cz.1 Jak uwieść eksmęża.pdf

(289 KB) Pobierz
Jak uwieść eksmęża
Jak uwieść eksmęża
The Tempting Mrs. Cullen
By Marthee90
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Dziesięć tysięcy dolarów to kupa forsy – powiedział Edward Cullen,
sięgając po piwo.
– Nie rób żadnych planów – rzucił szybko jego brat, Jasper, biorąc
kawałek tortilli z naczynia stojącego na środku stołu. – Pamiętaj, że nie
dostaniesz wszystkiego.
– Tak – potwierdził Emmet. – Musisz się z nami podzielić.
– I ze mną, że posłużę ci radą – uśmiechnął się Jacob.
– Wiem – potwierdził Edward.
Jacob, trzy lata starszy od braci, wyglądał na zadomowionego w
mrocznym pomieszczeniu baru. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt,
iż był księdzem. Jednak w pierwszym rzędzie należał do klanu Cullenów. Zawsze
trzymali się razem.
Edward popatrzył na braci. Czuł się tak, jakby dwa razy spojrzał w lustro.
Trojaczki Cullen – Jasper, Edward i Emmet. Nie rozstawali się od urodzenia.
Razem wstąpili do piechoty morskiej i przetrwali trudny okres
adaptacyjny. Zawsze wspierali się wzajemnie lub dawali kopniaka, gdy zaszła
potrzeba.
Teraz świętowali nieoczekiwany przypływ gotówki. Zmarł ich cioteczny
dziadek, Patryk, w swoim czasie też jeden z trojaczków, a że nie miał Żadnych
innych krewnych, zostawił trojaczkom Cullen dziesięć tysięcy dolarów. Właśnie
zastanawiali się, jak je rozdysponować.
– Podzielmy na cztery – zaproponował Emmet, spoglądając na Jacoba. –
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
– Chciałbym podziękować i odmówić – uśmiechnął się Jacob. – Ale
ponieważ kościół potrzebuje nowego, dachu, powiem tylko, że podoba mi się
pomysł Emmeta.
– Za dwa i pół tysiąca nie kupisz nowego dachu – zauwaŻył Jasper. –
żaden z nas zbyt wiele nie kupi.
– Pomyślałem o tym – przyznał Jacob. – A może by się założyć?
Wygrywający bierze wszystko.
Edward czuł pociąg do współzawodnictwa, podobnie jak jego bracia.
Niczego nie lubili bardziej niż rzucać sobie wyzwania. Jednak uśmiech na
twarzy Jacoba zdawał się ostrzegać, że dalsza część wywodu mniej przypadnie
mu do gustu. Co prawda, najstarszy brat był księdzem, lecz jako jeden z
Cullenów odznaczał się właściwym im sprytem.
– O jakim zakładzie myślisz? – zapytał.
– Boicie się?
– Oczywiście, że nie! – rzucił Jasper. – Dzień, w którym Cullen nie
podejmie wyzwania, będzie...
– ... oznaczał, że leży kilka stóp pod ziemią – dokończył Emmet. – Co
wymyśliłeś? – zwrócił się do Jacoba.
– Zawsze mówicie o pełnym zaangażowaniu i poświęceniach, tak?
– Oczywiście. Należymy do sił lotniczych piechoty morskiej, a ona już
taka jest – Edward spojrzał na braci, nim przytaknął.
– Pewnie – poparli go Jasper i Emmet.
– Tak? – Jacob ogarnął wzrokiem całą trójkę. – Ale o jednym nie macie
pojęcia.
– Co takiego?
– Och, muszę przyznać, że jesteście bardzo oddani służbie. Bóg wie, ile
czasu spędziłem na modlitwach za was. Jednak istnieje coś jeszcze
trudniejszego.
– Trudniejszego niż wytrwanie w walce? – Emmet wypił łyk piwa. – Co
to takiego?
– Damy radę wszystkiemu – zapewnił Jasper.
– Bez wątpienia – dodał Edward.
– Miło mi to słyszeć – Jacob zrobił pauzę dla zwiększenia efektu. –
Chodzi o rezygnację z seksu przez dziewięćdziesiąt dni.
Przy stole zapadła kamienna cisza.
– Daj spokój – spanikowany Emmet popatrzył na braci.
– Nie da rady! Dziewięćdziesiąt dni? – przeraził się Jasper.
Edward czekał, co jeszcze powie starszy brat.
– Mówię tylko o trzech miesiącach – rzekł Jacob z podstępnym
uśmiechem. – Za trudne dla was? Ja wytrzymuję całe życie.
– Wariactwo – Emmet pokręcił głową.
– Boicie się spróbować? – prowokował Jacob.
– Kto chce próbować? – rzucił Jasper.
– Trzy miesiące bez seksu? To niemożliwe – uznał Edward.
– Pewnie masz rację – Jacob napił się piwa. – Nigdy tego nie zaznaliście.
Od młodzieńczych lat stanowiliście obiekt zainteresowania kobiet. W żaden
sposób nie wytrzymalibyście trzech miesięcy.
– Nie powiedziałem, że nie dalibyśmy rady – mruknął Emmet.
– Ale nie powiedziałeś też, że byśmy wytrwali – przypomniał dla
porządku Jasper.
– Z tego wynika, że ksiądz jest twardszy niż żołnierz piechoty morskiej.
Na to w żadnym razie nie mogli przystać. W ciągu kilku sekund Jacob
osiągnął cel, a trojaczki stanęły przed największym wyzwaniem w życiu.
Jeszcze dobrych parę dni później Edward nie potrafił sobie uzmysłowić, jak
dali się w to wciągnąć. Wiedział tylko, że Jacob na pewno minął się z
powołaniem. Powinien był zostać sprzedawcą samochodów, a nie księdzem.
– Dziewięćdziesiąt dni bez seksu – powtórzył, patrząc na braci.
Pozostali dwaj z trojaczków nie wyglądali na szczęśliwszych niż on.
– Przegrany traci swój udział.
– Jeśli wszyscy przegracie – zauważył wesoło Jacob – mój kościół
dostanie nowy dach.
– Nie przegramy – zapewnił Edward, który przystępował do każdych
zawodów tylko po to, by wygrać.
Cullen nie zwykli przegrywać.
– Miło mi to słyszeć. W takim razie ominie cię też kara.
– Jaka kara? – spytał Edward.
– Zaplanowałeś to, prawda? – rzucił Emmet.
– Powiedzmy, że trochę nad tym pomyślałem. Kościół naprawdę
potrzebuje nowego dachu.
– Uhm – mruknął Edward. – Chodzi nie tylko o dach, prawda? Chcesz nas
torturować.
– Jestem najstarszy.
– Zawsze byłeś – mruknął Emmet.
– Właśnie. A jeśli idzie o karę, to jestem z niej szczególnie dumny.
Pamiętacie, jak kapitan Gallagher przegrał z Jasperem w golfa?
Jasper uśmiechnął się na to wspomnienie, lecz Edward aż podskoczył.
– W żadnym razie – zaoponował.
– Właśnie, że tak. Gallagher świetnie wyglądał w swoim kostiumie, więc
myślę, że wy też będziecie. Przegrani przejadą przez bazę w kabriolecie, mając
na sobie tylko spódniczki z liści palmowych. I to w dniu święta armii –
dokończył Jacob.
Tego dnia zjeżdżali do bazy wojskowi dygnitarze z rodzinami, więc
upokorzenie byłoby wyjątkowo dotkliwe.
Jasper i Emmet zaczęli protestować, Edward tylko patrzył na Jacoba.
– A jaka jest twoja stawka? – spytał w końcu. – Nie widzę, byś cokolwiek
ryzykował.
– Ryzykuję nowy dach kościoła – odrzekł ksiądz, popijając piwo. – Oraz
swoje dwa i pół tysiąca. Jeśli któryś z waszej trójki wytrwa przez trzy miesiące,
zgarnia całą pulę. Jeżeli wszyscy przegracie, a podejrzewam, że tak się stanie,
wszystko przypadnie kościołowi.
– A kto będzie wiedział, czy wytrwaliśmy?
– Dacie mi słowo. Jako członkowie rodziny Cullen przecież nigdy nie
kłamiecie, przynajmniej między sobą.
Bracia potakująco skinęli głowami.
– Umowa stoi. Kiedy zaczynamy? – spytał Edward.
– Od dzisiejszego wieczora.
– Mam dziś randkę z Deb Hannigan – pożalił się Emmet.
– Na pewno doceni twoje dżentelmeńskie zachowanie – zapewnił ksiądz.
– Ciężko będzie – mruknął Jasper.
Edward w milczeniu przyznał mu rację. Pomyślał, że on, Edward, powinien
być tym, który wytrwa do końca.
Bella Swan Cullen zaparkowała wynajęte auto przed domem babci,
otworzyła drzwi i gdy wysiadła, ogarnęło ją parne powietrze wczesnego lata w
Południowej Karolinie.
Czuła się jakby ktoś ją okrył wilgotnym kocem elektrycznym. Nawet w
czerwcu powietrze było tu ciężkie, a w sierpniu każdy z mieszkańców miasta
tylko się modlił o trochę chłodu.
Małe Baywater leżało przy trasie prowadzącej do Beaufort. Wzdłuż
uliczek zabudowanych starymi willami rosły tu dęby, sosny, magnolie, a przy
głównej alei w sklepikach i małych lokalikach koncentrowało się życie
towarzyskie. W Baywater czas płynął wolniej niż gdzie indziej na Południu.
Bella bardzo tęskniła za tym miejscem. Z rozrzewnieniem patrzyła na
ganek domu, w którym po śmierci rodziców w wypadku samochodowym była
wychowywana przez babcię. Odkąd skończyła dziesięć lat, tu był jej dom. Przed
pięciu laty wyjechała na drugi koniec kraju.
Przypomniała sobie rozmowę sprzed kilku dni toczoną w Kalifornii z
koleżanką.
– Zwariowałaś?
Bella roześmiała się widząc zdumienie Janet, swojej bliskiej przyjaciółki.
Trudno było się jej dziwić. Właśnie przed nią wielokrotnie narzekała na byłego
męża.
– Chcesz z własnej woli jechać w środku lata do Południowej Karoliny?
Niezależnie od faktu, że jest tam twój były?
– Właśnie dlatego jadę.
– No tak – Janet z trudem usadowiła się przy biurku koleżanki, była
bowiem w szóstym miesiącu ciąży.
– Nie sądzę, żebyś to wszystko dobrze przemyślała.
– Przemyślałam – zapewniła Bella, choć w rzeczywistości wolała się
głębiej nie zastanawiać nad własną decyzją, by nie zmienić zdania.
W wieku dwudziestu dziewięciu lat wyraźnie słyszała tykanie
biologicznego zegara, więc nie mogła się dłużej ociągać.
– Naprawdę, wiem, co robię – rzekła.
– Martwię się o ciebie. – Janet pokręciła głową, gładząc swój wystający
brzuch, co tylko uświadomiło Tinie, jak bardzo ona sama pragnie dziecka.
Zawsze chciała. Teraz nadszedł najwyższy czas, by poważnie się tym
zająć.
– Wiem, lecz nie powinnaś się martwić.
– Poznałyśmy się sześć miesięcy po twoim rozwodzie, a ty ciągle to
przeżywałaś – przypomniała Janet. – Minęło pięć lat, jednak nosisz w portfelu
zdjęcie byłego męża.
– Bo to ładne zdjęcie.
– Tak, ale dlaczego sądzisz, że wprowadzisz go znowu w swoje życie i
nie będziesz z tego powodu cierpieć?
Bella zawahała się lekko, lecz szybko odepchnęła wątpliwości.
– Nie pozwolę, by ponownie w nie wkroczył. To ja pojawię się w jego
życiu, a potem odejdę.
– Widzę, że cię od tego nie odwiodę. Przynajmniej dzwoń często.
– Obiecuję.
Faktycznie. Janet miała powody do niepokoju, pomyślała Bella, wracając
do rzeczywistości. Gdyby nie była tak zdeterminowana, pewnie sama by się
denerwowała tą sytuacją. Spojrzała w stronę mieszkania nad garażem i przez
Zgłoś jeśli naruszono regulamin