140. Dickson Helen - Kapitan i córka pirata.doc

(963 KB) Pobierz

Helen Dickson

Kapitan i córka pirata

 

Tłumaczył Witold Nowakowski

Tytuł oryginalny: The Pirate's Doughter

Harlequin Romans Historyczny (TOM 140)

 

 

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Listopad 1671 roku

Sławny pirat, kapitan Nathaniel Wylde, miał zawisnąć na stryczku dokładnie w południe, na szubie­nicy ustawionej na północnym brzegu Tamizy w Wapping. Miejsce kaźni tonęło w grząskim błocie, bo znajdowało się tuż nad wodą, w pobliżu słupa wy­znaczającego granicę odpływu. Wszyscy piraci, któ­rzy dopuścili się zbrodni na morzu, podlegali jurys­dykcji jego lordowskiej mości admirała i musieli zgi­nąć „mokrą śmiercią". Tak stanowiło prawo. Sądy grodzkie sądziły zwykłych rzezimieszków.

Szubienica była zupełnie prosta, zbita z trzech be­lek, z ponurą pętlą zwieszającą się z poprzeczki. Cia­ła skazańców aż trzykrotnie obmywały fale przypły­wu, zanim je zabierano i wieszano ponownie w dole rzeki, ku przestrodze innych żeglarzy, którzy w zaśle­pieniu chcieliby kroczyć drogą występku.

O kapitanie Nathanielu krążyły różne barwne opo­wieści. Był przystojny i obdarzony charyzmą, a pły­wał aż po Karaiby i odległe chińskie morza. Nic więc dziwnego, że w dzień wyroku niemały tłum zgroma­dził na brzegu Tamizy. Niektórzy nawet skorzystali z łodzi, żeby mieć lepszy widok. Każdy na własne oczy chciał zobaczyć śmierć niezwykłego bohatera, przed pond dwudziestoma laty pochwyconego przez piratów, kiedy uchodził przez Atlantyk po wielkiej klęsce rojalistów w bitwie pod Worcester.

Dwa lata spędził na galerze niczym niewolnik. Pływał po ciepłych wodach Morza Śródziemnego, potem uciekł i zdobył własny statek. W lot poznał tajniki żeglowania i nawigacji, a że miał w sobie żył­kę do przygody, wyruszył na ocean. Łupił bogate stat­ki kupieckie i drwił ze sprawiedliwości, nie uznając żadnych ziemskich praw, z wyjątkiem prawa pirata.

W odróżnieniu od innych rozbójników, słynnych z bezwzględności i okrutnych czynów, Nathaniela Wylde'a - bez wątpienia łotra i rabusia - nazywano Piratem Dżentelmenem, a to za sprawą pewnej galan­terii, z jaką traktował nieszczęsne ofiary. Załogę trzy­mał w ryzach. Choć niepiśmienna i przesądna - jak większość załóg w tamtych czasach - prowadziła się nader porządnie. Piraci kapitana Wylde'a z rzadka klęli i stronili od pijackich burd i wybryków.

Nieco z boku, na obrzeżach tłumu, stała Cassandra Everson, w płaszczu z kapturem zakrywającym jej pół twarzy. Kaptur po trosze chronił ją przed de­szczem siąpiącym z ołowianego nieba, po trosze zaś przed wzrokiem ojca. Chowała się, bo, niestety, to właśnie jej ojciec był głównym bohaterem dzisiej­szych wydarzeń. Wszyscy, którzy tu przyszli, chcieli być świadkami, jak osławiony pirat wyzionie ducha.

- Nie powinnaś tego oglądać - mruknął stojący obok Cassandry wysoki chudzielec. W dłoni ściskał rękojeść noża ukrytego w fałdach sutej peleryny. -Czasami nie rozumiem twojego uporu. Obiecałem Natowi, że się tobą zajmę. Nie prosił mnie, żebym cię tutaj przyprowadził.

- Musiałam przyjść. Sam o tym wiesz najlepiej. Nie martw się, to nie potrwa długo. Już prawie po­łudnie.

Chudzielec nazywał się Drum O'Leary i jeszcze bar­dziej zakrył twarz niż Cassandra, bo był ścigany listem gończym i za jego głowę wyznaczono niemałą nagrodę. To on pierwszy przybył do domu Eversonow w Chelsea z wieścią o pojmaniu Wylde'a. Cassandra ubłagała go, by wraz z nią wybrał się nad Tamizę.

Drum był posępnym i groźnym Irlandczykiem. Ten, kto mu wchodził w drogę, ryzykował, że dosta­nie nożem pod żebro. Na policzku miał starą bliznę po cięciu kordelasem. Źle zagojona, wykrzywiała mu usta w górę, co sprawiało wrażenie, jakby się uśmie­chał, lecz nie był to przyjemny uśmiech. Drum mówił cicho i spokojnie, chociaż dla wrogów bywał bez­litosny.

Przydomek Drum, czyli Bęben, zyskał w czasach wojny domowej, gdy jako dobosz służył w oddzia­łach króla Karola. Już od ponad dwudziestu lat był zaufanym i wiernym przyjacielem Nathaniela Wyl­de'a. Po klęsce rojalistów razem uciekli z Anglii, ra­zem wpadli w ręce piratów i jako niewolnicy razem trafili na galerę. Ostatnio Drum wybrał się na Wyspy Zielonego Przylądka, w odwiedziny do pewnej Portugalki, którą niegdyś pojął za żonę. Nie było więc go na Delfinie", kiedy Wylde został schwytany.

Drum spojrzał prosto w oczy Cassandry - tak po­dobnych do oczu Nathaniela - i ujrzał w nich przej­mujący smutek. Pokręcił głową. Źle zrobili, że tutaj przyszli. To nie miejsce dla młodych dziewcząt.

- Nie martw się, Drum. ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin