180 - Fantastyka [ 1999] - Sennik Jesienny ( fragmenty).TXT

(35 KB) Pobierz
Autor: GRZEGORZ JANUSZ
Tytul: SENNIK JESIENNY - fragmenty

Z "NF" 2/99


   I Za polami rozci�ga�y si� stare lasy, pe�ne ponurych 
tajemnic. Niegrzecznym dzieciom opowiadano wieczorami 
le�ne historie. Potem d�ugo krzycza�y przez sen.
   W lesie, spod pot�nego szarego g�azu w kszta�cie kowad�a, 
bi�o gorzkie, nigdy nie zamarzaj�ce �r�d�o zwane Z�a �za. 
Bajarze, znachorzy i wied�my twierdzili, �e zdr�j powsta� z 
�ez pierworodnego syna Szatana, zbuntowanego przeciw ojcu. 
Najgorszym wyst�pkiem wyrodnego syna by�o siedmiokrotne 
odm�wienie litanii do Najdro�szej Krwi. Cierpia� za to w 
najp�ytszym miejscu piek�a, na podziemnym wzg�rzu, w jamie 
zwanej przez czarty Loch Szloch. Le�a� na wznak przybity 
zardzewia�ymi hufnalami do bry�y fioletowego lodu w 
kszta�cie m�ota i bezg�o�nie p�aka�. Mia� tak cierpie�, dop�ki 
nie poprosi o lito�� i przebaczenie lub dop�ki �wiat nie 
przestanie istnie�.
   Gorzka m�tna woda mia�a w�a�ciwo�ci lecznicze, ale nie 
zawsze skutkowa�a. Uzdrawia�a gru�lik�w, zad�umionych, 
chromych, tr�dowatych i bezp�odnych. Kiedy� �r�d�o 
przywr�ci�o m�odemu m�czy�nie wzrok. Ale zdarza�o si� te�, 
�e chorzy po wypiciu kilku pe�nych goryczy kropel na zawsze 
tracili zmys�y.
   Opowiadano, �e tysi�c lat temu Z�a �za wskrzesi�a c�rk� 
ksi�cia Go�ciwoja Md�ego, w�adcy Niedorzecza i Poloniny. 
Pewnego razu przybyli do ksi���cego zamku w pobliskiej 
Zbrodnicy dwaj misjonarze. Go�ciwoj wys�ucha� ich, p�niej 
zaprowadzi� obu do obory i zabi� wo�u. Kaza�, �eby 
misjonarze zamienili surowe mi�so i paruj�ce wn�trzno�ci w 
chleb. A gdy bezradnie roz�o�yli r�ce, rozkaza�, by wszystko 
zjedli. Stra�nicy pilnowali, �eby nie pozosta� nawet drobny 
och�ap. Misjonarze skonali nast�pnego dnia, wymiotuj�c 
krwi� wo�u i w�asn�. St�d wzi�� si� przydomek ksi�cia.
   Zaraz potem zmar�a c�rka Go�ciwoja. Przebudzi�a si� w 
�rodku nocy w ka�u�y w�asnej krwi i serce stan�o jej ze 
strachu. Dopiero woda ze Z�ej �zy sprawi�a, �e zn�w zacz�o 
bi�. Ale chyba tyle w tym prawdy, co w opowie�ci o 
szata�skim synu. Najwy�ej ziarno.
   Dawniej do zdroju �ci�ga�o wielu pielgrzym�w i kalek. Nie 
brakowa�o im odwagi albo nie mieli nic do stracenia. Lecz 
ostatnio przestali przybywa�, pewnie znale�li gdzie indziej 
lepszy �rodek na swe dolegliwo�ci.
   Wed�ug innej legendy g��boko pod ziemi� le�a�a ogromna 
�elazna podkowa. By�a tak wielka, �e si�ga�a a� do lasu. 
Niekt�rzy twierdzili, �e widzieli na bagnach wystaj�cy koniec. 
Stercza� z g�stego rudego b�ota, by� wielki jak stodo�a i 
sprawia�, �e od ubra� odrywa�y si� metalowe guziki, z 
kieszeni wylatywa�y klucze i scyzoryki, a z butelek spada�y 
nakr�tki. Na samym pocz�tku �wiata zgubi� podkow� 
olbrzymi bezg�owy ko�, czarny jak �renica, parskaj�cy prosto 
z gard�a czerwonymi w�glami i ��tym g�stym jadem. Szatan 
siedem razy okr��y� Ziemi� na tym rumaku, zanim wyruszy� 
po raz pierwszy zmierzy� si� z Bogiem. Przed wypraw� kaza� 
podku� konia najstarszemu synowi, a szata�ski potomek 
zamiast hufnali u�y� lodowych sopli.
   Od tamtej pory podkowa przyci�ga�a ze wszystkich stron 
m�czyzn uzbrojonych w �elazo. Walczyli tu na �mier� i 
�ycie. Mieszka�cy Istniewa chowali si� wtedy w piwnicach i z 
zamkni�tymi oczami czekali ko�ca bitwy, a potem 
przeszukiwali pobojowiska. Zdarza�o si� jednak, co prawda 
bardzo rzadko, �e ch�opi te� uczestniczyli w walkach.
   W legendzie co� musia�o by�, gdy� pobliska rzeka Ma� 
mia�a czasem rdzawy kolor, a woda ze studni latem 
smakowa�a jak krew.

   II Go��b dotar� do pasa fa�szystowskich bunkr�w, transzei, 
schron�w, zap�r, zasiek�w i umocnie� z czas�w ostatniej 
wojny, znaczy si� poprzedniej wojny. Pas ten nazywa� si� 
Lange Schlange. Budowany w po�piechu, mia� nie dopu�ci� 
wrogich wojsk do serca Puszczy G�uchej, broni� dost�pu od 
wschodu i p�nocy. G��boko w lesie kry�a si� podobno 
pot�na cudowna bro� maj�ca odwr�ci� bieg wojny i w 
ostatniej chwili przechyli� szal� zwyci�stwa na w�a�ciw� 
stron�. Fa�szy�ci potrzebowali czasu, by j� uruchomi�, dlatego 
wybudowali Lange Schlange. Nikt dok�adnie nie wiedzia�, co 
to takiego ta Wunderwaffe. Jedni twierdzili, �e fa�szy�ci chc� 
wykopa� z bagien legendarn� diabelsk� podkow�, by z jej 
pomoc� przyci�ga� i str�ca� na ziemi� samoloty i zmienia� lot 
pocisk�w wroga. Inni m�wili, �e to bzdura, �e fa�szy�ci 
odnale�li na bagnach tajemniczego zwierza o �bie jak 
czo�gowa wie�yczka i o ogonie jak tuzin artyleryjskich 
pocisk�w. Potw�r ten mia� odczytywa� my�li wrogich 
dow�dc�w, by mo�na by�o uprzedzi� ich niecne zamiary. 
Pr�cz tego zwierz m�g� sprawi�, �e zamiast wyg�odzonych i 
przetrzebionych fa�szystowskich oddzia��w nieprzyjaciel ujrzy 
iluzj� zwartej niepokonanej armii i przera�ony tym widokiem 
we�mie nogi za pas lub zamienili si� w s�upy soli.
   W bunkrach stacjonowa� doborowy oddzia� pod 
dow�dztwem majora Sonnensohna, ostatni �o�nierze, kt�rzy 
�wi�cie wierzyli w zwyci�stwo. Lange Schlange zosta�a 
jednak przerwana.
   Nasi dotarli do pasa umocnie� i okopali si� po�r�d drzew w 
bezpiecznej odleg�o�ci, nieco poza zasi�giem fa�szystowskich 
luf. Naszym zabrak�o odwagi, by od razu uderzy�. Sztab 
zebra� si� w jednej z ziemianek i rozwa�a�, jak pokona� 
wroga. Po ca�onocnej naradzie ustalono, �e trzeba nad 
wrogimi umocnieniami rozsypa� ulotki z rysunkiem 
przedstawiaj�cym obrzydliwe d�d�ownice w mudurach i z 
napisem: "OPU��CIE SZKOPY SWOJE OKOPY!"
   Tak te� zrobiono. Korzystaj�c ze sprzyjaj�cych wiatr�w, 
niezw�ocznie wys�ano w stron� wrogich fortyfikacji eskadr� 
propagandowych latawc�w.
   Jak �atwo si� domy�li�, fa�szy�ci nie dali si� przekona�. A 
cenny czas p�yn��, tamci w ka�dej chwili mogli dobra� si� do 
tajemniczej cudownej broni.
   Fa�szy�ci byli pewni swych umocnie� i aby sprowokowa� 
naszych do szturmu, wys�ali do nich pos�a�ca, kt�ry przyni�s� 
w darze dwa karabiny z bagnetami. Pos�aniec wbi� karabiny 
pod stopami naszego dow�dcy.
   - Je�li wam brakuje odwagi i broni, we�cie sobie te karabiny 
- za�mia� si� szyderczo.
   Nasi po�kn�li haczyk i noc� ruszyli do szturmu. Atak zosta� 
odparty, dzielni antyfa�szy�ci ponie�li dotkliwe straty. Zn�w 
schowali si� w okopach, lizali rany i rozmy�lali, jak 
przechytrzy� fa�szystowskie parszywe psy. Wpadli wreszcie 
na pomys�. Zr�bali kilka drzew, poci�li je na deski i 
wybudowali z nich z�owieszcze fa�szystowskie god�o - wielk� 
gap� z krzy�em z hak�w w szponach. Pomalowali j� na 
czarno, ustawili na ziemi niczyjej, w po�owie odcinka 
pomi�dzy obiema liniami umocnie�, i upozorowali odwr�t. 
Liczyli na to, �e fa�szy�ci wezm� dar do swego obozu. 
Podst�p polega� na tym, �e wewn�trz drewnianej gapy 
ukrytych by�o kilku komandos�w, kt�rzy o zmierzchu mieli 
wyj�� z kryj�wki i wyt�uc �pi�cych wrog�w oraz wysadzi� w 
powietrze sk�ady amunicji. Niestety, fortel nie powi�d� si�, 
gdy� jeden z fa�szystowskich szeregowc�w pracowa� w 
cywilu w bibliotece. Przejrza� chytr� sztuczk� i natychmiast 
opowiedzia� o wszystkim dow�dcy. Fa�szy�ci nie dali si� wi�c 
nabra�. Nie przyj�li daru, jednak nie potrafili strzeli� w gap� z 
panzerfausta, z miotacza ognia albo chocia� z erkaemu. W 
ko�cu by�o to ich god�o, wielka �wi�to��.
   To nasun�o naszym nowy pomys�. Dow�dca wezwa� do 
siebie jednego z szeregowc�w, kt�ry w cywilu pracowa� w 
teatrze. Wr�czy� mu wyci�te z gazety zdj�cie i rozkaza� 
ucharakteryzowa� dwa tuziny niskich i w�skich w ramionach 
�o�nierzy, by wygl�dali jak  sfotografowana posta�. 
Charakteryzator gwizdn�� z podziwu nad przebieg�o�ci� 
dow�dcy i wzi�� si� do roboty. Pracowa� ca�� noc. Rano 
drobni �o�nierze ruszyli w kierunku fa�szystowskich umocnie�. 
Szli ch�tnie, gdy� w ko�cu mieli okazj�, by si� wykaza�. 
Dotychczas wszyscy koledzy si� z nich �miali, a dow�dca nie 
powierza� im odpowiedzialnych zada�; pe�nili s�u�b� w kuchni 
polowej lub przy kopaniu latryn.
   Ka�dy mia� zaczesan� na lewo grzywk� zrobion� z paku� do 
czyszczenia luf i ma�y w�ski. Poza tym ka�dy potar� sobie 
oczy cebul�, by nada� im blasku i g��bi.
   Ka�dy wygl�da� jak Hister, demoniczny fa�szystowski 
przyw�dca.
   Fa�szy�ci wypatrzyli przebiera�c�w przez lornetki i 
oniemieli. Nie wiedzieli, co si� dzieje. Nie potrafili strzela�, 
Hister by� ich bogiem. Nasi dotarli do bunkr�w i do nogi 
wybili wrog�w. Pozabijali ich bagnetami i kolbami, by nie 
marnowa� amunicji. Tamci stali jak skamieniali, nie bronili si� 
i nie uciekali. Rze� trwa�a do wieczora, nasi nie brali je�c�w. 
Major Shonnensohn zgin�� jako ostatni, kl�kn�� przed jednym 
z fa�szywych Hister�w i paln�� sobie w �eb z pistoletu. Zanim 
skona�, przebieraniec na jego oczach odklei� sobie grzywk� i 
w�sy i za�mia� si� z�o�liwie.

   III Go��b te� pami�ta� t� noc. Siedzia� wtedy g�odny i 
zmarzni�ty na blaszanym parapecie, przytula� si� do ciep�ej 
szyby. Patrzy�, co dzia�o si� we wn�trzu za oknem. Widzia� 
chudego zgarbionego m�czyzn�. M�czyzna zabija� du�ego 
srebrnego karpia. Wali� ryb� w g�ow� ci�kim m�otkiem z 
ca�ej si�y, po ka�dym uderzeniu j�cza� i krzywi� si� z wysi�ku. 
Mordowa� si� z ryb� chyba od rana, bo mia� na sobie zmi�t� 
niebiesk� pi�am� w ��te gwiazdki. By� bardzo zm�czony, 
s�ania� si� na nogach. Do szyi i do klatki piersiowej przyklei�y 
mu si� srebrne �uski.
   Od cios�w a� dr�a�a szyba, a stoj�ce na stole w wazonie 
przystrojone �wierkowe ga��zie lata�y na wszystkie strony. 
M�czyzna uderzy� si� nagle m�otkiem w palec. Krzykn�� i 
wsadzi� palec do ust. Prze�o�y� narz�dzie do drugiej r�ki i 
zn�w zabija�. Karp wci�� nie umiera�, cho� umar�by ch�tnie 
ju� dawno, gdyby to od niego zale�a�o. Uderza� ogonem o 
st�, patrzy� na swego prze�ladowc� szeroko rozwartymi 
oczami i porusza� okr�g�ym pyskiem. Bardzo chcia� co� 
powiedzie� albo prawie krzycza� z b�lu, ale powstrzyma� si�, 
nie wydoby� z siebie �adnego d�wi�ku. Nie powiedzia� nic 
nawet w ten cudowny wiecz�r. Jego skrzela wci�� daremnie 
�opota...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin