka. Załapałem jakieś dziwne uprzedzenie do jazdy samochodem. Mijane auta wywoływały u mnie lęk i zdenerwowanie. Rafał cały czas trzymał mnie za rękę i coś mówił. Nie pamiętam jego słów. Pamiętam tylko dobroć i troskę. Siostra i mama też mnie wspierały. Jakoś dojechaliśmy. Po rozpakowaniu i przywitaniu z sąsiadami próbowałem trochę pochodzić. Było nie najgorzej, jednak bardzo szybko się męczyłem.
  Okazało się, że i mama, i siostra szły dzisiaj do pracy na nockę. Mama pozwoliła na to, żeby Rafał w ramach opieki został na noc. Dla mnie to sama radość. Nie spędziłem jeszcze z Rafałem żadnej nocy. W każdym razie nie świadomie. Rafał również bardzo chciał zostać. Nie mieliśmy czasu, żeby porozmawiać. Nie mieliśmy czasu być sami. Potrzebowałem jego czułości, z którą przy mojej rodzinie bardzo się hamował.
  Dzień minął mi na nieudolnych próbach chodzenia bez kul. Rafał musiał pójść do domu, dać znać, że już jest, przebrać się, odświeżyć. Wrócił przed osiemnastą, kiedy mama i siostra wychodziły do pracy. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Bardzo mi go brakowało. Nie chciałem i chyba nie umiałem nawet spędzać bez niego czasu. Kochałem go. On kochał mnie.
Wieczorem przyszedł czas na masaż. W szpitalu robiła mi go pielęgniarka. Rafał zwykle przyglądał się temu. Wiem, że zależało mu na tym, żeby się nauczyć.
  Najpierw wykąpałem się. Niesamowita radość, kiedy nie robi się tego pod bacznym okiem ludzi ze szpitala. Poprosiłem Rafała o umycie pleców. Lekko skonsternowany zgodził się. Później położyłem się na łóżku, a Rafał zaczął masaż. Posmarował kremem dłonie i delikatnie dotknął moich stóp. Kciukami lekko naciskał na miejsca między palcami, masował całe stopy.
Później przeszedł wyżej. Zaczął rozmasowywać moje łydki. Robił to z uczuciem, bardzo spokojnie i widać było, że sprawia mu to wielką radość. Mnie również. Potem poprosiłem, żeby położył się koło mnie. Rafał zgodził się i chwilę później patrzyłem na jego twarz. W jego oczy. Leżeliśmy tak, nic nie mówiąc. Słowa tylko psułyby nastrój. Czułem się szczęśliwy. Pierwszy raz leżałem koło swojego kochanego chłopaka. Ręką głaskałem go po głowie, po policzku, po ramieniu. Rafał był lekko zmieszany, może zdenerwowany. On też pierwszy raz znalazł się takiej sytuacji. Przytulił się do mnie całym ciałem. Objął mnie i ścisnął. Leżeliśmy w ten sposób dłuższy czas. Przytuleni, objęci. Niczego bardziej nie pragnąłem. Sytuacja sprawiła, że poczułem podniecenie. Delikatnie zdjąłem Rafałowi koszulkę. Przykrył nas kocem. Nie chciał, żebym go widział, oglądał. Wiedziałem, że to głupie, jednak rozumiałem go i nie upierałem się. On również zdjął mi koszulkę. Zapytał również o to czy może mi zdjąć te krótkie spodnie. Zgodziłem się, chociaż poczułem się lekko skrępowany, ponieważ moje podniecenie dawało znać o sobie w bardzo widoczny sposób. Rafał delikatnie rozpiął mi zamek i zaczął zdejmować mi jeansy. Nie wytrzymałem i objąłem go bardzo mocno. Rafał pocałował mnie w czoło i uśmiechnął się. Zdjął mi spodnie do końca i przytulił się. Pierwszy raz w życiu leżałem przy kimś prawie nagi. Rafał, uśmiechnięty, głaskał mnie wysoko po udzie. Ale wyraźnie widocznego mojego napiętego penisa nie dotknął. Nie odzywał się. W jego oczach widziałem szczęście.
  – Rafał, mogę cię rozebrać? – zapytałem drżącym głosem. – Do naga...
  Zawahał się. Po chwili odpowiedział:
  – Tak...
  Ucieszyłem się niezmiernie. Bardzo chciałem zobaczyć go nago. Poczuć jego ciało blisko swojego. Zdjąłem mu spodnie i bokserki, zobaczyłem wyprężonego penisa, ale szybko odwróciłem wzrok. Przytuliłem się. Było mi cudownie. Bliskość jego ciała sprawiała, że czułem się jak w niebie. Leżeliśmy przytuleni do siebie. Gładziłem jego uda, brzuch, ramiona.
Poprosiłem go, żeby do rana został ze mną w łóżku. Zgodził się z radością. Rozmawialiśmy do trzeciej nad ranem. Później zasnął, a ja leżałem jeszcze długo i patrzyłem na niego, kiedy spał. Miał ładną twarz we śnie. Nie widać było na niej żadnych trosk, rysy twarzy złagodniały. Oddychał równo. Wyglądał niewinnie, jak dziecko.
  Nawet nie spostrzegłem, kiedy zrobiła się szósta z kawałkiem i mama wróciła z pracy. Gdy usłyszałem otwierane drzwi, na chwilę poczułem głęboki paraliż. Ale Rafała już nie było koło mnie. Dostrzegłem go obok, na kanapie, ubranego, przykrytego kocem.
  – Cześć, synku... Czemu nie śpisz? – powiedziała, ściszając jednocześnie głos.
  – Cześć... Wyspałem się w szpitalu za wszystkie czasy. Nie czuję się zmęczony.
  Mama podeszła do mnie i usiadła na krawędzi łóżka. Pogłaskała mnie po głowie.
  – Cieszę się, że jesteś w domu. To był dla wszystkich bardzo ciężki okres. Mam nadzieję, że szybko wrócisz do zdrowia. Chcesz herbaty?
  – Chętnie... – odpowiedziałem, bo po prostu jak najszybciej chciałem wciągnąć spodenki na gołe ciało.
  Mama poszła do kuchni a ja leżałem, myśląc jakim tchórzem byłem. Wiem, że mamę bolał mój brak zaufania, chociaż nigdy mi tego nie powiedziała. Później często w rozmowach poruszaliśmy temat mojego pedalstwa. Mama nigdy nie próbowała mi sugerować, żebym coś z tym robił. Widziała radość, jaką dawał mi Rafał, a ja wiedziałem, że nic innego ponad moje szczęście się dla niej nie liczy. I mówiliśmy o Rafale. Nie poruszaliśmy tylko tematu wypadku. Mama zawsze się wzdrygała i patrzyła na mnie wtedy tak dziwnie. Z uczuciem, troską, jakby strachem. Uśmiechała się jednak i zawsze mówiła, jak jest szczęśliwa, że nic gorszego się nie stało.
  Po kolejnej nocy, podczas której czuwał przy mnie Rafał, który jak zwykle, gdy spałem, nad ranem przeniósł się na kanapę, mama zapytała:
  – Czemu nie śpicie razem?
  Jej pytanie mnie zaskoczyło. Zawstydziłem się.
  – Mamo... Co to za pytanie? Przecież nie musimy spać razem. Poza tym myślę, że Rafał wolał ci zaoszczędzić takiego widoku. Co byś sobie wtedy pomyślała?
  – Wojtku kochany! Wiem, że kochasz Rafała. Rozmawiałam z nim o tym. Nauczyłam się już żyć z myślą, że darzysz uczuciem chłopaka. Rafał to bardzo miły młody człowiek. Chcę, żebyś był szczęśliwy, dlatego panuję nad emocjami. Widok ciebie w jednym łóżku z Rafałem nie sprawiłby mi przykrości. Nie umiem zaakceptować myśli o tym, co możecie w łóżku razem robić, bo wiem, ze możecie, ale to nie moja sprawa.
  – Mamo, a uwierzysz, że z Rafałem nic w łóżku nie robimy? Nie odczuwam potrzeby seksu z nim. Potrzebuję jego obecności. Rozmów z nim. Jego głosu, bliskości. Chcę z nim spędzać wiele czasu, a sam seks jest w tym wszystkim najmniej ważny.
  Teraz ja ją zaskoczyłem.
  – Rozumiem – powiedziała z lekkim uśmiechem podziwu. – Wyrosłeś na wspaniałego człowieka. Cieszę się, że miałam jakiś wpływ na to.
  Zaskakiwała mnie rozmowa z mamą. Rzadko prowadziliśmy wcześniej takie osobiste dyskusje.
  – Wiesz, kiedy leżałeś w szpitalu, przeraziła mnie jedna rzecz. Dotarło do mnie, jak mało o tobie wiem. Wystraszyłam się, że przez zbieg okoliczności mogę się już nigdy więcej niczego o tobie nie dowiedzieć. Dlatego teraz chcę jak najwięcej czasu spędzać na rozmowach z tobą.
  Wzruszyłem się. Zamknąłem oczy.
  Kiedyś na finał takiej rozmowy przyszedł Rafał. Przywitał się z moją mamą. Usiadł na łóżku. Nie zabierał głosu. Teraz milczeliśmy we trójkę. Było mi głupio. Widziałem po ich twarzach, że bardzo cieszą się z tego, że jestem. Każdy z innego powodu. A ja cieszyłem się, że ich mam. Rafał wziął mnie za rękę i delikatnie po niej głaskał. Mama, która po nocy ani na chwilę się nie położyła, teraz po prostu zasnęła. Rafał przykrył ją kocem, a sam wpakował mi się pod kołdrę. Przytulił się, trzymając mi rękę na brzuchu. Leżał na boku i patrzył na mnie.
  – Nigdy nie myślałem, że będę kogoś tak potrzebował – szepnął i zamknął oczy.
  – Dziękuję, Rafał – objąłem go. Leżeliśmy tak, że Rafał trzymał mi głowę na klatce piersiowej.
  Zasnęliśmy. Obudziła nas mama.
  – Wstawać, śpiochy! Dwunasta. Ja też zaspałam. Zamiast obiadu, spóźnione śniadanie! – a w pokoju pachniało jajecznicą na szynce z cebulką. Na stole w kubkach parowało kakao.
  Rafał przeciągnął się i ponownie przywitał się z moją mamą. Mama uśmiechnęła się.
  – Wstawać, kakao stygnie. Zaraz przyjdzie Mika z dzieciakami. Chyba nie chcecie im tłumaczyć, dlaczego śpicie razem – i to od razu poskutkowało.
  Chwilę później pałaszowaliśmy śniadanie, ale prawie w tym samym czasie przyszła Mika z bąblami, które od razu zawisły na ramieniu Rafała, nie dając mu spokojnie zjeść. Potem wszyscy wyszliśmy na dwór. Potrzebowałem ruchu. Starałem się chodzić bez kul, ale nie najlepiej mi się to udawało. Rafał biegał po trawniku, za nim dzieci, a za nimi nasz pies. Wszyscy w doskonałych humorach. Słońce prażyło, jednak lekki wietrzyk skutecznie chłodził moją twarz. Trochę bolała mnie głowa. Skryłem się na huśtawce w cieniu i stamtąd obserwowałem siostrę rozmawiającą z mamą i dzieciaki bawiące się z psem i Rafałem. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem. Było mi przyjemnie. Obudziłem się godzinę później. Bąble niezmordowanie i zaciekle eksploatowały Rafała, który wyglądał, jakby miał już dość, jednak dzielnie się trzymał. Coraz bardziej głowa mnie bolała. Nie zauważyłem, kiedy zaczęła mi lecieć krew z nosa. Dopiero, gdy w ustach poczułem smak krwi...
  – Mamo... – zamigotało mi przed oczami. – Coś jest nie tak... – i zemdlałem.
  Następna pobudka w szpitalu. Przy łóżku zatroskane twarze mamy i siostry. Widać jeszcze ślady łez na policzkach mamy.
  – Co się stało? Gdzie jest Rafał?
  – Rozmawia z lekarzem – odpowiedziała Mika i odwróciła głowę, żebym nie widział, że płacze. Drgające ramiona ją zdradzały.
   ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin