Allington Maynard - Zabić Stalina.rtf

(673 KB) Pobierz
Zabic Stalina

MAYNARD ALLINGTON

 

 

ZABIĆ STALINA

 

Przekład Izabela Bukojemska

Tytuł oryginału THE GREY WOLF


Prolog

Tylko połysk wilgotnego przeciwdeszczowego płaszcza świadczył o tym, że ktoś stoi na moście. Kryjący się w mroku nocy mężczyzna patrzył w czarny nurt rzeki. Lubił ciemności, bo osłaniały go. Jego próżność nie cierpiała wtedy tak bardzo.

Rzucone na początku wojny niemieckie bomby zapalające nie pozostawiły chirurgom zbytniego pola do popisu. Ogień spalił mu wargi, ucho, wypalił do korzeni część włosów. Teraz mężczyzna nosił perukę, chociaż była marnej jakości, tak jak tyle innych rzeczy w początkach tysiąc dziewięćset czterdziestego drugiego roku.

Londyński East End, rozpościerający się po drugiej stronie Tamizy, wyglądał jak makieta nieudolnie wykonana przez dziecko. Domy odcinały się ostro na tle blednącego porannego nieba. Mężczyzna cofnął się głębiej w cień przed narastającym blaskiem dnia.

Po Victoria Embankment szły dwie kobiety. Głośno rozmawiały, chwilami wybuchały radosnym śmiechem. Najprawdopodobniej urzędniczki z jakiejś rządowej instytucji, które spieszyły się na dzienną zmianę, rozpoczynającą się o szóstej rano. Zauważyły mężczyznę kryjącego się w mroku i na widok jego twarzy śmiech zamarł im na ustach. Niezgrabnie przyspieszyły kroku. Mężczyzna patrzył za nimi, dopóki stukot ich obcasów na bruku i rozmowa nie ucichły w oddali. Spalone wargi wykrzywiły się w ponurym, gorzkim uśmiechu. Pamiętał, że kiedyś podobał się kobietom.

Ale nie miał czasu na użalanie się nad sobą. Na wezwanie Churchilla człowiek stawia się punktualnie, nawet jeżeli wiadomość przychodzi w środku nocy. Ruszył więc żwawym krokiem. W punkcie kontrolnym okazał dokumenty i zagłębił się w labirynt dróg, ciągnących się pod ulicą Whitehall. To właśnie tu w specjalnie wybudowanych podziemiach pracował premier. Słowo Whitehall było nie tylko synonimem brytyjskiego rządu, lecz także oporu przeciw hitlerowskiej nawale.

Mężczyzna szedł przez ciemnawe, oświetlone słabymi żarówkami korytarze, wypełnione stęchłym powietrzem. Od czasu do czasu słyszał z daleka jakieś głosy, matowe i senne o tak wczesnej porze. W przewodzie poczty pneumatycznej nad jego głową zabrzęczał pojemnik z przesyłką. Pomijając to nowoczesne urządzenie, panowała tu atmosfera właściwa raczej dla epoki Ryszarda III czy średniowiecznej Wojny Róż, tak odległa w czasie od warkotu bombowców i pochodu niemieckich pancernych armii przez Europę.

Drzwi gabinetu stały otworem. Churchill siedział samotnie przy stole konferencyjnym, zarzuconym mapami i dokumentami. Ubrany był jak zwykle w koszulę z wykrochmalonym gorsem, zapiętą pod samą szyję. Po jego zmęczonej twarzy trudno było poznać, czy wstał bardzo wcześnie, czy też w ogóle się nie kładł. Słysząc poruszenie przy drzwiach, spojrzał znad oprawek okularów.

- Rosewall? Gotowy do rozmowy?

- Przyszedłem, gdy tylko otrzymałem wiadomość.

Mężczyzna nazwany Rosewallem wszedł do pokoju cuchnącego wypalonym tytoniem i potem zmęczonych ludzi. Nie siadał, póki premier nie wskazał mu krzesła.

Na stole przed Churchillem leżały trzy teczki osobowe, które Rosewall kilka dni temu dostarczył na Downing Street, do oficjalnej siedziby premierów brytyjskich. Każda z nich zawierała dane zawodowego oficera służącego w SIS, Tajnych Służbach Wywiadowczych. Mieli jedną cechę wspólną: wszyscy trzej biegle mówili po rosyjsku.

- Przejrzałem te akta - powiedział Churchill. - To naprawdę wspaniali chłopcy.

- Podjął pan decyzję?

- Myślę, że Kanadyjczyk będzie najlepszy.

Premier otworzył jedną z teczek. Zdjęcie ukazywało mężczyznę nieco po trzydziestce. Opalona twarz, wydatne kości policzkowe, blizna przecinająca policzek, czarne włosy zgarnięte za uszy, domagające się strzyżenia. Taka twarz, pomyślał Rosewall, mogłaby się spodobać Churchillowi, gdyby nie wyzierająca z oczu melancholia.

Pod zdjęciem figurowało nazwisko i imię: RYDER Antony.

- Urodził się w Rosji - zauważył Churchill, czytając akta.

- Jego ojciec był oficerem kawalerii w Białej Gwardii. Usiłował uratować cara i jego rodzinę, więzionych w Jekaterynburgu. Gdy mu się to nie udało, uciekł z kraju z żoną i synem.

- Jego prawdziwe nazwisko to Rydorow?

- Zmienił je na Ryder, gdy uzyskał obywatelstwo kanadyjskie.

- Zgodnie z tym, co tu piszą - Churchill stuknął ręką w akta - Antony, ten syn, wrócił do Rosji.

- W trzydziestym trzecim - potwierdził Rosewall. - Przebywał tam trzy lata.

- Jako inżynier?

- Radziecki rząd importował ich na pęczki, przeważnie Amerykanów, do budowy kompleksów przemysłowych wokół Stalingradu. Ryder znał doskonale język, więc oczywiście go zaangażowano.

- Gdzie jest teraz?

- W Beaulieu - odparł Rosewall. - Przeniesiony do operacji specjalnych. Wie sporo o materiałach wybuchowych, a także uprawia wspinaczkę. Wykłada na kursach dla Polaków, którzy zamierzają zostać agentami wywiadu. Okazało się, że większość Polaków ze wschodu zna rosyjski, ale po angielsku nie mówią.

- Jak rozumiem, pan wybrałby jego - powiedział Churchill.

- Tak.

- Dlaczego?

- To ma związek z jego żoną - wyjaśnił Rosewall. - Ożenił się z Angielką. Byli małżeństwem zaledwie dwa tygodnie, gdy ją stracił. Nalot na Coventry...

Premier zmarszczył czoło. Wyjął nowe cygaro i zapalił je. Unoszący się w górę dym przesłonił na chwilę jakiś głęboki smutek czający się w podpuchniętych oczach.

- Coventry - mruknął.

- Trzeba do tego podchodzić pragmatycznie - kontynuował Rosewall. - Gdyby doszło do najgorszego, nie zastanawiałby się, czy pozwolić się złapać, czy też zażyć cyjanek. Widzi pan, on nie ma do kogo wracać, podczas gdy rodziny pozostałych kandydatów nadal żyją.

Premier nie odpowiedział, ale jego spojrzenie zdawało się mówić: Rosewall, jesteś zimnym draniem. Jednak wesoła iskierka w oczach świadczyła, że to milczący komplement.

- Rozumiem go. - Rosewall wzruszył ramionami. - Jego żona została zraniona odłamkami bomb zapalających. Przeżyła jeszcze dwa dni w szpitalu. - Uśmiechnął siew taki sam sposób jak wtedy, gdy dwie urzędniczki mijały go nad rzeką. - Do pewnego stopnia coś nas łączy.

- Ciągle pan mówi o cyjanku - rzucił szorstko Churchill. - Nie wierzy pan, że misja się powiedzie?

- Panie premierze, zawsze należy brać pod uwagę, że coś się nie uda.

- Czy nie jest to więc zbyt ryzykowne dla rządu Jego Królewskiej Mości?

- Jedynym kłopotem byłoby to, że mogliby złapać naszych ludzi żywych.

Premier wstał i podszedł do mapy wiszącej na ścianie. Przez chwilę jego tęga postać pozostała nieruchoma. Potem pulchna ręka powoli przesunęła się przez Ukrainę, poprzecinaną niebieskimi żyłami rzek, aż wreszcie zacisnęła się w pięść i uderzyła w Moskwę. Objaw frustracji? A może znak, że decyzja została podjęta?

- Kontynuujemy operację Szary Wilk? - spytał Rosewall.

Premier odwrócił się. Nad jego ramionami rozpościerała się radziecka północ.

- Jak możemy kontynuować coś, co nie istnieje? - warknął. - Przecież nie ma niczego takiego jak operacja Szary Wilk.

- Oczywiście panie premierze. - Rosewall też stał. Nie był pewny, jak rozumieć to dziwne zaprzeczenie. Jako żart? A może premier usiłował uwolnić swój rząd od odpowiedzialności w razie porażki? Sukces zawsze jest cnotą. Tylko klęskę traktuje się jak grzech.

Churchill wrócił do stołu, odsuwając się od wielkich przestrzeni papierowego kraju, od Uralu, od zielonych lasów Syberii. Przesunął teczki w stronę Rosewalla.

- Lepiej niech pan to zaniesie z powrotem do MI-6.

- Tak jest. - Rosewall potraktował te słowa jako pożegnanie. Włożył papiery do aktówki, pochylił głowę w uprzejmym ukłonie i ruszył do drzwi.

- Rosewall! - Warknięcie premiera dobiegło już zza jego pleców. Oficer SIS obejrzał się. Premier znów siedział przy stole; jeszcze raz zerknął na niego znad oprawek okularów.

- Proszę mnie informować na bieżąco o przebiegu operacji Szary Wilk.

Antony Ryder wysiadł z metra przy Queensway. Na dworze już zmierzchało, wiał ostry wiatr. Ryder podniósł kołnierz płaszcza. W mżawce tak delikatnej jak pajęcze nici szybko szedł po Bayswater Road.

Szyld pubu Pod lwią głową kołysał się nad wilgotnym brukiem, mgła moczyła kwaterowe okna. Ryder wszedł do zatłoczonego lokalu. Było tu wręcz gorąco. Nad barem zobaczył belkowany sufit, w powietrzu unosiła się zastarzała woń taniego piwa i dymu. Zamówił whisky i rozejrzał się za Rosewallem. Z kąta, w którym siedzieli mężczyźni w roboczych ubraniach, dobiegł dudniący wybuch śmiechu. Trochę im zazdrościł, bo sam już nie potrafił się śmiać. Od czasu Coventry...

Wokół rozstrojonego pianina stali żołnierze i śpiewali wojskową piosenkę:

Ona tam przyjdzie... przyjdzie tam, Do fontanny na małym placyku. We włosach będzie miała kwiat, I będzie twoja już za godzinkę. Lecz sierżant powie twojej żonie...

Kelnerka przyniosła zamówioną whisky. Jej ręce były szczupłe i białe, takie, jak ręce żony Rydera. Znów wróciło przykre uczucie, które tak go męczyło. Złość albo może żal? Ostatnio ich nie rozróżniał.

Ponad czarnym dębowym barem białe ręce odliczały resztę z funta. Nagle poczuł chęć dotknięcia ich, ale u podłoża tego impulsu leżała zazdrość, że barmanka żyje, a jego żona umarła.

- Tony, musisz zapanować nad swoim bólem - poradził mu kiedyś znajomy. Kiedy to było? Rok i trzy miesiące temu? Ale istnieje taki rodzaj bólu, nad którym nie można zapanować. On zachował swój ból w stanie nienaruszonym, tak samo jak zachował w szafie ubrania zmarłej żony.

W pubie zasłona oddzielała ogólnodostępną salę od lóż, w których dżentelmeni pili tę samą whisky, ale za wyższą cenę. Miało to świadczyć o ich pozycji społecznej. Chociaż wśród ludzi takiego pokroju trudno o różnice klasowe, pomyślał Ryder. Odsunął zasłonę i zobaczył Rosewalla. Jego partner grzał się przy kominku. Spojrzeli na siebie przez długość sali. Płomienie oświetlały zeszpeconą twarz mężczyzny i Ryderowi przyszedł na myśl Strach na Wróble z bajki o czarnoksiężniku Ozie. Pozwolił, by zasłona opadła, i wrócił do baru, gdzie wesołe rozmowy żołnierzy rozbrzmiewały na tle rytmicznej piosenki:

Ona tam przyjdzie, przyjdzie tam...

Chwilę później Rosewall wyszedł z loży. Przecisnął się przez tłum i stanął obok Rydera, ale nawet na niego nie spojrzał. Pochylił się tylko nad ladą i poprosił o zapałki. Ryder obserwował go w lustrze wiszącym za barem. Odbicie Rosewalla było zamglone i zniekształcone od refleksów wypolerowanego mosiądzu lady. Potem zniknęło tak, jakby nigdy nie istniało. Ryder zdążył się odwrócić na tyle szybko, by zobaczyć, jak Rosewall wychodzi z pubu.

I będzie twoja już za godzinkę...

Skończył swoją whisky. Przez chwilę patrzył jeszcze, jak żołnierze rzucają strzałkami do tarczy, a potem wyszedł. Rosewall czekał na niego przed drzwiami.

Na ulicy rozbrzmiewała dość głośno melodia grana na pianinie, ale w miarę jak oddalali się od pubu, dźwięk słabł. Po chwili słyszeli już tylko trzeszczenie huśtanego wiatrem szyldu. Poszli Bayswater Road do Hyde Parku, gdzie przy tej pogodzie nie było nikogo.

- Tony, co u ciebie słychać? - spytał Rosewall.

- Opowiedz mi o misji - zażądał Ryder, nie bawiąc się w uprzejmości. Zgodnie weszli pod osłonę drzew. Ciemne, bezlistne gałęzie wyciągały do nich pazury w cichym, szarym zmierzchu.

- Możesz mi powiedzieć - odezwał się Rosewall - co pamiętasz o ostatnim carze Rosji?

- O Mikołaju II? Moim zdaniem, to nieszczęśliwa postać.

- A może był szaleńcem?

- Może i to, i to.

- Czy wiesz, że w młodości miał romans z aktorką o nazwisku Anna Kryłowa?

- Wszyscy książęta krwi miewali romanse z aktorkami.

- Zapewne. Ale z tego romansu urodził się syn, Maksym Nikołajewicz Kryłow.

- W podręcznikach historii nie ma o tym ani słowa.

- Historia często przemilcza niewłaściwe postępki władców - powiedział Rosewall. - Po ślubie z księżniczką Aleksandrą z Hesji Mikołaj odesłał Annę Kryłowa i dziecko do Paryża.

- Jeszcze żyją?

- Tylko syn. Jest teraz w Londynie. Zdołał uciec z Francji w ostatniej chwili, unikając niemieckiej okupacji.

Szli przed siebie, głowy mieli spuszczone, pod ich nogami mlaskała mokra trawa. Rosewall nagle stanął i rozejrzał się, by się upewnić, że są sami. W pewnej odległości, pod drzewem, obok pomnika Piotrusia Pana, stał jakiś mężczyzna w płaszczu, szaliku zakrywającym twarz i kapeluszu z rondem opuszczonym na czoło. Karmił gołębie. Z tak daleka nie można było rozróżnić jego rysów.

- Kilka tygodni temu - kontynuował Rosewall - do Kryłowa zgłosił się pewien uciekinier z Łotwy. Powiedział, że jest w kontakcie z jednym z wysokiej rangi oficerów spiskujących w Moskwie przeciw Stalinowi.

- Przeciw Stalinowi? To nie jest najzdrowszy sposób spędzania wolnego czasu.

- Wiemy, że w rosyjskim Sztabie Generalnym są ludzie, którzy wierzą, że Związek Radziecki przegra wojnę, jeżeli Stalin pozostanie u władzy. Dlatego właśnie opowiastka tego Łotysza wydaje się nam taka intrygująca. Generałowie nie ufają Stalinowi, a Stalin nie ufa generałom...

- Zabił większość z nich podczas czystki w trzydziestym siódmym. Nie może się teraz spodziewać fanatycznej lojalności - wtrącił Ryder.

- ...zwłaszcza że oficerowie polityczni na froncie odwołują rozkazy swoich dowódców i rozstrzeliwują ich bez sądu - ciągnął Rosewall tak, jakby Ryder mu nie przerwał. - W każdej jednostce frontowej jest przynajmniej jeden szpicel Stalina. Dochodzi do strasznego bałaganu i generałowie nie chcą tego dłużej tolerować.

- A co to ma wspólnego z Kryłowem?

- Ci cholerni generałowie go potrzebują.

- Pragną przy wrócić monarchię? - zdziwił się Ryder.

- Niezupełnie. Chcą mieć z powrotem monarchię, ale taką, w której monarcha nie będzie miał żadnej władzy. Generałowie nie są głupi. Potrzebują czegoś, co odwróci uwagę od nich samych.

Na Ukrainie sentyment wobec monarchii jest silniejszy niż kiedykolwiek. Kryłow mógłby stać się symbolem, wokół którego się zgrupują. Poza tym trzeba również zadowolić aliantów. Nie sądzisz, że łatwiej pogodzą się z rządem wojskowych, jeżeli na jego czele stanie car?

- Ale dlaczego Kryłow? Zostało przecież jeszcze kilku Romanowów pochodzących ze ślubnego łoża.

- Z tego, co wiemy, już przedstawiano niektórym taką propozycję, ale tamci odmówili. Kryłow może być ostatnią nadzieją generałów.

- Jak MI-6 się o tym dowiedział?

- Kryłow zawiadomił Scotland Yard o swojej rozmowie z Łotyszem. Przypuszczam, że będąc gościem Brytyjczyków, czuł się do tego zobowiązany.

Ostry wiatr nagle zamarł i zza chmur wyjrzało chłodne słońce. Mężczyzna rzucający okruchy gołębiom chwilami znikał w oddali, ale uparcie szedł w tym samym kierunku, co oni.

- Wszystko to stawia nas w dość niezręcznej sytuacji - mówił dalej Rosewall. - Radziecki rząd jest naszym sprzymierzeńcem, chociaż niezbyt przychylnym. Nagle otrzymujemy informację sugerującą, że może zostać obalony.

Na dłuższą metę zmiana rządu w ZSRR byłaby dla nas korzystna. Trzeba się zastanowić, czy ostrzeżenie takiego sprzymierzeńca jest naszym moralnym obowiązkiem, czy nie.

- Fatalnie, że Kryłow nie trzymał buzi na kłódkę.

- Ale niestety nie trzymał. Ten facet z Łotwy też tego nie zrobił. Generałowie poinformowali go, że wiemy o całej sprawie.

- Jak zareagował Kryłow?

- Kryłow... - usta Rosewalla wykrzywiły się w cynicznym uśmiechu. - Oczywiście wykorzystują go. Ale on się chętnie na to zgadza.

- Dlaczego więc nie przemyśleć drugiego rozwiązania?

- To było możliwe dawniej. Teraz generałowie chcą, żebyśmy się zobowiązali do pomocy. Potrzebują jakiejś gwarancji, że ich nie zdradzimy. Bez tego nie przeprowadzą swojej akcji.

Ryder milczał. Wiedział, co może się stać i jakie to ryzyko dla króla i Commonwealthu.

- Tak więc wypracowaliśmy kompromis. - Rosewall mówił tak, jakby chodziło o jakiś nieważny drobiazg. - Gdy Kryłow tam pojedzie, będzie mu towarzyszył nasz człowiek. To coś w rodzaju zastawu dla generałów, gwarancji, że dotrzymamy słowa. W pewnym sensie pasywne zobowiązanie.

Ryder wiedział, że musi się kryć za tym coś więcej. To, co mu wyjawiono do tej pory, było jak pierwsze odrętwienie po zastrzyku prokainy w dziąsło, by znieczulić nerw przed borowaniem zęba.

- Przecież nawet wtedy nie mogą mieć pewności, że ich nie oszukamy - powiedział.

- Rzeczywiście, nie mogą. Przypuszczam, że stawiają na znaną niechęć brytyjskiego premiera do komunizmu. Od dwudziestu lat wszyscy o niej wiedzą, bo nie ukrywa swoich uczuć - wyjaśnił Rosewall i szybko dodał: - Oczywiście Churchill nie jest tego świadomy.

- Jak wysoko doszło to wszystko w Whitehallu?

- Byłoby lepiej, żebyśmy o tym nie mówili, nie sądzisz?

- Na wypadek gdyby coś poszło źle? - Ryder uśmiechnął się po raz pierwszy. - Zastanawiałem się, dlaczego spotkaliśmy się w parku, jak postacie ze szpiegowskiej powieści.

Rosewall pochylił głowę. Zażenowanie czy troska o dobór właściwych słów?

W końcu powiedział:

- Gdyby nos Kleopatry był krótszy, całe oblicze ziemi wyglądałoby inaczej*[* Blaise Pascal: „Myśli”; przełożył Tadeusz Żeleński (Boy).]. To chyba Pascal. Oczywiście miał rację. Bieg historii często zmienia się z powodu takich drobiazgów. Splot okoliczności, który umożliwia zrobienie czegoś w danej chwili, może już nigdy więcej nie zaistnieć. - Rosewall zatrzymał się i chwycił Rydera za ramię. - Tony, zrobisz to? Pojedziesz z nim?

Rydera zadziwiło to nagłe okazanie emocji.

- Czy możesz podać mi choć jeden powód, dla którego miałbym jechać?

- Nie - odparł Rosewall. - Natomiast mogę przedstawić co najmniej tuzin powodów, dla których nie powinieneś się zgodzić.

Kolejny podmuch zimnego wiatru uderzył w ich twarze. Mężczyzna rzucający okruszki gołębiom podszedł trochę bliżej. Ryder zmarszczył czoło, próbując rozróżnić rysy pod kraciastym szalikiem osłaniającym twarz nieznajomego, ale odległość nadal była zbyt wielka. Mężczyzna nagle zgniótł papier i rzucił go na ziemię.

- Tony, co się stało?

- Przez chwilę myślałem, że go znam. - Ryder patrzył na postać oddalającą się w szary zmierzch. - Przypomina mi faceta o nazwisku Philby*[* Kim Philby, właść. Harold Adrian Russell Philby (1912-88)- agent brytyjski, w latach międzywojennych zwerbowany przez wywiad radziecki. Gdy brytyjski wywiad dowiedział się, że jest agentem radzieckim, również go zwerbował jako podwójnego agenta. W 1963 roku Philby uciekł do Związku Radzieckiego, gdzie otrzymał obywatelstwo. Do tej pory stanowi to plamę na honorze kontrwywiadu państw zachodnich. Postacią, na którą powołuje się wywiad Stanów Zjednoczonych, gdy twierdzi, że Brytyjczykom nie można ufać, jest właśnie Kim Philby (przyp. tłum.).]. Do zeszłego roku był w szkole agentów w Hampshire.

- Kim Philby?

- Więc ty też go znasz?

- Widziałem jego teczkę, a kiedyś chyba wymieniliśmy uścisk rąk. Ale ten tutaj to nie mógł być Philby, bo on został przydzielony do MI-5. Widziałem rozkaz. Cała grupa znajduje się w Prae Wood, koło St. Albans.

Znów ruszyli przed siebie.

- Powiedziałem Kryłowowi - odezwał się po chwili Rosewall - że może będziemy chcieli się z nim spotkać. Nie masz nic przeciwko temu?

- Gdzie?

- Jest gościem lady Waring. Rozmowa z nim może ci pomóc podjąć decyzję.

- Decyzję?

- Czy jest wariatem, czy też postacią tragiczną.

Kamerdyner w spodniach w prążki i fraku - gatunek niemal już wymarły - wpuścił ich do domu w Mayfair. Na lady Waring czekali pośród kolumn w marmurowym holu. Gdy do nich podeszła, Rosewall przedstawił Rydera jako pana Browna.

- Drogi Max gra w brydża. - Przy uśmiechu nad górną wargą lady Waring poruszył się pieprzyk. Jej bystre spojrzenie wydawało się mówić: Och, kolejny pan Brown?

- Proszę mu nie przerywać - powiedział Rosewall.

- Chyba zaraz skończy. Zaprowadzę panów do gabinetu i pójdę po niego.

Szli za wysoką panią domu. Minęli salon z kryształowym żyrandolem. W jego świetle Ryder kątem oka zauważył graczy i człowieka, którym, jak przypuszczał, musiał być Kryłow. Może odróżniał się od innych z powodu brody albo tym, jak siedział, wyprostowany, w wieczorowym stroju, patrząc na karty z pewną obojętnością, jakby większość życia spędził w salonach.

Lady Waring zostawiła ich w gabinecie, który prawdopodobnie został oddany Kryłowowi na prywatny salon. Ogień z kominka rzucał blask na ściany. Rosewall wyciągnął obie ręce w kierunku płomieni.

- Jest chyba dobry - powiedział.

- W czym?

- W brydżu. Przed wojną brał udział we wszystkich międzynarodowych turniejach. Salzburg, Genewa...

- Jak sądzę, i stnieją bardziej pożyteczne umiejętności.

Na gzymsie kominka stały fotografie w pozłacanych ramkach. Niektóre przedstawiały członków rodziny Romanowów. Ryder zobaczył zdjęcie Mikołaja, jeszcze sprzed koronacji; wyglądał trochę jak oszust w mundurze z mnóstwem medali, epoletami oplecionymi złotym warkoczem i wstęgą biegnącą przez pierś od prawego ramienia do talii. Wydawał się zbyt smutny jak na żołnierza, a tym bardziej monarchę. W brodatej twarzy brakowało tej odrobiny okrucieństwa, potrzebnej nawet łagodnym władcom.

- Mój ojciec - rozległ się od drzwi spokojny głos. Ryder odwrócił się i zobaczył mężczyznę uderzająco podobnego do zamordowanego cara. W jasnych oczach widniała ta sama wrażliwość, a uśmiech zdradzał podobny smutek. Nic dziwnego, że generałowie go potrzebują. Mając do czynienia z tak przesądnym narodem, wykorzystanie tego nadzwyczajnego podobieństwa byłoby sprytnym pociągnięciem.

- To nasz pan Brown - przedstawił Rydera Rosewall.

Kryłow podał mu rękę. Potem popatrzył jeszcze raz na zdjęcia. Jego spojrzenie zatrzymało się na młodym carewiczu Aleksieju, który stał z trzema księżniczkami, ubranymi w grube ciemne spódniczki, swetry zapięte od góry do dołu i zimowe czapki. Carewicz miał na sobie uniform podobny do munduru ojca i prawie tyle samo medali. Wojskowa czapka ze lśniącym daszkiem tkwił...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin