Roma Sub Rosa 01- Rzymska Krew - Saylor Steven.rtf

(1339 KB) Pobierz

STEVEN SAYLOR

RZYMSKA KREW

 

CZĘŚĆ PIERWSZA

WIELCY I MALI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Niewolnik, który przybył po mnie tego niezwykle ciepłego wiosennego poranka, był człowiekiem młodym, nie mógł mieć wiele ponad dwadzieścia lat. Zazwyczaj, kiedy klient po mnie posyła, wybiera do tego kogoś spośród najniższych sług domostwakalekę, świniopasa, przygłupiego chłopca stajennego, śmierdzącego nawozem i kichającego od drobin słomy, której zawsze ma pełno we włosach. To jakby utarty zwyczaj: kiedy ktoś potrzebuje usług Gordianusa Poszukiwacza, zachowuje pewien dystans i powściągliwość. Zupełnie, jakbym był trędowatym albo kapłanem jakiegoś nieczystego orientalnego kultu. Przywykłem do tego. Nie obraża mnie todopóki wystawiane przeze mnie rachunki płacone są w całości i w terminie.

Niewolnik, który stanął u mych drzwi tego ranka, był jednak bardzo czysty i starannie przyodziany. Jego zachowanie wyrażało szacunek, ale dalekie było od czołobitnościrodzaj grzeczności, jakiej oczekuje się od młodzieńca zwracającego się do kogoś starszego od siebie o dziesięć lat. Jego łacina była nieskazitelna (lepsza od mojej), a głos miał piękny i melodyjny. Nie świniopas zatem, lecz najwyraźniej wykształcony i rozpieszczony ulubieniec pana. Na imię miał Tiro.

Z domostwa najczcigodniejszego Marka Tulliusza Cyceronadodał, zawieszając głos i nieznacznie unosząc głowę, jakby chciał sprawdzić, czy to nazwisko coś mi mówi. Nie mówiło.Mój pan życzy sobie twoich usług z polecenia...

Wziąłem go za ramię, położyłem mu palec na ustach i poprowadziłem do środka. Po srogiej zimie nastąpiła upalna wiosna; mimo wczesnej pory było już zbyt gorąco, by stać w otwartych drzwiach. Było także za wcześnie, by wysłuchiwać paplaniny owego młodzieńca, choćby nie wiem jak pięknie brzmiał jego głos. W moich skroniach huczały Jowiszowe gromy, a w kącikach oczu zapalały się i znikały cieniutkie pajęczyny błyskawic.

Powiedz miodezwałem sięczy znasz lekarstwo na kaca?

Młody Tiro spojrzał na mnie z ukosa, zaskoczony zmianą tematu, podejrzliwy wobec mojej nagłej poufałości.

Nie, panie.

Skinąłem głową i powiedziałem:

Zapewne nigdy nie miałeś kaca?

Nie, panieodparł, rumieniąc się lekko.

Czyżby twój pan nie pozwalał ci pić wina?

Oczywiście, że pozwala. Ale, jak mawia, umiarkowanie we wszystkim...

Kiwnąłem głową i skrzywiłem się. Najlżejszy ruch wywoływał przeszywający ból.

Umiarkowanie we wszystkimpowtórzyłempoza godziną, o której przysyła niewolnika, by darł się u mych drzwi.

Och, wybacz mi, panie. Może powinienem przyjść jeszcze raz nieco później?

To byłaby strata twojego i mojego czasu. By już nie wspomnieć o twoim panu. Nie, zostaniesz, ale nie będziesz mówił o interesach, dopóki ci tego nie polecę, i zasiądziesz ze mną do śniadania w ogrodzie, tam powietrze jest przyjemniejsze.

Ująłem go znów za ramię i powiodłem przez mroczny korytarz i atrium do perystylu. Widziałem, jak unosi brwi ze zdziwienia, choć nie byłem pewien, czy zaskoczyła go wielkość ogrodu, czy jego stan. Ja do niego przywykłem, oczywiście, ale dla obcego musiał przedstawiać opłakany widokdziko rozrośnięte wierzby płaczące o gałęziach splecionych z wysokimi chwastami, wyrastającymi z pylistego gruntu; fontanna pośrodku ogrodu dawno wyschnięta, a zdobiąca ją figurka Pana przebarwiona ze starości; wąski staw, wijący się pośrodku, zamulony i zarośnięty egipskimi roślinami wodnymi. Ogród zdziczał na długo przedtem, zanim odziedziczyłem dom po ojcu, i nie uczyniłem nic, by go odnowić. Podobał mi się taki właśnienieokiełznany spłacheć dzikiej zieleni ukryty pośrodku rzymskiego porządkucichy głos sprzeciwu wobec ceglanych murów i zdyscyplinowanych klombów. Poza tym nigdy nie mógłbym sobie pozwolić na robociznę i materiały niezbędne do nadania ogrodowi poprawnej formy.

Przypuszczam, że u twojego pana wygląda to trochę inaczej, co?

Usiadłem na krześle, delikatnie, by nie prowokować bólu, i wskazałem mu drugie. Klasnąłem w dłonie i natychmiast tego pożałowałem. Zagryzłem wargi i krzyknąłem:

Bethesda! Gdzież jest ta dziewczyna? Zaraz przyniesie nam posiłek. Dlatego sam otworzyłem ci drzwi, ona jest zajęta w kuchni. Bethesda!

Tiro odchrząknął i powiedział:

Istotnie, jest raczej większy niż mojego pana.

Popatrzyłem nań, nie rozumiejąc. Burczenie w moim brzuchu szło teraz o lepsze z szumem w skroniach.

Co takiego?spytałem.

Dom, panie. Jest większy niż mojego pana.

Zaskoczyło cię to?

Spuścił wzrok, bojąc się, że mnie obraził.

Czy wiesz, jak zarabiam na życie, młody człowieku?

Niezupełnie, panie.

Ale wiesz, że jest to coś nie do końca godnego szacunku, przynajmniej o tyle, o ile cokolwiek jest jego godne w dzisiejszym Rzymie. Nie jest jednak nielegalne, przynajmniej o tyle, o ile legalność ma jakiekolwiek znaczenie w mieście rządzonym przez dyktatora. Zatem zdziwiło cię, że zastałeś mnie w tak dużym domu, choć tak zaniedbanym. Nie ma w tym nic złego, ja sam się temu czasami dziwię. No, jesteś, Bethesdo. Postaw tacę tu, pomiędzy mną i moim nieoczekiwanym, ale miłym młodym gościem.

Bethesda spełniła polecenie, choć nie omieszkała przy tym spojrzeć z ukosa, i cicho, wzgardliwie parsknęła. Sama będąc niewolnicą, nie aprobowała mojej poufałości z innymi niewolnikami, a już najmniej karmienia ich z mojej własnej spiżarni. Kiedy skończyła nakrywać, stanęła przed nami jakby w oczekiwaniu na dalsze polecenia. To była tylko poza. Dla mnie, jeśli nie dla Tirona, było jasne, że przede wszystkim chce się lepiej przyjrzeć mojemu gościowi. Chyba czuł się bardzo nieswojo pod spojrzeniem dziewczyny. Kąciki jej ust nieznacznie opadły, górna warga ściągnęła się w subtelny łuk szydzącego uśmieszku. U większości kobiet taki grymas jest mało pociągającym wyrazem pogardy. Z Bethesdą nie można było mieć takiej pewności. Szyderczy grymas nie odbiera jej mrocznego, zmysłowego powabu. Rzekłbym, że może jej go nawet dodać. A w jej ograniczonym, ale pełnym wyobraźni cielesnym słowniku taki uśmieszek może oznaczać wszystko pomiędzy groźbą a zuchwałym zaproszeniem. W tej chwili, jak podejrzewałem, był odpowiedzią na opuszczony skromnie wzrok Tirona, miną chytrego lisa na widok milutkiego zajączka. Myślałem, że jej apetyt został zaspokojony poprzedniej nocy, jak to się stało z moim.

Czy mój pan życzy sobie jeszcze czegoś?spytała.

Stała przed nami z przyciśniętymi do boków rękami, wyprostowana, z odchylonymi w tył łopatkami i uniesionymi piersiami. Powieki opadły jej niżej, uwidaczniając wciąż nie starty makijaż z poprzedniego wieczoru. W jej głosie brzmiał zmysłowy, lekko sepleniący wschodni akcent. Bethesda najwyraźniej zdecydowała, że młody Tiro, niewolnik czy nie, wart jest próby zauroczenia.

Już niczego, Bethesdo. Zmykaj.

Skłoniła głowę, odwróciła się i poszła przez ogród do domu, klucząc pomiędzy zwisającymi gałęziami wierzb. Wówczas zawstydzenie Tirona nagle zniknęło. Poszedłem za jego spojrzeniem, od źródła w szeroko otwartych oczach do punktu skupienia, gdzieś tuż nad łagodnie kołyszącymi się pośladkami Bethesdy. Zazdrościłem mu tej skromności i wstydu, jego głodu, urody i młodości.

Twój pan nie pozwala ci na picie wina, a w każdym razie nie za wieleodezwałem się.A czy pozwala ci od czasu do czasu cieszyć się damskimi wdziękami?

Nie byłem przygotowany na jego gwałtowny rumieniec, głęboki i czerwony jak zachód słońca nad otwartym morzem. Tylko młodzi o gładkich, miękkich policzkach i czołach mogą się tak rumienić. Nawet Bethesda była na to za stara, jeśli w ogóle byłaby do tego zdolna.

Nieważnerzekłem.Nie mam prawa zadawać ci takich pytań. Proszę, weź trochę chleba. Bethesda piecze go sama i jest lepszy, niż mógłbyś się spodziewać. To przepis jej matki z Aleksandrii. Tak w każdym razie twierdzi; ja podejrzewam, że ona nigdy nie miała matki. A chociaż kupiłem ją w Aleksandrii, jej imię nie jest ani greckie, ani egipskie. Mleko i śliwki powinny być świeże, choć nie ręczę za ser.

Jedliśmy w milczeniu. Ogród wciąż był zacieniony, ale czułem, jak słońce namacalnie, niemal groźnie wspina się po krytym dachówką dachu, niczym włamywacz szykujący się, by wtargnąć do domu ofiary. W południe cały ogród będzie skąpany w nieznośnie gorącym, oślepiającym blasku, lecz na razie jeszcze było tu chłodniej niż w domu, wciąż nagrzanym od wczorajszego upału. Nagle w kącie poruszyły się pawie, największy z samców wydał przenikliwy zew i ruszył przed siebie, rozwijając wachlarz ogona. Tiro spostrzegł go i drgnął, jakby zaskoczony widokiem. Żułem pokarm bez słowa, krzywiąc się od czasu do czasu, kiedy fala bólu ogarniała moje skronie. Znowu zerknąłem na Tirona, który oderwał wzrok od dumnego pawia i spojrzał na pustą sień, w której zniknęła Bethesda.

Czy to lekarstwo na kaca, panie?

Co, Tironie?

Zwrócił ku mnie twarz, której absolutna niewinność bardziej oślepiała niż słońce, właśnie wyglądające znad szczytu dachu. Nosił greckie imię, ale z wyjątkiem oczu miał wszystkie klasyczne cechy Rzymianinagładko wyrzeźbione czoło, policzki i brodę, lekko uwydatnione wargi i nos. Zadziwił mnie właśnie kolor jego oczu, bladoliliowy, jakiego jeszcze w życiu nie widziałem. Z pewnością nie był rzymskim dziedzictwem; raczej pamiątką po matce czy ojcu niewolnikach, bogowie wiedzą skąd przywiezionych do serca imperium. Te oczy były o wiele za ufne i niewinne, by mogły należeć do Rzymianina.

Czy lekarstwem na kaca jest posiąść kobietę o poranku?pytał Tiro.

Roześmiałem się głośno.

Bynajmniej. Znacznie częściej jest to kolejne stadium choroby. Albo też zachętą do wyzdrowienia na następny raz.

Popatrzył na jedzenie, biorąc w palce kawałek sera, choć bez entuzjazmu. Najwyraźniej przywykł do lepszej strawy, choć był niewolnikiem.

A więc chleb i ser?

Jedzenie pomaga, o ile da się utrzymać w żołądku. Jednak prawdziwe remedium na tę przypadłość zdradził mi mądry lekarz w Aleksandrii prawie dziesięć lat temu. Byłem wówczas w twoim wieku, jak sądzę, a wino nie było mi obce. Od tamtej pory ta recepta dobrze mi służy. Lekarz ów miał taką teorię: kiedy pije się w nadmiarze, pewne „humory” zawarte w winie zamiast rozpuszczać się w żołądku, unoszą się niczym złe opary do głowy, utwardzając wydzielaną przez mózg flegmę, przez co mózg puchnie i ulega podrażnieniu. Owe humory w końcu się rozpływają i flegma mięknie. Dlatego właśnie nikt na kaca nie umiera, choćby nie wiem jak straszliwie cierpiał.

Wobec tego jedynym lekiem jest czas, panie?

Jest coś, co działa szybciej. Myślenie. Skoncentrowany wysiłek umysłu. Widzisz, według mego przyjaciela z Aleksandrii myślenie odbywa się w mózgu, oliwionym przez wydzielaną flegmę. Kiedy flegma zostanie skażona lub stwardnieje, rezultatem jest ból głowy. Ale aktywność myślowa powoduje wydzielanie świeżej flegmy, która rozmiękcza i rozcieńcza starą; im intensywniej się myśli, tym więcej się jej wydziela. Dlatego koncentracja umysłowa przyspiesza naturalny powrót do zdrowia przez wypłukiwanie humorów z podrażnionej tkanki i wznowienie oliwienia mózgu.

Rozumiem...powiedział Tiro z powątpiewaniem, choć widać było, że wykład zrobił na nim wrażenie.Wywód logiczny płynie gładko; oczywiście trzeba wpierw przyjąć odpowiednie tezy, których udowodnić nie sposób.

Oparłem się wygodniej i założyłem ręce na piersiach, gryząc kawałek skórki od chleba.

Dowód leży w samym zdrowieniu. Już czuję się lepiej, kiedy przyszło mi wyjaśniać działanie lekarstwa. I podejrzewam, że w kilka minut będę całkowicie uleczony, gdy wyjaśnię, po co przybyłeś.

Obawiam się, że lek słabo działa, panie.Tiro uśmiechnął się dyskretnie.

A to dlaczego?

Pomyliły ci się osoby, panie. To ja mam ci wyjaśnić, po co przybyłem.

Ależ przeciwnie! To prawda, jak wyczytałeś z mej twarzy, że nigdy nie słyszałem o twym panu... jak mu tam? Marku jakimś tam Cyceronie? Zupełnie obcy. Niemniej mogę ci o nim parę rzeczy powiedzieć.Przerwałem na chwilę, by zaintrygować młodzieńca, po czym kontynuowałem:Jego ród znany jest z dumy, której i jemu nie brakuje. Mieszka tu, w Rzymie, lecz jego ród wywodzi się z innego miejsca, być może gdzieś na południu; nie są w mieście dłużej niż jedno pokolenie. Są bardziej niż zamożni, choć nie bajecznie bogaci. Czy póki co mam rację?

Póki co, tak.Tiro spojrzał na mnie podejrzliwie.

Ten Cycero jest młodym człowiekiem, jak ty; może nieco od ciebie starszym. Jest zapalonym studentem retoryki i oratorstwa, do pewnego stopnia wyznawcą greckich filozofów. Nie sądzę, by był epikurejczykiem; może być stoikiem, ale umiarkowanym. Zgadza się?

Tak...Tiro zaczynał się czuć nieswojo.

Co do przyczyny twego przybycia, potrzebujesz mych usług w sprawie sądowej, którą ten Cycero wniesie przed Rostrę*[1] Cycero jest prawnikiem, dopiero rozpoczynającym karierę. Sprawa jednak jest poważna i skomplikowana. Jeśli chodzi o to, kto mnie polecił, powiem, że to jeden z największych prawników Rzymu. Hortensjusz, oczywiście.

O... oczywiściezająknął się Tiro, ledwo szepcząc. Jego oczy zwęziły się tak bardzo, jak szeroko otwarły się usta.Ale skąd wiesz, panie?

A sprawa, o jaką idzie? Chyba morderstwo...

Chłopak spojrzał na mnie z ukosa, nie starając się już kryć zdumienia. Ja zaś brnąłem dalej:

I nie tylko morderstwo. Nie, coś jeszcze gorszego. Znacznie gorszego.

To jakaś sztuczka...wyszeptał Tiro. Oderwał ode mnie wzrok, potrząsając głową, jakby uczynił to z wysiłkiem.Robisz to za pomocą jakichś czarów. Magia...

Przycisnąłem palce do skroni, unosząc wysoko łokciepo części dla złagodzenia bolesnego pulsowania w skroniach, po części zaś, by sparodiować teatralną pozę wróżbity.

Nieczysta zbrodnia... wyszeptałem. Ohydna, niewymowna. Ojciec zamordowany przez własnego syna. Ojcobójstwo!Puściłem skronie i usiadłem. Spojrzałem memu młodemu gościowi wprost w oczy.Tironie, sługo Marka Tulliusza Cycerona, przybyłeś, aby mnie prosić, bym pomógł twemu panu bronić niejakiego Sekstusa Roscjusza z Amerii, oskarżonego o zabicie ojca, którego nazwisko nosi. A mój kac jest całkowicie wyleczony.

Tiro zamrugał, zmarszczył brwi, po czym opadł na oparcie krzesła i przesunął w zamyśleniu palcem po górnej wardze.

To jest jakaś sztuczka, prawda?zapytał.

Obdarzyłem go najbledszym uśmiechem, na jaki mogłem się zdobyć.

Dlaczego? Nie wierzysz, że potrafię czytać w twoich myślach?

Cycero mówi, że nie ma czegoś takiego, jak jasnowidzenie, czytanie w myślach ani przepowiadanie przyszłości. Twierdzi, że wszyscy jasnowidze, wróżbici i wyrocznie to w najgorszym razie szarlatani, w najlepszym zaś sprytni aktorzy, żerujący na łatwowierności gawiedzi.

A ty wierzysz we wszystko, co mówi Cycero?

Tiro zarumienił się. Zanim jednak się odezwał, powstrzymałem go uniesioną dłonią.

Nie odpowiadajpowiedziałem.Nigdy nie nakłaniałbym cię, byś mówił cokolwiek przeciw twemu panu. Ale powiedz mi jedno: czy Marek Tulliusz Cycero kiedykolwiek odwiedził wyrocznię delfijską? Czy widział świątynię Magna Mater w Efezie i spróbował mleka płynącego z jej marmurowej piersi? A może wspiął się w środku nocy na wielkie piramidy i słuchał głosu wiatru, buszującego wśród starożytnych kamieni?

Nie, chyba nieodpowiedział Tiro, spuszczając wzrok.Cycero nigdy nie opuszczał Italii.

Ale ja opuszczałem, młody człowieku.

Przez chwilę zatopiłem się w myślach, niezdolny oderwać się od potoku wrażeń, widoków, dźwięków, zapachów przeszłości. Rozejrzałem się po ogrodzie i nagle dostrzegłem jego brzydotę. Gapiłem się na leżący przede mną talerz z jedzeniem, zdając sobie sprawę, jak suchy i niesmaczny jest chleb, jak zjełczały ser. Spojrzałem na Tirona, przypomniałem sobie, kim jest, i poczułem się głupio. Zużyłem tyle energii, by wywrzeć wrażenie na zwykłym niewolniku.

Zrobiłem to wszystko i widziałem wszystkie te miejscapowiedziałem rzeczowym tonem.A mimo to podejrzewam, że pod wieloma względami jestem większym niedowiarkiem niż twój sceptyczny pan. Tak, to zwykła sztuczka. Gra logiczna.

Ale w jaki sposób zwykła logika może dostarczyć nowych wiadomości? Powiedziałeś, że do mojego przybycia nigdy nie słyszałeś o Cyceronie. Nie powiedziałem ci o nim niczego, a mimo to bezbłędnie odgadłeś, po co przyszedłem. To tak, jakbyś wyczarował monety z powietrza. Jak możesz stworzyć coś z niczego? Albo odkryć prawdę bez dowodów?

Nie o to chodzi, Tironie. To nie twoja wina. Jestem pewien, że potrafisz myśleć równie dobrze jak ktokolwiek inny. Problem tkwi w tym, jakiego rodzaju logiki nauczają rzymscy retorzy. Powtarzanie dawnych spraw sądowych, analizowanie dawnych bitew, uczenie się gramatyki i prawa na pamięć, a wszystko po to, by umieć nagiąć prawo na korzyść klienta, bez względu na dobro i zło, ani choćby na strony świata, jak się zastanowić. Na pewno zaś bez względu na prostą prawdę. Spryt zastępuje mądrość, zwycięstwo usprawiedliwia wszystko. Nawet Grecy zapomnieli, jak myśleć.

Jeśli to tylko sztuczka, powiedz mi, jak to się robi.

Roześmiałem się i wziąłem kawałek sera.

Jeśli ci to wyjaśnię, będziesz mnie mniej szanował, niż jeśli pozostawię to tajemnicą.

Tiro zmarszczył się.

Uważam, że powinieneś mi to powiedzieć, panie. W przeciwnym razie, jakże będę się mógł wyleczyć z kaca, jeżeli kiedykolwiek będę miał szczęście i pozwolą mi do niego dopuścić?

Pod zmarszczonym czołem przemknął cień uśmiechu. Tiro potrafił przybierać pozy nie gorzej od Bethesdy. Albo ode mnie.

Dobrze więc.Wstałem i przeciągnąłem się, wyciągając ręce wysoko nad głowę. Zaskoczyło mnie słoneczne ciepło na dłoniach, tak wyraźne, jak gdybym zanurzył je w parującej wodzie. Połowa ogrodu skąpana była w promieniach.Przespacerujemy się po ogrodzie, dopóki jest jeszcze chłodno. Wyjaśnię ci moje dedukcje, Bethesda sprzątnie po śniadaniu... Bethesdo!... i porządek zostanie przywrócony.

Szliśmy wolno, okrążając staw. Po jego drugiej stronie moja kocica Bast uganiała się za ważkami. Jej czarne futerko błyszczało w słońcu.

A zatem, skąd wiem to, co wiem o Marku Tulliuszu Cyceronie? Powiedziałem, że pochodzi z dumnej rodziny. To jasno wynika z jego nazwiska. Nie z rodowego, Tulliusz, ale z przydomka Cycero. Przydomek obywatela rzymskiego ogólnie określa gałąź roduw tym wypadku gałąź Cyceronów rodu Tulliuszów. Albo też, jeżeli żadna gałąź nie istnieje, przydomek może być charakterystyczny dla konkretnej osoby, zazwyczaj opisując jej cechy fizyczne. Naso dla kogoś o wydatnym nosie, czy Sulla, jak nasz czcigodny i ceniony dyktator, zwany tak z powodu swej „ozdobnej” cery. W każdym razie, Cycero jest imieniem brzmiącym nader dziwnie. Oznacza zwykły groch i z trudem można je uznać za przynoszące chwałę. Jak też właściwie jest z twoim panem?

Cycero to stary przydomek rodowy. Mówią, że wzięło się od przodka, który miał na czubku nosa paskudny pypeć z przecięciem pośrodku, jak właśnie ziarno grochu. Masz rację, panie, że brzmi ono dziwnie, choć tak do niego przywykłem, że prawie nie zwracam na to uwagi. Niektórzy przyjaciele mego pana radzą, by je rzucił, jeśli zamierza robić karierę polityczną lub prawniczą, ale on ani o tym nie chce słyszeć. Mówi, że skoro jego ród uważał za stosowne przybrać tak szczególny przydomek, to znaczy, że mąż, który pierwszy go nosił, musiał być nadzwyczajnym człowiekiem, choć nikt nie pamięta dlaczego. Mówi, że zamierza sprawić, by cały Rzym znał i szanował przydomek Cycero.

Dumny, jak powiedziałem. Ale oczywiście można to powiedzieć właściwie o każdym rzymskim rodzie, a już na pewno o każdym rzymskim prawniku. Że mieszka w Rzymie, przyjąłem za pewnik. Że jego korzenie rodzinne tkwią na południu, wywnioskowałem z nazwiska Tulliusz. Pamiętam, że natknąłem się na nie nieraz w drodze do Pompejówbyć może w Akwinum, Interamnie, Arpinum...

Właśniepotwierdził Tiro.Cycero ma krewnych w całym tamtym regionie. On sam urodził się w Arpinum.

Ale mieszkał tam tylko do dziewiątego czy dziesiątego roku życia.

Tak, miał osiem lat, kiedy jego rodzina przeniosła się do Rzymu. Ale skąd to wiesz?

Bast zaprzestała polowania na ważki, przyszła do mnie i zaczęła się ocierać o moje łydki.

Pomyśl, Tironie. Formalne kształcenie obywatela zaczyna się w wieku dziesięciu lat. Podejrzewam zaś, sądząc po jego znajomości filozofii i po twojej erudycji, że twój młody pan nie pobierał nauk w jakimś sennym miasteczku przy drodze do Pompejów. A to, że rodzina nie mieszka tu dłużej niż jedno pokolenie, wydedukowałem z samego faktu, że nie znam przydomka Cycero. Gdyby byli tu za mojej młodości, z pewnością przynajmniej bym o nich usłyszał, a takiego imienia łatwo się nie zapomina. Jeśli zaś chodzi o wiek Cycerona, jego zamożność i zainteresowanie filozofią i oratorstwem, to wszystko jest oczywiste, gdy po prostu popatrzeć na ciebie, Tironie.

Na mnie?

Niewolnik jest zwierciadłem swego pana. Twój brak obeznania z niebezpieczeństwami wina, twoja skromność wobec Bethesdy wskazują, że przebywasz w domostwie, gdzie godność i powściągliwość są najważniejsze. Taki ton może nadać tylko sam pan. Cycero najwyraźniej jest mężem o rygorystycznej moralności. Można by to przypisać czysto rzymskim cnotom, ale twoja wzmianka o umiarkowaniu we wszystkim wskazuje na docenianie filozofii greckiej. W domu Cycerona kładzie się też duży nacisk na retorykę, gramatykę i oratorstwo. Wątpię, byś kiedykolwiek otrzymał choćby jedną formalną lekcję w tym zakresie, ale niewolnik może wchłonąć wiele poprzez stałe obcowanie ze sztuką. Widać to po twojej mowie i zachowaniu, po wygładzonej intonacji. Z pewnością Cycero studiował długo i sumiennie w szkołach retoryki. Wszystko to razem może oznaczać tylko jedno: że pragnie zostać adwokatem i prowadzić sprawy sądowe na forum. Mogłem to wywnioskować zresztą z samego twojego przybycia po moje usługi. Większość moich klientów, a przynajmniej ci godni szacunku, to politycy albo prawnicy, albo jedno i drugie.

Tiro skinął głową.

Jednak wiedziałeś też, że Cycero jest młody i dopiero zaczyna karierę.

Tak. No cóż, gdyby był doświadczonym adwokatem, już bym o nim słyszał. Ile spraw przeprowadził?

Tylko jednąprzyznał Tiro.Nic, o czym mógłbyś słyszeć, panie. Zwykła sprawa dotycząca partnerstwa.

Co jeszcze bardziej potwierdza jego młodość i niedoświadczenie. Tak samo jak przysłanie tu ciebie. Czy można powiedzieć, że jesteś najzaufańszym niewolnikiem Cycerona? Jego ulubionym sługą?

Jestem jego osobistym sekretarzem. Byłem u niego przez całe moje życie.

Nosiłeś jego książki do szkoły, przepytywałeś z gramatyki, przygotowywałeś dlań notatki do jego pierwszej sprawy na forum?

Zgadza się.

Więc nie jesteś takim niewolnikiem, jakich większość adwokatów przysyła, kiedy zapragną usług Gordianusa Poszukiwacza. Tylko początkujący prawnik o zawstydzającej nieznajomości utartych obyczajów może przysłać tu swą prawą rękę. Pochlebia mi to, nawet jeśli pochlebstwo było niezamierzone. Aby okazać wdzięczność, nie rozgłoszę, że Marek Tulliusz Cycero zrobił z siebie głupka, przysyłając swego najlepszego sługę po tego parszywca Gordianusa, przeszukiwacza stosów łajna i gniazd szerszeni. Mieliby z tego więcej śmiechu, niż ktokolwiek miał z przydomka Cycero.

Tiro znów zmarszczył brwi.

Czubkiem sandała zahaczyłem o wystający z ziemi korzeń, uderzyłem się w duży palec i zmełłem w ustach przekleństwo.

Masz rację, panierzekł Tiro cicho, lecz żarliwie.Jest on całkiem młody, jak i ja. Nie zna jeszcze wszystkich tych kruczków prawnych, głupich gestów i pustych formalności. Ale wie, w co wierzy. To więcej, niż mógłbyś powiedzieć o większości adwokatów.

Popatrzyłem na swój bolący palec, zaskoczony, że nie krwawi. Są jednak w mym ogrodzie bogowie, dzicy, niechlujni i nieokrzesani jak sam ogród. Ukarali mnie za droczenie się z naiwnym młodym niewolnikiem. Zasłużyłem sobie na to.

Twoja lojalność przynosi ci chwałę, Tironie. Ile lat ma twój pan?

Dwadzieścia sześć.

A ty?

Dwadzieścia trzy.

Nieco więcej, niż sądziłem, w obu wypadkach. Zatem nie jestem starszy od ciebie o dziesięć lat, Tironie, lecz tylko o siedem. Niemniej siedem la...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin