12. Nora Roberts - Reguły gry.pdf

(521 KB) Pobierz
Nora Roberts
NORA ROBERTS
REGUŁY GRY
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Marge Whittier, to twoja szansa na wygranie dziesięciu tysięcy dolarów. Jesteś
gotowa?
Marge Whittier, czterdziestoośmioletnia nauczycielka z Kansas City, babcia dwójki
wnucząt, drgnęła niespokojnie w fotelu. Oświetlały ją reflektory, w uszach dudniła muzyka.
Była bliska paniki.
- Tak, jestem gotowa.
- Powodzenia, Marge. Zegar ruszy przy pierwszej odpowiedzi. Zaczynaj.
Zadrżała i wybrała numer szósty. Sześćdziesiąt sekund zaczęło się kurczyć, a napięcie
rosło, kiedy Marge i jej sławna partnerka wysilały umysły w poszukiwaniu prawidłowych
odpowiedzi. Oczywiście wiedziały, kto stworzył podwaliny psychoanalizy i ile jardów mieści
się w mili, ale jaki pierwiastek wchodzi w skład wszystkich związków organicznych? Zapach-
niało klęską.
Marge zbladła, jej usta zadrżały. Była nauczycielką angielskiego, interesowała się
historią i filmem, ale nauki przyrodnicze były jej obce. Popatrzyła błagalnie na partnerkę,
bardziej znaną ze swojej błyskotliwości niż inteligencji. Mijały cenne sekundy. Nagle rozległ
się dźwięk dzwonka. Dziesięć tysięcy dolarów przeszło Marge koło nosa.
Publiczność w studiu jęknęła rozczarowana.
- Przykro mi, Marge. - John Jay Johnson, wysoki i elegancki gospodarz teleturnieju,
położył rękę na ramieniu nauczycielki. Jego głęboki, gardłowy głos wyrażał idealną
mieszankę rozczarowania i nadziei. - Byłaś tak blisko zwycięstwa. Jednak dzięki ośmiu
prawidłowym odpowiedziom możesz dodać kolejne osiemset dolarów do swojej wygranej. I
to dużej wygranej. - Uśmiechnął się do kamery. - Po przerwie podamy państwu, ile dokładnie
wygrała Marge oraz jaka jest prawidłowa odpowiedź na ostatnie pytanie. Zostańcie z nami.
Muzyka umilkła. John Jay nadal miał na obliczu dobroduszny uśmiech. Wykorzystał
dziewięćdziesięciosekundową przerwę, żeby zbliżyć się do urodziwej partnerki Marge.
- Nadęty dureń - mruknęła Johanna.
Niestety jego uroda i maniery sprawiały, że „Czas na ciekawostki" utrzymywał się na
wysokiej pozycji w rankingach. Będąc producentką, traktowała Johna Jaya jako element
dekoracji. Zerknęła na zegarek, po czym podeszła do przegranych. Uśmiechnęła się, wyraziła
współczucie, a potem pogratulowała. Na zakończenie programu musiała mieć obie panie w
zasięgu kamery.
- Wchodzimy za pięć sekund - oznajmiła i dała znać, aby rozległy się oklaski i
muzyka. - Już.
John Jay objął ramieniem Marge i ukazał w uśmiechu komplet kosztownych koronek.
Kiedy asystent reżysera wyłączył stoper, wyglądali jak szczęśliwa rodzina.
- Koniec - oznajmił.
Kiki Wilson, partnerka Marge i gwiazda popularnego serialu telewizyjnego,
rozmawiała jeszcze przez chwilę z Marge po to, żeby nauczycielka dobrze ją wspominała.
Kiedy Kiki wstała i podeszła do Johna Jaya, nadal uśmiechała się szeroko.
- Jeśli jeszcze raz zrobisz coś takiego, będziesz potrzebował lekarza - odezwała się
cicho.
John Jay odwzajemnił uśmiech. Wiedział, że chodzi jej o sprytny, jak sam by to
określił, manewr ręką, jaki wykonał tuż przed przerwą.
- To wliczone w koszty - powiedział. - A co do tego drinka, skarbie...
- Kiki? - Johanna zręcznie zabrała ją na stronę. - Chciałam ci podziękować za to, że
zgodziłaś się wystąpić w naszym programie. Domyślam się, jak bardzo jesteś zajęta.
Ciepły głos i łagodne usposobienie Johanny sprawiły, że napięcie Kiki nieco zelżało.
- Podobało mi się tutaj. - Aktorka wyciągnęła papierosa i postukała nim o
papierośnicę. - To interesujący teleturniej, a poza tym częste pokazywanie się w telewizji nie
zaszkodzi.
Chociaż Johanna nie paliła, nosiła ze sobą małą, złotą zapalniczkę. Teraz wyjęła ją i
przypaliła papierosa Kiki.
- Byłaś cudowna - powiedziała. - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś u nas wystąpisz.
Kiki wypuściła dym z płuc i przyjrzała się Johannie. Pomyślała, że ta kobieta zna się
na swojej pracy, mimo że wygląda jak fotomodelka reklamująca szampony albo jogurt. Dzień
był długi i męczący, ale jedzenie dostarczone na kolację okazało się doskonałej jakości, a
publiczność w studiu nie szczędziła oklasków. Tak czy inaczej agent Kiki powiedział jej, że
„Czas na ciekawostki" to najpopularniejszy teleturniej w tym sezonie. Właśnie ze względu na
to i na swoje poczucie humoru Kiki uśmiechnęła się do Johanny.
- Być może. Macie dobrych ludzi, z jednym wyjątkiem.
Johanna nie musiała się odwracać, żeby domyślić się, na kim spoczęło spojrzenie
Kiki. Johna Jaya można było albo pokochać, albo znienawidzić. Nie pozostawiał miejsca na
letnie uczucia.
- Muszę cię przeprosić za wszystkie kłopoty.
- Nie przejmuj się. W tym biznesie jest mnóstwo palantów. - Kiki znowu przyjrzała się
Johannie. Ciekawa uroda, uznała, nawet przy minimalnym makijażu. - Dziwne, że nie masz
na twarzy śladów pazurów.
- Mam bardzo grubą skórę - uśmiechnęła się Johanna.
Każdy, kto ją znał, mógłby przytaknąć. Johanna Patterson wyglądała delikatnie i
świeżo, ale miała energię Amazonki. Przez półtora roku harowała i wykłócała się, żeby
wprowadzić na antenę „Czas na ciekawostki". Nie była nowicjuszką w przemyśle roz-
rywkowym i wiedziała, że tym światem nadal rządzą mężczyźni.
To się kiedyś zmieni, ale Johanna była zbyt niecierpliwa, żeby czekać, aż drzwi
otworzą się same.
Kiedy czegoś naprawdę pragnęła, wyważała zamki, chwytała za klamkę lub pukała,
zależnie od okoliczności. Przemysł rozrywkowy nie miał przed nią tajemnic. Znała się na
robocie, rozumiała panujące układy, wiedziała, czym jest umowa, kompromis i ustępstwo.
Nic nie miało znaczenia, byle tylko produkt końcowy był najwyższej jakości.
Musiała schować dumę i kilka zasad do kieszeni, aby uratować swój teleturniej. Na
przykład na końcu programu nie pojawiało się jej nazwisko, ale logo firmy jej ojca: Carl W.
Patterson Productions.
Jego poważali notable z sieci i jemu wierzyli, zaś ona skrzętnie, choć ze skrywaną
niechęcią, wykorzystywała to, aby załatwiać sprawy po swojemu. Rodzinna współpraca nie
była łatwa, trwała jednak już drugi rok. Johanna, znając dobrze biznes i swojego ojca,
zakładała, że potrwa jeszcze jakiś czas.
Harowała bez opamiętania. Świetnie radziła sobie z problemami, starannie dobierała
współpracowników. Była w szczególnej sytuacji, bowiem walczyła o sukces nie po to, by
zaistnieć w świecie i zapełnić konto. Pod tym względem była niezależna. Toczyła jednak bój
o stawkę najwyższą: pragnęła zrealizować swoje marzenia i zyskać szacunek dla samej siebie.
Publiczność wyszła ze studia. Była ósma wieczorem, minęła czternasta godzina pracy
Johanny.
- Bill, masz taśmy? - Wzięła kopie programu od montażysty. Jednego dnia zdołali
nagrać aż pięć odcinków. Pięcioro sławnych gości, pięć kreacji Johna Jaya, który za każdym
razem przebierał się od stóp do głów. Jego eleganckie garnitury i dopasowane do nich
krawaty odsyłano do krawca z Beverly Hills, który wymieniał je na inne w zamian za
reklamę.
John Jay skończył już swoją pracę, ale Johanna dopiero zaczynała. Trzeba było
obejrzeć taśmy, zmontować je i idealnie zmieścić się w czasie. Johanna doglądała
wszystkiego. Musiała także przejrzeć pocztę, spotkać się z szefem zespołu układającego
pytania do kolejnych odcinków, a także zapoznać się z nowymi zawodnikami wybranymi
przez kierownika castingu.
Skandale związane z teleturniejami w latach pięćdziesiątych należały do historii, ale
nikt nie chciał powtórki. Standardy były bardzo surowe, zasady i reguły jasno określone.
Johanna nigdy ich nie omijała, osobiście sprawdzała każdy szczegół.
Kiedy uczestnicy pojawiali się na nagraniu, zajmowali się nimi pracownicy, którzy
oddzielali ich od reszty ekipy, widowni i sławnych partnerów. Zabawiali ich, uspokajali,
trzymali z dala od programu, aż nadchodziła ich kolej.
Pytania spoczywały w sejfie. Jedynie Johanna i jej osobista asystentka znały szyfr.
Trzeba się też było zająć sławnymi gośćmi. Domagali się ulubionych kwiatów i
napojów w garderobach. Niektórzy nie utrudniali Johannie życia, inni zachowywały się
nieznośnie tylko po to, żeby pokazać, jacy są ważni. Było oczywiste, że brali udział w
porannych teleturniejach nie dla pieniędzy ani zabawy, lecz po to, aby się pokazać,
zaznaczyć, że liczą się w branży.
Na szczęście wielu z nich, niezależnie od innych motywów, traktowało teleturniej jak
świetną zabawę, jednak większość wymagała opieki, nadskakiwania i pochlebstw. A Johanna
im to zapewniała, jako że dzięki nim program utrzymywał się na antenie. Kiedy ktoś dorasta
wśród artystów i od kołyski ma do czynienia z przemysłem rozrywkowym, mało co potrafi go
zdziwić.
- Johanno?
Niechętnie zrezygnowała z wizji gorącej kąpieli i masażu stóp.
- Tak, Beth? - Wrzuciła taśmy do olbrzymiej torby i poczekała na swoją asystentkę.
Bethany Landman była młoda, sprawna i energiczna. Teraz też wyglądała tak, jakby za
chwilę miała wyjść z siebie. - Tylko niech to będzie dobra wiadomość. Potwornie bolą mnie
stopy.
- To bardzo dobra wiadomość. - Ciemnowłosa Bethany stanowiła idealne
przeciwieństwo chłodnej, jasnowłosej Johanny. Ni stąd, ni zowąd zaczęła tańczyć. - Mamy
go!
- Kogo mamy i co z nim zrobimy?
- Sama Weavera. - Beth przygryzła dolną wargę i uśmiechnęła się do Johanny. - Uff,
mogę sobie wyobrazić mnóstwo rzeczy, które chętnie bym z nim zrobiła.
Fakt, że Bethany była na tyle niewinna, by ulegać urokowi umięśnionego ciała i
szorstkiej, męskiej urody, sprawił, iż Johanna poczuła się stara i cyniczna. Co gorsza miała
wrażenie, że właśnie taka się urodziła. O Samie Weaverze marzyły wszystkie kobiety. Johan-
na wprawdzie nie odmawiała mu talentu, ale już dawno przestało na nią działać seksowne
Zgłoś jeśli naruszono regulamin