Brown Sandra - Jak nakazuje Honor.PDF

(920 KB) Pobierz
632636123 UNPDF
SANDRA BROWN
JAK NAKAZUJE
HONOR
Harlequin
Toronto • Nowy Jork • Londyn • Amsterdam
Ateny • Budapeszt • Hamburg • Istambuł
Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia
Sydney • Sztokholm • Tajpej • Tokio • Warszawa
632636123.001.png
Tytuł oryginału:
Honor Bound
Pierwsze wydanie:
Silhouette Books 1986
Przekład:
Jerzy ChocHowski
Redakcja:
Ewa Godycka
Korekta:
Małgorzata Golewska
Elżbieta Derelkowska
© 1986 by Sandra Brown
© for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin Enterprises
sp. z o.o., Warszawa 1995
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części
lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu
z Harlequin Enterprises B,V.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych
i umarłych - jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Harlequin
i znak serii Harlequin Special są zastrzeżone.
Drzwiczki lodówki były nie domknięte i blady pro­
mień z jej wnętrza rozjaśniał białoniebieską smugą
mrok kuchni. Na blacie obok stał karton z mlekiem,
opodal leżał bochenek chleba z dwiema świeżo odkro-
jonymi kromkami.
Jednak już w chwili, gdy weszła do mieszkania,
odniosła wrażenie, że coś jest nie w porządku. Instyn­
ktownie wyczuwała czyjąś obecność, groźną, przycza­
joną w bezruchu.
Automatycznie poszukała dłonią kontaktu.
Ale nim zdążyła go dosięgnąć, ktoś uwięził jej rękę
w żelaznym uścisku, wykręcił do tyłu i przygwoździł
boleśnie do pleców. Chciała krzyknąć, lecz druga dłoń
- szorstka i słonawa od potu - zacisnęła jej usta. Zdo­
łała jedynie wydać z siebie gniewny gardłowy pomruk
niczym osaczone zwierzę.
Zastanawiała się nieraz, jak się zachowa w takiej
Skład i łamanie Studio Q, Warszawa
Printed in Poland by Zakłady Graficzne im. K.E.N., Bydgoszcz
ISBN 83-7070-466-2
Indeks 324531
632636123.002.png
6
Sandra Brown • JAK NAKAZUJE HONOR
JAK NAKAZUJE HONOR • Sandra Brown
7
sytuacji. Czy zemdleje? Czy może zacznie błagać
o darowanie życia? Z lekkim zdziwieniem spostrzeg­
ła, że prócz strachu odczuwa przede wszystkim złość.
Zaczęła się szarpać, próbując uwolnić usta od przy­
krywającej je dłoni. Chciała odwrócić głowę, żeby
dojrzeć twarz napastnika. Zapamiętać, jak wygląda.
Czy nie to właśnie zalecano kobietom w razie ataku
gwałciciela?
Łatwo powiedzieć. Szamotanina nic nie dała, napa­
stnik okazał się zbyt silny. Był wysoki, to jedno mogła
stwierdzić z pewnością. Czuła jego nierówny, gorący
oddech tuż ponad głową, którą raz po raz uderzała go
w podbródek. Musi mieć prawie sto dziewięćdziesiąt
centymetrów wzrostu, pomyślała, skrzętnie notując tę
informację w pamięci.
Ciało miał mocne, ale nie określiłaby go jako „mu­
skularne" czy „atletyczne". Wydawał się jej raczej
szczupły, aczkolwiek silny.
Próby wyswobodzenia się odniosły tylko ten sku­
tek, że bardzo osłabła. Oddychanie przez nos sprawia­
ło jej coraz większą trudność. Doszła do wniosku, że
powinna oszczędzać siły i zaprzestała bezowocnego
oporu. W efekcie uścisk unieruchamiających ją ra­
mion nieznacznie zelżał.
- Nazywam się Lucas Greywolf.
Głos, który przemówił szeptem wprost do jej
ucha, miał w sobie zarazem miękkość i chropawość
pustynnego wiatru niosącego drobiny piasku. Jego ła­
godne brzmienie nie zwiodło jednak Aislinn. Spodzie­
wała się, że ten głos - tak samo jak wiatr, który przy­
pominał - może z najbłahszego powodu zawibrować
furią.
Mogła się tego obawiać tym bardziej teraz, kiedy
już wiedziała, kim jest napastnik.
Nazwisko indiańskiego działacza Lucasa Greywol-
fa powtarzane było przez cały dzień w komunikatach
radiowych i telewizyjnych. Wczoraj w nocy uciekł
z federalnego obozu więziennego we Florence i stróże
prawa przeczesywali cały stan w pościgu za zbiegiem.
A on zawędrował do jej kuchni!
- Muszę coś zjeść. I odpocząć. Nie zrobię ci
krzywdy, jeżeli będziesz grzeczna - zamruczał tuż
przy jej uchu. - Ale spróbuj tylko wrzasnąć, a zakneb­
luję cię. Zrozumiałaś?
Skinęła głową, a on ostrożnie zdjął dłoń z jej ust.
- Jak się pan tu dostał? - spytała, zaczerpnąwszy
głęboko powietrza.
- Przeważnie na piechotę - odpowiedział lakoni­
cznie. - Wiesz, kim jestem?
- Tak. Wszędzie pana szukają.
- Wiem.
Jej gniew gdzieś się ulotnił. Nie była tchórzliwa, ale
też nie zaliczała się do głupców. Odgrywanie bohater­
ki nie miałoby sensu w tej sytuacji. Lucas Greywolf
8
Sandra Brown » JAK NAKAZUJE HONOR
JAK NAKAZUJE HONOR • Sandra Brown
9
nie był zwykłym złodziejaszkiem. Komunikaty
ostrzegały, że może być niebezpieczny.
Jak powinna postąpić? Obezwładnienie go nie
wchodziło w rachubę. Dałby sobie radę bez trudu i je­
szcze mógłby jej coś zrobić. Nie, należało czekać na
sposobność ucieczki, a przedtem jakoś go przechy­
trzyć.
- Siadaj - rzucił, trąciwszy ją szorstko w ramię.
Podeszła bez sprzeciwu do stojącego pośrodku ku­
chni stołu, położyła na blacie torebkę, wysunęła krzes­
ło i usiadła powoli.
Greywolf poruszał się zwinnie i bezszelestnie jak
zjawa. Dopiero gdy jego cień padł na stół, zorientowa­
ła się, że do niej podszedł. Z niepokojem śledziła jego
ciemną sylwetkę w widmowym świetle, jakie padało
z otwartej lodówki. Kiedy przykucnął, by wziąć z pół­
ki na mięso pęto suchej kiełbasy, sprawiał wrażenie
gibkiej, złowrogiej pantery.
Uznawszy najwidoczniej, że złożyła już broń, za­
trzasnął niedbale drzwiczki lodówki. Kuchnia pogrą­
żyła się w ciemnościach. Aislinn zerwała się z miej­
sca, chcąc dopaść tylnych drzwi. Ale zanim zrobiła
dwa kroki, Greywolf pochwycił ją ramieniem wpół
i przyciągnął mocno do siebie.
- Dokąd się wybieramy? - zapytał.
- Za... zapalić światło.
- Siadaj.
- Sąsiedzi zwrócą uwagę...
- Kazałem ci usiąść. Siedź i nie ruszaj się, aż ci
powiem, co masz robić. - Powlókł ją do tyłu i pchnął
z powrotem na krzesło. Opadając na nie po omacku,
omal nie przewróciła się na podłogę. W ostatniej
chwili odzyskała równowagę.
- Chciałam tylko panu pomóc - powiedziała. - Są­
siedzi pewnie zauważyli, jak wracałam, i mogą pomy­
śleć, że coś się stało, jeżeli nie zobaczą światła w ok­
nach.
Była to naiwna pogróżka i Aislinn zdała sobie spra­
wę, że Greywolf na to się nie nabierze. Osiedle, w któ­
rym mieszkała, leżało na przedmieściach Scottsdale,
było niedawno zbudowane i przeszło połowa lokali
nie miała jeszcze właścicieli. Niewątpliwie zjawił się
u niej właśnie ze względu na to odludzie.
Nagle dobiegł jej uszu cichy, metaliczny brzęk
i ogarnęła ją trwoga. Czuła się jak leśne zwierzątko,
które słysząc szelest liści wie, że zbliża się niewidzial­
ny drapieżnik. Domyśliła się, że Lucas Greywolf na­
trafił koło zlewu na rząd kuchennych noży i zdjął je­
den z drewnianego wieszaka. Bała się, że lada chwila
zimne ostrze przetnie jej gardło, gdy nagle rozbłysło
światło u sufitu, oszałamiając ją, lecz i napełniając ul­
gą, że wciąż żyje. Oślepiona na moment, zmrużyła
oczy. Zobaczyła, że Greywolf stoi przy kontakcie,
naciskając go długim lśniącym nożem.
 
10
Sandra Brown • JAK NAKAZUJE HONOR
JAK NAKAZUJE HONOR • Sandra Brown
11
Jej wystraszony wzrok rejestrował kolejno umięś­
nione brązowe przedramię Greywolfa, zaokrąglony
bark, mocno zarysowany kwadratowy podbródek, wą­
ski prosty nos, by wreszcie natrafić na parę najbardziej
lodowatych oczu, jakie kiedykolwiek widziała.
Od dziecka osłuchana była z określeniem „serce mi
zamarło". Sama mnóstwo razy powtarzała te słowa
przy lada okazji. Nigdy jednak nie doświadczyła na­
prawdę tego uczucia. Aż do tej pory.
Nigdy dotąd nie widziała oczu, które wyrażałyby
tyle bezgranicznej pogardy, tyle zapiekłej nienawiści,
i rozgoryczenia.
Rysy Greywolfa były wyraźnie indiańskie, ale jego
oczy należały do białej rasy. Ich szarość była tak jasna, że
niemal przezroczysta, co przydawało źrenicom głębi
i podkreślało ich czerń. Utkwione teraz w Aislinn, wpa­
trywały się w nią nieruchomo. Te szare bezlitosne oczy
tworzyły taki kontrast za śniadą, chmurną twarzą Grey­
wolfa, że przykuły jej uwagę na dłużej, niż chciała.
Spuściła wzrok, lecz zaraz znów go podniosła,
przestraszona gwałtownym ruchem noża. Ale Grey-
wolf ddkroił sobie tylko plasterek kiełbasy. Kiedy go
podnosił do warg, kąciki ust zadrgały mu złośliwym
uśmieszkiem. Najwyraźniej bawił go lęk Aislinn, co ją
rozwścieczyło. Wysiłkiem woli przybrała obojętny
wyraz twarzy, mierząc go chłodnym spojrzeniem.
Być może popełniła błąd.
Gdyby ją ktoś wcześniej zapytał, jak wyobraża so­
bie zbiegłego skazańca, nie przyszłoby jej do głowy,
że mógłby być podobny do Lucasa Greywolfa. Nie­
wiele już pamiętała z tego, co czytała o jego głośnym
przed paru laty procesie. Zdaje się, że prokurator
przedstawił go jako notorycznego wichrzyciela i de­
magoga, który wzniecał buntownicze nastroje wśród
Indian. Czy pisano także, że jest bardzo przystojny?
Jeżeli tak, to nie zwróciła na to uwagi.
Miał na sobie niebieską płócienną koszulę w pasy,
niewątpliwie część ubioru więziennego. Oderwał od
niej rękawy, toteż przy otworach na ramiona wisiały
nierówne strzępy. Jeden z rękawów posłużył mu jako
opaska, którą niczym Apacz przewiązał sobie wokół
głowy, żeby przytrzymać włosy tak czarne, że prawie
nie odbijał się w nich blask światła. Ale może były
matowe od kurzu, który pokrywał także jego dżinsy
i buty.
Biodra miał ściśnięte pasem ozdobionym mister­
nym wzorem ze srebra i turkusów. Z szyi zwisał mu
łańcuszek ze srebrnym krzyżykiem, ginącym w kęp­
kach czarnych włosów na piersi, co było kolejnym
potwierdzeniem jego mieszanej krwi. Rdzenni India­
nie mają torsy gładkie.
Aislinn ponownie odwróciła wzrok. Krępował ją
widok jego rozchylonej prawie do pasa koszuli, po­
znaczonej plamami potu. Dziwne było także to, że nie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin