Angelsen Trine - Córka morza 02 Wróg nieznany.pdf

(712 KB) Pobierz
Rozdział 1
TRINE ANGELSEN
WRÓG NIEZNANY
411363199.002.png
Rozdział 1
Elizabeth otoczyła ramionami brzuch, jakby chciała go chronić. Boże kochany,
modliła się w duchu, nie pozwól, bym straciła moje dziecko, zmiłuj się! Jeśli ja miałabym
zapłacić życiem, to ocal chociaż to maleństwo, które noszę pod sercem. Proszę cię…
Nagle obok stanął Jens. W jego głosie brzmiała troska:
- Jesteś chora, Elizabeth? Boli cię brzuch? I wtedy podszedł do nich lensman.
- Czy ona źle się czuje? – spytał dudniącym głosem.
- Może odprowadzimy ją do domu?
Elizabeth zaprotestowała, czuła, że pot spływa jej po całym ciele, nie umiała
opanować drżenia. Spojrzała na niego z wysiłkiem. Był to wysoki, masowej budowy człowiek
w długim czarnym płaszczu. Mogłaby go prosić, na klęczkach błagać, by ją oszczędził. Tylko
jeden jedyny raz w życiu już się tak bała, czuła taki niepohamowany strach. To było wtedy,
kiedy Leonard ją gwałcił.
Znowu odezwał się Jens.
- Elizabeth, ty potrzebujesz doktora, jeśli… Przerwała mu gniewnie:
- Nie… zaraz mi przejdzie. – Nagle zaczęło jej zależeć, by lensman nie dowiedział się
o dziecku. Jeszcze nie teraz! Właściwie sama nie wiedziała, dlaczego chce utrzymać to w
tajemnicy. Ponownie zaczęła się modlić w duchu: Wszechmogący Stwórco, pomóż mi! Tylko
ten jeden jedyny raz, a ja obiecuję ci, że wkrótce wszystko wyznam. Tylko ocal to, życie,
które noszę pod sercem. Jeśli mi pomożesz, to ja dotrzymam obietnicy. Przysięgam.
Z wolna, początkowo tak nieznacznie, że sama bała się uwierzyć, ból łagodniał. Mogła
się nawet lekko wyprostować i wspierana przez Jensa czuła, że skurcz całkiem ustępuje.
- Lepiej ci? – dopytywał Jens.
- Tak, - wyszeptała, ocierając drżącą ręką pot z czoła.
- To widocznie przypadłość, która sama przechodzi – dodała.
Lensman bąkał coś o zarazie i cofał się przezornie.
- Jesteś pewna? – Jens przyglądał jej się badawczo.
- Tak, jestem pewna. Może to ze strachu dostałam boleści, pomyślała z nadzieję, że
tak naprawdę było.
Elizabeth napotkała wzrok lensmana. Widziała, że otwiera usta i przygotowywała się
na przyjęcie jego słów. Słów, które mogą skazać ją na śmierć przez ścięcie toporem!
- Rozglądam się za twoim ojcem – rzekł i chrząknął. – Może Elizabeth wie, gdzie on
się podziewa?
411363199.003.png
Czy najpierw chce poinformować o tym ojca? – pomyślała. To przecież moja wina i
moja powinna być kara. Więc oszczędź ojca, Boże. Pamiętaj o obietnicy, jaką ci złożyłam…
W końcu odzyskała mowę, ale głos brzmiał dziwnie, gdy spytała:
- Czego lensman chce od mojego taty?
Nie odpowiedział od razu. Najpierw wodził wzrokiem gdzieś ponad fiordem, jakby
rozważał, czy mam jej to przekazać już teraz.
- Hartvig Pireus Olsen umarł – rzekł z wahaniem. – Jeszcze jedna krótka pauza,
Elizabeth spoglądała to na lensman, to na Jensa.
- Hartvig z małą stopą – wyjaśnił Jens.
Elizabeth wiedziała, o kogo chodzi. Tak nazywali tego człowieka, bo jedną stopę miał
krótszą od drugiej. Tylko co Hartvig ma z tym wspólnego? – pomyślała, a w jej sercu
zakiełkowało maleńkie źdźbło nadziei.
- Hartvig nie miał żadnej rodziny – mówił dalej lensman. – A jego gospodarstwo
graniczy z ziemią twojego ojca, więc może Andres byłyby zainteresowany kupnem.
Zęby zaczęły szczękać w ustach Elizabeth. Próbowała to opanować, ale nie potrafiła.
Drżenie obejmowało całe ciało, zaczynała się trząść. Jens pogłaskał ją po plecach.
- Marzniesz, Elizabeth? – spytał.
Zamiast odpowiedzieć, spojrzała na lensmana i powiedziała:
- Tata nie ma pieniędzy na kupno nowej ziemi.
- Tę sprawę przedyskutuję z nim – odparł urzędnik surowo. Potem wskazał głową na
fiord i powiedział: - O, płynie. Do widzenia.
Elizabeth spojrzała w ślad za jego wzrokiem i zoczyła ojca z Marią, wracających
łodzią ze sklepu. Lensman wsiadł na sanie, a ona pomyślała zdumiona: dlaczego nie
zauważyłem konia, kiedy tu przyszłam?
- Czemu najpierw powiedziałaś, że chodzi o dziecko, a potem, że to zwyczajny ból
brzucha? – wyrwał ją z zamyślenia głos Jensa.
Dopiero wtedy zauważyła łzy. Czuła smak soli, kiedy docierały do warg. Chciała
rzucić mu się na szyję i wyznać wszystko. Złożyła Bogu obietnicę, a on jej tym razem
pomógł. Obiecała, że wyzna winę, ale nagle nie była w stanie tego zrobić. Nie mogła, bo
wciąż tkwił w niej strach.
- Bo myślałam, że to dziecko – odparła szczerze. – Ale musiało być co innego. I nie
chciałam też, żeby lensman wiedział, że spodziewam się nieślubnego dziecka.
Jens uśmiechnął się blado.
- Omal mnie śmiertelnie nie przeraziłaś – bąknął. – Jesteś pewna, że już wszystko
411363199.004.png
dobrze?
- Tak! – Nie znajdowała więcej słów. Przez chwilę milczeli.
To Jens pierwszy przerwał ciszę: - Chciałbym ci coś powiedzieć. Rozmawiałem z
Ragną i Jakobem i jutro jedziemy do pastora, żeby dać na zapowiedzi. Co ty na to? Nie
jesteśmy jeszcze pełnoletni i musimy mieć zgodę – ich i twojego ojca. I pastor musi też
napisać do króla, żeby dał zezwolenie, ale myślę, że nie będzie żadnego problemu. Ragna
zostanie w domu z dzieciakami, Maria też na pewno może przyjść. – Zdjął z rąk wełniane
rękawice i otarł jej łzy. – Teraz jesteś zadowolona, Elizabeth?
Skinęła głową w odpowiedzi i musiała wiele razy głęboko wciągać powietrze, żeby się
znowu nie rozpłakać. Trzeba się opanować i zachowywać normalnie. Chrząknęła.
- Nigdy nie zrozumiesz, jak ja ciebie kocham, Jens – powiedziała spoglądając w stronę
Nymark. – Ale muszę chyba wracać do domu i przygotować sobie ubranie na jutro. Wszystko
to stało się tak szybko – powiedziała na koniec.
Musiała pobyć sama, nie mogła dłużej kłamać, dlatego ruszyła ku domowi. Ale
dźwięk siekiery, rozłupującej szczapy drewna, towarzyszył jej w drodze do samego końca.
Zanim dotarła do domu, lensman wyjechał, a ojciec z Marią weszli do izby. Ona sama
wstąpiła jeszcze do wygódki, żeby sprawdzić, czy nie krwawi. Wciąż nie opuszczał jej strach,
że mogłaby stracić dziecko. Z ogromną ulgą stwierdziła, że wszystko w porządku.
W sieni marudziła długo, zanim w końcu była gotowa spotkać się z ojcem i siostrą.
Powiesiła kurtkę na gwoździu i rozgarnęła żar na palenisku, szukając właściwych słów.
- Lensman chciał z tobą rozmawiać – powiedziała w końcu.
Ojciec stał odwrócony do niej plecami. Przyglądał się kawałkowi drewna, z którego
miał zrobić podeszwy do pary drewniaków, odpowiedział jakoś mimochodem:
- Taak, pytał mnie, czy nie chciałbym kupić ziemi po Hartvigu z małą stopą. Elizabeth
wstrzymała na moment dech. Nagle stało się dla niej niezwykle ważne
wszystko, co było potem.
- I co mu odpowiedziałeś? – spytała.
Ojciec odwrócił się od stołu i szukał czegoś wzrokiem.
- Nie widziałaś młotka? – spytał.
Elizabeth wskazała na skrzynię z torfem, a on wziął młotek, zanim odpowiedział na jej
pytanie.
- Nie, na co mi więcej ziemi? Mam tyle zwierząt, ile mi potrzeba, i ziemi też.
Wystarczy mi tyle. I skąd miałbym wziąć pieniądze?
Maria siedziała na skrzyni z torfem i robiła na drutach rękawice. Elizabeth pogłaskała
411363199.005.png
ją po włosach.
- Najlepiej byłoby spłacić dawniejsze długi, no nie? – spytała.
- Co prawda, to prawda – przytakiwał ojciec z przejęciem. – I to też powiedziałem
lensmanowi. Trochę się skrzywił – ojciec roześmiał się krótko. – Masz rację. Oni pewnie
myślą, że każdy ma tyle pieniędzy co oni, ci bogacze.
- Powinien mieć więcej rozumu – bąknęła Elizabeth i musiała wyjść do alkierza. Tam
usiadła na sienniku i objęła ramionami kolana. Czuła pulsowanie krwi w całym ciele. Złożyła
obietnicę. I to nie byle komu, ale samemu Bogu. Nie ulegało wątpliwości, że wysłuchał jej
prośby. Ale czy ja zdołam dotrzymać przyrzeczenia? – myślała.
Z drżeniem złożyła ręce do modlitwy, długo jednak nie znajdowała odpowiednich
słów. Próbowała sobie przypomnieć, co pastor zwykł mówić w kościele. Może Bóg wysłucha
uważniej, jeśli będzie się posługiwać pięknymi słowami? Zacisnęła powieki w głębokiej
koncentracji, ale w końcu i tak zaczęła szeptać prostą modlitwę:
- Kochany Boże na niebie. Składam ci gorące podziękowania za to, co zrobiłeś.
Dotrzymam mojej obietnicy. Wyznam… pewnego dnia… ale chcę Cię prosić o coś jeszcze.
Wybacz mi wszystkie kłamstwa, jakie muszę mówić tym, których kocham. Wierzę i ufam, że
mnie rozumiesz. – Umilkła i zastanawiała się, czy powinna prosić dalej, ale w końcu dała
spokój. Należy być powściągliwym w swoich oczekiwaniach wobec Boga. Teraz nie może
żądać więcej.
Podniosła się wolno z siennika, wygładziła spódnicę i podeszła do swojej małej
skrzyni. Wyjęła stamtąd swoją konfirmacyjną sukienkę, wzięła ją do kuchni i usiadła przy
piecu. Skorzystam z ciepła i światła, pomyślała i zaczęła rozpruwać boczny szew.
- Co ty robisz? – spytała Maria, ledwie zerkając na siostrę znad robótki. Ćwiczyła się
teraz w szybkim robieniu na drutach, to jednak wymagało uwagi, bo jak nie, to zaraz gubiła
oczka.
- Muszę sobie dopasować suknię na jutro.
- Dlaczego?
Elizabethwsunęła wskazującypalecpod szewsukienkii spojrzała naojca,
naprawiającego but. Nie wiedzieć czemu przestraszyła się, że będzie musiała powiedzieć mu
o jutrzejszej wyprawie do pastora. Dlatego zwlekała.
- Jens i ja mamy jutro jechać do pastora, dać na zapowiedzi – rzekła w końcu.
- Ach, tak, a kiedy zamierzacie wziąć ślub? – spytał ojciec, nie podnosząc wzroku
znad buta.
Równie dobrze mogłabym powiedzieć, że jutro spadnie śnieg, pomyślała Elizabeth.
411363199.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin