Literatura obrachunkow inteligenckich.doc

(62 KB) Pobierz
Literatura obrachunków inteligenckich (lub: literatura obrachunkowa) – pojęcie wprowadzone przez krytyka literackiego Kazimierza Wykę na określenie pewnego typu polskich powieści, które ukazywały się w latach 1945-1948, a które łączyło podobieństwo posta

Literatura obrachunków inteligenckich (lub: literatura obrachunkowa) – pojęcie wprowadzone przez krytyka literackiego Kazimierza Wykę na określenie pewnego typu polskich powieści, które ukazywały się w latach 1945-1948, a które łączyło podobieństwo postaw życiowych bohaterów literackich, ich wspólne inteligenckie pochodzenie, oraz rewizja wyborów życiowych w kontekście wydarzeń wojennych i powojennych. Przejawami takiego obrachunku z własną przeszłością było albo odcięcie się inteligenta od tradycji, szyderstwo z niej i wykazywanie jej anachroniczności, albo szukanie sposobu na pogodzenie się z nową rzeczywistością.

Po raz pierwszy tezę o istnieniu takiej prozy sformułował Wyka w artykule Rozrachunki inteligenckie, opublikowanym na łamach czasopisma "Odrodzenie" w 1946 roku[1], łącząc wspólnym mianownikiem trzy powieści: Jezioro Bodeńskie Stanisława Dygata (1946), Drewniany koń Kazimierza Brandysa (1946), Sprzysiężenie Stefana Kisielewskiego (1947) oraz opowiadania Pawła Hertza wydane w 1946 pod tytułem Sedan[2]. Ich cechą wspólną miało być nawiązywanie do tradycji powieści modernistycznej, wyróżniającej się zindywidualizowanym bohaterem, roszczącym sobie prawa do oceniania i komentowania rzeczywistości. Pozornie są to powieści społeczno-obyczajowe, jednak według Wyki stanowią parabolę "straconych złudzeń" polskiej inteligencji[2].

Równolegle na łamach czasopisma "Kuźnica" rozpoczęła się krytyka inteligencji jako warstwy społecznej. Zainicjował ją Józef Chałasiński w artykule Socjologia i historia inteligencji polskiej (1946 r., nr 20) twierdząc, że warstwa ta zawsze izolowała się od pozostałych, nie angażując się w sprawy społeczne i ekonomiczne. Podobnie uważał Stefan Żółkiewski, krytykując klerkizm inteligencji, jej wyobcowanie i dominujący pesymizm. Była to jednak dyskusja głównie ideologiczna, natomiast Wykę interesowała przede wszystkim budowa pojawiających się wówczas powieści (np. pewna konwencjonalność w ujmowaniu świata przedstawionego).

Późniejsi badacze zaliczyli do literatury obrachunkowej także takie powieści jak[2][3]: Śmierć liberała Artura Sandauera (1947), Pożegnania Stanisława Dygata (1948), Mury Jerycha Tadeusza Brezy (1946), Popiół i diament Jerzego Andrzejewskiego (1948), Węzły życia Zofii Nałkowskiej (1948) czy Ostatnią Europę Mirosława Żuławskiego (1947), Rojsty Tadeusza Konwickiego (powstałe w 1948 roku, wyd. 1956). Zarówno w tych powieściach, jak i w utworach wymienionych przez Wykę, zastosowano odmienne sytuacje narracyjne; np. w Sedanie narrator komentuje rzeczywistość, w Jeziorze Bodeńskim jest jednocześnie bohaterem, opowiadającym o sobie oraz o dziejących się wydarzeniach, a w Sprzysiężeniu oraz w Popiele i diamencie czytelnik ma do czynienia z narracją trzecioosobową.

Zjawisko obrachunków inteligenckich w twórczości polskich pisarzy można dostrzec także w każdym następnym historycznym lub społeczno-politycznym momencie przełomowym: w literaturze lat 1956, 1968-1970 czy 1980. Popularne stają się wówczas takie gatunki jak dziennik, zapis rozmowy, lub pamiętnik.

 

Stanisław Dygat- Jezioro Bodeńskie

              Autor zaczął pisać powieść w liatopadzie1942r., a zakończył w czerwcu 1943r. W druku powieść ukazała się w roku 1946. Pomysł na książkę narodził się jeszcze przed wybuchem wojny, jest to więc książka przedwojenna, chociaż de facto ukazała się dopiero po wojnie. Miejsce akcji to obóz dla internowanych cudzoziemców w Konstancji nad Jeziorem Bodeńskim, w którym znalazł się pisarz. W przedmowie wyznaje, że nie było mu tam ani dobrze ani źle, ale chciał się stamtąd wydostać do normalnego, wolnego życia.              Prapradziadek bohatera był Francuzem, ale los przywiódł go do Polski i odtąd został zapoczątkowany prawdziwy ród bohatera. Dziadek uczestniczył w powstaniu styczniowym, musiał uciekać do Francji, ale polskość zwyciężyła — ojciec bohatera wrócił do Polski. Narrator został internowany właśnie z powodu francuskiego obywatelstwa.                            Opisuje „towarzyszy niedoli”, czyli współwięźniów: Thompsona — 45-letniego Anglika, lubianego przez wszystkich, Roullota — spolszczonego Francuza, dziwaka, Weildermajera — Alzatczyka, mówiącego po polsku ze wschodnim akcentem, który nigdy nie był w Alzacji
i Vilberta, również Francuza. Razem jest ich ośmiu. Mimo że są zamknięci, dochodzą do nich wiadomości ze świata, np., że Szwajcaria wypowiedziała wojnę Niemcom. To jednak okazuje się pomyłką — detonacje, które słyszeli, okazały się ćwiczeniami na poligonie, a całe zamieszanie powstało stąd, że kolejarz zastrzelił policjanta romansującego z jego żoną.              Widzi, jak Anglik czyści buty Niemcowi. Przy okazji snuje refleksje na temat cech niektórych narodów: Polak nigdy nie wyczyściłby butów Niemcowi, nawet pod groźbą śmierci, Francuz być może ugiąłby się pod grozą rewolweru, a Niemiec gdyby miał czyścić buty Anglikowi uznałby to za odrazę narodową.                                                                      W obozie przebywa też Mac Kinley —intelektualista, poliglota. Bohater oczekuje na list
z Warszawy, a jednocześnie obawia się go. Wspominając swoje życie przed obozem równocześnie snuje refleksje na temat Polski i postawy Polaków: „Po co ta Polska zerka zawsze albo na lewo albo na prawo, albo na wschód, albo na zachód, a nic sama nie chce wymyślić?Według niego Polska przyzwyczaiła się do swojego męczeństwa, jak do roli, którą musi odgrywać. Kiedyś czcił i szanował Francję, ale odkąd ta skapitulowała przed Niemcami, wszystkie swoje uczucia przelał na Anglię.                                                                      Suzanne jest w nim zakochana. Z tego powodu odrzuciła zaloty leutnanta. Bohater nie czuje się godny uczucia, jakim obdarza go dziewczyna, ogranicza go ono. Czuje się też ograniczony przez polskość. Odczuwa solidarność z Janką Birmin przeciwko Suzanne. Francuz Vilbert próbuje kpić z Polaków, z polskiego pijaństwa, przytacza powiedzenie „pijany jak Polak”, ale bohater udowadnia mu jego ignorancję i tłumaczy, że to powiedzenie oznacza kogoś, kto wypiwszy dużo zachowuje zupełną trzeźwość. O Niemcach sądzi, że ten naród unicestwia pojęcie i ideę człowieczeństwa. Bohaterowie snują rozważania o rodzinie,
o tym, że teraz życie przeniosło się z domów na ulice, że rodzina staje się powoli anachronizmem. Wspomina swoje wizyty u Natolskich, dziadunia „symbol miłości rodzinnej pełnej poświęcenia”. Drażni go uprzejmość pro forma, woli od niej swoją otwartość. Według niego „wieczność miłości mieści się w jej krótkotrwałości”. Uważa, że gdyby miłość Romea
i Julii została spełniona, to nikt by o nich nie pamiętał. Wtedy, gdy osiągamy rzecz, której pragniemy, najbardziej się od niej oddalamy. Nie chce mieć nic do czynienia z muzyką, jeśli sam nie może jej stworzyć. Zastanawia się, „Czyż piękno życia nie składa się z patosu rzeczy niepotrzebnych?” Zadaje też sobie inne pytania, dotyczące sensu i wartości życia: dlaczego znalazł się w obozie, dlaczego chce dręczyć Suzanne i mścić się na niej, dlaczego nie jest taki, jakim chciałby być, dlaczego jego czyny odbiegają od jego zamiarów.

Słyszy grę Janki na fortepianie. Janka gra Małgorzatkę na kołowrotku i ten utwór rozbudza uśpioną w nim zdolność uczuć. Wychodzi na jaw przekręt dokonany na konserwach rybnych — internowani oraz żołnierze mieli je dostawać trzy razy tygodniowo, a tymczasem nie widzieli ich na oczy. Janka i Suzanne zaprzyjaźniają się ze sobą. W obozie pojawia się Harry Markowski — Polak posiadający obywatelstwo angielskie, lat około czterdziestu, handlowiec. Jak sam wyznał, został Anglikiem, bo tak mu było wygodniej. Wkrótce opuścił obóz. Także Suzanne dostała zwolnienie z obozu. Po jej odjeździe bohater czuje się winny wobec niej, wie, że ją skrzywdził, ale już jest za późno. Ucieka do Szwajcarii, ale czuje, że zachował się nie fair wobec swoich towarzyszy, nie chce, by z jego powodu władze obozu mściły się na nich i dlatego postanawia wrócić. Tej samej nocy próbowało uciec trzech boyów, ale zostali złapani. Więźniowie snują różne rozważania o miłości, o człowieku i jego naturze itp. Wg bohatera miłość między kobietą i mężczyzną byłaby piękna, gdyby nie pociągała za sobą piętna niewolnictwa. Nadchodzi dzień wygłoszenia odczytu przez bohatera, dla pozostałych uczestników obozu uczestnictwo w nim jest okazją do przywrócenia własnej indywidualności. W czasie wygłaszania odczytu widzi jak niewiele trzeba, by zburzyć nastrój wzajemnej życzliwości między ludźmi. Dla niego „Zrozumieć można tylko swoje, cudze da się najwyżej obejrzeć.” Wkrótce po wystąpieniu bohatera, które zakończyło się skandalem Janka z matką opuściły obóz. Umiera Roullot. Ostatnie zdanie powieści brzmi: „Bo tymczasem wybuchła wojna i dostałem się do niewoli.”

Węzły życia- Zofia Nałkowska

Sprzysiężeniepowieść Stefana Kisielewskiego, opublikowana w 1946 i zaliczana do nurtu literatury obrachunków inteligenckich.

Kisielewski rozpoczął pisanie Sprzysiężenia w 1942 roku. Ukończony utwór sprzedał Władysławowi Ryńcy (uratowało to powieść przed zniszczeniem – podczas powstania warszawskiego egzemplarz autorski spłonął, ocalał natomiast ten posiadany przez Ryńcę). Książka została opublikowana w grudniu 1946 nakładem prywatnego wydawnictwa "Panteon" należącego do Ryńcy.

Pierwsze recenzje książki były negatywne – Antoni Gołubiew skrytykował powieść za nadmierny erotyzm i szkodliwość społeczną, uznał też, że autor odcina się w nim od Boga ("Tygodnik Powszechny" 2, 1947). Publikacja utworu uznanego za pornograficzny spowodowała także, że Kisielewski został w styczniu 1947 zawieszony w pracy felietonisty katolickiego "Tygodnika Powszechnego" (funkcję tę objął na powrót po trzech miesiącach). Pozytywną recenzję Sprzysiężenia opublikował natomiast Jan Kott na łamach lewicowej "Kuźnicy", chwaląc utwór za laickość i zdrowy cynizm. Kisielewski gwałtowanie zaprotestował przeciwko temu, pisząc w listach do "Tygodnika Powszechnego", że opinia Kotta ma charakter polityczny i ma na celu zdyskredytowanie go w środowisku katolickim. Jerzy Turowicz tymczasem w swojej recenzji uznał Sprzysiężenie za utwór pogański, prawie antykatolicki. Kontrowersje wokół utworu spowodowały jego dużą popularność – Kazimierz Koźniewski skomponował Rozmowę o Sprzysiężeniu z cytatów z utworu, natomiast na łamach "Odrodzenia" opublikowano poświęcony książce wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego (A jak to Sprzysiężenie/kupił pewien zboczeniec,/to w tramwaju z książką zemdlał/włosy mu stanęły dęba/i zaraz się nawrócił).

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin