Anthony Piers-Xanth 14-W poszukiwaniu odpowiedzi.pdf

(1781 KB) Pobierz
Anthony Piers-Xanth 14-W poszukiwaniu Odpowiedzi
P IERS A NTHONY - W POSZUKIWANIU O DPOWIEDZI
P IERS A NTHONY
W POSZUKIWANIU O DPOWIEDZI
T YTUŁ ORYGINAŁU Q UESTION Q UEST
P RZEŁOŻYŁ P RZEMYSŁAW B ANDEL
1. L ACUNA
Lacuna próbowała przebić się przez ogarniający ją paniczny strach. Coś przyczepiło się do niej, zmieniając ją,
zdecydowanie przedwcześnie, w osobę w średnim wieku. To coś okazało się nie mieć dobrego gustu także w kwestii ubrania.
Zmarszczki na twarzy zaczęły właśnie myśleć o ujawnieniu się. Włosy były matowe i miały kolor pomyj. Po prostu całe jej
życie przesiąknęło czymś, co zamieniło ją w trzydziestoczterolatkę.
Lacuna była kiedyś młoda, co do tego miała pewność. Ona i Hiatus, jej brat bliźniak, jako dzieci stanowili parę
doskonałych figlarzy. Z rozrzewnieniem wspominała, jak mając trzy lata zepsuli przyjęcie weselne Dobrego Maga Humfreya i
Gorgony. Wtedy ich rodzice, Mistrz Zombi i duszyca Millie, zamieszkiwali w Zamku Dobrego Maga, który liczył już osiemset
lat, a pochodził z czasów, gdy rodzice Lacuny żyli swym pierwszym życiem. Nie było więc nic dziwnego w tym, że rezolutne
biźnięta poniosą tren sukni panny młodej. Jednak oni zrobili znacznie więcej. Hiatus, wykorzystując swój talent, spowodował,
że z ubrań wyrastały oczy, uszy i nosy, a Lacuna zmieniła tekst w księdze w taki sposób, że zamiast mówić „aż nas śmierć nie
rozłączy” powiedziano „na kilka nędznych lat, zanim wykitujesz”. Nie wiadomo dlaczego matka Lacuny nie uznała tego za
zbyt zabawne. Tak, teraz Lacuna była starsza i mogła zrozumieć punkt widzenia matki. To przypomniało jej, że sama nie
wyszła za mąż. Gotowa byłaby uczestniczyć w najgorszych zaślubinach, byleby tylko wyjść dobrze za mąż. Albo chociaż nie
najgorzej. Lepsze bowiem jest przeciętne małżeństwo od przeciętnego staropanieństwa.
Później przenieśli się do ładnego Nowego Zamku Zombi w południowym Xanth. Dzieci otrzymały oddzielne pokoje,
dzięki czemu mogły bezlitośnie dokuczać biednym zombi. Wyglądało na to, że najlepsza część życia Lacuny minęła wraz z
dzieciństwem. Oto pewnego razu urosła i dołączyła do Konspiracyjnego Stowarzyszenia Dorosłych. Jej życie stało się czasem
nudy, po którym następował okres monotonii, zastąpiony wiekiem przeciętności przeradzającym się w lata zwyczajnego, w
prawdziwym tego słowa znaczeniu, wszechogarniającego marazmu. Koniec końców ogarnął ją strach tak silny, że miała go
powyżej uszu. Postanowiła coś z tym zrobić. Zdecydowała się udać do Dobrego Maga z Pytaniem.
Gdy dotarła w okolice Zamku Dobrego Maga, zauważyła, jak wiele się tutaj zmieniło od czasów jej dzieciństwa.
Rozumiała to doskonale i nie dała się zwieść pozorom. Wiedziała, że będzie musiała stawić czoło trzem wyzwaniom, zanim
zdoła wejść do zamku i zobaczyć się z Dobrym Magiem. Miała nadzieję, że próby te okażą się co najmniej interesujące.
Niska dżungla otaczała zamek. Magiczna ścieżka, na której się znalazła, prowadziła prosto do celu, lecz nagle ginęła w
gąszczu dłoni i stóp. Lacuna znała ten rodzaj zarośli: palmy karłowate. Korony osadzone były na pniach, palce u rąk
rozczapierzały się, podczas gdy palce stóp wiły, pokrywając ziemię.
Generalnie rzecz biorąc, ten rodzaj roślinności był nieszkodliwy. Palmy mogły się ożywić, gdy przedzierała się między
nimi jakaś hoża dziewczyna, lecz Lacunę prawdopodobnie zignorowałyby. Najlepiej było znaleźć jakąś ścieżkę prowadzącą
przez zarośla, ponieważ w gąszczy mogły się ukrywać potwory atakujące stopy beztrosko zmierzającego przed siebie
wędrowca. Lacuna, posuwając się ostrożnie, szukała przejścia między roślinami.
Nagle droga ponownie została zablokowana przez gęsto rosnące palmy. Górnymi palcami złapały Lacunę za jej
niewyszukaną spódniczkę, dolnymi zaś oplotły nędznie obute stopy. Umknęła zagrożeniu, zmieniając kierunek marszu. Jednak
teraz zamiast zbliżać się do celu, oddalała się od niego.
Zawróciła więc i zaczęła badać ścieżki z innej strony lasu. Na pozór obiecująco wyglądająca aleja okazała się kolejną
pułapką, nie pozwalając zbliżyć się ani o krok do zamku. Ależ to dziwne! Jakże magiczna ścieżka może być do tego stopnia
zarośnięta? Wszystko wydawało się zaczarowane…
Nagle Lacuna uświadomiła sobie, że stoi przed pierwszym zadaniem. Musiała znaleźć drogę przez gęstwinę rąk i stóp,
nie popadając w kłopoty. Mogło być gorzej. Nie zniosłaby przechadzki po kartoflisku ze świadomością, że oczy ziemniaków
zaglądają jej pod spódniczkę i aż się mrużą na widok ohydnego koloru jej majtek. Mężczyźni nigdy do końca nie zdawali sobie
sprawy, dlaczego kobiety przede wszystkim wycinają ziemniakom oczy. A może zdawali, bo gdy tylko brali ziemniaki w swoje
ręce, natychmiast sadzili wspomniane oczy do ziemi, by mogły wyrosnąć w rośliny dające więcej ziemniaków, ale i więcej
oczu.
Dość tego. Zawsze istniało jakieś rozwiązanie, jeśli tylko miało się wystarczająco dużo oleju w głowie, by je znaleźć. To
samo rozwiązanie istniało w czasach Maga Humfreya i to samo obowiązywało w dniach Maga Greya Murphy’ego. Murphy
próbował początkowo uciec z zamku bez podjęcia walki, ale gdy został zasypany przez ludzi Pytaniami, przyjął taktykę
Humfreya. Żądał teraz za swoje Odpowiedzi zapłaty w postaci różnorakich posług, włącznie z całorocznym zmywaniem
podłóg w zamku. Miało to zniechęcić do zadawania nieprzyzwoitych Pytań.
No cóż, Lacuna była przygotowana na sprzątanie. Ale prawdę powiedziawszy, wątpiła, czy będzie musiała chwytać za
szczotkę. Miała bowiem coś, czego Grey Murphy bardzo pragnął. Był to sposób na uwolnienie Murphy’ego od Kom–Plutera.
Kom–Pluter usiłował kierować Xanth. Był diabelską maszyną zrobioną ze stopu cyny i ołowiu, szkła, porcelany, sznurków i
wielu innych rzeczy. Miał dwie i pół cennej możliwości. Po pierwsze, mógł zmieniać rzeczywistość w swoim najbliższym
otoczeniu przez zwykłe wydrukowanie pożądanej sytuacji na ekranie. Po drugie, Grey Murphy był zobowiązany służyć Kom–
Pluterowi od momentu, gdy przestanie usługiwać Dobremu Magowi Humfreyowi, chwilowo nieobecnemu. Po drugie i pół,
Kom–Pluter miał niewyczerpaną cierpliwość. Mógł więc czekać całe życie, jeśli byłoby to konieczne. Ponadto po powrocie
Humfreya Pluter miałby na usługach pełnowartościowego Maga, co pozwoliłoby mu energiczniej zabrać się za rządzenie
Xanth. Lacuna mogła coś z tym zrobić i pomyślała, że Grey Mag przejawi odrobinę zainteresowania. Niezawodnie
1 / 113
414740590.002.png
P IERS A NTHONY - W POSZUKIWANIU O DPOWIEDZI
zainteresowanie okaże jego narzeczona, księżniczka Ivy. Nie miała bowiem śmiałości poślubić Greya do czasu, aż ta drobna
sprawa nie zostanie rozwiązana. Jeśli nie, cóż — trzeba będzie sprzątać.
Jeżeli w ogóle dostanie się do zamku! Im bardziej próbowała się do niego zbliżyć, tym bardziej się oddalała. Palmy,
choć wydawały się nieruchome, zawsze w jakiś tajemniczy sposób wyrastały na jej drodze. Gdzie znajdowała się ścieżka
wiodąca do celu?
Jak się uwolnić od tych zarośli? Może wyrąbać dróżkę przez las? Lecz nie miała odpowiedniego noża, a jej talent do
drukowania nie nadałby się do tego za bardzo. Musiał być jakiś inny sposób.
Przystanęła i zastanowiła się. Była całkiem dobrze wykształcona, gdyż nie miałoby sensu uczyć kogoś zmiany napisów,
gdyby jednocześnie ten ktoś nie wiedział, co one znaczą. Powinna więc być w stanie pomyśleć samodzielnie.
Nagle otrząsnęła się. Stała zagubiona na kolejnej ślepej ścieżce wśród palm.
— Sądzę, że wydostanę się poza to głupie poletko rąk i stóp — powiedziała głośno. — Mam już dosyć wskazujących
palców nad głową, paluchów wijących się pod nogami, nie kończących się bezdroży.
Bez dalszego zastanawiania Lacuna odwróciła się na pięcie i pomaszerowała dziarsko w stronę, z której przyszła.
Niemal natychmiast gęstniejące palmy zastąpiły jej drogę. Zmieniła kierunek, starając się przedzierać prosto przed siebie,
mając zamek za plecami. Bez rezultatu. Prychnęła ze zniecierpliwieniem. Zaczęła krążyć, szukając jakiejś drożyny
prowadzącej na zewnątrz.
— Wiem, że ona gdzieś tu jest. Ostatecznie jakoś tu wlazłam. Droga jednak cały czas igrała z nią. Lacuna próbowała
poruszać się szybciej, by palmy nie nadążyły zastawić sobą kolejnego przejścia. To także nie pomagało. Zorientowała się, że
gęstwina wciąga ją coraz głębiej. Im bardziej się wysilała, tym mniej ścieżki chciały z nią współpracować.
W końcu stanęła przed zwartym kołem palm oddzielających ją od dróżki wiodącej z zamku Dobrego Maga. A więc
przeszła przez gąszcz, tyle że niewłaściwą drogą.
— W porządku, jeśli to jest droga, której szukałam — powiedziała do siebie z irytacją, ale i z radością. Zwróciła się
teraz twarzą do zamku. Pierwszą próbę miała za sobą. Palmy za Lacuną zaszumiały, a palce ich stóp taplały się z hałasem w
błocie. Sprawiały wrażenie zasmuconych. Zostały przecież przechytrzone. Ciężko pracowały, by uniemożliwić znalezienie
właściwej drogi, nie były jednak dość sprytne, aby przewidzieć wszystkie sztuczki wędrowca. Czy mogło być inaczej, skoro
miały tylko tyle rozumu, ile przypada na palce u rąk i nóg? Taka była jednak natura zadań: należało znaleźć ich słabą stronę, a
następnie wykorzystać ją, zwycięsko przechodząc próbę.
Lacuna stała teraz przed fosą. Pływał w niej mniej więcej dziesięcioletni chłopiec. Wyglądał zwyczajnie, może z
wyjątkiem włosów, które byłe niebieskie. Zachowanie chłopca wskazywało na to, że w fosie nie ma potworów czy innych
groźnych niespodzianek. Most zwodzony był opuszczony. Jeśli to wszystko nie było zwykłą iluzją albo jakąś sztuczką, mogła
przejść bez kolejnej próby. To byłoby wspaniale! O moczeniu się wolała teraz nie myśleć.
Ostrożnie postawiła stopę na końcu mostu. Solidny. Jednakże jakaś jego część mogła być iluzją, nie można było
wykluczyć istnienia zapadni czy czegoś podobnego. Lacuna była ostrożna aż do bólu. Najgorsze próby to te, których człowiek
się nie spodziewa.
Nagle coś przeleciało tuż przed jej nosem. Wyglądało jak kula wody. Wylądowała z pluskiem na brzegu. To BYŁA
woda.
Lacuna spojrzała w stronę, skąd kula przyleciała. Zobaczyła, jak chłopiec zaczerpnął pełną garść wody i zaczął lepić z
niej kolejny wodny pocisk.
— Czy masz zamiar rzucić tym we mnie?
— Jasne. Jeżeli rzeczywiście zamierzasz przekroczyć fosę. Moim zadaniem jest zatrzymać ciebie. Kapujesz?
— Ach, więc to jest następne zadanie?
— Ehe. To nic osobistego, oczywiście. Wyglądasz na całkiem sympatyczną niewiastę.
Minęło już tyle czasu, odkąd ktokolwiek powiedział równie miły komplement pod jej adresem, że omal nie spłonęła
rumieńcem. Czuła jednak, że to nie było bezinteresowne.
— Mała kulka wody nie zdoła mnie zatrzymać.
— A co powiesz o dużej?
Chłopak nabrał podwójną ilość wody i zrobił z niej pocisk wielki jak piłka plażowa.
— Nie zdołasz tym rzucić.
W odpowiedzi przerzucił kulę nad mostem. Nie wyglądało, by kosztowało go to wiele wysiłku. Taka bryła rzeczywiście
mogła zwalić ją z mostu.
— W porządku. Przejdę w takim razie w bród albo przepłynę. Chłopiec przesunął ręce nad powierzchnią wody. Nagle
pojawiły się fale. Burząc spokojną wodę fosy, rozbijały się o brzeg. Kolejny ruch ręką sprawił, że fale gwałtownie urosły. To
wystarczyło, aby Lacuna zaczęła się wahać.
— Widzę, że twoją specjalnością są sztuki magiczne z wodą. Muszę przyznać, że robisz na mnie wrażenie. Jak się
nazywasz?
— Ryver. — Chłopiec zaczął przebierać palcami stóp. Wydawał się nieśmiały, więc postanowiła z nim porozmawiać.
— A więc odbywasz roczną posługę za Odpowiedź.
— Tak.
— Jeśli mogę spytać, po co przybyłeś do Dobrego Maga?
— Ach, oczywiście, możesz spytać! Zapytałem go, jak mam znaleźć prawdziwą rodzinę, która zechciałaby mnie
adoptować, gdyż chcę być prawdziwym chłopcem, a do tego potrzebna jest prawdziwa rodzina.
— To ty nie jesteś prawdziwy? — zapytała zdumiona Lacuna.
— Niestety nie. To znaczy nie z krwi i kości. Jestem z wody.
— Z wody? — Teraz dopiero była naprawdę zaciekawiona. — To, że potrafisz wyczyniać te wszystkie sztuczki z wodą,
nie znaczy, że nie jesteś człowiekiem.
— Potrafię bawić się wodą, gdyż jestem wodą. Spójrz. — W jednej chwili rozpłynął się, odpłynęły jego stopy, jego nogi
2 / 113
414740590.003.png
P IERS A NTHONY - W POSZUKIWANIU O DPOWIEDZI
i reszta ciała aż do głowy. — Wyglądam jak chłopiec, ale to woda. Chciałbym być chłopcem, który posiada jedynie umiejętność
panowania nad wodą. I kiedyś tak będzie. Gdy znajdzie się rodzina, która mnie zechce. Tak mówi Dobry Mag.
Skinęła ze zrozumieniem głową.
— Po zakończeniu służby wyruszysz na poszukiwania dobrej rodziny, która zechce chłopca w twoim wieku?
— Właśnie. Jak sądzisz, znajdę to, czego szukam?
Był bardzo ożywiony pragnieniem i nadzieją, nie chciała więc gasić jego entuzjazmu. Jednak z drugiej strony wątpiła w
szczęśliwe zakończenie. Rodziny przeważnie wolą wychowywać własnych dziesięcioletnich chłopców.
— Czy Dobry Mag powiedział, że mógłbyś znaleźć taką rodzinę?
— Jego Księga Odpowiedzi powiedziała że tak, jeśli wykonam swoją pracę sumiennie i będę uprzejmy dla starszych.
Tak też postępuję.
Rzeczywiście tak postępował. Skutecznie powstrzymał Lacunę od przekroczenia fosy, ale był przy tym pełen kurtuazji.
Raczej ostrzegał ją pociskami z wody, a nie próbował trafić. I grzecznie odpowiadał na pytania. Był naprawdę miłym
chłopcem.
— Myślę, że to prawda. Ale, ale, wiesz, że muszę znaleźć sposób na przejście pomimo twoich wysiłków?
— Oczywiście. Życzę ci dużo szczęścia, lecz muszę uczynić wszystko, co w mojej mocy, by cię zatrzymać. Jeśli w
czasie przeprawy zaczniesz tonąć pod moimi falami, uratuję cię. Nie chciałbym kogoś skrzywdzić.
— Doceniam to. — W jej głosie nie było ani odrobiny ironii. Rzecz jasna nie był to pojedynek na śmierć i życie, lecz
zwykłe zadanie, a Ryver robił to, co do niego należało.
Zaczęła się zastanawiać, potem trochę podumała, w końcu przez chwilę pomyślała, a chłopiec w tym czasie najpierw
rozpuścił głowę, by po chwili ponownie przyjąć postać chłopca, i do tego w ubraniu. Wyglądał bardzo realnie i Lacuna była
pewna, że jest prawdziwy, choć nie miał ciała. Gdyby adopcja mogła dać mu ciało, byłoby wspaniale. Wiedziała, że zwykli
ludzie i tak składają się przede wszystkim z wody, Ryver miał jej w sobie jedynie trochę więcej.
Błysnęła jej pewna myśl.
— Ryver, czy ty umiesz czytać?
— No pewnie. Czarodziejka Ivy nauczyła mnie czytać. Pokazała, jak zacząć, a następnie tak wzmocniła tę umiejętność,
że zrobiła ze mnie fachowca. Wiesz, jej talent polega właśnie na wzmacnianiu. Ale w zamku mają, przepraszam za określenie,
książki do kitu, niezbyt zabawne, jeśli nie jest się specjalnie wtajemniczonym.
Lacuna to właśnie spodziewała się usłyszeć.
— Moją specjalnością jest zmiana napisów. Mogę również zapisać te miejsca, które dotychczas nie były zapisane, i
potrafię panować nad treścią. Pozwól, że dam ci coś interesującego do przeczytania.
— O nie! — wykrzyknął chłopiec. — Nie zawrzemy żadnej umowy, która pozwoli ci przejść. To nie jest w porządku.
— Mój drogi, nie próbuję cię przekupić. Chcę jedynie zrobić sztuczkę, sądzę, że dość uczciwą. Zamierzam pokazać ci
pewien tekst, jeśli nie będzie ciekawy, po prostu go nie przeczytasz.
— To nie zadziała — odpowiedział.
Spojrzała na gładką powierzchnię wody. Nagle zaczęły się na niej pojawiać słowa, ślizgały się od prawej do lewej,
tworząc płynące zdania. Znikały, gdy dopływały do lewego marginesu, tak że tylko część fosy była pokryta tekstem.
DAWNO, DAWNO TEMU ŻYŁ CHŁOPIEC IMIENIEM RYVER, STWORZONY Z WODY. PRAGNĄŁ
OTRZYMAĆ PRAWDZIWE CIAŁO — mówiły płynące słowa.
— Ależ to o mnie! — zawołał Ryver.
— Właściwie to jest standardowa opowieść. Użyłam twego imienia, by uczynić ją nieco ciekawszą.
— W porządku. — Czytał dalej, by nie uronić żadnego słowa. Tak jak się spodziewała, był zafascynowany faktem, że
może czytać o sobie. Wielu ludzi zachowuje się tak samo, szczególnie gdy wzmianki są pochlebne. To działało jeszcze lepiej,
gdy aluzje były obraźliwe, lecz Lacuna nie miała dość oleju w głowie, by wypisywać kalumnie.
Opowieść popłynęła dalej.
PEWNEGO DNIA RYVER SIEDZIAŁ NA BRZEGU FOSY i OBSERWOWAŁ RYBY, GDY NAGLE OBOK
PRZESZŁA JAKAŚ DZIWNA POSTAĆ. TO SMOK ROZGLĄDAŁ SIĘ ZA SMACZNYM KĄSKIEM NADAJĄCYM SIE
NA RUSZT. „HA” POWIEDZIAŁ SMOK. „SĄDZĘ, ŻE JESTEŚ OSOBĄ, KTÓREJ WŁAŚNIE SZUKAM. CHODŹ ZE
MNĄ, A DOSTARCZĘ CI WRAŻEŃ, JAKICH NIKT NIGDY CI NIE DA”.
— Ufff — sapnął pełen życia (a może wody?) Ryver. — Chcesz mnie upiec, zjadliwy potworze.
Opowieść najwyraźniej go wciągnęła. A Lacuna podgrzewała nastrój.
„OCH, CZYŻBY?” SMOK PARSKNĄŁ, A JEGO ODDECH SPIEKŁ ROŚLINY NA BRZEGU. „BĘDĘ ZIAĆ, BĘDĘ
DMUCHAĆ I UPIEKĘ TWOJĄ GŁOWĘ”.
— Taak, pieczony móżdżek? Chciałbym zobaczyć, jak próbujesz! — powiedział coraz bardziej podniecony Ryver.
I SMOK ZIONĄŁ, I DMUCHNĄŁ, I WYDOBYŁ Z SIEBIE TAKI STRUMIEŃ OGNIA, ŻE ZIEMIA
POCZERNIAŁA, Z KAMIENI POSYPAŁY SIĘ ISKRY, A FOSA ZACZĘŁA PAROWAĆ. LECZ NIE MÓGŁ UPIEC
RYVERA, GDYŻ CHŁOPIEC ZROBIONY BYŁ Z WODY. W ODPOWIEDZI CHŁOPAK UNIÓSŁ WODNY BICZ I
TRZASNĄŁ NIM W PYSK SMOKA.
— Zgaduję, że to ugasi twoje palenisko, nadęty pyszałku. ROZGNIEWAŁO TO SMOKA OKRUTNIE. OTWORZYŁ
WIĘC PASZCZĘ I ZASZARŻOWAŁ. SRÓBOWAŁ WBIĆ ZĘBI — SKA W RYVERA, ALE BEZ SKUTKU.
SMOCZE ZĘBY NIE POTRAFIŁY GRYŹĆ WODY. CHŁOPIEC NIE CZEKAŁ, STRZYKNĄŁ STRUMIENIEM WODY W
OCZY I USZY POTWORA. SMOCZYDŁO NIENAWIDZIŁO TAKICH ZABAW, NO BO KTO LUBI MYĆ USZY?
Tekst płynął, a chłopiec pochłaniał go chciwie. Nawet nie zauważył, gdy Lacuna przeszła po moście. Wszystko grało.
Zostawiła dość tekstu, by zająć Ryvera na co najmniej pół godziny. Nie była pewna, na jak długo zdoła rozproszyć jego uwagę,
dlatego dołożyła więcej tekstu. Poza tym sprawiało jej prawdziwą przyjemność, że ktoś czytał jej opowiadanie z
zainteresowaniem. Nauczyła się pisać opowiadania dla dzieci, kiedy pełniła funkcję opiekunki, i trzeba przyznać, że naprawdę
to lubiła. Ryver stanowił idealną publiczność.
3 / 113
414740590.004.png
P IERS A NTHONY - W POSZUKIWANIU O DPOWIEDZI
Przeszła już przez fosę, ale ciągle jeszcze była na zewnątrz murów. Na wprost niej znajdowały się drzwi. Podeszła i
nacisnęła klamkę. Nic. Drzwi były nadal zamknięte, a Lacuna nie miała do nich klucza. Oto stanęło przed nią trzecie zadanie.
Rozejrzała się dookoła. Między fosą a murami biegła wąska ścieżka okalająca zamek. Wytyczona była krzewami
przypominającymi regały. Ich pnie wyrastały idealnie pionowo, a gałęzie rosły dokładnie poziomo. Przestrzenie wypełniały
liście, tworząc charakterystyczny deseń. Owoce miały prostokątne kształty i wyglądały zupełnie jak książki na półkach.
Jakiś chłopiec siedział na brzegu, zrywał jagody i ze smakiem zajadał. Bardzo przypominał Ryvera.
— Kim jesteś? — zapytała, nie bardzo spodziewając się odpowiedzi.
— Nazywam się Torrent i jestem bliźniakiem Ryvera. Czyż można było w to uwierzyć? Może na razie.
— Cóż to za dziwne rośliny? — spytała.
— To krzewy biblioteczne — odrzekł. — Mają w sobie nieskończoną wiedzę, którą zdobywam, zjadając owoce.
Zbyt piękne, by było prawdziwe, pomyślała Lacuna i wiedziała, że przeczucie jej nie myli. Postanowiła sprawdzić
chłopca.
— Skoro jest, jak mówisz, wiesz na pewno, gdzie znajduje się klucz do tej bramy.
— Oczywiście. Oto on — odpowiedział, wręczając Lacunie duży drewniany klucz.
Spróbowała włożyć go do zamka, lecz nie pasował. Wróciła do chłopca i poinformowała go o swoim odkryciu.
— Ten nie pasuje. Gdzie jest właściwy?
— Z drugiej strony zamku.
Wątpiła w prawdziwość tych słów, ale udała się na spacer wokół murów. Na ścieżce znalazła mały metalowy kluczyk.
Podniosła go i zawróciła do drzwi. Ten również nie pasował.
Spojrzała na chłopca, który cały czas jadł jagody. Dwukrotnie już ją oszukał. Stało się oczywiste, że mówienie prawdy
nie jest jego najmocniejszą stroną. Jakim sposobem wyciągnąć od niego potrzebną informację?
Zdecydowała się na eksperyment.
— Torrent, czy jesteś częścią próby, którą muszę przejść?
— Tak.
— A więc twoim zadaniem jest zmylić mnie tak, bym nie znalazła klucza.
— Nie.
— I wykonujesz swoją pracę, okłamując mnie.
Zawahał się, a ona wiedziała dlaczego. Jeśli skłamie, będzie o tym wiedziała, co uczyni kłamstwo bezwartościowym, ale
jeśli powie prawdę, nie oszuka jej.
— Nie.
Co oznaczało oczywiście „Tak”.
— A więc kłamałeś także o sobie. Nazywasz się Ryver.
— Nie.
— To gdzie w takim razie jest Ryver? Nie ma go tam, przy fosie.
Spojrzał za siebie z grymasem na twarzy. Z powodu nie dokończonej opowieści był bardzo bliski płaczu. Nic nie
powiedział, co Lacunie wystarczyło za odpowiedź.
— I nie oczekuje się od ciebie, że będziesz częścią próby — stwierdziła, pamiętając, że już przedtem powiedział, iż jest
zamieszany w sprawę.
— Jeśli zechcę, mogę być — odparł chytrze.
— Oczywiście mówisz teraz prawdę. Zwiesił głowę.
— Złapałaś mnie. Ale to nie ma znaczenia, gdyż musiałem kłamać z powodu próby, której zostałaś poddana.
— Dlaczego po prostu nie odmówiłeś udzielenia mi jakichkolwiek informacji?
— Ponieważ… — zamilkł nagle. — Nie mogę powiedzieć.
— Ponieważ kłamstwo jest drogą do rozwiązania — powiedziała głośno Lacuna, zgadując w czym rzecz.
— Nie.
— Co znaczy „Tak”. A jagody, czy one także grają w tym przedstawieniu jakąś rolę?
— Nie.
— A więc grają. Właściwie to jakiego rodzaju są te owoce?
— Są trujące.
— Źle. Przecież je jadłeś. Byłeś prawdomównym chłopcem. Potem przestałeś być prawdomównym chłopcem. Jadłeś
jagody. Powiedziałeś, że to zbiory biblioteczne, ale ja myślę, że to jagody kłamstwa. Uczyniły z ciebie kłamczucha * .
— Nie.
— Jeśli zjem jedną, także zacznę kłamać.
— Nie.
— Lecz trudno jest kłamać, gdy nie zna się prawdy. Być może jagody zawierają rzeczywiście wiele informacji, a nawet
wiedzą, jak kłamać na ich temat. Osoba, która je zje, pozna więc prawdę, o której nie poinformuje innych.
— Nie.
Lacuna zerwała jagodę i wepchnęła sobie do ust. Była tak słodka, aż ją zemdliło. Nagle powiedziała:
— Klucz jest… — Informacja przebiegła przez jej umysł. — O tam! Wskazała miejsce, gdzie znajdował się kolejny
fałszywy klucz. Ale teraz wiedziała także, gdzie jest ten, którego szukała. Znajdował się pod wodą, przy brzegu fosy, w mule.
Poszła tam, zanurzyła rękę i wyłowiła go. Wykonany został z cienkiego kamienia. Podeszła do drzwi i włożyła klucz do
dziurki. Pasował.
Obejrzała się na Ryvera. Spoglądał na nią smutnym wzrokiem. Czuła ciągle, jak w wyniku zjedzenia jagód jej umysł
** Nieprzetłumaczalna gra słów o bardzo podobnej wymowie: libraries — książki, seria wydawnicza; lie berries — jagody
kłamstwa (przyp. tłum.).
4 / 113
414740590.005.png
P IERS A NTHONY - W POSZUKIWANIU O DPOWIEDZI
przesiewa informacje. Teraz wiedziała, dlaczego chłopiec wziął udział w tej próbie, zamieniając się rolami z gnomem, który
miał jeść jagody i kłamać. Ryver był samotny. Rzeczywiście chciał zostać częścią rodziny, a ona, istota ludzka, pomogła mu
zbliżyć się do tej iluzji. Wykorzystał okazję, by się do niej zbliżyć, wejść z nią w jakiś układ, nawet negatywny. Poczuła, że jest
jej przykro z powodu chłopca.
Nie powiedziała nic, gdyż nie chciała kłamać, a ciągle czuła działanie owoców. Odwróciła się i otworzyła drzwi.
Przeszła przez próby obronną ręką i musiała przyznać, że były interesujące, lecz nie czuła pełnej radości. Dowiedziała się, iż
nie jest jedyną osobą, której życie jest do bani.
2. K OSZYK
Tuż za drzwiami czekała na Lacunę Ivy.
— Wiedziałam, że pokonasz trudności! — zawołała, serdecznie ściskając Lacunę. W dawnych czasach Ivy była jednym
z tych dzieci, którymi Lacuna się opiekowała i pamiętała, że zawsze doskonale się rozumiały. Ivy była teraz atrakcyjną,
dwudziestojednoletnią kobietą, bez wątpienia szczęśliwą w swoim związku z Greyem Murphym.
— Nie mogę powiedzieć, bym się cieszyła z naszego spotkania — odpowiedziała Lacuna i nagle z zakłopotaniem
zasłoniła usta ręką. — Ojej, to te jagody kłamstwa, których nie jadłam.
— Ach, nic nie szkodzi. Efekty miną dość szybko, jeśli tylko nie zjadłaś zbyt wielu.
— Zjadłam ich całą masę.
— Świetnie, to znaczy, że zjadłaś tylko jeden owoc. Gdybyś zjadła ich dużo, twoja odpowiedź byłaby zupełnie inna.
Chodź, myślę, że Grey jest już gotów, by cię przyjąć. Niestety nie wygląda na zadowolonego. Pytanie, z którym przychodzisz,
musi być szczególnie kłopotliwe.
Lacuna wzruszyła ramionami, aby kolejne kłamstwo nie wyszło z jej ust. Idąc za Ivy, doszła do centralnej sali zamku,
gdzie czekał na obie panie Mag.
Grey był teraz przeciętnym, dwudziestodwuletnim mężczyzną. Jego ojcem był Zły Mag Murphy, który pochodził sprzed
ośmiuset, a może nawet dziewięciuset lat, lecz podobnie jak Mistrz Zombi i duszyca Millie przeniknął do teraźniejszości
Xanth. Oczywiście Murphy — ojciec przestał być zły. Wyrzekł się tego przywileju, by móc pozostać w czasie teraźniejszym.
Rzadko korzystał ze swego talentu sprowadzania nieszczęść, a jeśli już to robił, to, koniec końców, dla dobrej sprawy. Pozornie
brzmi to paradoksalnie, ale tylko pozornie. Jeśli przeklinał kogoś złego, wtedy ta osoba lub rzecz nie mogła sobie z niczym
poradzić i w konsekwencji złośliwe zamiary nie zostały osiągnięte. Grey nigdy nie był zły, rzecz jasna. Spoczywał na nim
jednak obowiązek służenia Kom–Pluterowi. Zawdzięczał ten stan rzeczy umowie podpisanej wiele lat wcześniej przez
rodziców, którzy nie zdawali sobie wtedy sprawy, że kiedyś trzeba będzie jej warunki wypełnić. Jego ojciec nie miał dość
mocy, by przekląć wprost diabelską maszynę, lecz wystarczyło mu energii do rzucenia klątwy na cały jej szatański plan. To
właśnie uratowało Greya — w każdym razie aż do powrotu Dobrego Maga Humfreya.
Grey podszedł do Lacuny, aby uścisnąć jej rękę. Był to jeden z ciekawszych obyczajów mundańskich, które postanowił
zachować. Oznaczał, że wita ją przyjaźnie bez wywyższania się i tego samego oczekuje względem siebie.
— Nie sądzę, iż należałoby długim przemówieniem powstrzymywać cię od zadania Pytania.
— Magu, moje życie straciło sens. Wszystko, czego pragnę, to dowiedzieć się, gdzie w moim ponurym życiu zeszłam z
właściwej drogi.
— Czy jesteś pewna, że o to właśnie ci chodzi? — zapytała Ivy.
— Tak. Może wtedy będę wiedziała, co z tym dalej zrobić. — Ivy zwróciła się do Greya: — Wydaje się to dość proste.
— Niestety tak nie jest — odpowiedział Mag. Ponownie spojrzał na Lacunę. — Wolałbym, abyś nigdy nie zadała tego
Pytania.
— No cóż, nie chcę znać powodu twej irytacji, lecz sądzę, że mam prawo pytać, skoro przebrnęłam przez próby i jestem
gotowa służyć ci przez rok.
Grey zmarszczył brwi.
— Nie jestem jeszcze dość biegły w magii wiadomości. Dobry Mag Humfrey wiedziałby o wiele lepiej, jak uchwycić
ów problem. Lecz słyszałem grzmoty, które dowodzą, że Odpowiedź na Pytanie jest bardziej skomplikowana dla nas obojga,
niż się wydaje. W rzeczywistości oznaczają, że jeśli odpowiem, sytuacja w Xanth może się całkowicie zmienić. Nie chcę
podejmować ryzyka. Nie kierując się jakąkolwiek niechęcią do ciebie, muszę odmówić ci prawa do Odpowiedzi.
— Grey! — zawołała przerażona Ivy. — Znam Lacunę od czasu mego dzieciństwa. Ona jest naprawdę dobrą istotą. Ma
tylko jedno proste Pytanie. Jak możesz tak postępować?
— Wiem wystarczająco dużo, by stwierdzić, że to jest najlepsze rozwiązanie — odpowiedział nieszczęśliwy. — Lecz
jeśli pragnie zadać inne pytanie…
— Nie. Interesuje mnie jedynie to, które zadałam — rzekła twardo Lacuna.
— W takim razie bardzo przepraszam, ale…
Lacuna utkwiła w nim spojrzenie Dorosłego. Zbyt niedawno był dzieckiem, aby zdążyć się na nie uodpornić. Zmieszany
przebierał w miejscu nogami.
— Nie przyszłam tu po krótkie „nie” zamiast Odpowiedzi. — Może wyglądała na przeciętną i nudną, ale na pewno
znała swoje prawa. — Upieram się. Gdzie popełniłam błąd?
Grey czuł normalne w takiej sytuacji przygnębienie, lecz ciągle próbował trwać przy swoim.
— Nie mogę…
W takim razie nadszedł czas na marchewkę. Doskonale wiedziała, jak posługiwać się kijem i marchewką. Każda
opiekunka do dzieci musiała opanować tę sztukę.
— Myślałam o bardzo szczególnych usługach, by wynagrodzić twój trud.
— Pewien jestem, że gdybym miał skorzystać z twych usług, mogłabyś wprawić w zakłopotanie innych kandydatów
bałamutnymi tekstami wypisywanymi na murach zamku, lecz…
5 / 113
414740590.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin