Angelsen Trine - Córka morza 24 Obcy.pdf

(677 KB) Pobierz
417661930 UNPDF
TRINE ANGELSEN
OBCY
417661930.002.png
Rozdział 1
Z sypialni dobiegały bolesne jęki Ane. Elizabeth zaciskała zęby z niepokoju i
bezsilności. Wpatrywała się w leżący na podłodze list. Słowa wirowały jej przed oczami. Ból
jest większy, gdy tracimy kogoś z naszych bliskich . Czytała to zdanie ciągle od nowa. Ciarki
jej przeszły po plecach, gdy podniosła wzrok i spojrzała na Dorte i Marię. List był zapewne w
pudełku czekoladek, które dostała Ane. A Maria sądziła, że to przesyłka od narzeczonego
siostrzenicy...
Gdy lensman zabierał Pernille, dziewczyna zapowiedziała zemstę. Elizabeth nie
potraktowała jednak jej słów poważnie, bo przecież opiekunka miała trafić do więzienia. Jak
więc tego dokonała?
- Co tam jest napisane? - Maria chwyciła siostrę za ramię. W jej głosie słychać było
przerażenie. Elizabeth zapanowała nad sobą.
- Ze... Zresztą sama przeczytaj - powiedziała i podała list Marii. Dopiero teraz
zrozumiała: jej córka została otruta! Zerwała się i pobiegła do Ane. - Przynieś wiadro! -
krzyknęła do siostry. Rzuciła się do łóżka i potrząsnęła córką. - Włóż palec do gardła, Ane.
Szybko! Musisz zwymiotować! Ane zrobiła, co jej kazała matka. Wkładała palec do gardła
kilka razy, ale choć łzy stawały jej w oczach, nie zdołała zwymiotować.
- Nie dam rady! - łkała. - Co się dzieje? To tak boli!
- Spróbuj jeszcze raz! Musisz wszystko zwrócić. Szybko!
Pomogła Ane wsunąć palec jeszcze głębiej. Dziewczyna miała purpurową twarz i
zwijała się z bólu, ale tym razem się udało. Elizabeth kilkakrotnie zmusiła ją do wymiotów,
aż do opróżnienia żołądka.
- Proszę! - Dorte wbiegła do pokoju z kubkiem mleka. - To powinno pomóc - dodała.
Elizabeth wlała córce mleko do gardła. Po chwili Ane znów wszystko zwymiotowała.
Wtedy matka odgarnęła jej mokre włosy z czoła i pomogła ułożyć się na poduszkach. Nic
więcej zrobić nie mogła. Ane powinna teraz odpocząć. Elizabeth spojrzała na bladą twarz
córki, która leżała z zamkniętymi oczami i jęczała.
Zlana potem Elizabeth trzęsła się z gniewu i lęku. Zerknęła na siebie i spostrzegła na
bluzce wilgotne od potu plamy. Ale to nie miało znaczenia. Ważna była tylko Ane.
- Posłałaś po Torsteina? - spytała Marię, która załamywała bezradnie dłonie. Obok niej
stała zdenerwowana i blada Dorte.
- Tak. - Maria pokiwała głową. - Co znaczą te słowa Pernille?
Elizabeth nie miała siły na wyjaśnienia. Pochyliła się nad córką i pogłaskała ją czule
417661930.003.png
po spoconym czole.
-Już, już. Wszystko będzie dobrze, kochana. Wszystko będzie dobrze, nie bój się,
proszę. Ane ciągle szlochała.
- Dlaczego mnie tak boli?
Maria podniosła list i czytała go jeszcze raz ze zmarszczonym czołem. Nagle aż się
zachłysnęła powietrzem.
- Co ta Pernille wymyśliła? Chyba nie próbowała otruć Ane? Elizabeth zauważyła
strach w oczach córki, chciała więc zaprzeczyć. Wiedziała jednak, że na nic się to nie zda, bo
wszyscy domyślili się już prawdy. Dorte wyrwała list z rąk Marii.
- Pokaż! - zażądała. Ane znów jęknęła i przycisnęła ręce do brzucha. Kiedy skurcz
ustąpił, opadła bez sił na poduszkę.
- Wszystko będzie dobrze, obiecuję - szepnęła Elizabeth.
- Czekoladki - jęknęła Ane. - Pernille zatruła te czekoladki! Nie było nadawcy, więc
pomyślałam, że to przesyłka od Bertine i Simona z Bergen. Listu nie zauważyłam.
Znów zwinęła się z bólu i jęcząc, poskarżyła się, że jest jej niedobrze. Maria pobiegła
po wiadro. Ane jeszcze raz zwymiotowała mleko wymieszane z sokami żołądkowymi. Dorte
przyniosła kolejny kubek mleka.
- Myślę, że to ci przeczyści żołądek. Ane pokręciła głową.
- Nie dam rady - szepnęła i otarła policzek rękawem.
- Spróbuj. - Matka podała jej kubek. - Jeśli jeszcze coś zostało w żołądku,
zwymiotujesz to razem z mlekiem.
Jeśli trucizna nie rozeszła się już po organizmie, pomyślała Elizabeth z przerażeniem.
Żałowała, że się na tym nie zna. Ile trucizny potrzeba, żeby zabić człowieka? I ile czasu?
- Kiedy wreszcie zjawi się ten doktor?
W jej głosie brzmiała pretensja, jakby to Dorte i Maria były winne temu, że lekarza
jeszcze nie ma. Z trudem powstrzymując łzy, odwróciła się do córki. Musi być silna. Wielki
Boże, czy chcesz, żeby moje własne dziecko umarło mi na rękach? - zapytała w duchu. Ale
gdy wypowiedziała to, czego najbardziej się bała, poczuła się jeszcze gorzej. Czy naprawdę 7
przyjdzie jej stracić córkę, która nie ma jeszcze osiemnastu lat? Nie, świat nie może
być taki zły. A może jednak? Przypomniała sobie, jak jej ojciec skaleczył się starym
haczykiem od wędki i dostał zakażenia. Jakob musiał go przytrzymywać, gdy Anders zwijał
się z bólu. To była straszliwa agonia.
Dopiero śmierć skróciła jego męki.
Elizabeth czuła, że łzy płyną po jej policzkach. Próbowała je ocierać, ale nie nadążała.
417661930.004.png
Wreszcie dała
sobie z tym spokój. Człowiek nie jest przecież w stanie znieść wszystkiego.
Czy to właśnie miała na myśli wróżka z Kabelvaag? Po co w ogóle ona, Elizabeth,
weszła do jej namiotu? Słowa kobiety przeraziły ją tak bardzo, że długo jeszcze nie mogła się
uwolnić od nocnych koszmarów. W końcu udało jej się przekonać samą siebie, że to tylko
wymysły i przesądy. Aż do dziś.
- Elizabeth, weź się w garść - szepnęła Maria. - Torstein zaraz tu będzie.
Elizabeth chciała powiedzieć, że to nie ma żadnego znaczenia, jeśli trucizna zdążyła
dotrzeć do krwi. Ale nic nie odparła.
- Znowu - jęknęła Ane i pochyliła się nad wiadrem.
Tym razem zwymiotowała tylko mlekiem. To dobry znak, pomyślała Elizabeth i
zamknęła oczy. Czepiała się każdej iskierki nadziei. Gdyby miała stracić córkę, i to w sposób
tak straszny jak ojca, nie zniosłaby tego. Bóg nie chce chyba, żeby jeszcze raz przez to
przechodziła. To byłoby nieludzkie. To nie może się zdarzyć!
Otworzyła oczy. Ane tymczasem trochę się uspokoiła. Leżała cicho, z
półprzymkniętymi powiekami, na poły senna, na poły wycieńczona. Elizabeth zdrętwiała.
Czy to koniec? Czy Ane umiera?
- Jest doktor - powiedziała Dorte tak nagle, że Elizabeth aż podskoczyła.
Torstein stanął w drzwiach. Przyniósł ze sobą powiew zimy. Śnieg wokół niego
topniał, tworząc kałuże na podłodze. Elizabeth przełknęła ślinę. Nie mogła dobyć z siebie
nawet słowa. Patrzyła tylko na niego z bezdenną rozpaczą w oczach. Lekarz skinął jej głową i
od razu podszedł do Ane. Położył chorej dłoń na czole i spokojnie zapytał:
- Co cię boli, Ane?
- Połknęła trutkę na szczury - ubiegła ją Elizabeth, ocierając twarz dłonią.
- Trutkę na szczury? - Torstein spojrzał na nią ze zdumieniem.
- Tak. Pernille... Ane zjadła zatrute czekoladki.
- Jesteście tego pewne?
- Tak! Nie słyszysz, co do ciebie mówię? Napisała to w liście, który był w pudełku -
tłumaczyła Elizabeth z rozpaczą i złością. Czy on nie zamierza nic zrobić?
- Widzę, że wymiotowałaś - powiedział Torstein równie spokojnie jak przedtem.
- Dałam jej dużo mleka - wtrąciła Dorte. Stała z zaciśniętymi dłońmi, a jej twarz
wydawała się całkiem biała na tle rudych włosów.
- To dobrze. Udało ci się opróżnić żołądek? - Torstein nadal zwracał się do chorej.
Ane pokiwała głową. Leżała na boku, nie patrząc na lekarza. Jedną dłoń trzymała pod
417661930.005.png
brzuchem.
- To dobrze. Dajcie jej jeszcze coś do picia. Cokolwiek. Mleka, wody, soku, herbaty.
Trzeba przepłukać żołądek. Płyny oczyszczają organizm. Elizabeth usłyszała, że któraś z
kobiet pobiegła po picie. Sama stała apatycznie nad córką.
- Myślisz... myślisz, że ona z tego wyjdzie? - zapytała schrypniętym głosem. Torstein
pogłaskał Ane po głowie.
- Nie możemy przecież stracić naszej akuszerki. Prawda, Ane?
Dziewczyna kiwnęła głową.
- Nie chcę umierać - szepnęła.
Elizabeth zasłoniła usta dłonią, żeby się nie rozszlochać na głos. Maria wróciła z
kuchni z dzbankom soku.
- Proszę! - powiedziała i podała szklankę chorej. -Sok malinowy! Słodki i dobry!
Sama go robiłam. Ane uniosła się na łokciu, wypiła parę łyków i znów chciała się położyć,
ale Torstein kazał jej opróżnić całą szklankę. A potem jeszcze jedną. Najlepiej cały dzbanek
Ane pokiwała głową i wypiła wszystko. Później jęknęła i opadła na poduszkę. Maria usiadła
na brzegu łóżka i wzięła ją za rękę. Nuciła coś cicho, głaszcząc siostrzenicę po dłoni.
Elizabeth wyciągnęła Torsteina z pokoju.
- Teraz powiedz mi prawdę - zażądała. - Jakie ma szanse?
- Wydaje mi się, że wszystko będzie dobrze.
- Wydaje ci się? Powinieneś to wiedzieć! Przecież jesteś doktorem! Uśmiechnął się
pod wąsem, lecz zaraz znów spoważniał.
- Nie wiem, ile tego połknęła, Elizabeth. Ale sprowokowane wymioty
prawdopodobnie uratowały jej życie. Kiedy zjadła te czekoladki? Elizabeth spojrzała na zegar
ościenny.
- Nie wiem. Zajmowaliśmy się sprawą Pedera i...
- Pedera? A co mu się stało?
- Zniknął.
- Zniknął? - Torstein wskazał okno brodą. - To jego szukają?
- Tak. - Elizabeth przycisnęła dłonie do policzków, żeby się opanować. Tego już było
za wiele. Peder zniknął, Ane jest umierająca...
Poczuła dłoń na ramieniu i odwróciła się do lekarza. Przemówił do niej głębokim i
spokojnym głosem:
- Słuchaj, Elizabeth, jestem prawie pewien, że Ane z tego wyjdzie. Pilnuj tylko, żeby
jak najwięcej pila.
417661930.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin