Briggs Patricia - Mercedes Thompson 02 - Więzy krwi.pdf

(998 KB) Pobierz
PATRICIA
BRIGGS
WIĘZY
KRWI
940494761.001.png
Rozdział 1
Jak większość ludzi posiadających własny biznes
pracuję długimi godzinami, które zaczynają się
wcześnie rano. Więc jeśli ktoś dzwoni do mnie w
środku nocy, to lepiej dla niego, żeby właśnie
umierał.
- Halo, Mercy? - Do mojego ucha dotarł uprzejmy
głos Stefana. - Zastanawiam się, czy nie oddałabyś
mi małej przysługi.
Stefan już dawno dokonał swego żywota, więc nie
widziałam powodu, by być miłą.
- Odebrałam telefon o... - zamglonym wzrokiem
zerknęłam na czerwone cyferki stojącego przy łóżku
zegara - ...trzeciej nad ranem. Czy to wystarczy?
Okej, nie powiedziałam tego dokładnie tak. Może i
dodałam kilka tych słów, których mechanik uczy się
podczas obcowania z nieposłusznymi sworzniami i
alternatorami lądującymi na palcach stóp.
- Przypuszczam, że mógłbyś poprosić o drugą
przysługę - ciągnęłam - ale wolałabym, żebyś się
rozłączył i zadzwonił o bardziej cywilizowanej porze.
Stefan zachichotał. Może sadził, że usiłowałam być
zabawna.
- Mam pewne zadanie do wykonania. Twoje wy-
jątkowe zdolności mogłyby odegrać znacząca rolę w
zapewnieniu sukcesu całemu przedsięwzięciu.
Stare stworzenia, jak wynika z moich obserwacji,
lubią się wyrażać dość niejasno, kiedy o coś proszą.
A ponieważ jestem kobietą biznesu, uważam, że na-
 
leży przechodzić do szczegółów tak szybko, jak to
możliwe.
- Potrzebujesz mechanika o trzeciej nad ranem?
- Jestem wampirem, Mercedes - odparł łagodnie
Stefann. - Trzecia nad ranem to ciągle pierwszorzęd-
na pora. Ale nie potrzebuję mechanika, potrzebuję
cibie, jesteś mi winna przysługę.
Miał rację, niech go szlag. Pomógł mi, kiedy po-
rwano córkę miejscowego Alfy. Dał mi wtedy jasno
do zrozumienia, że będzie czegoś żądał w zamian.
Ziewnęłam i osiadłam, porzucając wszelką na-dzieję
na powrót w objęcia Morfeusza.
— W porządku. O co chodzi?
- Musze dostarczyć wiadomość wampirowi któ-ry
przebywa na tym terenie bez pozwolenia mojej Pani -
powiedział, zmierzając wreszcie do sedna sprawy. -
Potrzebuję świadka, którego on nie zauważy.
Rozłączył się, nie czekając na odpowiedź ani nawet
nie mówiąc, kiedy po mnie przyjedzie. Dostałby
nauczkę, gdybym wróciła do łóżka.
Mamrocząc pod nosem, wciągnęłam na siebie
dżinsy, wczorajszą podkoszulkę z plamą po musz-
tardzie i parę skarpetek z tylko jedną dziurą. Mniej
więcej ubrana poczłapałam do kuchni i nalałam so-
bie szklankę soku żurawinowego.
Za oknem świecił księżyc w pełni. Mój współlo-kator,
wilkołak, biegał gdzieś z miejscowym stadem,
więc nie musiała mu tłumaczyć, dlaczego wycho-
dzę ze Stefanem. Co było dość sprzyjające.
Samuel jako taki nie był złym współlokatorem. ale
miał skłonność do zaborczych i dyktatorskich
zachowań. Oczywiście nie pozwalałam, by mu to
uchodziło na sucho, tym niemniej prowadzenie kłót-
ni z wilkołakiem wymaga pewnej subtelności, której
mi brakowało - zerknęłam na zegarek - o trzeciej
piętnaście nad ranem.
Mimo że zostałam przez nie wychowana, sama nie
 
jestem wilkołakiem - czy też, gwoli ścisłości, ja-
kimkolwiek innym „cosiołakiem". Nie jestem sługą
faz księżyca, a w postaci kojota, mojej drugiej natu-
ry, wyglądam jak każdy inny canis latrans, na
dowód czego mogę okazać blizny po grubym śrucie.
Wilkołaków nie sposób pomylić z wilkami. Są
o wiele większe niż ich całkiem zwyczajni kuzyni
i o wiele bardziej przerażające.
Ja należę do zmiennokształtnych, choć niewy-
kluczone, że kiedyś istniała na to jakaś inna, in-
diańska nazwa, która uległa zapomnieniu, kiedy
Europejczycy rozpanoszyli się w Nowym Świecie.
Może mój ojciec potrafiłby mi wytłumaczyć, czym
jestem, gdyby nie zginął w wypadku samochodo-
wym, zanim dowiedział się o ciąży matki. Zatem
wszystko, co wiem, powiedziały mi wilkołaki, a nie
było tego zbyt wiele.
Słowo „zmiennokształtny" wywodzi się od Skó-
rokształtnych z plemion Indian południowo-zachod-
nich, ale z tego, co wyczytałam, mam mniej wspól-
nego ze Skórokształtnymi niż z wilkołakami. Nie
posługuję się magią, nie potrzebuję skóry kojota,
żeby zmienić kształt, no i nie jestem zła.
Pociągnęłam łyk soku i wyjrzałam przez kuchenne
okno. Nie widziałam samego księżyca, tylko jego
srebrne światło oblewające nocny krajobraz. Myśli
o złu wydawały się jakoś nie na miejscu podczas
oczekiwania na przybycie wampira. Co jak co, ale z
pewnością powstrzymają mnie przed zaśnięciem.
Boję się zła.
We współczesnym świecie samo to słowo wydaje się
dość... staromodne. Kiedy zło na krotko ujawnia się
pod postacią jakiegoś Charlesa Mansona czy
Jeffreya Dahmera, lubimy je tłumaczyć za pomocą
narkotyków, nieszczęśliwego dzieciństwa lub cho-
roby psychicznej.
Szczególnie Amerykanie są dziwnie naiwni w wierze,
 
że nauka potrafi wszystko wytłumaczyć. Kiedy kilka
miesięcy temu wilkołaki ujawniły się ludzkości,
naukowcy natychmiast rozpoczęli poszukiwania
wirusa bądź bakterii, które mogły powodować
Przeistoczenie. Magia nie należy do tych rzeczy,
które laboratoria i komputery potrafią wyjaśnić.
Ostatnio usłyszałam, że instytucje sygnowane na-
zwiskiem Johnsa Hopkinsa zgromadziły cały zespół
w celu wyjaśnienia tej sprawy. Bez wątpienia coś
znajdą, ale idę o zakład, że nigdy nie będą w stanie
wytłumaczyć, w jaki sposób dziewięćdziesiąt kilo
mężczyzny przemienia się w sto dwadzieścia pięć
kilo wilkołaka. Nauka nie traktuje magii poważniej,
niż traktuje zło.
Ufność w racjonalne podstawy rzeczywistości to z
jednej strony wystawianie się na ciosy, ale z drugiej
- solidna tarcza. Zło woli, by o nim nie mówiono.
Wampiry, jako nieprzypadkowy przykład, rzadko
zabijają ludzi na ulicach. Polują na tych, za którymi
nikt nie zatęskni, i przyprowadzają ich do domu,
gdzie są otaczani opieką i wygodami - jak krowa na
pastwisku.
Pod rządami nauki palenie czarownic na stosie,
próby wody czy publiczny lincz są zakazane. W za-
mian przeciętny prawy obywatel nie musi się trapić
stworzeniami, które ożywają nocą. Czasami żałuję,
że nie jestem przeciętną obywatelką. Przeciętni
obywatele nie są odwiedzani przez wampiry-
Ani nie martwią się stadem wilkołaków - przy-
najmniej niezupełnie w ten sam sposób, co ja.
Dla wilkołaków wyjście z ukrycia stanowiło śmiały
krok, który z łatwością mógł wywołać efekt
przeciwny do zamierzonego. Wpatrzona w oświetlaną
księżycem noc, martwiłam się, do czego dojdzie, gdy
ludzie znów poczują strach. Wilkołaki nie są złe, ale
też nie do końca są spokojnymi, prawymi
bohaterami, za których usiłują uchodzić. Ktoś
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin