Onichimowska Anna - Najwyższa góra świata.pdf

(424 KB) Pobierz
ANNA
ANNA ONICHIMOWSKA
NAJWYŻSZA GÓRA ŚWIATA
DALEJ NIŻ NA WAKACJE
To się zdarzyło zimą. Byłam wtedy jeszcze małą dziewczynką i nosiłam wielkie kokardy
przypięte na czubku głowy. Moja mama pracowała jako pielęgniarka w szpitalu, często miała
dyżury i nie wracała na noc do domu. Dzwoniła wtedy do mnie wieczorem i mówiła mi coś miłego
na dobranoc.
- Moja mała córeczka - ucieszyła się, kiedy odebrałam telefon. - Co robisz? - Zaczęłam się
zastanawiać, co właściwie robię, nie mogłam sobie przypomnieć i trwało to widocznie dosyć długo,
bo mamusia zniecierpliwiła się trochę i spytała: - No, dlaczego nic nie mówisz?
- Nie wiem - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Zostaję dzisiaj na dyżurze - westchnęła. - Ale wrócę jutro rano i pójdziemy na sanki. Co ty
na to?
- Dobrze - zgodziłam się. - Na dużą górę? - wolałam się upewnić.
- Tak, tak - roześmiała się mama, a po chwili dodała spiesznie: - Muszę kończyć, Urszulko.
Opiekuj się babcią - zażartowała na pożegnanie, cmoknęła w słuchawkę i już jej nie było.
Zwykle, kiedy rozmawiałam z mamusią, stała nade mną babcia i też chciała coś powiedzieć.
Teraz nie przyszła, pobiegłam więc do jej pokoju i zobaczyłam, że siedzi w fotelu, a na jej
kolanach leży robótka na drutach.
- Babciu - powiedziałam - dzwoniła mamusia. I wróci jutro rano. I pójdziemy wtedy na
sanki, na dużą górę.
Babcia uśmiechnęła się do mnie leciutko, ale nie poruszyła się wcale i trochę się
przestraszyłam.
- Chodźmy, babciu, do kuchni - pociągnęłam ją za rękę. - Ugotujemy kakałko.
- Troszkę później - wyszeptała babcia. - Wiesz, nie najlepiej się czuję - przyznała po chwili.
- Będę się tobą opiekować - obiecałam, przypominając sobie słowa mamusi.
- To dobrze - westchnęła babcia i poprosiła mnie: - Podaj mi, Ulu, tę miseczkę z
lekarstwami ze stolika. I przynieś mi z kuchni szklankę mleka.
Zrobiłam wszystko, tylko trochę mleka wylałam na podłogę, ale wytarłam zaraz, żeby
babcia nie widziała.
Babcia łyknęła kilka różnych tabletek i jakiś płyn z buteleczki i powiedziała, żebym
pooglądała sobie telewizję. Było już po dobranocce i zawsze o tej porze leżałam w łóżku, więc
pomyślałam sobie, że coś się babci pokręciło i znów trochę się przestraszyłam. Włączyłam nawet
telewizję, ale tam dwóch panów o czymś rozmawiało i wcale nie było to ciekawe. Znów zajrzałam
do pokoju babci. Siedziała wciąż na fotelu, z przymkniętymi oczami i głową opartą na małej
poduszeczce.
- Babciu - szepnęłam.
- Baw się, baw - mruknęła, otwierając na chwilę oczy.
- Już późno - powiedziałam niepewnie. - Nie będziemy jeść kolacji?
Babcia nic nie odpowiedziała, zauważyłam tylko, że uśmiecha się jakby do siebie i nuci coś,
czego słów nie udało mi się rozróżnić.
„Opiekuj się babcią” - przypomniały mi się znów słowa mamusi. Stanęłam przy oknie.
Chciałam zobaczyć, czy dużo śniegu napadało, ale nic nie było widać, bo na szybie wyrosły
wielkie, srebrne osty. Próbowałam wydłubać między nimi, a potem - wy - chuchać małą dziurkę,
ale i tak nic nie było widać. Tylko to, że jest ciemno i pusto. Poczułam się nagle okropnie samotnie.
Zadzwonię do mamusi, postanowiłam.
Obiecałam jej, że nie będę nigdy dzwonić, chyba że zdarzy się coś bardzo ważnego, bo
mówiła, że przeszkadzam jej w pracy. Nie byłam pewna, czy to, że jest mi samotnie, jest bardzo
ważne czy nie, ani czy jest bardzo ważne to, że babcia siedzi i sobie nuci, zamiast położyć mnie
spać, ale wykręciłam numer mamusi i czekałam, aż ktoś odbierze telefon. Czekałam bardzo długo,
chyba z siedem razy zadzwoniło, zanim podniosła słuchawkę jakaś pani. Powiedziałam swoje imię
i nazwisko i że chcę rozmawiać z mamusią.
- Co się stało? - usłyszałam po chwili jej zaniepokojony głos. - Dlaczego jeszcze nie śpisz?
- Nie gniewaj się - powiedziałam na wszelki wypadek.
- Nie gniewam się - zdziwiła się mama. - Dlaczego nie śpisz? Gdzie jest babcia?
- Babcia siedzi w fotelu - szepnęłam.
- Nie słyszę. Mów głośniej - poprosiła mama.
- Babcia siedzi w fotelu - powtórzyłam. - Opiekowałam się nią.
- To dobrze - roześmiała się. - Poproś ją do telefonu.
- Nie mogę - poczułam w gardle nagły ucisk. - Ona nie wstaje.
- Jak to?!
- Siedzi i coś sobie śpiewa. Ale bardzo cicho. - Czułam się tak, jakbym powierzała mamie
jakąś tajemnicę.
- Zaraz przyjadę - powiedziała mama. - Bądź grzeczna. Czekaj na mnie i nic nie rób,
dobrze?
- Dobrze - zgodziłam się. - Ale mogę się opiekować babcią? - spytałam na wszelki
wypadek.
- Zaraz będę! - krzyknęła mama i odłożyła słuchawkę.
Podeszłam na palcach do pokoju babci i zajrzałam przez szparę w drzwiach. Siedziała tak
jak poprzednio, tylko oczy miała szeroko otwarte i wydawało się, że mi się przygląda.
- Jestem, babciu - powiedziałam wchodząc. - Dzwoniłam do mamusi. Przyjedzie do nas,
wiesz?
- Mądra Ula - szepnęła babcia. - Ach, jaka mądra. Moja mądra, duża wnusia.
Usiadłam koło niej na dywanie i bawiłam się frędzlami jej chusty. Próbowałam pozaplatać
je w warkoczyki, ale nie bardzo mi wychodziło. Zresztą nie miałam dużo czasu do próbowania, bo
ledwie zdążyłam opowiedzieć babci, jakie gęste osty wyrosły na szybach, zazgrzytał klucz w
zamku i do mieszkania wpadła mama z jakimś panem w białym fartuchu. Mama miała też pod
kożuchem biały fartuch i wyglądała zupełnie inaczej niż zwykle. Pocałowała mnie tak jakoś
nieuważnie i od razu pochyliła się nad babcią.
- Wyjdź, kochanie, z pokoju - poprosiła mnie i zamknęła drzwi.
Przyniosłam swój stołeczek, ustawiłam na wprost drzwi i czekałam.
- Połóż się do łóżka - powiedział obcy pan, wychodząc z pokoju. - Już bardzo późno -
dodał, jakbym tego nie wiedziała i zaczął gdzieś dzwonić.
Zrozumiałam tylko, że podał nasz adres i że jeszcze ktoś miał do nas przyjechać.
- Kto przyjdzie? - spytałam.
- Babcia jest chora - przykucnął i poklepał mnie po dłoni. - Musi iść do szpitala. Trzeba jej
zrobić różne badania. I trzeba ją tam zawieźć. Mój samochód się do tego nie nadaje. Przyjedzie
inny, większy. Babci będzie w nim wygodnie. Będzie mogła sobie leżeć, rozumiesz?
- Tak - kiwnęłam głową. - Do szpitala mamusi? - spytałam jeszcze.
- Tak - przyznał pan w białym fartuchu. - Tylko że na inny oddział. No, wejdź na chwilę do
babci, jeśli chcesz, i pożegnaj się.
- Babciu - przytuliłam się do niej, a ona głaskała mnie po głowie i znów coś sobie nuciła.
Bardzo cichutko.
Poczułam, że nie jest mi już samotnie. Słyszałam - z coraz większego oddalenia - melodyjkę
babci, tykanie dużego, stojącego w kącie zegara i kroki mamy po pokoju. Zasnęłam.
Jedne rzeczy pamięta się dokładniej, inne mniej. Czasem jakieś wydarzenie wydaje się tak
świeże, jakby zdarzyło się wczoraj, z innego zostają tylko strzępy obrazów, pojedyncze słowa.
Tak samo z historią choroby mojej babci. Jedne dni mam przed oczyma tak blisko, że nawet
nie muszę się starać, aby je przywołać, inne zatarły się z biegiem lat, zgubiły w tłumie innych dni,
innych wspomnień.
Niedługo po odwiezieniu babci do szpitala wrócił ojciec. Był mechanikiem na statku i
ściągnęli go z morza. Szczęśliwie, pływał akurat po Bałtyku i było to możliwe. Pamiętam dzień,
kiedy wrócił.
Jeszcze spałam, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Zerwałam się zaraz, bo usłyszałam głos
taty i pobiegłam na bosaka do przedpokoju. Całowali się akurat z mamusią, chociaż jego walizki
stały wciąż za drzwiami, a do mieszkania wlatywało zimne powietrze. Kiedy tylko mnie zobaczył,
chwycił na ręce i podniósł aż pod sufit.
- Moja druga kobieta - powiedział i przyjrzał mi się uważnie. - Urosłaś - postawił mnie na
podłodze. - Słyszałem, jaką mam mądrą córkę - pochwalił mnie, ale zaraz zauważył moje bose
stopy i kazał mi iść po kapcie.
Jak wróciłam, znów witali się z mamusią, tylko walizki były już w środku i drzwi były
zamknięte.
- Zostaniesz z nami? - spytałam.
- Na razie tak - powiedział, a widząc moją minę, roześmiał się. - No co, nie jesteś
zadowolona?
- Bo powiedziałeś: „na razie”. - Spuściłam głowę, bo zrobiło mi się przykro.
- Wiesz, że pracuję głównie na statkach - rozłożył ręce tatuś, a ja kiwnęłam głową, że wiem.
- Nie martw się. Teraz przez najbliższe dni będziemy się tu rządzić we dwójkę, ty i ja. Dobrze
będzie?
- A mamusia? - spytałam z niepokojem.
- Mamusię wyślemy do pracy - roześmiał się tatuś. - Niech pozarabia trochę pieniążków.
Tutaj mamusia też się roześmiała, a potem zrobiła dla siebie i tatusia kawę, a dla mnie
kakao, siedzieliśmy wszyscy razem na kanapie i przytulaliśmy się do siebie, a mama opowiadała o
babci. Że już lepiej się czuje, niedługo pewnie wróci do domu, chociaż tak w ogóle, to - jak się
wyraziła - rokowania nie są dobre.
- Co to znaczy? - zaniepokoiłam się, bo tatuś od razu posmutniał, jak tylko to usłyszał, i
zapalił papierosa.
- To znaczy - zawahała się mamusia - że babcia nigdy już nie będzie zupełnie zdrowa.
- Będzie cały czas w fotelu - domyśliłam się.
- Nie - pokręciła głową mama. - Będzie chodziła. Ale niedużo.
- A na spacer? - chciałam wszystko wiedzieć.
- Zobaczymy - uśmiechnął się tatuś i puścił kółko z dymu. - Pójdziemy ją dzisiaj odwiedzić.
Wszyscy razem. Można? - Spojrzał pytająco na mamusię.
- Nie bardzo. - Wykonała nieokreślony ruch ręką. - Chyba że na chwilkę - zmiękła, widząc
moje błagalne spojrzenie.
Babcia wcale nie wyglądała, jakby miała chodzić na spacery. Leżała w łóżku i była
Zgłoś jeśli naruszono regulamin