Macomber Debbie Jedna noc.pdf

(700 KB) Pobierz
409599903 UNPDF
MACOMBER DEBBIE
Jedna noc
Rozdział l
- Zwalniam cię - oznajmił Clyde Tarkington.
Carrie Jamison podniosła wzrok na kierownika stacji radia KUTE i zamrugała
w osłupieniu. Otworzyła usta, ale przez chwilę nie była w stanie wykrztusić ani
słowa.
- Nie rozumiem - powiedziała w końcu.
- Czego konkretnie? - Clyde przesunął grube cygaro z jednego kącika ust w
drugi. - Zwalniam cię, wylewam, wyrzucam, już tu nie pracujesz.
- Ale ... - potrzebowała trochę czasu, żeby pozbierać się po tym, co usłyszała.
- Kto zajmie się programem porannym?
Clyde żuł koniuszek cygara.
- Jeszcze nie zdecydowałem.
Carrie zauważyła, że za bardzo się tym nie przejmował. Wbiła wzrok w
porysowany blat biurka, nie chcąc wdawać się w dyskusję i wyliczać wszystkich
swych dokonań i sukcesów.
- Mogę wiedzieć, dlaczego? - zapytała, chociaż właściwie znała odpowiedź.
Kyle Harris. Prezenter wiadomości od początku był jej solą w oku. Kyle zresztą w
pełni odwzajemniał to uczucie.
- Nie umiesz dogadać się z Kyle'em.
Jasne, starzy, dobrzy kumple pozbędą się jej, a nie tego faceta. A jednak nie
umiała ukryć zaskoczenia; Clyde wydawał się sprawiedliwy. No cóż, teraz widziała
wyraźnie, że mężczyźni trzymają ze sobą.
- Nadajemy na innej fali - powiedziała oględnie.
- Ostatnio było coraz gorzej - odparł Clyde, i Carrie musiała przyznać mu
rację.
Napięcie między nią a Kyle'em tak zagęściło atmosferę w ciągu kilku
ostatnich tygodni, że powietrze można było niemal kroić nożem i podawać do
kawy. Kiedy Carrie skłoniła Kyle'a do zgolenia brody, nastąpił moment krytyczny.
Nigdy jej nie wybaczył podstępu, i prawdę mówiąc miał trochę racji. Carrie jednak
nie przypuszczała, że z tak błahego powodu może stracić pracę.
Clyde usiadł, krzyżując krótkie, grube nogi. Wydawało się, że czeka na jej
reakcję. Carrie bardzo lubiła tego błękitnookiego, łysiejącego grubasa o
tatusiowatym wyglądzie i podziwiała jego wyczucie radia. Był jej szefem, ale także
przyjacielem, a przynajmniej tak jej się kiedyś wydawało.
- Ile mam jeszcze czasu? - zapytała prawie niedosłyszalnie. - Dwa tygodnie?
- To brzmi rozsądnie - stwierdził Clyde. Wyjął cygaro z ust i wpatrywał się w
jego koniuszek. Carrie nigdy wcześniej nie widziała go z cygarem. - Chyba że ... -
przerwał i spojrzał jej znacząco w oczy.
- Chyba że co? - zelektryzowana, przesunęła się na brzeg krzesła i pochyliła
do przodu, w nadziei na ułaskawienie.
- Nieważne - Clyde potrząsnął głową. - To by się i tak nie udało.
- Co?
- Myślałem, że może bylibyście w stanie dojść do porozumienia. Ale cóż -
westchnął trochę teatralnie - pracowaliście razem przez prawie rok i nie udało wam
się dotrzeć. Nie sądzę, żeby teraz coś się miało zmienić.
- Źle zaczęliśmy - powiedziała Carrie, przypominając sobie ich pierwsze
spotkanie.
Od razu wiedziała, że dojdzie do spięć. Jej poranny program pełen był
dowcipów i żartów, dzwonków i gwizdów. On, dumny i sztywny jakby kij połknął,
do wiadomości podchodził ze śmiertelną powagą. Carrie podejrzewała, że jej
poczucie humoru nie będzie go bawić, i miała rację. Od pierwszej chwili
wyczuwała ze strony Kyle'a lekką pogardę. Była przekonana, że się nie myli. On
uważał, że jest sztuczna i głupawa, ona miała go za bufona. Fakt, że podzielał
poglądy polityczne jej ojca, tylko pogarszał sprawę.
- Czy to wszystko z powodu jego brody?
Przez twarz Clyde' a przemknął cień uśmiechu, ale zniknął równie szybko, jak
się pojawił.
- Częściowo - powiedział bez najlżejszej nuty rozbawienia w głosie.
- To był tylko taki żart.
Miała ochotę porządnie sobą potrząsnąć za to wszystko, co kiedyś
wygadywała. Nie chciała obrazić Kyle'a sugerując, że ma twarz stworzoną do
radia; żartowała tylko. Cóż, powinna była wiedzieć wcześniej.
- Notowania mojego programu poszły znacznie w górę w ciągu tamtego
tygodnia - przypomniała Clyde' owi.
- Spodziewasz się, że przyznam ci nagrodę?! - zirytowany podniósł trochę
głos:
- Ale później nie zapuścił już brody - Carrie szukała jasnych stron incydentu.
W rzeczywistości gładko ogolona twarz Kyle'a wydała jej się zaskakująco
atrakcyjna. Zobaczyła go nagle w zupełnie innym świetle. Miał kształtny, silnie
zarysowany podbródek, nadający twarzy zdecydowany, trochę twardy wyraz,
którego nie spodziewała się zobaczyć. Niechętnie przyznawała nawet sama przed
sobą, jak ciekawa była człowieka ukrywającego się za maską, w której się jej
przedstawił.
Clyde nie mógł zdecydować, czy chce siedzieć, czy stać. Podniósł się z
krzesła, jakby mu się nagle zrobiło na nim niewygodnie, podszedł do okna
wychodzącego na centrum Kansas i założył ręce do tyłu.
- Moje akcje spadają? - zapytała Carrie nerwowo.
- Nie o to chodzi. Chciałbym, żebyś mnie dobrze zrozumiała. Zrobiłaś tu
kawał dobrej roboty. Zwalniam cię tylko z powodu tego, co się dzieje między tobą
a Kyle'em. Inni też nie są ślepi. Pracujemy tu wszyscy razem i powinniśmy być
jedną wielką, szczęśliwą rodziną, a to jest niemożliwe, jeśli wy dwoje bez przerwy
rzucacie się sobie do gardeł.
- To nie tylko moja wina - broniła się Carrie.
Nie rozpoczęła przecież bezzasadnej jednoosobowej kampanii przeciw
Kyle'owi Harrisowi. On także przyczynił się do rozpętania tej wojny, dorzucając od
siebie całkiem spory ładunek insynuacji i obelg.
- Wplątaliście w to cały zespół. Na początku był to rodzaj gry, ale w końcu
każdemu się oberwało w trakcie waszych potyczek. W tej chwili to już nie jest
zabawne. To, co zaczęło się od dowcipu, teraz działa destrukcyjnie na całą stację.
Carrie nie wiedziała już, jak się bronić.
- Ale ...
- Nie mam wyboru - uciął Clyde. Podniósł stopę, jakby szukał dla niej
pewniejszego oparcia. - Zrobiłem to, co trzeba. Zwolniłem was oboje. - Nas
oboje?! - Carrie aż podskoczyła na krześle.
- Nie zrozum mnie źle - Clyde spojrzał na nią przeciągle. - Zrobiłem to bardzo
niechętnie, ale nie można było zatrzymać jednego z was, a drugie zwolnić. Chyba
że chciałbym tu mieć bunt.
Carrie rozumiała, że musiał podjąć trudną decyzję, tyle tylko, że nie była nią
zachwycona.
- Ale byłbyś skłonny dać nam jeszcze jedną szansę? - zapytała, opadając z
powrotem na twarde oparcie krzesła.
Prawdopodobnie łatwiej byłoby negocjować warunki pokoju na Bliskim
Wschodzie, ale postanowiła zrobić wszystko, byle tylko zatrzymać swoje miejsce
w rozgłośni. Ta praca była całym jej światem.
- Nie oczekuję, że rozkwitnie między wami serdeczna przyjaźń, ale dogadanie
się nie powinno nastręczać większych trudności. Gdybyście się tak nie starali
pielęgnować wzajemnej niechęci, odkrylibyście, że macie ze sobą sporo
wspólnego.
- Wątpię.
Szczerze mówiąc, Carrie nie przychodziło do głowy nic, co do czego mogliby
być zgodni. Miała jednak dwadzieścia siedem lat i niewielkie doświadczenie
radiowe. Trudno byłoby jej znaleźć drugą, równie dobrą pracę w porannym
programie, zwłaszcza w Kansas. No dobrze, byłoby to prawie niemożliwe.
- Mogę już iść? - zapytała słabo.
Stała ze zwieszonymi ramionami, zgarbiona pod ciężarem kłopotów, które
nagle na nią spadły.
- Rozmawiałem już z Kyle' em - powiedział Clyde.
- I co on na to?
Clyde potarł dłonią kark.
- Zareagował podobnie jak ty. Jest bardzo zaskoczony.
- Rozumiem.
- Chciałby z tobą porozmawiać, zgadzasz się?
Już stojąc w drzwiach, spojrzała na niego spod oka.
- Chyba nie mam wyboru.
- Chyba nie - Clyde umieścił cygaro w kryształowej popielniczce. -
Naprawdę, to wstyd - mruknął - że dwoje przyzwoitych, ciężko pracujących ludzi
nie umie się ze sobą dogadać.
Carrie nie przeszła jeszcze nawet dziesięciu kroków długim, wąskim
korytarzem wiodącym do jej maleńkiego biura, kiedy stanęła twarzą w twarz z
Kyle'em Harrisem. Przez dłuższą chwilę żadne z nich się nie odezwało. Carrie
chciała powiedzieć coś dowcipnego, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Była
Zgłoś jeśli naruszono regulamin