Sandemo Margit - Opowieści 21 - Przybysz z dalekich stron.pdf

(392 KB) Pobierz
MARGIT SANDEMO
MARGIT SANDEMO
PRZYBYSZ Z DALEKICH STRON
Z norweskiego przełożyła
LUCYNA CHOMICZ-DĄBROWSKA
POL-NORDICA Publishing Sp. z o.o.
Otwock 1997
1
ROZDZIAŁ I
Pięć dni po Wielkanocy rozdzwoniły się kościelne dzwony, a wokół pól i łąk ruszyła
procesja wiernych z krzyżami i obrazami świętych. Na jej czele szedł ksiądz z kropidłem i
święcił ziemie przeznaczone pod uprawy.
Z przodu, tuż za kapłanem i zakonnikami, kroczyły dwie młodziutkie panny: Tova,
najmłodsza latorośl rycerza Gudmunda, uwielbiana przez swego ojca, oraz Sigrid, córka
najbogatszego gospodarza we wsi. Takiego wyróżnienia dostąpiły nieprzypadkowo. W
górskich wioskach nadal żywa była wiara, że dziewice mogą wybłagać urodzaj -
pozostałość po pogańskich obyczajach.
Sigrid, bardzo przejęta swą rolą, zaciskała kurczowo dłonie wokół krzyża i zanosiła
gorące modlitwy do nieba o łaskę dla ziemi budzącej się powoli z zimowego snu:
- Ziemio czarna, przyjmij nasze ziarna na siew i otul je starannie. Chroń kiełki od mrozu i
suszy! Pozwól słońcu je ogrzać, ale nie za bardzo, bo i deszcz jest im potrzebny! Dobry
Boże, spójrz na nas łaskawym okiem i obdarz urodzajem!
Ale choć modliła się z żarem, nietrudno się było domyślić, że tak naprawdę kieruje się
dość egoistycznymi pobudkami. Zdawało się, że powtarza po cichu: Spraw, o Panie, by
zboże pięknie urosło, żeby wszyscy mnie chwalili za skuteczne modły.
Myśli Tovy nie były takie pobożne.
Ta dziewczyna o łagodnym spojrzeniu i promiennym uśmiechu, już nie dziecko, a jeszcze
nie kobieta, miała dość złożoną osobowość. Bardzo wrażliwa, kierowała się szczerym
współczuciem wobec bliźnich i wierzyła, że w każdym człowieku tkwi dobro. Pod
względem wierności i lojalności nie miała sobie równych. Ale mina niewiniątka mogła
zwieść niejednego! Figlarne błyski, zapalające się w oczach dziewczyny, zdradzały
nieprawdopodobną radość życia, której nie stłumiły ani ciężkie czasy, ani ciągłe
utyskiwania matki.
- Najświętsza Matko naszego Pana - szeptała Tova, uśmiechając się przekornie na widok
rozmodlonej Sigrid. - Spraw, bym przeżyła coś niezwykłego! Wiesz, czego pragnę
najgoręcej: miłości. Nie pozwól, bym została poślubiona jakiemuś nudnemu właścicielowi
bogatego dworu, wybranemu przez ojca. Bo ojciec, niestety, nie ma dobrej ręki. Co
prawda moje starsze siostry, dumne panie na włościach, wydają się być zadowolone z
wyboru, jakiego dla nich dokonał, ja jednak wiem, że nie byłabym na ich miejscu
szczęśliwa.
Tova za wszelką cenę usiłowała zagłuszyć w sobie wewnętrzny głos, który podpowiadał,
że, niestety, jej losy potoczą się dokładnie tak samo jak losy jej sióstr.
2
Na ustach dziewczyny znów pojawił się figlarny uśmiech. Ciekawe, co zakonnicy noszą
pod habitem, zastanawiała się nieprzystojnie, z trudem tłumiąc ogarniającą ją wesołość.
Na przykład ci dwaj młodzi, którzy mają takie smutne twarze?
Sigrid chyba dosłyszała parsknięcie, bo popatrzyła na Tovę surowo. Ale córka rycerza
szybko przybrała poważną minę. Ksiądz, który także odwrócił głowę, na widok czystego,
niewinnego spojrzenia dziewczęcia poczuł zalewającą go falę wzruszenia.
Myśli Tovy tymczasem znów odbiegły od religijnej ceremonii.
Niebawem osiągnie dojrzałość do małżeństwa. Dreszcz lęku, a zarazem oczekiwania
wstrząsnął jej ciałem. Zrozumiała, że budzi się w niej kobieta.
Ojciec nie rozmawiał z nią jeszcze o zamążpójściu. Matka miała zresztą o to ciągłe
pretensje. „Nie chcesz jej stracić”, wyrzucała mężowi. „Pozostałym dzieciom pozwoliłeś
odejść, ale tej najmłodszej, która urodziła się, gdy tamte były już dorosłe, nie masz serca
oddać nikomu. W okolicy aż huczy od plotek o tym, jak ją rozpieszczasz”.
Akurat w tej sprawie matka Tovy żywiła niesłuszny żal. Rycerz, właśnie dlatego, że
bardzo kochał swą najmłodszą córkę, okazywał jej szczególną surowość. Nie pozwalał
jej nigdzie samej chodzić, nie wolno jej było bawić się z innymi dziećmi ani przebywać na
powietrzu w chłodne dni.
Najbardziej lubił te chwile, kiedy zasiadała u jego stóp i wysłuchiwała opowieści z
dalekiego świata, którego taki kawał przemierzył. Z ochotą przekazywał córce swą
mądrość i doświadczenie, może dlatego, że nikt poza nią nie miał cierpliwości go
słuchać?
Tova zamyślona przyspieszyła kroku i omal nie zaplątała się w habit idącego przed nią
zakonnika. Przystanęła więc i zaczekała na Sigrid. Kiedy ta jednak posłała jej pełne
wyrzutów spojrzenie, Tova z wysiłkiem przybrała śmiertelnie poważną minę.
Wysoko na wzgórzu, pod szczytem Skarvannfjell, zatrzymali się dwaj jeźdźcy i powiedli
nieprzychylnym wzrokiem po przechodzącej procesji.
- Tam jest - odezwał się jeden z nich głosem śliskim jak skóra węgorza. - Idzie tuż za
mnichami! Ta jasnowłosa dziewczyna z prawej strony to właśnie córka rycerza
Gudmunda. Co prawda nie widać jej stąd dokładnie, ale zapewniam cię, że to niezwykle
urodziwe dziecko. Przyjrzałem się jej kiedyś z bliska. Spójrz na te włosy połyskujące
złotem w promieniach słonecznych! A cerę ma delikatną jak płatki róży. Zapamiętaj ją,
Ravn!
- Po co?
3
- Dowiesz się, kiedy wrócimy do naszego dworu nad fiordem. Teraz obejrzyj sobie dwór
rycerza i zwróć uwagę na rozkład zabudowań. Widzisz ten lśniący dach? Tam mieszka
dziewczynka. Chodź już, wracamy!
Następnego dnia późnym wieczorem dwaj ciemnowłosi mężczyźni dotarli do dworu
Grindom położonego nad wodami fiordu. Skierowali się w stronę starego pałacu
należącego niegdyś do potężnych jarlów. Obecnie mieszkał tam cieszący się złą sławą
zawistny i podejrzliwy Grjot.
Nie została mu przyznana godność rycerza, choć w jego rękach znajdował się
najpotężniejszy dwór nad fiordem. Nie miał spadkobierców, gdyż „czarna śmierć” przed
trzydziestoma laty zabrała mu żonę. Wiedział, że jeśli nie poślubi kobiety, która równa mu
będzie stanem, skaże swój ród na wymarcie. Nałożnice i dzieci z nieprawego łoża wszak
się nie liczyły.
Dwaj przybyli mężczyźni zbliżyli się do stojącego na podwyższeniu wysokiego krzesła,
na którym zasiadał dostojny Grjot.
- Ravn ją widział - oznajmił Fredrik, mężczyzna w średnim wieku. - Wie już, co ma robić.
- Nie - zaprotestował młodzieniec. - Nikt mi jeszcze nie wyjawił, jakie mnie czeka
zadanie.
Ciemne oczy i niesforne czarne włosy zdradzały jego obce pochodzenie. Dawno temu,
kiedy norwescy jarlowie zostali zmuszeni do oddania swych najlepszych lenn u wybrzeży
Morza Śródziemnego królowi Szkocji, jeden z przodków Grjota przywiózł z Katanii do
Norwegii niewolnika, którego potomkiem był właśnie Ravn.
Przebiegły Grjot wziął osieroconego we wczesnym dzieciństwie chłopca na wychowanie.
Wpoił mu hart, bezwzględność i wierność aż po grób. Chłopak otaczał swego opiekuna
największym uwielbieniem, uznawał wyłącznie jego autorytet i gotów był spełnić każdy
jego rozkaz. Grjot zamierzał uczynić z niego wojownika - najlepszego z najlepszych,
wolnego człowieka, bo, jak powtarzał, nie wierzy, iż przodkowie chłopca byli
niewolnikami. W głębi serca Ravn również przeczuwał, że pochodzi ze znamienitego
rodu. Chłopak dorastał w świecie mężczyzn, twardych mężczyzn. Żadna kobieta nie
miała prawa zakłócić reguł jego wychowania dobrocią i sentymentalną czułostkowością.
Ravn trwał więc w przekonaniu, że okrucieństwo i przemoc stanowią kwintesencję życia,
i nie zdawał sobie sprawy, jak wielką krzywdę wyrządził mu opiekun, pozbawiając go
wszelkiego człowieczeństwa i całkowicie podporządkowując go swoim kaprysom.
- Posłuchaj, Ravn - zaczął Grjot. - Wiesz, że niegdyś mój ród panował nad tą krainą.
Okoliczne wioski należały do mych przodków, zanim postanowili wyprawić się na zachód
4
i dalej na południe. Kiedy powrócili z Katanii do kraju, ród Gudmunda zdążył zagarnąć
wszystko. Jedyne, co nam pozostało, to wąski pas nabrzeża. Żyzne pola i obfitujące w
zwierzynę lasy zostały nam odebrane. Uczepiliśmy się tego skrawka ziemi, tego ugoru,
który ledwie jest w stanie nas wyżywić.
Mówiąc tak mocno przesadzał, gdyż u wód fiordu plony były zawsze lepsze niż w głębi
lądu. Kiedy tu już zieleniły się brzozy, wysoko w górskich wioskach drzewa trwały w
zimowym uśpieniu. Ale Grjot chętnie garnął do siebie wszystko, nawet cudzą własność.
- Prosiłem Gudmunda, by oddał mi ziemie, które mi się prawowicie należą. Groziłem mu,
żebrałem, błagałem. Próbowałem układów, uciekałem się do przemocy. Niestety, na
darmo. Gudmund jest silny i wie o tym doskonale. Odkryłem jednak jego słaby punkt... -
Grjot zamilkł na chwilę, Ravn zaś czekał cierpliwie. Jego twarz o obcych rysach zdawała
się nieruchoma, niczym wykuta w kamieniu. - Tym czułym punktem jest jego córka -
wycedził Grjot, pochylając się do przodu. - Przyprowadź mi to dziecko, Ravn! Tylko ty
jesteś na tyle sprytny i nieulękły, by tego dokonać.
- Po co ci ona, panie?
Grjot wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, a jego długi spiczasty nos omal nie zetknął
się z wystającą brodą.
- Zażądam od Gudmunda zwrotu wszystkich dóbr zagarniętych przez jego ród w zamian
za uwolnienie jego córki.
- To może okazać się trudne - wtrącił Fredrik przymilnym głosem. - Król...
- Król? - parsknął Grjot. - Królem jest dziecko, które nie opuszcza granic Danii i pozwala
rządzić swej matce. Norweskie prowincje nic go nie obchodzą! Zapamiętaj tylko jedno,
Ravn - zwrócił się do swego wojownika. - Dziewczynie włos nie może spaść z głowy, bo
stanie się dla nas bezwartościowa. Od tego zależy życie, twoje i jej! Rozumiesz?
Ravn skinął głową.
- Może byś ją poślubił, panie? - zapytał Fredrik. - Nie sądzisz, że to dobry pomysł?
- Poślubić? - zaśmiał się szyderczo Grjot - Ostatnio gdy ją widziałem, nie umiała jeszcze
dobrze mówić. A to było nie tak znów dawno. Jeszcze wiele lat upłynie, nim dziewczyna
osiągnie odpowiedni do zamążpójścia wiek. Nie zamierzam czekać tak długo.
Fredrik pokiwał głową z udawanym zrozumieniem.
- Rzeczywiście, masz rację, panie. Jest za młoda - stwierdził, a w myślach dopowiedział:
A ty jesteś stary cap, umrzesz, nim ta mała dorośnie.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin