STEFAN FLOREŃSKI,ZYGFRYD SZOŁTYSIK.txt

(9 KB) Pobierz
STEFAN FLOREŃSKI,ZYGFRYD SZOŁTYSIK

Kiedy pierwszy raz postanowili zorganizować mecz oldbojów Górnika Zabrze ze lšskiem Wrocław,
mieli problemy ze znalezieniem sponsora. W końcu jedna firma się zgodziła wyłożyć trochę pieniędzy,
ale dopiero wówczas, gdy przynajmniej pięciuset kibiców kupi bilety. No i zrobił się poważny problem,
bo fanów przyjechało prawie dziesięć tysięcy. Do dzisiaj w Hamm, niedużym miasteczku w rodkowych
Niemczech, wszyscy wspominajš pamiętny mecz. A ponieważ cieszył się tak wielkš popularnociš,
stał się tradycjš. Organizatorami spotkań sš między innymi Stefan Florenski i Zygfryd Szołtysik. 

Byli piłkarze Górnika w Hamm mieszkajš od blisko trzydziestu lat. - Przyjechałem z żonš,
bo w tym miecie mieszkała moja matka. W przejciowym obozie dla obcokrajowców poznałem siostrę Zygi, 
która potem namówiła na przyjazd brata. Nikt z nas nie przypuszczał, że zostaniemy tu na zawsze 
- wspomina Florenski. 

wietny przed wieloma laty obrońca mieszka w Hamm z żonš, córkš, zięciem i wnukami.
Najbliższa rodzina jest więc na miejscu, ale wielu krewnych zostało w Polsce. 

Szołtysik przyjechał trochę póniej, ale również został w Hamm na stałe. A ponieważ w okolicy mieszka
jeszcze kilkudziesięciu byłych piłkarzy ze lšska, wpadli na pomysł, żeby organizować derby Górnika z Ruchem.
- Nieraz na meczach jest taki tłum, że kibice siedzš przy samym boisku. Wtedy sędzia liniowy ma spory problem,
bo musi na pełnej szybkoci omijać widzów - mieje się Szołtysik. Na spotkania przyjeżdżajš byli lšscy piłkarze,
mieszkajšcy obecnie w całych Niemczech, a nawet w sšsiednich państwach. Niektórzy sławni, 
jak Andrzej Szarmach, Włodzimierz Lubański, Erwin Wilczek czy ojcowie Lukasa Podolskiego lub 
Miroslava Klosego. Inni, mniej znani obecnie, ale kiedy byli idolami mieszkańców lšska. 

- Na te mecze czekamy cały rok - mówi Florenski. - Teraz już jednak tylko jako kibice.
Jeszcze nie tak dawno sam pojawiałem się na boisku, ale teraz już jestem za stary. Mecz to jednak tylko 
pretekst do wspólnych spotkań. Wszyscy byli piłkarze zabierajš żony i dzieci, więc impreza jest naprawdę spora.

I za każdym razem się wzruszam, gdy rozdaję autografy lub młodzi kibice chcš mieć ze mnš zdjęcie.
- Ja jeszcze niby mam siłę i kondycję, żeby grać w naszych meczach w Hamm, ale szybkoć gdzie wyparowała. 

Nie gram więc, żeby wstydu nie było, bo się za bardzo denerwowałem, że mnie młodzi wyprzedzajš. 
Na boisko wychodzę już tylko przywitać się i pomachać kibicom - mówi Szołtysik. 

Spotkania byłych zawodników ze lšska sš organizowane w niemal wszystkich miastach Zagłębia Ruhry.
W końcu wyemigrowało tam z Polski kilkaset tysięcy mieszkańców tego regionu. Starsi, którzy nie majš już siły
grać, delegujš na boisko dzieci. Zdarza się też, że jeszcze przed pierwszym gwizdkiem dochodzi 
do niespodziewanych transferów. - Jak Ruch ma za mocny skład, to się bierze jakiego młodego chłopaka, 
którego ojciec był kiedy zawodnikiem Górnika. Taki młody za piwo i kiełbaskę zasuwa potem, aż miło patrzeć
- mówi Szołtysik. 

Mimo że Florenski i Szołtysik zdecydowali się na życie na emigracji, nadal sš bardzo zwišzani z Górnikiem.
Obaj dopytujš o sytuację klubu, czy ma szansę wrócić do ekstraklasy, czy obecni piłkarze rzeczywicie 
sš tak słabi, że musieli rok temu z niej spać. Sami dosyć rzadko bywajš w Zabrzu, ale jak już się pojawiajš,
to na wyjštkowe okazje. - Dwa lata temu bylimy w siedzibie Górnika, gdzie otrzymalimy pamištkowe medale 
za pięćdziesišt lat udanego pożycia małżeńskiego - mieje się Maria Florenska. - Gdy Górnik organizował 
pierwsze spotkania byłych piłkarzy z lat szećdziesištych i siedemdziesištych, każdy z uczestników musiał 
mieć plakietkę z imieniem i nazwiskiem, bo trudno było się po tylu latach rozpoznać 
- dodaje żona byłego obrońcy. 

W rodzinne strony Florenscy i Szołtysik starajš się jedzić przynajmniej raz w roku. Dawniejsze wyjazdy
do Polski wspominajš jako pewnego rodzaju udrękę. - Były granice, problemy z celnikami, podróż trwała
nieraz i dobę. Za komuny, gdy my już mieszkalimy w Niemczech, córka nie mogła w Polsce dostać paszportu,
żeby nas odwiedzić. To były trudne czasy, dlatego tym bardziej doceniamy, że teraz wszyscy jestemy
już w Europie - mówi Maria Florenska. 

Na uroczystoć z okazji 40-lecia słynnych spotkań z AS Roma przygotowywali się przez kilka tygodni.
Najbardziej zapracowanš osobš była córka Stefana Florenskiego Zuzanna, która odpowiedzialna
jest za zbieranie pamištek zwišzanych z karierš ojca i Szołtysika. - Kiedy udało mi się zdobyć
od telewizji publicznej fragmenty meczów z Romš. Oprócz tego mam wywiady z byłymi piłkarzami Górnika. 
Do dzisiaj wspominamy, jak kilka lat temu pokazalimy Włodkowi Lubańskiemu wywiad przeprowadzony z nim, 
gdy miał około 20 lat. Mówił o nauce w szkole, o tym czy dobrze tańczy, dlaczego chce 
zawodowym piłkarzem. 
Lubański nie pamiętał tej rozmowy, więc sam był zdziwiony, na jakie pytania musiał odpowiadać
- mówi córka Florenskiego. 

W domu Florenskich jest również specjalne miejsce na pamištki zwišzane z karierš byłego obrońcy.
Proporczyki, medale, odznaczenia, archiwalne numery Przeglšdu Sportowego" i piłka z logo Romy.
- Nieraz jestemy z żonš bardzo zaskoczeni, kiedy na nasz prywatny adres w Hamm przychodzš listy
z Polski z probami o mój autograf. I to piszš młodzi ludzie. Oczywicie od razu im odpowiadam 
- mówi Florenski. - Ja wtedy mam łzy w oczach, że kto jeszcze pamięta o mężu, że ojcowie 
opowiadajš synom, jakim dobrym był obrońcš - dodaje jego żona. - Ja tam nie płaczę z takich okazji
- zapewnia natomiast Szołtysik. 

Florenski i Szołtysik od czasu do czasu oglšdajš fragmenty trójmeczu z Włochami, zwłaszcza zimš,
 gdy często siedzš w domu. Co innego w pozostałe pory roku. Wówczas tematem numer jeden
 nie jest już mecz sprzed czterdziestu lat, ale ogródki działkowe. 

- Mamy działki w tym samym miejscu, niedaleko centrum Hamm. Od marca w zasadzie odliczamy dni i czekamy,
 aż się zrobi cieplej, żeby w końcu zaczšć pracować. Działka to teraz w zasadzie sens naszego życia.
 Siedzšc w domu na emeryturze, człowiek by się zanudził, a tak mamy co robić, przebywamy dużo na powietrzu 
i pracujemy nad kondycjš, szczególnie wieczorami, gdy po robocie rozpalamy grilla i jest czas na piwo 
- mieje się Szołtysik. 

Obaj przez całš zimę dyskutujš, co trzeba zasiać, co wykopać, jak odnowić domki i gdzie sš 
najlepsze promocje na sprzęt ogrodowy. - Brzmi to może nudno, ale dla nas działka naprawdę
 jest bardzo ważna. Zamiast siedzieć w domu, mamy zajęcie, towarzystwo i obowišzek. 
Czym by była emerytura bez sensownego zajęcia? - zastanawia się Florenski. 

W Niemczech ogródek działkowy to nie tylko przyjemnoć i relaks, ale również poważny obowišzek. 
Trzeba uprawiać warzywa, kwiaty i owoce. - Jeli kto jest leniwy i chce mieć tylko trawę w ogródku,
żeby cały dzień leżeć i się opalać, może jš stracić - mówi Szołtysik. - Tutaj naprawdę kontrolujš, co sadzimy, 
czy regularnie podlewamy i dbamy o ogródek oraz altankę. Jak już kto dostanie przydział na działkę,
to o niš dba. W ciepłe letnie noce nie chce nam się często wracać do mieszkania w centrum,
więc pimy na miejscu i wtedy prowadzimy długie rozmowy o futbolu. 

Florenski jest kibicem Schalke 04 Gelsenkirchen. Fanem klubu z Zagłębia Ruhry został blisko dziesięć lat temu,
gdy do Schalke trafił najpierw Tomasz Wałdoch, a póniej Tomasz Hajto, czyli byli obrońcy Górnika Zabrze.
Szołtysik nie ma ulubionego klubu w 1. Bundeslidze, ale zawsze sprawdza wyniki trzecioligowego
Eintrachtu Brunszwik, gdzie jego syn Dariusz jest obecnie trenerem bramkarzy. Sami też próbowali
kiedy szkolić młodych piłkarzy w Hamm, ale szybko zrezygnowali. - Jacy z nas tam nauczyciele, 
szkoda było nerwów. Nie nadajemy się na trenerów. Brakowało nam cierpliwoci, wydawało nam się,
że jak pokażemy, co potrafimy, to młodzi będš się szybko uczyć. Było inaczej, więc odpucilimy, 
żeby siebie i ich nie denerwować - wspomina ze miechem Szołtysik. - Teraz wolimy się już nie stresować.
Żyjemy jak niemieccy emeryci, czyli bez stresu, ale pracowicie. Ale mimo że mieszkamy w Niemczech, 
zawsze bylimy i będziemy Polakami - zapewnia, po raz pierwszy uderzajšc w poważny ton Zygfryd Szołtysik.
A Stefan Florenski dodaje, że dla nich obu Górnik Zabrze zawsze będzie najważniejszym klubem. 
- Gralimy tam praktycznie za darmo, jak już się dostało jakie pienišdze, były to grosze. 
Ja za podpisanie umowy dostałem... strój górniczy. Inni mieli więcej szczęcia, bo trafiła im się pralka.
Nie zarabialimy wielkich pieniędzy, ale dobrze gralimy. Czyli odwrotnie w porównaniu z tym, 
co teraz dzieje się w tym klubie. 

Z powodu kiepskich zarobków czterdzieci lat temu Florenski i Szołtysik nie majš jednak dzisiaj żadnych pretensji.
W końcu w trudnych czasach zwiedzili dzięki piłce nożnej kawał wiata, grali na legendarnych stadionach,
w historycznych meczach. W tamtych czasach Górnik w Europie naprawdę był potęgš. 
Do pełni szczęcia zabrakło jednak triumfu w Pucharze Zdobywców Pucharów. 
W finale lepszy okazał się Manchester City. 
- Do dzisiaj mam o to pewien żal do działaczy. Jak jechalimy na finał z Manchesterem City do Wiednia,
to mówiono nam, że i tak osišgnęlimy więcej niż ktokolwiek mógł się spodziewać,
że nawet wysoka porażka nie będzie tragediš. Działacze nie próbowali nas choć odrobinę zmobilizować.
Do dzisiaj tego żałuję, bo gdybymy wyjeżdżali na finał z innym nastawieniem, to może bymy wygrali.
A tak czujemy z Zygš pewien niedosyt, nawet jeli odnielimy największy sukces w naszej klubowej piłce
- kończy Florenski. 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin