Angelsen Trine - Córka morza 10 Kłamstwa.pdf

(549 KB) Pobierz
Rozdział 1
TRINE ANGELSEN
KŁAMSTWA
412701871.002.png
Rozdział 1
Elizabeth nagle poczuła szum w uszach i musiała chwycić oparcie krzesła, by nie
upaść. Czy dobrze usłyszała? Czy rzeczywiście Helene przed chwilą powiedziała, że Pål
powrócił i że się pobiorą? Nie, to nie mogła być prawda. Niemożliwe!
- Słyszałaś, co powiedziałam? – zapytała Helene. Głos miała dziwnie matowy.
- Tak słyszałam, że ty… że Pål wrócił – wyjąkała Elizabeth. Serc waliło jej tak mocno,
że najpewniej sukienka nie mogła tego ukryć. A więc to była prawda: on wrócił. Ale jak to
możliwe? Gdzie był? Czy wyjaśnił Helene, dlaczego wyjechał? Nie, tego nie mógł zrobić,
pomyślała z ulgą, bo przecież by się zdradził.
- Zaskoczona? – spytała Helene. Jej niebieskie oczy błyszczały. Elizabeth pomyślała,
że musi bardzo uważać na słowa.
- Owszem. Gdzie był? – Zmusiła się do podniesienia oczu na Helene.
- U krewnego w Helgoland.
- A czemu wyjechał? – Elizabeth czuła, że drży, choć głos miała spokojny.
- Jeszcze pytasz! – Helene wykrzywiła twarz w ponurym grymasie i podeszła bliżej. –
jak możesz tak stać i udawać, że nic nie wiesz, Elizabeth? Czemu nie przyznasz się, że to
przez ciebie?
Elizabeth spuściła wzrok i głęboko odetchnęła.
- Niczego się nie wypiera – powiedziała w końcu i spojrzała na Helene. – To ja
zmusiłam go do wyjazdu. Czy Pål powiedział, ci dlaczego?
- Oczywiście! Żeby nas rozdzieli. Najpierw próbowałaś go przekupić, chciałaś mu dać
pieniądze na podróż. Ale jak nie chciał wziąć, zagroziłaś mu, że…
- Co ty wygadujesz?! – wykrzyknęła Elizabeth. – Ja… ja chciałam mu dać pieniądze?
Boże mój, w życiu bym… - Tu przerwała, żeby nie powiedzieć za dużo. Zwilżyła językiem
wargi. – Więc jaki niby dałam mu wybór? – spytała.
- Zagroziłaś mu, że jeżeli się nie wyniesie, rozpowiesz o nim różne straszne rzeczy.
Nie chciałaś, żebym się wyprowadziła z Dalsrud, bo potrzebna ci byłam jako służąca.
Potrzebowałaś kogoś, kim w tym nowym życiu mogłabyś do woli pomiatać.
- Czy ty słyszysz, co wygadujesz? – Elizabeth była zdruzgotana. – Gdybym
potrzebowała kogoś do pomiatania, to bym sobie znalazła. Dlaczego miałabym używać do
tego ciebie, moją najlepszą przyjaciółkę?
Twarz Helene przybrała niepewny wyraz, ale po chwili jej wzrok znów stał się zimny.
- Miałaś swoje powody – powiedziała ostro.
412701871.003.png
- Czy Pål powiedział ci, jakie niby rzeczy miałabym o nim rozpowiadać? – zapytała
Elizabeth.
Hlene wzruszyła ramionami i skrzyżowała ręce na piersiach.
- Pewnie coś tam o jego babie i co tam jeszcze mogłaś wymyślić…
- Ale skoro był niewinny, dlaczego miałby się przejmować moim groźbami? –
Elizabeth była zaskoczona tym, że potrafi zachować zimną krew, mimo, że wszyscy się w niej
burzyło. Miała ochotę potrząsnąć Helene, by przyjaciółka wreszcie pojęła prawdę.
- Bo masz pieniądze i władzę, bo masz odpowiednie znajomości. Pål to biedny
mężczyzna, nikt by mu nie uwierzył!
Elizabeth puściła oparcie krzesła. Czuła, że ma spocone ręce, schowała je więc za
plecy.
- A dlaczego wrócił? – zapytała wreszcie.
- Bo mnie kocha. Tak bardzo, że gotów jest narazić się na wszelką niegodziwość z
twojej strony.
- Kiedy więc się pobieracie? – Elizabeth starała się nadać głosowi spokojne brzmienie.
Helene spuściła wzrok i zagryzła wargę, ale zaraz podniosła wzrok na przyjaciółkę.
- Jeszcze mi się nie oświadczył, ale wiem, że niedługo to zrobi. Już rozmawialiśmy o
małżeństwie…
Elizabeth westchnęła cichuteńko. Musiała wziąć się mocno w garść by nie okazać, jak
jej ulżyło. Podeszła do Helene i próbowała ująć ją za rękę, ale ta się cofnęła.
- Nie dotykaj mnie – syknęła. Zabolało. Elizabeth cofnęła rękę.
- Posłuchaj, co mam ci do powiedzenia, Helene.
Tego wieczora, kiedy Pål wyjechał z Dalsrud, była tu jedna z dziewcząt od Bergette, z
wełną do farbowania. Ma tyle lat co Maria. Kiedy miała już wracać, Pål zwabił ją do szopki i
próbował wziąć siłą. Na szczęście przyszłam ja…
- Nie chcę tego słuchać! – krzyknęła Helene, zasłaniając uszy.
- Skończ z tą dziecinadą! – wypaliła Elizabeth, chwytając ją za ręce i odsłaniając jej
uszy. Mocno trzymając dziewczynę za przeguby, ciągnęła: - Jeśli mi nie wierzysz, wystarczy
ją spytać, a jak wytłumaczysz te siniaki na plecach i ręce?
- Potknęłam się o próg obory i upadłam – odparła szybko Helene. – Już przecież
mówiłam.
- Ale wtedy mówiłaś, że to było w środku, w oborze. Ci co kłamią, często sobie
przeczą.
- A więc nazywasz mnie kłamczuchą? – Helene zamrugała, a potem wybuchnęła
412701871.004.png
płaczem.
Elizabeth poczuła, jak serce jej się kraje. Miała ochotę przycisnąć Helene do piersi,
pogłaskać po głowie, otrzeć jej łzy i obiecać, że wszystko dobrze się skończy. A wtedy
otwarły się drzwi i ukazała się w nich głowa Liny:
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałabym pożyczyć klucz od spichlerza…
- Wynoś się! – krzyknęła Helene i drzwi natychmiast się zamknęły. Zaczęła chodzić w
tę i z powrotem po izbie, a po policzkach płynęły jej łzy. Z
warkocza wysunęło się pasmo kasztanowych włosów. Elizabeth podała jej chusteczkę,
ale Helene nie zwróciła na to uwagi.
- Kochanie – zaczęła Elizabeth, ale wtedy Helene obróciła się ku niej i krzyknęła:
- Miałam kiedyś przyjaciółkę, byłaś nią ty. A teraz robisz mi coś takiego… Dlaczego,
Elizabeth? Możesz mi to wytłumaczyć?
- Dlatego, że mi na tobie zależy i że się o ciebie boję. Leonard wziął mnie i ciebie
gwałtem, i próbowała tego samego z Amanda. Ale gdybyśmy o tym komuś opowiedziały, nie
uwierzono by nam. Teraz ty tak samo patrzysz na Påla. Nie chcesz zobaczyć go takim, jakim
jest naprawdę. – Elizabeth nagle zamilkła.
Helene spojrzała na nią ponurym wzrokiem:
- Porównujesz mojego ukochanego z tą bestią, twoi teściem?
- Helene, posłuchaj mnie – powiedziała Elizabeth, czując, że kończy jej się
cierpliwość. – I mów ciszej, bo cały dom słyszy, o czym tu rozmawiamy.
- Mam to w nosie – wychlipała Helene. – Ciekawe, co byś powiedziała, gdybym to ja
oskarżyła Kristiana o to samo, o co ty oskarżasz Påla?
- Żądam, żebyś przeprosiła Påla – już stanowczym głosem ciągnęła Helene. Elizabeth
spojrzała na nią z niedowierzaniem.
- Chyba nie mówisz tego serio – powiedziała śmiertelnie poważna. – Nigdy! Możesz
sobie żądać, ale ja nigdy nie przeproszę go za tę niegodziwość, którą wyrządził!
- Nienawidzę cię, Elizabeth, nienawidzę! – krzyknęła Helene, wybiegając z izby. Po
chwili trzasnęły drzwi wejściowe.
Elizabeth opadła na najbliższe krzesło. Siedziała na nim długo, patrząc przed siebie. W
końcu uległa emocjom i dała ujście łzom, które w niej wezbrały. Jakaś część rwała się, by
pobiec za Helene i prosić ją o wybaczenie, ale inna część mówiła jej, że nie powinna. Nie
mogła prosić o przebaczenie, bo ryzykowałaby utratę przyjaciółki na zawsze. Choć może
właśnie to już się stało…
Jej płacz przeszedł w pochlipywanie, w końcu uspokoiła się. spojrzała na wieli stojący
412701871.005.png
zegar: była za piętnaście pierwsza. Wkrótce czas na obiad.
Z sieni słychać było głosy Marii i Ane, idących na strych. Elizabeth zwilżyła
chusteczkę wodą z karafki i przetarła twarz. Na pewno musiała tłumaczyć się niczego
służącym, choć w kuchni z pewnością już plotkowano. Pogładziła włosy i spódnicę,
wyprostowała plecy i wyszła z salonu.
- Co się stało? – zapytała przerażona Amanda, patrząc na Elizabeth.
- Nic, tylko dym dostał mi się do oczu, kiedy rozpalała, w piecu – powiedziała szybko
Elizabeth; i znowu kłamstwo przyszło jej tak łatwo.
- Amando, idź po chleb – poprosiła Lina, wbijając widelec w ziemniaki. – Obiad
będzie zaraz gotowy.
- Ja tez miałam kłopoty z tym piecem – zauważyła Amanda, idąc do spiżarni.
Elizabeth uśmiechnęła się do Liny z wdzięcznością. Dziewczyna nie była z tych, które
lubią plotkować.
- Ja tam wolę kominek, w nim zawsze się szybko rozpala. – Amanda wróciła z
chlebem. – To co, pokój jest pełen dymu?
- Nie było tak źle – powiedziała szybko Elizabeth. – Amando, możesz wyjść i
zadzwonić na obiad?
Nieczęsto używano dzwonu, bo na ogół wszyscy byli w pobliżu. Dziś jednak Ole i
Kristian budowali gdzieś w polu kamienne ogrodzenie, gdyż zeszłego lata krowy nieustannie
właziły im w szkodę.
- Mam nadzieje, że zatrzymasz przy sobie to, co widziałaś i słyszałaś w salonie –
zwróciła się Elizabeth do Liny, kiedy zostały same.
- Nic nie słyszałam, ani nie widziałam – odparła roztropnie Lina i postawiła na blacie
garnek z ziemniakami.
Zanim Elizabeth zdążyła jej podziękować, weszły Maria i Ane.
- Pusia zniknął – skarżyła się Ane. – Nie widziałam go od trzech dni. Może porwał go
lis? – Odgarnęła z twarzy pasemka jasnych włosów.
Elizabeth pozwoliła jej zapuścić długą grzywkę, tak, by mogła spleść włosy w dwa
warkocze. Miała świadomość, że są bardzo do siebie podobne: takie same jasne włosy i
orzechowe oczy. Ale dziewczynka miała też cechy po Kristianie: cechy, które, jak Elizabeth
miała nadzieję, tylko ona dostrzegała.
- Nie – powiedziała lekkim tonem – Pusia tak łatwo by się nie dał. Koty często
znikają, ale zawsze wracają.
- Czemu znikają?
412701871.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin