Quileute.rtf

(32 KB) Pobierz

amerykańska ludność,mieszkająca w rezerwacie, po podpisaniu w 1855 r. Traktatu Rzeki Quinault póżniej re autoryzowanego na Traktat Olympii w 1856. Osiedleni w południowo-zachodnim Hrabstwa Clallam w stanie Waszyngton wzdłuż Rzeki Quileute. Quileci mają ich własny rząd wewnętrzny, którym kieruje Szczepowa Rada. Język plemienia Quileute należy do rodziny języków tubylczych. Język Quileute jest jednym z tylko pięciu znanych języków,nie posiadających głosek nosowych. Quileci zajmowali się przede wszystkim polowaniami i rybołówstwem. Rezerwat Quileute znajduje się blisko rezerwatu plemienia Makah.

Wiele legend Quileute cofa się w czasie aż do Potopu. Ponoć starożytni Quileuci przywiązali swoje canoe do czubków najwyższych z rosnących w górach drzew, żeby przetrwać podobnie jak Noe w arce.  Inna legenda głosi, że pochodzą od wilków i że są one nadal ich braćmi. Kto je zabija, łamie prawo plemienne. Są wreszcie podania o Zimnych Ludziach.

 

LEGENDA O ZIMNYCH LUDZIACH WERSJA 1

Niektóre legendy są równie stare, co te o wilkach, ale inne pochodzą ze znacznie bliższych nam czasów. W książce "Twilight",  to dziadek Jacoba zawarł z nimi pakt o zostawieniu ich ziem w spokoju. Zasiadał w starszyźnie plemienia, tak jak jego syn. Zimni są naturalnymi wrogami  wilków, które zmieniają się w ludzi, tak jak ich przodkowie. Dla nas to wilkołaki.

Zimni to wedle tradycji ich wrogowie. Ale ci, którzy przybyli tu za życia pradziadka Jacoba byli inni. Nie polowali, tak jak reszta tej rasy. Ponoć nie stanowią zagrożenia dla plemienia. Dlatego właśnie mógł być zawarty pakt. Oni obiecali trzymać się od ich ziem z daleka, Quileci, że nie wydadzą ich bladym twarzom.

Zwykli ludzie nigdy nie mogą czuć się przy Zimnych bezpieczni, choćby, jak pradziadek Jacoba, twierdzili, że się ucywilizowali. Nigdy nie wiadomo, kiedy najdzie ich taki głód, że stracą nad sobą kontrolę. Utrzymywali, że nie polują na ludzi. Zimni piją krew ludzi. My, biali, nazywamy takich wampirami.

 

LEGENDA O WOJOWNIKACH DUCHACH

 

Quileuci byli niewielkim plemieniem przed wiekami i nie wielkim plemieniem pozostali aż

do dziś, ale mimo to nie wyginęli. Dlaczego? Bo od dawien dawna w naszych żyłach prócz krwi płynie magia. Nie zawsze była to magia zmiennokształtności - ta pojawiła się później. Na samym początku byliśmy wojownikami- duchami. Kiedy osiedliliśmy się nad tą zatoką nauczyliśmy się łowić ryby i budować łodzie. Ale nas było mało, a ryb w zatoce dużo. Naszych ziem zaczęły nam zazdrościć inne ludy. Nie byliśmy w stanie stawić czoła liczniejszym najeźdź

com. Otoczyli nas i zmusili do ucieczki. Wypłynęliśmy łodziami na morze. Kaheleha nie byl pierwszym wojownikiem-duchem, ale podania o jego poprzednikach się nie zachowały. Nie pamiętamy ani, kto pierwszy odkrył w sobie te zdolności, ani jak korzystano z nich przed najazdem. W historii naszego plemienia to Kaheleha jest zatem pierwszym wodzem-duchem.

W chwili zagrożenia użył magii, by obronić swój lud.  Pod jego dowództwem wszyscy wojownicy opuścili łodzie -nie jako byty materialne, ale jako duchy. Dusze mężczyzn wróciły do zatoki, zaś kobiety zostały na morzu pilnować ich ciał. Wojownicy nie mogli w tej postaci dotykać swoich przeciwników, ale mieli swoje sposoby, aby obejść tę niedogodność. Podania głoszą, że potrafili nakierować na obozowisko wroga podmuchy silnego wiatru, które niosły z sobą ich zwielokrotnione, mrożące krew w żyłach okrzyki. To przerażające zjawisko wywoływało u najeźdźców popłoch. Nie była to jedyna broń

Quileutow. Niewidzialni dla ludzi, lecz widzialni dla zwierząt, umieli się z nimi porozumiewać, a one poddawały się ich woli. Szczęśliwym zrządzeniem losu najeźdźcom towarzyszył

o wiele psów, które na dalekiej północy zaprzęgali do sań. Kaheleha rozkazał sforze, by zwróciła się przeciwko swoim panom, wezwał także stada nietoperzy z nadbrzeżnych jaskiń. Z pomocąwichru zwierzęta szybko wygrały. Ci, którzy przeyli atak, zdezorientowani i rozproszeni, opuścili pospiesznie zatokę, uznając ją za przeklętą. Quileuci zwrócili psom wolność

, po czym w glorii chwały wrócili do swoich ciał i żon. Po tym wydarzeniu plemiona żyjące po sąsiedzku przyrzekły nigdy nie naruszać granic naszych ziem.

Zarówno Hohowie, jak i Makahowie, nie chcieli mieć nic do czynienia z naszymi magicznymi praktykami. Odtąd żyliśmy z nimi w pokoju, a kiedy przybywał wróg z zewnątrz, wojownicy-duchy skutecznie odpierali jego atak. Mijały lata, aż nastał czas ostatniego z wodzów-duchów. Wielki Taha Aki słynął ze swojej mądrości, a nade wszystko cenił sobie pokój. Za jego rządów wszyscy byli zadowoleni. Wszyscy prócz jednego mężczyzny. Miał na imię Utlapa. Utlapa był jednym z najsilniejszych wojowników plemienia, ale, niestety, silą szła u niego ramię w ramię z żądzą władzy. Uważał, że jego pobratymcy powinni wykorzystać magię, by zagarnąć terytoria sąsiadów, zrobić z nich niewolników i stworzyć imperium. Musicie wiedzieć, że oderwawszy się od swoich ciał, wojownicy potrafili czytać sobie wzajemnie w myślach. Poznawszy poglądy Utlapy, Taha Aki wielce się na niego rozgniewa ł. Za karę nakazał mu opuścić ziemię Quileutow i zabronił kiedykolwiek zmieniać się na powrót w ducha. Utlapa był silny, ale nie tak silny, by móc  stanąć przeciwko swoim byłym kompanom, więc nie mając innego wyboru, wyniósł się jak niepyszny z wioski. Nie odszedł jednak daleko - jako że marzył o zemście, zaszył się jedynie w pobliskim lesie. Taha Aki zachowywała czujność nawet w czasach pokoju. Często podróżował samotnie do świętej polany w górach, gdzie opuszczał swoje ciało i pod postacią ducha sprawdzał z lotu ptaka, czy jego ludowi nie grozi niebezpieczeństwo. Pewnego razu, kiedy Taha Aki wyruszył na swoją wyprawę, podstępny Utlapa poszedł potajemnie za nim. Z początku planował tylko zabić wodza, ale po drodze doszedł do wniosku, że plan ten jest zbyt ryzykowny — zaraz po odkryciu zbrodni wojownicy wszczęliby poszukiwania, a dzięki swoim umiejętnościom z pewnością odnaleźliby zabójcę.

Kiedy Utlapa, schowany za skałami, przyglądał się medytującemu wodzowi, do głowy przyszedł mu inny potworny pomysł. Taha Aki zostawił swoje ciało na świętej polanie i wzbił się w przestworza, by rozejrzeć się po okolicy, ale Utlapa nie opuścił swojej kryjówki od razu. Czekał tak długo, aż zyskał pewność, że dusza wodza jest już daleko, a potem sam zmienił się

w ducha. Gdy tylko to uczynił, Taha Aki dowiedział się o tym i poznał straszliwe plany wygnańca. Zaalarmowany, czym prędzej zawrócił, ale nawet przyjazne wiatry nie były w stanie sprowadzić go na czas. Na świętej polanie nie zastał już swojego ciała ani żadnego innego, w które mógłby wniknąć. Porzucone ciało Utlapy było bezużyteczne, ponieważ zdrajca zabił sam siebie ręką wodza. Taha Aki dogonił swoje porwane ciało i jąłłajać Utlapę, ale ten nic zwracał

na niego najmniejszej uwagi. Wódz mógł się tylko bezradnie przyglądać, jak złoczyńca wraca do wioski i zajmuje jego miejsce. Z początku Utlapa nie robił nic, co mogłoby wzbudzić

czyjekolwiek podejrzenia — chciał, by wszyscy uwierzyli, że jest Tahą Akim. Dopiero po kilku tygodniach zaczął wprowadzać swoje porządki. Pierwszym rozporządzeniem zakazał wojownikom zmieniać się w duchy. Utrzymywał, że ostrzeżono go przed tym w wizji, ale tak naprawdę po prostu się bał - wiedział, że przy najbliższej nadarzającej się okazji Taha Aki nawiąże kontakt ze swoimi druhami. Sam Utlapa również nigdy nie opuszczał ciała, które sobie przywłaszczył, aby stary wódz nie mógł go odzyskać.

Zrezygnowawszy z korzystania z magicznych umiejętności, uzurpator nie mógł podbić sąsiadów, tak jak o tym marzył, ale pocieszał się sprawując rządy ciężkiej ręki nad swoim własnym ludem. Żądał dla siebie przywilejów, o jakie Taha Aki nigdy by nie zabiegał: odmawiał traktowania wojowników jak równych sobie, nie pracował jak inni, wziął sobie drugą, młodą żonę, a potem trzecią, chociaż wielożeństwo nie należało do tradycji plemienia... Taha Aki nie mógł na to wszystko nic poradzić. W końcu, by wyzwolić swój lud spod jarzma Utlapy, Taha Aki postanowił zabić własne ciało. W tym celu sprowadził z gór wielkiego rozwścieczonego  wilka.   Nie  przewidział,   że   tchórzliwy uzurpator schowa się za murem wojowników. Kiedy bestia zagryzła jednego z obrońców fałszywego wodza, młodego chłopca, nieutulony w żalu Taha Aki nakazał basiorowi wrócić do puszczy.

Wszystkie podania podkreślają, że wcielać się w wojownika--ducha nie było wcale tak łatwo. Przebywanie z dala od własnego ciała nie należało do przyjemności - wręcz przeciwnie, przerażało i mieszało w głowie. To dlatego Quileuci korzystali ze swojego daru tylko w chwilach prawdziwego zagrożenia, a samotne wyprawy wodza były postrzegane jako wielkie poświęcenie z jego strony. Tymczasem Taha Aki wiódł bezcielesny żywot już od wielu miesięcy i cierpiał z tego powodu coraz większe katusze. Ciążyła mu też myśl, że skoro ma się tak już błąkać bez końca, nigdy nie dołączy do swoich przodków w zaświatach.

Zbolałej duszy wodza, wijącej się w agonii, towarzyszył w wędrówkach po lesie wielki wilk. Był naprawdę ogromnych rozmiarów i zachwycał swoją urodą. Taha Aki przyjrzał mu się kiedyś i nagle poczuł zazdrość. Wilk miał własne ciało, miał własne życie. O ileż lepiej byłoby być zwykłym zwierzęciem niż tylko duchem! I tak Taha Aki wpadł na pomysł, który odmieni

ł losy jego plemienia. Poprosił wilka, aby ten zrobił mu w swoim ciele trochę miejsca - aby się

z nim swoim ciałem podzielił. Basior przystał na to i wódz wniknął do jego wnętrza. Nie był

o to ciało człowieka, ale i tak czuł niewysłowioną ulgę.

Kiedy Taha Aki i wilk powrócili jako jeden byt do wioski nad zatoką, ludzie rozbiegli się na ich widok, wołając wojowników. W kilka minut zwierzę otoczyli uzbrojeni w włócznie mężczyźni. Utlapa, rzecz jasna, zawczasu się ukrył. Taha Aki nie zaatakował. Zaczął się powoli wycofywać, patrząc innym znacząco w oczy i próbując nucić quileuckie pieśni. Wojownicy uświadomili sobie szybko, że nie mają do czynienia ze zwyczajnym wilkiem, ale z osobnikiem nawiedzonym przez czyjegoś ducha, jeden ze starszych mężczyzn, niejaki Yut, postanowił złamać zakaz wydany przez fałszywego wodza, by się z owym duchem porozumieć

Gdy tylko Yut opuścił swoje ciało, w jego ślady poszedł Taha Aki i obaj spotkali się w świecie duchów. Yut błyskawicznie pojął, co się stało, i serdecznie powitał

starego wodza.

W tym samym momencie Utlapa wyszedł z kryjówki dowiedzieć się, czy wilka już zabito. Kiedy zobaczył leżące bez ruchu ciało Yuta i stojącego nad nim spokojnie wilka, nie trzeba mu było nic tłumaczyć. Bezzwłocznie dobył noża i rzucił się na ciało Yuta, by zabić je przed powrotem jego duszy.

„Zdrajca", wrzasnął. Wojownicy stali zdezorientowani. Jak by nie było, Yut złamał zakaz wodza i ten miał prawo go za to ukarać. Yut zdążył wskoczyć w swoje ciało, ale Utlapa przystawił mu nóż do gardła, drugą ręką zatykając usta. Nieszczęśnik nie miał szans. Utlapa uciszył go raz na zawsze, zanim ten zdołał wydobyć z siebie choćby jeden dźwięk.

Zobaczywszy, jak dusza Yuta ulatuje w zaświaty, co jego własnej duszy nie miało być dane, Tahę Akiego ogarnął wielki gniew, większy niż kiedykolwiek. Czym prędzej powrócił do ciała gościnnego wilka z zamiarem rozerwania Utlapie gardła. I wtedy stał się cud. Taha Aki nigdywcześniej nie odczuwał tak silnie, jak bardzo zależy mu na jego plemieniu, i nigdy wcześniej tak bardzo nie pragnął zabić uzurpatora. Nawet nie podejrzewał, że te dwie emocje, miłość i nienawiść, okażą się zbyt wielkim obciążeniem dla wilka, będą zbytnio dla niego obce. Zwierzę zatrzęsło się i na oczach zebranych w okamgnieniu przeobraziło się w człowieka.

Człowiek ten, jako ucieleśnienie przymiotów ducha starego wodza, nie przypominał z wyglądu ciała, które przywłaszczył sobie Utlapa, ale był od niego o wiele silniejszy i piękniejszy. Mimo to wojownicy rozpoznali go od razu, ponieważ takim właśnie widzieli Tahę Akiego jako duchy.

Utlapa rzucił się do ucieczki, ale Taha Aki był teraz szybki jak wilk. Złapał złoczyńcę i zmiażdżył jego duszę, zanim ten zdążył opuścić skradzione przez siebie ciało. Kiedy inni zrozumieli, co się stało, zaczęli wiwatować. Taha Aki czym prędzej przywrócił stare porządki: znów pracował pomiędzy ludźmi, a dwie młode żony odesłał do ich rodzin. Nie zmienił tylko jednego - nie zniósł zakazu opuszczania ciał - aby nie kusić nikogo możliwością pójścia w śladu Utlapy. Tak oto era wojowników-duchów dobiegła końca.

 

LEGENDA O TRZECIEJ ŻONIE

 

Od tej chwili Taha Aki był kimś więcej niż zwykłym mężczyzną i czymś więcej niż zwykłym zwierzęciem. Nazywano go Wielkim Wilkiem lub Człowiekiem-duchem. Nie starzał się, więc przewodził plemieniu jeszcze przez wiele lat, a kiedy Quileutom groziło niebezpieczeństwo, przybierał na powrót postać wilka, by odstraszyć wroga. Pod jego rządami ludzie żyli w spokoju.

Taha Aki doczekał się wielu synów. Niektórzy z nich odkryli później, że z osiągnięciem wieku męskiego i oni potrafią zmieniać się w wilki. Każdy wilk był inny, ponieważ każdy był ucieleśnieniem innej duszy i swoim wyglądem odpowiadał charakterowi tego, kogo krył w swoim wnętrzu.

Kilku synów dołączyło do ojca, tworząc sforę, i oni także po zostali młodzi. Inni zakosztowali życia wilków, ale jako że nie przypadło im do gustu, przestali się przeobrażać. To dzięki temu dowiedziano się, że kto na długo rezygnuje z przemian, ten na powrót zaczyna się

starzeć, jak każdy inny.

Taha Aki żył trzykrotnie dłużej niż zwykły człowiek. Kiedy zmarła mu pierwsza żona, wziął drugą, a kiedy zmarła i druga, wziął trzecią i dopiero w tej odnalazł prawdziwie bratnią duszę. Szczerze kochał jej poprzedniczki, ale tym razem czuł coś więcej. Postanowił przestać zmieniać

się w wilka, by umrzeć wraz z nią. Tak pojawiła się wśród nas magia, ale to jeszcze nie koniec historii...

Wiele lat po tym, jak Taha Aki porzuciłżycie wilka, kiedy był już bardzo starym człowiekiem, znikło kilka młodych kobiet z plemienia Makah i nasi północni sąsiedzi oskarżyli o ich uprowadzenie naszą sforę, której się bali i której nie ufali. Członkowie watahy potrafili czytać sobie w myślach jako wilki, tak jak ich przodkowie potrafili czytać sobie w myślach jako duchy, wiedzieli więc, że nikt z ich grona nie dopuścił się zarzucanych im czynów. Taha Aki próbował przekonać wodza Makahów do swoich racji, ale na próżno. Wojna wisiała w powietrzu. Aby nie dopuścić do jej wybuchu, Taha Aki nakazał swojemu najstarszemu synowi-wilkowi o imieniu Taha Wi odnaleźć prawdziwego winowajcę.

 

Taha Wi wyruszył w góry w poszukiwaniu zaginionych dziewcząt wraz z pięcioma kompanami ze sfory. W sercu puszczy natrafili na coś, z czym nigdy przedtem się nie zetknęli - dziwną słodkawą woń, od której palił o im nozdrza.  Wojownicy zachodzili w głowę, jakież to stworzenie mogło rozsiać podobny zapach. Zaintrygowani, poszli jego tropem.

Po drodze wywęszyli też zapach człowieka i znaleźli plamy ludzkiej krwi. Byli przekonani, że los się do nich uśmiechnął i śledzą tego, kto wykradł dziewczęta.

Zawędrowali tak daleko na północ, że Taha Wi odesłał dwóch wojowników z powrotem nad zatokę, aby zdali wodzowi relację z ich wyprawy. Sam wraz ze swymi dwoma braćmi nigdy nie powrócił. Szukano ich wszędzie, ale wszelki słuch po nich zaginął. Taha Aki pogrążył się w żałobie. Pragnął pomścić śmierć trzech synów, ale był już na to za stary, złożył za to w żałobnym stroju wizytę widzowi plemienia Makah. Sąsiedzi zlitowali się nad jego stratą i wycofali oskarżenia. Konflikt został zażegnany.

Rok później dwoje dziewcząt z plemienia Makah znikło tej samej nocy. Tym razem sąsiedzi Quileutow zwrócili się do sfory o pomoc. Wilki natknęły się w ich wiosce na tę samą słodkawą woń, co wtedy w lesie, i z miejsca wyruszyły na polowanie.

Wrócił tylko jeden z myśliwych, Yaha Uta, najstarszy syn trzeciej żony wodza i najmłodszy członek sfory. Przyniósł z sobą coś, czego Quileuci nie znali nawet ze swoich podań: szczątki twardej jak kamień istoty. Wszyscy, w których żyłach płynęła krew wodza, nawet ci, którzy nie potrafili zmieniać się w wilki, czuli bijący od zwłok przenikliwy zapach. Byl to trup tego, kogo szukali.

Yaha Uta opowiedział wszystkim, co się wydarzyło. Razem z braćmi wytropili w lesie mężczyznę  z pozoru niewiele różniącego się od zwykłego człowieka. Było z nim dwoje zaginionych dziewcząt: jedna leżała już martwa na ziemi, bez jednej kropli krwi w ciele, drugą zaś nieznajomy trzymał w ramionach. Ta druga może jeszcze żyła, kiedy ich odnaleźli, ale widząc przeciwników, mężczyzna przegryzł jej gardło i odrzucił ją na bok. Białe wargi krwiopijcy były szkarłatne od juchy, szkarłatne były też jego jarzące się oczy.

Yaha Uta przyznał ze smutkiem, że ani on, ani bracia, nie docenili umiejętności tajemniczej istoty. Nie spodziewali się, że jest aż tak silna i szybka. Jeden z wojowników wkrótce przypłacił tę ignorancję życiem — krwiopijca rozerwał go na pól niczym szmacianą lalkę. Pozostała dwójka postanowiła zachować większą ostrożność. Zaatakowali jednocześnie, ściśle z sobą współpracując.

Nigdy wcześniej ich wilcze przymioty nie zostały wystawione na lak wielką próbę. Obcy miał skórę równie twardą i zimną, co granit. Okazało się, że tylko zęby wilków są w stanie się przez nią przebić. Walcząc z krwiopijcą, odrywali od jego ciała coraz to nowe fragmenty.

Niestety, obca istota uczyła się szybko. Wkrótce pokazała, że dorównuje wojownikom umiejętnościami - złapała drugiego z nich i chwyciła go za szyję. Yaha Uta kąsał zapamiętale, odgryzł nawet istocie głowę, ale jej ręce mimo to nie przestały dusić. Młodzian rozrywał obcą istotę na strzępy, byle tylko uratować brata. Nie udało mu się, ale z krwiopijcy pozostały w końcu same strzępy. Morderca dziewcząt i wilków wyzionął ducha.

Tak przynajmniej sądzono.

Żeby szczątkom złoczyńcy mogła się przyjrzeć starszyzna plemienia, Yaha Uta rozłożył je na ziemi. Była wśród nich między innymi zmasakrowana dłoń i niemal cale granitowe ramię. Potrącone kijami, którymi gmerano w stercie, zetknęły się one z sobą i nagle palce dłoni sięgnęły w stronę ramienia, by się z nim połączyć.

Nie czekając, aż ożyje i reszta szczątków, przerażeni mężczyźni niezwłocznie je podpalili. Po całej wiosce rozszedł się cuchnący dym. Kiedy z trupa nie pozostało już nic prócz popiołów, odsypano je do wielu mieszków, a te porzucono w jak najbardziej oddalonych od siebie miejscach: w lesie, w głębinach oceanu i w przybrzeżnych jaskiniach. Żeby wiedzieć, czy istota nie próbuje się wskrzesić, jeden z mieszków Taha Aki zawiesił sobie na szyi.

Wspominając to wydarzenie - nazywano istotę Krwiopijcą albo Zimnym Mężczyzną. Bano się okropnie, że jest ich więcej, bo Quileutom pozostał tylko jeden obrońca, jeden wilk - młody Yaha Uta.

Nie musieli czekać długo. Towarzyszka zabitego, istota tego samego gatunku, przybyła na ich ziemie, pragnąc pomścić ukochanego. Jeśli wierzyć podaniom, była najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziało ludzkie oko. Gdy pojawiła się w wiosce  tamtego ranka, smukła i czarnooka, wyglądała jak wcielenie bogini jutrzenki. Jej śnieżnobiała skóra mieniła się w słońcu, a kaskady złocistych włosów niemal sięgały ziemi. Część ludzi padła na kolana, by oddać jej cześć. Spytała o coś wysokim, donośnym głosem w języku, którego nikt wcześniej nie słyszał. Nie wiedziano, jak się z nią porozumieć.

Wśród obecnych była tylko jedna osoba, w której żyłach płynęła krew Tahy Akiego, kilkuletni chłopiec. Chowając się za nogami swojej matki, zawołał, że od zapachu nieznajomej boli go nos. Jeden z członków starszyzny usłyszał go z daleka i uzmysłowiwszy sobie, kto przybył do wioski, nakazał wszystkim głośno ratować się ucieczką. To on właśnie zginął jako pierwszy.

Świadkami pojawienia się Zimnej Kobiety w wiosce było dwadzieścia osób. Przeżyły z nich jedynie dwie i to tylko, dlatego, że przerwała rzeź, by nasycić się krwią. W te pędy pobiegły one do Tahy Akiego, który obradował właśnie z członkami starszyzny, swoimi synami i trzecią żoną.

Usłyszawszy, co się dzieje, Yaha Uta przeobraził się w wilka i poszedł samotnie zmierzyć się z morderczynią. Taha Aki, jego trzecia żona, pozostali synowie oraz członkowie starszyzny podążyli za nim. Na miejscu nie znaleźli nic prócz śladów ataku. Ścieżkę, którą przyszła Zimna Kobieta, zaścielały zwłoki. Jedne trupy miały prze- trącone karki, inne leżały blade bez jednej kropli krwi. Nagle od strony zatoki doleciały ludzkie krzyki. To tam była teraz Zimna Kobieta. Czym prędzej tam pobiegli.

Kilku zlęknionych Quileutow wypłynęło na morze, ale morderczyni popłynęła za nimi i wbiła się w dziób ich łodzi z impetem rekina. Kiedy Taha Aki dojrzał ją ze swoją świtą, zabijała rozbitków jednego po drugim.

Zobaczywszy, że na brzegu czeka na nią wielki wilk, Zimna Kobieta zapomniała o pozostałych przy życiu pływakach i z szybkością błyskawicy wróciła na suchy ląd. Ociekając wodą, oszałamiająca piękność wskazała palcem na Yahę Utę i powtórzyła swoje niezrozumiałe pytanie. A potem zaczęli się bić.

Nie była tak sprawnym wojownikiem jak jej ukochany, ale Yaha Uta nie miał nikogo, kto przyjąłby z nim na siebie jej gniew. Pojedynek trwał długo, ale w końcu to Zimna Kobieta go wygrała. Taha Aki krzyknął z rozpaczy i w desperacji sam zmienił się w wilka. Wprawdzie zwierzę miało sierść białą ze starości, ale było przecież ucieleśnieniem ducha wielkiego i doświadczonego wodza. Na brzegu rozgorzał kolejny pojedynek.

Trzecia żona Tahy Akiego dopiero, co była świadkiem śmierci własnego syna, a teraz przyglądała się, jak walczy jej sędziwy mąż. Nie wierzyła, by był w stanie sam poradzić sobie z morderczynią. Jej dwaj młodsi synowie byli z kolei jeszcze dziećmi. Wiedziała, że jeśli ich ojciec zginie, i oni polegną w starciu z Zimną Kobietą. Raptem przypomniała jej się historia zgładzenia poprzedniego krwiopijcy. Gdy napastników było dwóch, rozpraszał się i trudniej było mu się bronić. Gdyby tylko napastników było dwóch...

Nie namyślając się długo, trzecia żona wyjęła nóż zza pasa jednego ze swoich synów i wymachując nim, podbiegła do Zimnej Kobiety. Tamta tylko uśmiechnęła się pogardliwie, nie przerywając walki ze starym wilkiem. Miałaby się bać słabej ludzkiej niewiasty, której nóż nawet nie zadrasnąłby jej skóry? Zamachnęła się na Tahę Akiego, pragnąc zadać mu decydujący cios. I wtedy trzecia żona zrobiła coś, czego nikt się po niej nie spodziewał — padła na kolana u stóp swojej przeciwniczki i wbiła sobie nóż syna w samo serce.

Krew trysnęła spomiędzy jej palców na nogi Zimnej Kobiety: szkarłatna, ciepła, wonna i kusząca. Krwiopijczyni, wciąż głodna, na ułamek sekundy mimowolnie zwróciła się w stronę

konającej. W tej samej chwili, korzystając z jej nieuwagi, Taha Aki zatopił zęby w jej szyi.

Nie był to koniec tego straszliwego starcia, ale wódz nie walczył już sam. Zobaczywszy, jak umiera ich matka, dwaj młodzi synowie wpadli w taki gniew, że mimo swojego młodego wieku zmienili się w wilki i w nowej postaci dołączyli do ojca. W trójkę szybko pokonali morderczynię.

Taha Aki został na plaży, nie zmieniwszy się z powrotem w człowieka. Przez jeden dzień czuwał u boku swojej martwej żony, warcząc na każdego, kto próbował się do niego zbliżyć, a potem poszedł w las i już nigdy nie wrócił.

Odtąd to synowie Tahy Akiego strzegli plemienia, a potem ich właśni synowie, a potem synowie synów. Sfora nie liczyła sobie nigdy więcej niż trzy wilki. To wystarczało. Czasami granice naszych ziem przekraczał wprawdzie zbłąkany krwiopijca, ale, jako że żaden z nich nie podejrzewał, że może natrafić na równych sobie przeciwników, atakowano ich z zaskoczenia i zwykle zabijano bez trudu. Zdarzało się, że jeden z wilków ginął w takim pojedynku, ale nigdy nie doszło już do tego, by ich rodowi groziło wymarcie. Wiedzę o tym, jak sprawnie polować

na Zimnych Ludzi, przekazywano z pokolenia na pokolenie.

Mijały lata. W końcu potomkowieTahy Akiego przestali zmieniać się w wilki, osiągnąwszy wiek męski. Przeobrażali się w nie tylko wtedy, kiedy w okolicy pojawiał się nowy krwiopijca. Zimni Ludzie przemieszczali się pojedynczo lub w parach, więc sfora pozostawała niewielka.

 

LEGENDA O ZIMNYCH LUDZIACH

 

Pewnego dnia nad zatokę przybyła cała rodzina Zimnych Ludzi. Wasi pradziadowie byli już gotowi stanąć z przybyszami do walki, kiedy ich przywódca przemówił łagodnie do Ephraima Blacka i przyrzekł, że żadnemu z Quileutow nie stanie się krzywda. Zaufano mu z dwóch powodów: po pierwsze, oczy miał dziwnie żółte, a nie czerwone lub czarne jak inni jego pobratymcy, a po drugie, zamiast pertraktować, mógł zaatakować, korzystając z przewagi liczebnej swojej grupy. Zawarto umowę i umowy tej przybysze przestrzegali. Jedynym mankamentem osiedlenia się ich w okolicy było to, że ich obecność przyciągała innych przedstawicieli rasy, ale sami postanowień traktatu nie złamali nigdy. Ich liczba spowodowała, że sfora liczy sobie dziś więcej członków niż kiedykolwiek. Z wyjątkiem, rzecz jasna, czasów Tahy Akiego. I tak oto synowie ich plemienia po raz kolejny muszą dźwigać swoje brzemię i poświęcać się, tak jak ich przodkowie przed wiekami.

 

Według Quileute plemię indiańskie, zostały stworzone z wilkami. Ten Quileute Legenda znana jest jako ich tworzenia mitu lub historii, gdzie podróżujący transmutera nazwie K'wa'iti zmienił wilk pierwszy natknął się w jego podróżach do osoby, tworząc tym samym pierwszy członek plemienia Quileute.

 

 

Legenda Quileute i Wilki

Quileute Legenda inspirowane pisarz Stephenie Meyer w authoring jej Saga "Zmierzch". Konflikt między "Cold Ones" Vampire i Shape-Shifting Wolves lub Wilkołaki tworzy klasyczny temat Good vs Evil, który nadaje się do przyjemna historia.

 

K'wa'iti jest jednym z wielu nazw Dokibatt, transformator lub Changer. W Quileute Legend jest często określane jako Trickster. Trickster opowieści znajdują przez wiele plemion Indian.

 

W tych opowieści, oszust może wykonywać sztuczki często przypisuje się o nadprzyrodzone moce. Być może to tylko złudzenie, a nie boska moc jest w stanie wrócić z martwych, kształt zmiany w czasie, i wykonują zadania podobne do Stwórcy wszystkich rzeczy. Ale jeśli jest to tylko złudzenie, to dlaczego teraz bobra ogon kajaki?

 

Trickster jest podobne do wykonywania maga, z wykorzystaniem jego uprawnień jest w stanie do tworzenia i trwałe wrażenie.

 

K'wa'iti nie postępuje zgodnie z regułami natury, wiele razy złośliwie, jednak generalnie jest pozytywny wynik jego ingerencję. Jego drogi złamanie przepisu formę złodziejstwo i sztuczki. K'wa'iti można smart czasem w rozwiązywaniu konfliktów, jednak nie jest idealny, ponieważ może on o rozważną decyzje, które prowadzi do zamieszania. Jednak w większości legend rzeczy rozwijają się tak, jak powinny i nie wszystko jest stracone.

 

Dodatkowe Native American Tales Trickster

 

Manabozho następnie zebrał swoje ptaki, i biorąc je na mierzei zakopał je-niektóre z wystającymi głowami, inni ze stopami wystającymi z piasku.

 

Wolf był zmęczony Coyote ciągle kwestionując jego mądrość i wiedział, że to nic dobrego, ale nie powiedział nic. On tylko skinął głową mądrze i zdecydował, że czas nauczyć Coyote lekcji.

 

Kiedy wszystkie dzieci z Tobą, że są na tyle dorosły, aby wybrać. Zostaw wiadomość dla niemowląt i będę je oglądać. "wszyscy poszli. Potem wyciąć wszystkie dzieci głów. Schował wraca do kołyski, ciała włożył duży czajnik i gotowane. Kiedy niedźwiedź-kobiety wrócił

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin