Putney Mary Jo - Upadłe Anioły 02 - Płatki na wietrze.rtf

(771 KB) Pobierz
Mary Jo Putney

Mary Jo Putney

PŁATKI NA WIETRZE


Drogi Czytelniku!

Sześć lat temu przystąpiłam do pisania czwartego romansu, którego akcja rozgrywa się w czasach regencji. Gdy w końcu opuściłam świat pisarskiej fantazji, ze zdziwieniem stwierdziłam, że moja opowieść ma wszelkie cechy romansu historycznego - rozwiniętą fabułę, bohaterów o złożonych psychologicznie charakterach, wątki przygo­dowe i uczuciową intensywność. Jednak umowa jest umową, więc skróciłam powieść o pięćdziesiąt stron i mój wyrozumiały wydawca opublikował historię Rafe'a i Maggie jako bardzo długi romans zatytułowany „The Controversial Countess”. Mimo że książka od­niosła sukces, cały czas miałam nadzieję, że pewnego dnia zrobię z niej prawdziwy romans historyczny.

Taki dzień nadszedł, kiedy wpadłam na pomysł napisania cyklu o Upadłych Aniołach - młodych libertynach żyjących w czasach regencji.

Bez trudu wyobraziłam sobie tych buńczucznych, pełnych fantazji młodzieńców jako przyjaciół Rafaela Whitbourne'a, więc z radością przepisałam i rozszerzyłam jego historię. W ten sposób powstały „Płatki na wietrze”, druga (po „Gromach i różach”) książka z serii o Upadłych Aniołach.

Jak wszystkie moje książki, ta jest opowieścią o ludziach pełnych namiętności, frapujących przygodach i uzdrawiającej sile miłości. Kiedy mężczyzna dumny ze swej powściągliwości, spotyka kobietę, która bez trudu przebija się przez ten pancerz obojętności i kiedy kobieta prowadząca ryzykowne, pełne niebezpieczeństw życie spotyka mężczyznę, którego nigdy nie przestała kochać - ich życie musi się zmienić.

Z przyjemnością powróciłam do opowieści o Rafie i Maggie, i pozwoliłam, by ich żarliwy, namiętny związek swobodnie się rozwinął. Wielką radość sprawiło mi włączenie tej historii do cyklu o Upadłych Aniołach. Następna jest książka o Lucienie, „Taniec na wietrze”; po niej opiszę losy Michaela. A potem? Cóż, przy okazji historii Rafe'a i Maggie pojawili się nowi, wspaniali bohaterowie, których zamierzam opisać w kolejnym romansie historycznym. Poza tym wydaje mi się, że Michael ma jeszcze jednego przyjaciela z wojska...

Miłego czytania! Mam nadzieję, że lektura moich opowieści spodoba się wam tak bardzo, jak mnie podoba się ich pisanie.

Mary Jo Putney

1

Co tu, u diabła, się dzieje?

Dziki wrzask rozwścieczonego męża Rafe rozpoznałby zawsze i wszędzie. Westchnął. Teraz dojdzie do gwałtownej sceny małżeń­skiej, jednej z tych, których nie cierpiał najbardziej. Wypuszczając z objęć ponętną damę, odwrócił się i spojrzał na mężczyznę, który jak burza wpadł do salonu. Był mniej więcej jego wzrostu i - podobnie jak on - przekroczył już trzydziestkę. W innych okolicznościach sprawiałby zupełnie miłe wrażenie, ale teraz wyglądał tak, jakby chciał kogoś zamordować.

- David! - krzyknęła lady Jocelyn Kendal i z uśmiechem ruszyła w stronę męża, lecz na widok jego wykrzywionej wściekłością twarzy zatrzymała się przerażona. Zaległa pełna napięcia cisza.

Przerwał ją nowo przybyły, który odezwał się niskim, pełnym tłumionej pasji głosem:

- Nie ulega wątpliwości, że oboje jesteście niemile zaskoczeni moim przybyciem. Domyślam się, że to książę Candoveru. A może nie tylko jemu ofiarowujesz swoje wdzięki?

Lady Jocelyn zadrżała na te słowa, więc Rafe wyjaśnił spokojnym tonem:

- Zgadza się, jestem księciem Candoveru. Obawiam się jednak, że pana nie znam.

Opanowując się z widocznym trudem mężczyzna warknął:

- Nazywam się Presteyne i jestem mężem obecnej tu damy, choć sądząc po tym, co zobaczyłem, nie będę nim długo. - Ponownie obrzucił lady Jocelyn groźnym spojrzeniem. - Wybacz, że prze­rwałem ci zabawę. Spakuję rzeczy i już nigdy nie będę cię niepokoił.

Po czym wyszedł trzaskając drzwiami z takim hukiem, że dom zadrżał w posadach. Rafe, szczerze powiedziawszy, ucieszył się z takiego obrotu sprawy. Choć świetnie wiedział, jak w takiej sytuacji powinien zachować się dżentelmen, i nie omieszkałby uczynić, co do niego należało, to awantury ze zdradzanymi mężami nigdy nie należały do przyjemnych.

Niestety, przykra scena wcale się nie zakończyła. Lady Jocelyn usiadła w obitym atłasem fotelu i zaczęła rozpaczliwie szlochać. Rafe przyglądał się jej z rosnącym rozdrażnieniem. Wolał lekko traktować swoje romanse, pragnął, by dostarczały przyjemności obu stronom i kończyły się bez żalu czy łez. Nie dotknąłby lady Jocelyn, gdyby mu nie powiedziała, że jej małżeństwo jest czystą formalnością. Najwyraźniej kłamała.

- Twój mąż chyba nie uważa, że to małżeństwo z rozsądku - powiedział chłodno.

Podniosła głowę i popatrzyła na Rafe'a nieprzytomnym wzrokiem, jakby zapomniała o jego obecności.

- Co za grę prowadzisz? - Był coraz bardziej zirytowany. - Twój mąż nie wygląda na mężczyznę, którym można manipulować, żeby wzbudzić w nim zazdrość. Może cię zostawić albo skręcić ci kark, ale nie podejmie takiej gry!

- To nie była gra - powiedziała łamiącym się głosem. - Pró­bowałam dojść, co kryje się na dnie mego serca. Dopiero teraz, kiedy jest za późno, uświadomiłam sobie, jakim uczuciem darzę Davida.

Widząc, jaka jest nieszczęśliwa, Rafe nie miał sumienia dłużej się złościć. Kiedyś był taki sam, młody i zagubiony, i patrząc na jej cierpienie, przypomniał sobie, ile bólu może zadać miłość.

- Zaczynam podejrzewać, że pod tą zewnętrzną ogładą kryje się wyjątkowo romantyczne serce - powiedział miękkim głosem. - Jeśli to prawda, biegnij za swoim mężem i użyj całego swego czaru, by go przeprosić. Myślę, że ci się uda, przynajmniej tym razem. Mężczyzna wiele wybaczy tej, którą kocha. Tylko nie pozwól przyłapać się w ramionach kolejnego adoratora. Wątpię, żeby po raz drugi zdobył się na wielkoduszność.

Oczy młodej kobiety rozszerzyły się ze zdumienia. Kiedy się odezwała, jej głos drżał tak, jakby za chwilę miała wybuchnąć śmiechem.

- Słyszałam, że w każdej sytuacji potrafisz zachować zimną krew, krążą już na ten temat legendy, ale mimo wszystko jestem zaskoczona. Myślę, że gdyby wszedł tu sam diabeł, ty zaproponowałbyś mu partyjkę wista.

- Moja droga, nigdy nie graj w wista z diabłem. Oszukuje. - Rafe uniósł do ust jej lodowato zimną dłoń i lekko pocałował na pożeg­nanie. - Gdyby twój mąż pozostał nieczuły na twe wdzięki, a miałabyś ochotę na miły, niezobowiązujący romans, daj mi znać. - Puścił jej rękę. - Wiesz, że niczego więcej nie możesz ode mnie oczekiwać. Wiele lat temu oddałem serce komuś, kto je odrzucił i złamał, więc serca już nie mam. - Po tych słowach powinien wyjść, jednak gdy spojrzał na śliczną dziewczęcą twarz, wyrwało mu się mimowolnie:

- Przypominasz mi dziewczynę, którą kiedyś znałem, ale nie jesteś taka jak ona. Żadna nie jest taka jak ona.

Odwrócił się i szybko wyszedł z domu. Na przeciwległym krańcu Upper Brook czekała na niego kariolka. Wskoczył na kozioł i wziął lejce.

Ta cząstka Rafe'a, która zawsze naśmiewała się z jego próżności, zaczęła drwić z tego, jak świetnie „Książę” odegrał tę scenę. Książę - tak Rafe nazywał w duchu siebie, jakim był dla świata. Przez lata tworzył i doskonalił ten wizerunek. Jako Książę był wzorowym, zawsze opanowanym angielskim dżentelmenem i - sądząc po reakcji publiczności - świetnie grał swoją rolę.

Każdy musi mieć jakieś hobby.

Gdy na rogu skręcił w Park Lane, zaniepokoiła go myśl, że odsłonił się przed Jocelyn bardziej, niż powinien. Na szczęście to mało prawdopodobne, żeby dziewczyna opowiedziała komuś historię ich romansu, a Rafe na pewno tego nie zrobi.

Zatrzymując powóz przed domem przy Berkeley Square, pomyślał posępnie, że znowu będzie musiał szukać kochanki. Od zakończenia ostatniego romansu minęło już wiele tygodni, a on wciąż nie mógł znaleźć kobiety, która by mu odpowiadała. Zaczął się nawet za­stanawiać, czy nie zrezygnować ze spotkań z uległymi mężatkami z własnej sfery i nie wziąć sobie utrzymanki. Jednak kobiety tego pokroju na ogół były chciwe, niewykształcone, nierzadko chore, a taka perspektywa nie bardzo go pociągała.

Dlatego ucieszył się, kiedy urocza Jocelyn Kendal dała mu do zrozumienia, że zawarła małżeństwo z rozsądku i chętnie wzięłaby sobie kochanka. Zawsze ją podziwiał, lecz trzymał się od niej z daleka, bo uwodzenie niewinnych dziewcząt było wbrew jego zasadom. Podczas pobytu na wsi myślał o niej z pewną tęsknotą i gdy tylko wrócił do Londynu, złożył jej wizytę. Niestety, w ciągu tych paru tygodni Jocelyn stała się kochającą żoną. Rafe musi szukać szczęścia gdzie indziej.

Próbując się pocieszyć, pogratulował sobie w duchu, że uniknął uciążliwego romansu. Trzeba nie mieć rozumu, żeby wiązać się z tak niepoprawną romantyczką. Prawdę powiedziawszy, dobrze wiedział, co robi, ale pełna młodzieńczej świeżości Jocelyn była najponętniejszą kobietą, jaką spotkał od lat. Bardzo podobną do...

Natychmiast porzucił tę myśl. Głównym powodem jego wcześ­niejszego powrotu do Londynu nie była chęć nawiązania flirtu, ale wiadomość od przyjaciela, który wezwał go w sprawach służbowych. A profesja hrabiego Strathmore dawała gwarancję nadzwyczaj inte­resującego zajęcia.

Arystokratyczne pochodzenie umożliwiało Rafe'owi obracanie się w najwyższych sferach, dzięki czemu od wielu lat był przydatnym członkiem szeroko rozgałęzionej siatki szpiegowskiej swego przyja­ciela. Specjalnością Rafe'a było podróżowanie w charakterze kuriera wtedy, gdy oficjalne kanały okazywały się niewystarczająco poufne, ale przeprowadził także kilka dyskretnych dochodzeń wśród ludzi bogatych i potężnych.

Wjeżdżając powozem na podwórze, miał nadzieję, że tym razem Lucien przygotował dla niego coś naprawdę absorbującego.

Lucien Fairchild patrzył z rozbawieniem, jak książę Candoveru szedł przez zatłoczony salon. Wysoki, ciemny i władczy był uosobie­niem dumnego arystokraty i trudno było uwierzyć, iż jest tylko aktorem, który wcielił się w tę rolę.

Poza tym miał wygląd amanta, nic więc dziwnego, że żadna z obecnych kobiet nie mogła oderwać od niego wzroku. Lucien zaczął się zastanawiać, która będzie następna na długiej liście podbojów przyjaciela. Nawet on sam, którego praca polegała na zdobywaniu informacji, miał kłopoty z wyśledzeniem ewentualnej kandydatki.

Według obliczeń Luciena, Rafe, idąc przez salon, odstraszył swym słynnym lodowatym spojrzeniem trzy nijakie damy, próbujące go oczarować. Dopiero gdy podszedł do Luciena, na jego twarzy pojawił się serdeczny uśmiech.

- Miło cię widzieć, Luce. Szkoda, że nie udało ci się przyjechać latem do Bourne Castle.

- Ja też żałuję, lecz Whitehall przypominało istny dom wariatów. - Lucien dał dyskretny znak mężczyźnie stojącemu w drugim końcu salonu, po czym rzekł: - Przejdźmy w jakieś spokojniejsze miejsce, gdzie będziemy mogli porozmawiać. - Poprowadził Rafe'a do gabinetu na tyłach domu.

Gdy obaj usiedli, Rafe wziął cygaro, którym poczęstował go gospodarz.

- Domyślam się, że masz dla mnie jakąś tajną misję. - Zgadza się. - Lucien podniósł świecę i od jej płomyka obaj przypalili cygara. - Co byś powiedział na podróż do Paryża? - Świetny pomysł. - Rafe pykał cygaro, dopóki nie zaczęło się równo palić. - Ostatnio czuję się znudzony.

- Tam nie będziesz się nudził. Wyjazd związany jest z pewną damą, która lubi sprawiać kłopoty.

- To nawet lepiej. - Rafe zaciągnął się głęboko, po czym wolno wypuścił dym kącikiem ust. - Będę musiał ją zabić czy pocałować?

Lucien zmarszczył brwi.

- Co do pierwszego, to z pewnością nie. A jeśli chodzi o drugie - powiedział wzruszając ramionami - decyzję pozostawiam tobie. Otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł ciemnowłosy mężczyzna.

Rafe wstał i podał mu rękę.

- Nicholas! Nie wiedziałem, że jesteś w Londynie.

- Przyjechaliśmy z Clare dzisiaj w nocy. - Uścisnąwszy dłoń gospodarza, hrabia Aberdare opadł niedbale na fotel.

Rafe patrzył na przyjaciela.

- Świetnie wyglądasz - zauważył.

- Małżeństwo to cudowna rzecz. - Nicholas uśmiechnął się złośliwie. - Ty też powinieneś znaleźć sobie żonę.

Tym razem w głosie Rafe'a zabrzmiała udawana słodycz.

- Wspaniały pomysł. Czyją żonę proponujesz?

Gdy przyjaciel przestał się śmiać, Rafe sprytnie zmienił temat:

- Wierzę, że mój chrześniak też się dobrze miewa.

Na twarzy Nicholasa natychmiast odmalowała się duma świeżo upieczonego ojca; zaślepiony ojcowskimi uczuciami z nie skrywaną radością opowiadał o zadziwiającym rozwoju małego Kenricka.

Mężczyźni siedzący w gabinecie stanowili trzy czwarte grupy, którą we wcześniejszych, szalonych latach nazwano Upadłymi Anio­łami. Zaprzyjaźnili się podczas studiów w Eton i nadal czuli się ze sobą swobodnie jak bracia, nawet jeśli od ich kolejnych spotkań upływały lata. Brakowało tylko hrabiego Michaela Kenyona, który był sąsiadem Nicholasa w Walii. Kiedy już wyrażono odpowiedni podziw dla osiągnięć dziecka, Rafe rzekł:

- Czy Michael przyjechał z tobą i Upadli Aniołowie mogą się spotkać w komplecie?

- On jeszcze nie może podróżować. Ale jego rekonwalescencja przebiega w zadziwiająco szybkim tempie i wkrótce będzie jak nowo narodzony, zostanie mu tylko parę blizn. - Nicholas zachichotał. - Clare koniecznie chciała sama go pielęgnować. I choć Michael się opierał, postawiła na swoim. Sądzę, że moja uparta żonka jest jedyną osobą na świecie, której udało się zatrzymać Michaela w łóżku wystarczająco długo, by go wyleczyć. Doszedłem do wniosku, że powinna odpocząć, więc przywiozłem ją tutaj.

- Michael wrócił do wojska, gdy tylko Napoleon uciekł z Elby - z goryczą rzekł Lucien. - Skoro Francuzi nie zdołali go zabić w Hiszpanii, musiał im dać jeszcze jedną szansę pod Waterloo.

- Michael nigdy nie mógł sobie odmówić udziału w wielkiej bitwie, a Wellington potrzebował każdego doświadczonego oficera - wyjaśnił Rafe. - Mam tylko nadzieję, że tym razem wojna zakończyła się na dobre. Nawet od Michaela szczęście mogłoby się w końcu odwrócić.

Te słowa przypomniały Lucienowi o celu ich spotkania.

- Skoro obaj tu jesteście, przejdę do rzeczy. Poprosiłem Nicholasa, by przyłączył się do nas, bo podczas swych podróży na kontynent parokrotnie współpracował z kobietą, o której już ci wspomniałem, Rafe.

Dwaj pozostali mężczyźni wymienili zaskoczone spojrzenia.

- Nicholas, zawsze podejrzewałem, że pomagasz Lucienowi pod czas swych wędrówek po Europie - powiedział Rafe.

Nicholas rzucił Lucienowi rozbawione spojrzenie.

- Ach, więc Rafe'a też wciągnąłeś do tej służby? Oczywiście, trzymałeś to w tajemnicy, nie pozwalając, byśmy dowiedzieli się o sobie nawzajem. Jestem zaskoczony, że teraz rozmawiasz z nami dwoma. Czyżbyśmy nagle stali się godni twego zaufania? Choć Lucien wiedział, że to tylko żarty, najeżył się.

- Tego wymaga roztropność. W mojej pracy nikomu nie należy mówić więcej niż to konieczne. Złamałem dzisiaj tę zasadę, ponieważ możesz wiedzieć coś, co pomoże Rafe'owi.

- Domyślam się, że dama, o której mowa, jest twoją agentką powiedział Rafe. - Jakie kłopoty sprawia?

Lucien zawahał się, nie wiedząc, od czego najlepiej zacząć wyjaśnienia.

- Zakładam, że śledzisz przebieg konferencji pokojowej w Paryżu - powiedział w końcu.

- Tak, ale niezbyt uważnie. Czy większości kwestii nie ustalono na kongresie w Wiedniu?

- I tak, i nie. Rok temu państwa sojusznicze były gotowe uznać, że Napoleon doprowadził do wybuchu wojen, chcąc za­spokoić swe osobiste ambicje, więc porozumienie zawarte w Wie­dniu było dość umiarkowane. - Lucien wyjął z ust cygaro i wpatrzył się w rozżarzony koniuszek. - Wszystko byłoby dobrze, gdyby Napoleon został na wygnaniu, lecz jego powrót do Francji i bitwa pod Waterloo przysporzyły kłopotów dyplomatom. Duża część narodu francuskiego popiera cesarza, więc przedstawiciele państw sojuszniczych są teraz żądni krwi. Francja zostanie potraktowana o wiele surowiej, niż byłoby to w wypadku, gdyby Napoleon nie wymknął się na swoje Sto Dni.

- Wszyscy to wiedzą. - Rafe strącił popiół z cygara. - Na czym polega moja rola?

- Przez kilka miesięcy, do czasu zawarcia nowych układów, będzie się toczyła straszliwa, tajna walka o wpływy - wyjaśnił Lucien. - Niewiele trzeba, by zakłócić przebieg negocjacji, a nawet doprowadzić do wybuchu nowej wojny. Zdobywanie informacji jest szalenie ważne. Niestety, moja nieoceniona agentka, Maggie, chce się wycofać i opuścić Paryż tak szybko, jak to możliwe, jeszcze przed zakończeniem konferencji.

- Zaproponuj jej więcej pieniędzy.

- Już to zrobiliśmy. Nie jest zainteresowana. Mam nadzieję, że uda ci się ją namówić, by zmieniła zdanie i została w Paryżu przynajmniej do końca konferencji.

- Ach, więc wracamy do całowania - z rozbawieniem w oczach rzekł Rafe. - Rozumiem, że chcesz, bym złożył swój honor na ołtarzu brytyjskich interesów.

- Jestem pewien, że na tym się nie kończy twój dar przekonywania - odparł Lucien obojętnym tonem. - W końcu jesteś księciem, może schlebi jej to, że posyłamy cię do Francji, byś z nią porozmawiał. A może odwołasz się do jej patriotyzmu.

Rafe nastroszył brwi.

- Skoro masz tak wysokie mniemanie o moim męskim czarze, to czy nie prościej by było, żeby któryś z przebywających w Paryżu dyplomatów - ktoś, kto z tobą współpracuje - zajął się tą kobietą?

- Niestety, mam powód uważać, że jeden z członków naszej delegacji jest... niepewny. Tajna informacja wydostała się z ambasady brytyjskiej i mieliśmy przez to kłopoty. - Lucien nachmurzył się.

- Może przesadzam i nie była to zdrada, lecz zwykłe zaniedbanie. Jednak ta misja jest zbyt ważna, by ryzykować przekazywanie informacji niepewnymi kanałami.

- Mam wrażenie, że powodem twego zmartwienia nie jest zwykła kłótnia dyplomatów - rzekł Rafe.

- Czy to aż tak oczywiste? - kwaśnym tonem odparł Lucien.

- Masz rację, otrzymuję niepokojące raporty, z których wynika, że zawiązano spisek mający na celu utrudnienie, a może nawet udaremnienie negocjacji pokojowych.

Rafe obracał cygaro w palcach, próbując sobie wyobrazić, co musiałoby się wydarzyć, żeby w obradach zapanował chaos.

- Czy ten spisek ma doprowadzić do zamachu na czyjeś życie? Wszyscy władcy krajów sprzymierzonych, z wyjątkiem brytyjskiego księcia regenta, przebywają w Paryżu razem z czołowymi europejskimi dyplomatami. Zabójstwo któregokolwiek z nich byłoby klęską.

Lucien wydmuchał w powietrze kółko dymu, które ułożyło się nad jego czołem w odrobinę niesamowitą aureolę.

- No właśnie. - Westchnął. - Obym był fałszywym prorokiem, lecz coś mi podpowiada, że czekają nas poważne kłopoty.

- Kto jest zamachowcem, a kto jego celem?

- Gdybym to wiedział, nie musiałbym teraz z wami rozmawiać - odparł ponurym głosem. - Doszły mnie tylko niewyraźne pogłoski z kilku różnych źródeł. Jest tam zbyt wiele wrogich frakcji i zbyt wiele możliwych celów. Dlatego takie ważne jest zdobycie dalszych informacji.

- Słyszałem, że zeszłej zimy podjęto w Paryżu próbę zamachu na Wellingtona - odezwał się Nicholas. - Czy i tym razem może chodzić o niego?

- To jedna z moich najgorszych obaw - odparł Lucien. - Po zwycięstwie pod Waterloo uchodzi za najznakomitszego człowieka w Europie. Bóg jeden wie, co by się stało, gdyby go zabito.

Rafe ze smutkiem rozważył słowa przyjaciela.

- I dlatego chcesz, żebym nakłonił twoją agentkę do zbierania i przesyłania ci informacji, dopóki spisek nie zostanie odkryty albo konferencja się nie skończy.

- W rzeczy samej.

- Opowiedz mi o niej. Jest Francuzką?

Lucien skrzywił się.

- Intryga się wikła. Poznałem Maggie przez kogoś i prawie nic nie wiem o jej przeszłości, ale zawsze uważałem ją za Brytyjkę. Mówi i wygląda jak Angielka. Nigdy jej o to nie wypytywałem, bo dla mnie liczyło się tylko to, że nienawidziła Napoleona i traktowała swoją pracę jak osobistą krucjatę. Jej informacje zawsze były najlepsze i nigdy nie dała mi też powodu, by jej nie ufać.

- Lecz w końcu wydarzyło się coś, co podważyło twoje zaufanie - rzekł Rafe. Wyczuł w głosie przyjaciela ukrytą rezerwę.

- Wciąż trudno mi uwierzyć, by Maggie mogła nas zdradzić, ale nie wiem, czy mogę polegać na swojej ocenie. Ona potrafi przekonać mężczyznę do wszystkiego, między innymi dlatego jest taka skutecz­na. - Lucien zmarszczył brwi. - Sytuacja jest zbyt poważna, by cokolwiek uważać za pewnik, także jej lojalność. Napoleon jest już w drodze na Świętą Helene, więc może Maggie zbija fortunę, sprzedając brytyjskie tajemnice naszym sojusznikom. Pewnie spieszno jej opuścić Paryż, bo zarobiła mnóstwo pieniędzy, działając na dwie albo trzy strony i chce uciec, zanim zostanie złapana.

- Czy są jakieś dowody jej zdrady?

- Jak mówiłem, zawsze uważałem Maggie za Angielkę. - Lucien zerknął na Nicholasa. - Znałeś ją jako Marię Berger. W ostatnim liście wspominałeś o niej, pamiętasz? Dla zachowania dyskrecji nie wymieniałeś nazwiska, pisałeś „Austriaczka, z którą pracowałeś w Paryżu”.

Nicholas ze zdumioną miną wyprostował się w fotelu.

- Chcesz powiedzieć, że Maria jest Angielką? Trudno mi w to uwierzyć. Nie tylko jej niemiecki był bez skazy, zachowywała się i poruszała jak typowa Austriaczka.

- Coraz gorzej. - Lucien nie mógł ukryć rozbawienia. - Z ciekawo­ści spytałem o nią kilku mężczyzn, z którymi wcześniej współ­pracowała. Francuski rojalista twierdzi, że jest Francuzką, Prusak mówi, że urodziła się w Berlinie, a Włoch gotów jest przysiąc na grób swojej matki, że nasza agentka pochodzi z Florencji.

Rafe nie mógł się powstrzymać od śmiechu.

- Więc nie jesteś już pewien, dla kogo pracuje ta dama, jeśli rzeczywiście można ją nazwać damą.

- Jest damą, to nie ulega najmniejszej wątpliwości - warknął Lucien. - Tylko czyją?

Rafe'a zdziwiła gwałtowna reakcja przyjaciela. Lucien nigdy nie był sentymentalny, gdy w grę wchodziła praca. Łagodnym tonem spytał:

- Co mam zrobić, jeśli odkryję, że zdradza Brytyjczyków? Zgładzić ją po cichu?

Nie będąc pewnym, czy to żart, Lucien rzucił Rafe'owi ostre spojrzenie.

- Jak już mówiłem, tu nie chodzi o morderstwo. Jeśli jest nielojalna, po prostu poinformuj o tym ministra spraw zagranicznych. Castlereagh przestanie polegać na tym, co ona mówi, i może będzie chciał ją wykorzystać do przekazywania fałszywych informacji jej pozostałym zwierzchnikom.

- Sprawdźmy, czy dobrze zrozumiałem, na czym polega moja rola - rzekł Rafe. - Chcesz, żebym odnalazł tę damę i przekonał ją by wykorzystała swe talenty do wykrycia każdego spisku, który może zostać uknuty. Na dodatek, muszę się upewnić, czy jest wobec nas lojalna, a gdybym nabrał jakichkolwiek podejrzeń, mam ostrzec przewodniczącego brytyjskiej delegacji, by nie polegał na dostarczanych przez nią informacjach. Zgadza się?

- Co do joty. Ale musisz działać szybko. Ponieważ negocjacje nie potrwają długo, spiskowcy będą musieli wkrótce uderzyć. - Lucien spojrzał na Nicholasa, który przysłuchiwał się w milczeniu.

- Opierając się na doświadczeniach, jakie wyniosłeś ze współpracy z Marią Bergen, mógłbyś podsunąć jakiś pomysł?

- Cóż, niewątpliwie jest najpiękniejszym szpiegiem w Europie - zaczął Nicholas i mówił dalej, przedstawiając własną ocenę kobiety, jednak dyskusja, która potem nastąpiła, nie przyniosła żadnych nowych pomysłów. W końcu Rafe powiedział:

- Właściwie nie mamy o niej żadnych informacji, a te, które udało nam się zebrać, są sprzeczne. Nie ulega wątpliwości, że ta twoja Maggie jest wspaniałą aktorką. Będę musiał zdać się na wyczucie, mam tylko nadzieję, że nie oprze się moim męskim sztuczkom.

- Kiedy będziesz mógł wyjechać? - spytał Lucien Rafe'a, gdy już wstali.

- Pojutrze. Najpiękniejszy szpieg w Europie to bardzo podniecająca perspektywa. - Z błyskiem w oku Rafe zgasił cygaro. - Przyrzekam, że uczynię co w mej mocy dla króla i ojczyzny.

Wszyscy wrócili do salonu i wmieszali się w tłum gości. Zaba­wiwszy wystarczająco długo, by swą wizytą nie wzbudzić niczyich podejrzeń, Rafe już miał wychodzić, kiedy nagle przypomniał sobie, że nie spytał, jak wygląda piękna Maggie. Lucien gdzieś zniknął, Rafe ruszył więc na poszukiwanie Nicholasa.

Zobaczył przyjaciela, jak wchodzi do oddzielonej kotarą alkowy, i pospieszył za nim. Jednak gdy odchylił zasłonę, zatrzymał się nagle ściskając w ręce brzeg materii.

W mrocznej alkowie Nicholas i jego żona Clare trzymali się w objęciach. Nie całowali się; gdyby chodziło o pocałunek, Rafe uśmiechnąłby się i odszedł dyskretnie. Scena była o wiele bardziej niewinna i może dlatego wyprowadziła go z równowagi.

Clare i Nicholas stali z zamkniętymi oczami, jego ramiona obejmowały ją w talii, jej czoło opierało się o jego policzek. Ten obraz dwojga ludzi w pozie pełnego zaufania i zrozumienia o wiele lepiej świadczył o wzajemnej zażyłości niż najgorętszy uścisk.

Nie zauważyli go, więc ze ściągniętą twarzą wycofał się bez słowa.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin