Angelsen Trine - Córka morza 06 Rywalki.pdf

(690 KB) Pobierz
Rozdział 1
TRINE ANGELSEN
RYWALKI
411600993.002.png
Rozdział 1
Elizabeth stała jak skamieniała i patrzyła przed siebie. Była pewna, że widziała orszak
żałobny, tak samo jak poprzednio. Gdyby udało jej się o tym nie myśleć, zachowywać się, jak
gdyby nigdy nic, nic by się nie stało, pomyślała. Uchwyciła się na moment tej myśli, lecz
zaraz uświadomiła sobie okrutną prawdę: ktoś umrze. Nie wiedziała jednak, kto.
Nagle poczuła łzy, które spłynęły do kącików jej ust. Nie zrobiła jednak nic, żeby je
wytrzeć. Zacisnęła dłoń i zagryzła kostki, by stłumić szloch. Wtedy poczuła na ramieniu
czyjąś ciężką dłoń i drgnęła ze strachu.
- O, Jakob! Ale mnie przestraszyłeś! – Szybko otwarła twarz.
- Płaczesz? – spytał zaskoczony.
Czy może mu powiedzieć prawdę? – zastanawiała się, szukając jakiegoś wykrętu.
Mogłaby się wyłgać, mówiąc, że myślała o Jensie albo… Nie, nie powinna kłamać, zwłaszcza
o zmarłych. Zwilżyła usta i głęboko zaczerpnęła powietrza, zanim odpowiedziała pytaniem:
- Pamiętasz, jak ci mówiłam, że miewam wizje?
- Mhm – odparł i skinął głową.
- Widziałaś coś przed chwilą. Orszak żałobny. Ktoś umrze, Jakob! – Musiała kilka
razy przełknąć ślinę, żeby powstrzymać płacz.
Przyglądał się jej badawczo.
- Jesteś pewna? – zapytał. – Może tym razem oznacza to coś innego? Dosłyszała w
jego głosie błaganie i odczuła pokusę, żeby przytaknąć, ale nie mogła
tego zrobić. Teść nie zasłużył sobie na to, żeby go okłamywać, musiał poznać prawdę.
- Nie, Jakob. Już wcześniej przytrafiło mi się coś takiego. – Naciągnęła mocniej chustę
na ramionach, bo wiał nieprzyjemny wiatr. Siąpiła też mżawka, ale było jej to obojętne. –
Miałam podobną wizję przed śmiercią Ragny. – Wstrzymała oddech. Bała się spojrzeć
teściowi w oczy, obawiając się jego reakcji.
- Widziałaś Ragnę? – spytał przerażony.
- Nie, tylko orszak żałobny na drodze. – Zerknęła na Jakoba i zobaczyła, że pobladł, a
jego wzrok znieruchomiał.
- Biedactwo. Należałoby ci tego oszczędzić – rzekł ze współczuciem i poklepał ją po
ramieniu. – Ale czy jesteś pewna, że…
- Wiem, co widziałam – przerwała mu. Nagle ogarnął ją strach, że teść nie wierzy w
to, co mu powiedziała.
- Nie zawsze da się zrozumieć zmysły. Stwórcy – stwierdził. – Dlaczego pozwala,
411600993.003.png
żebyś miała takie wizje? Jaki jest w tym sens?
Elizabeth odwróciła się do niego.
- Boję się – wyznała. – Bo nie wiem, kto będzie następny.
- Powinnaś się raczej cieszyć, że tego nie wiesz – zauważył rozsądnie. – Wyobraź
sobie, co by było, gdybyś to mnie zobaczyła?
Elizabeth zadrżała.
- Rozumiem, co masz na myśli – odparła, wodząc wzrokiem za Ane, która dreptała
obok i zbierała kamyki.
- Mam Moją Pusię – oznajmiła nagle dziewczynka i spojrzała na dziadka, zadzierając
główkę.
- Co mówisz? – spytał i kucnął przed nią.
- Dostała w Dalsrud kotka, którego najpierw nazywała Mójkocio, a teraz mówi na
niego Moja Pusia – wyjaśniła Elizabeth.
Słuchając, jak Jakob gawędzi z Ane, powiodła spojrzeniem ponad wsią. Drzewa stały
nagie i czarne na tle szarego jak ołów nieba, a daleko na morzu wiatr tworzył kłębki piany.
Późna jesień to okropna pora, pomyślała. Liście już opadły, ale śnieg jeszcze nie spadł,
więc krajobraz był czarny, mokry i smutny. W domach zrobiło się wilgotno i zimno.
Zobaczyła, że z chaty ojca unosi się dym.
Usłyszała, że Jakob coś do niej powiedział.
- Mówiłeś co? – spytała.
- Może byście wstąpiły?
Elizabeth nie od razu odpowiedziała. W dole bowiem dostrzegła Mathilde, która
wiązała przy brzegi łódź. Na pewno była w odwiedzinach u córeczki, pomyślała. Coś jednak
zaniepokoiło ją w zachowaniu dziewczyny.
- Zabierz Ane do domu, ja zaraz przyjdę – odparła po chwili.
- Na pewno nic ci nie jest? – zapytał. Skinęła głową.
- Wszystko w porządku. Długo się je przyglądał.
- Postaraj się nie myśleć o tym, co widziałaś, Elizabeth. – Zamilkł na chwilę. –
Wszyscy kiedyś umrzemy. Wiesz, że przydarzy się to komuś z naszej wsi, i rozumiem, że
niełatwo jest ci z tym żyć, ale…
Elizabeth mi przerwała:
- Mówiłam ci, że już kiedyś mi się to przydarzyło, więc nie martw się o mnie. –
Spróbowała się uśmiechnąć. Pożałowała, że niepotrzebnie zmartwiła teścia, opowiadając mu
o swojej wizji.
411600993.004.png
Pokiwał głową, a potem wziął Ane za rękę i wszedł do domu. Elizabeth struchlała na
widok zapłakanej twarzy Mathilde.
- kochana, co się stało? – zapytała, ocierając łzę z zaczerwienionego policzka
dziewczyny.
- Nie chcę o tym mówić – odparła Mathilde i się odwróciła.
- Czy zrobiła, coś złego?
Mathilde energicznie pokręciła głową.
- Czy ktoś był dla ciebie niedobry?
- Nie chcę o tym rozmawiać, już mówiłam. – Ponownie się rozpłakała i ukryła twarz w
dłoniach.
- Moje biedactwo – westchnęła Elizabeth, objęła dziewczynę ramieniem i ostrożnie
poklepała po plecach. – Człowiekowi nie zawsze jest łatwo.
- Mnie jest dzisiaj okropnie! – Mathilde pochlipywała w jej ramionach. Elizabeth
zastanawiała się, co zrobić, żeby nakłonić ją do mówienia.
- Jeżeli nie chcesz porozmawiać ze mną, to może zwierzyłabyś się do Dorte?
- Nie, nie chcę, żeby ktoś wiedział, że płakałam.
- Wiesz co…? – podjęła Elizabeth.
- Co? – Mathilde podniosła wzrok.
- Kiedy Marii jest smutno, to proszę ją, żeby mi powiedziała, co się stało, bo dopiero
wtedy będę mogła zrobić wszystko, by poprawić jej humor.
- I opowiada?
- Tak, za każdym razem. To jak? Powiedz mi, co cię gnębi?
- Tak, ale nie tutaj. Zimno mi.
- To chodźmy do mojej szopy na łodzie. – Objęła Mathilde ramieniem i ruszyły
wzdłuż brzegu.
W szopie Elizabeth zostawiła otwarte drzwi wychodzące na morze, żeby wypuścić
trochę świata.
- Usiądźmy tutaj – zaproponowała, wskazując pustą beczkę odwróconą do góry dnem.
– O, tu masz ściereczkę. Wytrzyj łzy i opowiedz mi wszystko. na pewno znajdziemy jakąś
radę.
Dziewczyna, drżąc, mocno wytarła nos, zaczerpnęła powietrza i rzekła cicho:
- Tato chce oddać moje dziecko. Jej słowa zabolały niczym policzek. Elizabeth
siedziała jak sparaliżowana, ze
wzrokiem utkwiony, w Mathilde.
411600993.005.png
- Czy mogłabyś mu powiedzieć, żeby tego nie robił? – spytała dziewczyna błagalnie.
Dlaczego obiecałam, że znajdę jakąś radę, zanim się dowiedziała, o co chodzi? –
pomyślała Elizabeth, zła na siebie, i przełknęła ślinę. Musiała grać na zwłokę, bo na
razie nie potrafiła nic wymyślić.
- Jesteś pewna, że tak właśnie powiedział? – zapytała z ociąganiem.
- Najzupełniej. Tłumaczył, że nie jestem w stanie zając się Sofie, a oni nie mają
środków, żeby ja utrzymywać. Co to są środki?
- Pieniądze – wyjaśniła Elizabeth. Powoli docierało do niej znacznie słów Mathilde. –
Dlaczego tak postanowił? Czy coś się stało?
- Zorientował się, że widziałam się z Sofie, kiedy go nie było, i wpadł w złość.
Powiedział, że już ustalone, kto weźmie dziecko. Zabiorą je za dwa tygodnie. To już
niedługo…
- Tak, to prawda – mruknęła Elizabeth, czując, że ogarnia ją gniew. Jak on mógł
zrobić coś takiego własnej córce? Wiedziała, że być może jest niesprawiedliwa, może rodzice
Mathilde rzeczywiście nie byli w stanie wykarmić jeszcze jednego dziecka. Ale jednak to
dziwne, że ojciec dziewczyny wpadł na ten pomysł, kiedy się zorientował, że widziała się z
córką. Może chciał ją trzymać z dala od Sofie?
- Zapewniłam, że mogę się nią zajmować, ale on nawet nie chciał o tym słyszeć –
ciągnęła Mathilde. – Przecież dobrze sobie radzę z dziećmi, prawda, Elizabeth?
- Tak, oczywiście – potwierdziła Elizabeth machinalnie. Wiedziała, że sprzeciwianie
się ojcu Mathilde na nic się nie zda, jeśli już podjął
decyzję. Jak jednak wytłumaczyć dziewczynie, że nie może jej pomóc? – myślała
zrozpaczona.
- Mathilde – zaczęła ostrożnie. – Jeżeli Sofie zostanie oddana do innych ludzi, to
będzie jej tam dobrze. Jens, mój mąż, który już nie żyje, mieszkał z Ragną i Jakobem, chociaż
nie byli jego prawdziwymi rodzicami. A chyba wiesz, jak było mu dobrze?
Mathilde zerknęła na nią spod zmarszczonych brwi. Jej oczy powoli wypełniły się
łzami.
- Obiecałaś, że mi pomożesz, a ty wcale nie jesteś lepsza od mojego taty! –
powiedziała z goryczą.
Chciała wstać, lecz Elizabeth poderwała się i ją zatrzymała.
- Poczekaj, Mathilde, jeszcze nie skończyłam. Pomogę ci, jak obiecałam, ale najpierw
opowiem ci o Jensie. – Słyszała, jak cienko zabrzmiał jej głos. Miała nadzieję, że dziewczyna
tego nie zauważyła.
411600993.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin