Karol May -Leśny Upiór.pdf

(503 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
May Karol - Leśny Upiór
TYTUŁ ORYGINAŁU: DAS BUSCHGESPENST II
TŁUMACZENIE ZBIGNIEW JANKOWSKI
ZASTAWIONA PUŁAPKA
Następnego dnia, była środa popielcowa. Cały świat miał tego lutowego poranka szare i wyblakłe
oblicze. A Fritz Seidelmann już od najwcześniejszych godzin, trzęsąc się z zimna, przemierzał
ulice i zaułki, sąsiadującego z Hohenthal miasteczka. Na koniec swej wędrówki dotarł wreszcie do
małej drogerii „Pod Błękitną Gwiazdą”, przemknął pod szerokim łukiem bramy, przeciął
pospiesznie podwórze i zniknął w oficynie, gdzie na pierwszym piętrze zapukał do drzwi.
Otworzyła mu starsza pani i na jego pytanie o kupca Michalowskiego zaprowadziła go do pokoju
gościnnego, gdzie ruchliwy, krępy mężczyzna w średnim wieku, zajęty był. w przerwach pomiędzy
myciem zębów, a przeczesywaniem fryzury, popijaniem porannej kawy. Jegomość ze szczoteczką
do zębów w ręce spojrzał z oburzeniem na intruza, ale jego wzrok rozchmurzył się natychmiast,
gdy spostrzegł Fritza Seidelmanna.
- Ach. to pan! Serdecznie witam! Jedną chwileczkę! Zaraz będę do pańskiej dyspozycji. Proszę,
niech pan siada!
Mówiąc to niemal własnoręcznie usadowił gościa na staromodnej, wyjedzonej przez robaki sofie.
- A teraz mój przyjacielu, niech pan mówi co pana sprowadza? Czy pański ojciec powiedział już
panu o naszym nowy m przedsięwzięciu? Otóż zamierzamy...
Fritz jednak przerwał mówiącemu.
- Nie panie Spengler, nie wiem nic o tym interesie i przychodzę tutaj w zupełnie innej sprawie.
- Ach. rozumiem! - Splengler odłożył w końcu szczoteczkę do zębów na bok i podszedł do stołu,
aby dopić resztkę swej kawy.
- Zatem niech pan opowiada, o co chodzi?
I Fritz opowiedział wszystko o balu maskowym, o Edwardzie Huserze. Angelice Hofmann.
tajemniczym nieznajomym i o swoich perypetiach z rym związanych i wreszcie o dalszych planach
odnośnie tej historii.
Spenglera spoważniał. Na pierwszy rzut oka sprawiał on wrażenie dobrodusznego lekkoducha, jego
zawsze śmiejące się oczy nadawały twarzy niemal przyjacielski wyraz. Teraz jednak brwi miał
ściągnięte, a jego spojrzenie było posępne i groźne.
Gdy tylko Fritz skończył mówić, zerwał się z krzesła podniecony.
- Koronki zaszyte w marynarce? I tamten nic o tym nie wie? Naprawdę dobrze pan to wymyślił!
Teraz trzeba jeszcze tak zrobić, aby poszedł w tej marynarce przez granicę.
- Na tym właśnie polega nasz plan. Brakuje nam tylko kogoś umiejącego dochować tajemnicy,
kogoś kto potrafiłby, znajdując ku temu odpowiedni pretekst, nakłonić chłopaka do czegoś
takiego.
- Hm! - zadumał się Spengler na chwilę - Właściwie, to już chciałem się tego podjąć. Muszę jednak
wyznać, że cały ten plan, w jego obecnej postaci, ma pewne słabe strony. Niech pan posłucha!
Otóż cóż takiego może spotkać tego Hausera, gdyby znaleziono przy nim jakieś koronki? W
najlepszym razie zostaną mu zabrane, a on stanie się podejrzliwy jak nigdy dotąd. Co się zaś
tyczy listu do Straucha, to na pewno z tego wybrnie. W taki sposób więc nie uda się go załatwić.
Trudno bowiem wszystko przewidzieć. Mogą przecież zajść takie okoliczności, w świetle
których okaże się; że jest on zupełnie niewinny. I co wtedy? W takim przypadku, broń której
użyliśmy mogłaby obrócić się przeciwko nam.
- Ależ nie. byłem przy tym wszystkim bardzo ostrożny! - zaperzył się Fritz. - Nikt więc nie będzie
mógł powiedzieć, że te koronki zostały mu wszyte potajemnie, a już tym bardziej, że ja byłem
tego sprawcą.
- Wierz, lecz bacz komu wierzysz! - mruknął do siebie Spengler. - Często wpadamy w pułapkę
tam, gdzie się jej najmniej spodziewamy. A zbyt wielka pewność siebie, już niejednego
przewiodła do zguby.
Fritz Seidelmann nie potrafił ukryć rozczarowania.
- Czy to znaczy, że nie chce nam pan pomóc w tej sprawie? - spytał z trwogą.
Odpowiedź Spenglera była natychmiastowa.
- Czy ja coś takiego mówiłem? Chłopak ma okazać się szmuglerem,. ale trzeba uczynić to w
odpowiedni sposób. To oczywiste. Chcę tylko mieć pewność i dlatego rozważam wszelkie
możliwości, jak choćby tę: co będzie jeśli przypadkiem ktoś zobaczy albo znajdzie u was. te
koronki?
- Kto chciałby ich u nas szukać? Zresztą mamy je tak dobrze ukryte, że nikt nie mógłby ich
znaleźć, a na wszelki wypadek schowam w bezpiecznym miejscu także i nici, którymi
zszywałem marynarkę Hausera.
- Takie postępowanie mogę pochwalić. Najważniejszą sprawą pozostanie jednak to, aby Hauser nie
dał się zatrzymać dobrowolnie, lecz by stawiał opór, a nawet podjął się próby ucieczki.
- O tym także już myśleliśmy. Ale tego nie da się zrobić.
- Nie ma takich rzeczy, których nie da się zrobić. - oświadczył Spengler - Nie należy być tylko
głupcem. Niech pan pozwoli mi się zastanowić!
Przeszedł kilka razy po pokoju, a potem zatrzymał się nagle przed Fritzem.
- Czy nie dałoby się. niby przypadkiem, spotkać gdzieś tego Hausera? Ale musi to nastąpić jak
najprędzej. Najlepiej jeszcze dziś.
- Coś takiego jest do załatwienia. Jednak w tym celu musiałby pan pójść ze mną do Hohenthal,
naturalnie zmieniwszy nieco swój wygląd. Być może będzie pan musiał, posłużyć się wobec
Hausera jakąś sztuczką. Chodzi o to, aby potem nie mógł on powiedzieć, że człowiek, z którym
rozmawiał wyglądał tak. a nie inaczej. No, bo gdyby okazało się. że opis tego człowieka pasuje
do nijakiego Spenglera czyli kupca Michalowskiego. to cała sprawa mogłaby się wydać.
- Ma pan całkowitą rację - przytaknął Spengler. - Zatroszczę się o to. A teraz niech mi pan opisze
tego Hausera najdokładniej jak można!
Fritz Seidelmann spełnił to życzenie, zaś Spengler wysłuchał wszystkiego z uwagą.
- To co pan powiedział, wystarczy, aby móc go natychmiast rozpoznać - stwierdził na koniec. - Już
ja się nim zajmę, popamięta mnie jeszcze. Tak się koło niego zakrzątnę. że mu to bokiem
wyjdzie. Czy jest pan pewien, że on rzeczywiście pozostaje na usługach tego obcego?
- Tak, przecież on sam to powiedział. Inaczej nigdy bym na to nie wpadł, że on otrzymał nagle
pieniądze od tego tajemniczego łajdaka. Przecież Hauser to gotysz.
- No dobrze! - oświadczył Spengler z pewnością siebie. - W takim razie on sam mi powie kim jest
ów obcy.
- Co takiego? - krzyknął młody Seidelmann. - Twierdzi pan. że Hauser sam panu to wyjawi? I to
dobrowolnie? Jak pan chce tego dokonać?
- Bardzo prosto. Przedstawię się mu jako bliski zaufany tego człowieka. To najszybszy i
najpewniejszy sposób.
- O ile Hauser uwierzy w to co pan mówi!
- Już ja się o to postaram.
- No. a jak nakłoni go pan, aby zechciał przejść granicę i gdyby doszło co do czego, przeciwstawił
się celnikom i straży granicznej?
- Powierzę mu pewną przesyłkę, o której istnieniu nikt nie powinien się dowiedzieć, przede
wszystkim granicznicy.
- Paczkę ze szmuglem? Ależ w ten sposób od razu pan się zdradzi! Ktoś nieznajomy nie namówi
go przecież na szmugiel.
- Kto tu mówi o jakieś kontrabandzie? - spytał Spengler tonem wyższości. - Przesyłka będzie
zawierała ważne dokumenty, których treść z czysto urzędowych powodów zachowana musi
zostać w tajemnicy. To dlatego Hauser będzie musiał ukryć je również przed pogranicznikami.
- Przecież to lipny numer. Niech mi pan wybaczy te ostre słowa. panie Spengler! Tylko, że w tym
przypadku akurat, może się powieść! Ten niedoświadczony chłopak powinien dać się na to
nabrać. A czy posiada pan właśnie takie dokumenty?
Spengler roześmiał się od ucha do ucha.
- Mój drogi! Jak może pan w ogóle o coś takiego pytać! Do tego potrzeba jedynie trochę papieru,
atramentu i pióro! Później sporządzę to. co niezbędne. A zawartość owych dokumentów, które
przedstawię Hauserowi, będzie taka, że od razu uwierzy on w ich prawdziwość. Co więcej,
będzie dumny, że to właśnie jemu zostały powierzone. To mamy więc załatwione. A teraz
jeszcze jedna sprawa. W jaki sposób powinien wyjść na światło dzienne fakt, że Strauch
otrzymał ów list z podpisem Hausera, jako Leśnego Upiora? Jak go znam, będzie chciał tę
sprawę zataić?
- Na pewno. I dlatego mam zamiar zaraz go odszukać i nakłonić do złożenia donosu.
- Tak to słuszne rozwiązanie - zgodził się zamyślony Spengler. - W najgorszym razie, pan złoży
doniesienie na Straucha. Najpierw jednak, niech pan z nim porozmawia! Ja w tym czasie
przygotuję wspomniane dokumenty i zmienię trochę swój wygląd. A o potrzebne do tego rzeczy
zaraz się wystaram.
- No. no! - stwierdził Seidelmann głosem podziwu. - Jest pan człowiekiem, dla którego żadne
kłopoty po prostu nie istnieją.
Spengler zaśmiał się.
- Owszem jestem kimś takim. A teraz niech pan słucha dalej! Spotkamy się później i ruszymy
wspólnie do Hohenthal. Póki zaś nie dojdziemy do samej wsi, możemy spokojnie trzymać się
razem.
- A gdzie spotkamy się tu. w mieście?
- Proponuję skrzyżowanie ulic. niedaleko gospody „Pod Złotymi Wolami”. Za jakąś dobrą godzinę
będę tam na pana czekał. Czy to panu odpowiada?
- Oczywiście!
Krótki i serdeczny uścisk dłoni zakończył ich spotkanie.
* * *
Kilka minut później Fritz Seidelmann pojawił się w mieszkaniu swego przyjaciela Straucha, który
przyjął go bez entuzjazmu.
- No, stary druchu, a cóż to za kwaśna mina? - spytał Fritz. - Chyba słyszałeś już o tym. co się
wczoraj zdarzyło?
Strauch był wyraźnie zmieszany.
- Tak - bąknął. - To idiotyczna historia!
- Za którą całą winę ponosisz wyłącznie ty sam!
- Ja? - próbował oburzyć się Strauch.
Ale Fritz Seidelmann nie dal się zbić z tropu.
- No, a któżby inny? Skandal, który wybuchł wczoraj wieczorem w całości należy zapisać jedynie
na twoje konto. I nie próbuj zwalać winy na kogoś innego! Wiem wszystko. Powiedz mi mój
drogi, dlaczego to wczoraj nie przyszedłeś na bal?
Strauch westchnął głęboko i podniósł brwi.
- Taaak. spotkało mnie nieszczęście. Byłem chory, naprawdę bardzo chory. Nie wierzysz? Moje
serce, ach, moje biedne serce...
Seidelmann przerwał mu rechocząc.
- Ależ tak, tak, twoje serce! To ono nie miało odwagi przeciwstawić się Leśnemu Upiorowi.
Gospodarz zdębiał i wpatrywał się w swego gościa nieprzytomnym wzrokiem.
- Co powiedziałeś? Leśnemu Upiorowi?
- No jasne. A może chcesz zaprzeczyć, że nie otrzymałeś tajemniczego listu od przywódcy
szmuglerów?
Strauch omal nie zamienił się w słup soli. Jego największa tajemnica, która od dwóch dni
doszczętnie zatruwała mu życic, jakimś cudem znajdowała się w rękach kogoś innego! Co w takim
razie z tego wyniknie? Na myśl o pogróżkach Leśnego Upiora, po plecach przebiegi mu zimny
dreszcz. Bezradnym i błagalnym wzrokiem spojrzał na Fntza Seidelmanna. który stal przed nim i
śmiał się szyderczo.
- Nie mogę zaprzeczyć - powiedział i spuścił głowę. - List jest u mnie...
Słysząc to Seidelmann od razu wpadł mu w słowo.
- Rzeczywiście jest jeszcze u ciebie? To wspaniale! Pokaż go! Stauch w poszukiwaniu
nieszczęsnego listu, zaczął przekładać drobiazgowo papiery na swym biurku.
- Mam! - powiedział w końcu, a Fritz Seidelmann poczuł się w tej chwili zwycięzcą.
- Z tym listem, - wyjaśnił i stuknął palcem w papier aż ten zaszeleścił - z tym listem udasz się na
policję i złożysz doniesienie!
Słowa te sprawiły, że Strauch skoczył do góry, niczym ukąszony przez węża.
- Co? Złożyć doniesienie? Czyś ty oszalał?
- No, no, nie pozwalaj sobie!
- Jak to? Mam sprowadzić na siebie śmiertelne niebezpieczeństwo? Tego nie możesz ode mnie
żądać! Jeszcze się nie urodził nikt taki. kto by miał zamiar zadrzeć z leśnym upiorem. Proszę,
może ty miałbyś na to ochotę?
- Ja? - spytał Seidelmann. - Z radością przyczynię się do unieszkodliwienia tego łajdaka. I postaram
się udowodnić ci to.
- Co takiego? Chcesz tego dowieść! Ja ze swej strony...
- Ty ze swej strony nie musisz robić już nic więcej, wystarczy żebyś tylko oddał mi ten list, a ja
udam się z nim na policję i złożę...
- Fritz, nie skazuj mnie na śmierć! Błagam cię!
- Też coś! Nie wygaduj takich bzdur! Jesteś zwykłym tchórzem!
- A ty nie wiesz. co...
- Wiem i to bardzo dobrze. Pozwól mi działać! Przecież cała ta sprawa jest śmiechu warta.
Mówiłem ci już. że nie boję się zadrzeć z Leśnym Upiorem, zresztą dowiedziałem się kto jest
autorem tego listu.
- Wiesz kto...? - wyjąkał Strauch - Znaczy się... wiesz, kto jest Leśnym Upiorem?
- Oczywiście! Jest nim młody Hauser, ten z Hohenthal.
- Hauser? Syn tkacza?
- Nikt inny. tylko właśnie on! No. ryzykuje teraz własnym życiem, bowiem w ciągu kilku
najbliższych dni zostanie przyłapany na granicy jako osoba trudniąca się przemytem. To już
załatwione.
Z piersi przerażonego pana Straucha wydobyło się pełne ulgi westchnienie.
- Bogu niech będą dzięki! - powiedział wolno, trzęsącym się głosem. - Czuję, jakby spadł mi z
serca ogromny ciężar. A skoro tak, to nie muszę już niczego więcej przed tobą ukrywać.
- A więc i owego listu, z którym należy...
- Naturalnie i tego listu również. Uczyń z nim co zechcesz! Tylko żebym nie miał z, tego powodu
jakiś nieprzyjemności. Wiesz jak tu w mieście łatwo zszargać sobie opinię. No, ale opowiadaj
dalej! A więc ten Hauser jest...
I rozmowa potoczyła się. Fritz nie mógł w tej sytuacji odmówić, opowiadał więc żywo i z polotem,
chociaż bardzo się przy tym pilnował, aby przypadkiem nie wtajemniczyć Straucha w coś. czego
tamten nie musiał wiedzieć. Skończyło się zaś na tym, że obaj rozstali się w zgodzie i przyjaźni, a
Seidelmann prócz tego wyszedł stamtąd listem, który zamierzał złożyć na policji.
Wcześniej jednak udał się na skrzyżowanie ulic koło oberży „Pod Złotymi Wołami”, aby
powiadomić Spenglera. o rezultatach rozmowy ze Strauchem.
Gdy doszedł do rogu, dostrzegł nie opodal dobrze ubranego, otyłego mężczyznę, w którym, mimo
iż tamten nosił kunsztowną brodę, perukę i okulary, rozpoznał natychmiast swego wspólnika. I
rzeczywiście był to Splengler, który udając znudzonego wpatrywał się w nawierzchnię ulicy,
jednak gdy tylko pojawił się młody Seidelmann, uniósł głowę do góry, jakby coś go nagle
zdumiało.
- Kogo ja widzę? Czy to aby nie Fritz Seidelmann z Hohenthal. syn mojego przyjaciela i
kontrahenta? Nie mogę uwierzyć. Gdzie to pan podąża o tak wczesnej porze?
Seidelmann również udał zaskoczenie, nie mógł bowiem wiedzieć czy przypadkiem ktoś ich nie
obserwuje.
Zaraz jednak obaj przeszli do właściwego tematu spotkania.
- No i jak poszło u Straucha? - spytał przytłumionym głosem Spengler.
- Staruch wzbraniał się przed złożeniem doniesienia - zabrzmiała odpowiedź. - Ale udało mi się za
to wyciągnąć od niego list. Tak więc. to ja pójdę z tym na policję. Tu jest to pismo!
Spengler przejrzał list i pokiwał z zadowoleniem głową.
- Nie ma wątpliwości, że list zawiera pogróżki i jestem przekonam, że Hausera spotka za to kara.
Kiedy zamierza pan to załatwić?
- Od razu. Chyba, że ma pan inny pogląd na tę sprawę?
- Istotnie, bowiem musiałbym czekać tutaj na pana przynajmniej jeszcze z godzinę, a przecież
mamy się wspólnie udać do Hohenthal. Poza tym, może byłoby lepiej, gdyby zaczekał pan na
rezultat moich „pertraktacji” z chłopakiem. Niewykluczone, że dzięki nim policja otrzymałaby
także dokładny „cynk”, odnośnie miejsca i godziny, a więc gdzie i kiedy mogłaby pochwycić na
gorącym uczynku owego Leśnego Upiora.
Argumenty te. trafiły Seidelmannowi do przekonania, aczkolwiek nie przyszło mu na myśl, że
powinien może najpierw wrócić do domu. mimo. że nie złożył jeszcze tego jakże ważnego
doniesienia.
- Ma pan rację - przytaknął. - Uważam tylko, że należy zaraz zawiadomić Straucha o tej zwłoce.
Mógłby popełnić jeszcze jakieś głupstwo, którym wszystko by zepsuł i... ale co to, stop! -
przerwał samemu sobie. - Coś mi się zdaje, że szczęśliwym trafem nasza sprawa zmierza ku
oczekiwanemu rozwiązaniu.
Wskazał na prawo, w dół ulicy’
- Widzi pan tego młodzieńca z paczką w ręce? To jest Hauser!
- Nasz Leśny Upiór? - krzyknął Spengler radośnie zaskoczony. - No to wspaniale się składa!
Cofnijmy się trochę do bramy, żeby nas nie zobaczył!
- O tak! A teraz... och, niech pan patrzy, on wchodzi do budynku po tamtej stronie ulicy. Nie
domyśla się pan po co? Idzie oddać swój maskowy kostium.
- Gdy tylko stamtąd wyjdzie, natychmiast ruszę za nim. Bez względu na cokolwiek, muszę z nim
porozmawiać - oświadczył Spengler krótko i zdecydowanie. - Panu zaś, mój drogi radzę w
Zgłoś jeśli naruszono regulamin