1280.txt

(16 KB) Pobierz









Fredric Brown

M�� opatrzno�ciowy



























By� sobie raz niejaki Hanley, Al Hanley, i na pewno nigdy nie przysz�oby wam do g�owy, �e mo�e to by� jaka� wa�na figura. I gdyby�cie nawet znali ca�� histori� jego �ycia, a� do dnia wizyty Darian, to i tak nigdy nie domy�liliby�cie si�, jak bardzo b�dziecie mu kiedy� wdzi�czni. A za co, przekonacie si� po przeczytaniu tej opowie�ci.
W�wczas kiedy si� to zdarzy�o, Hanley by� pijany. Nie by� to bynajmniej przypadek - by� pijany ju� od dawna i jego ambicj� by�o utrzyma� si� w tym stanie jak najd�u�ej. Niestety, stawa�o si� to ostatnio zadaniem coraz trudniejszym: najpierw sko�czy�y si� pieni�dze, a wkr�tce r�wnie� i przyjaciele, kt�rych m�g�by naci�ga� na po�yczki. Jego znajomo�ci by�y coraz podrz�dniejsze i doszed� do tego, �e uwa�a� si� za szcz�liwca, je�li uda�o -mu si� ustrzeli� kogo� na dwa dolary.
W ko�cu stoczy� si� tak nisko, �e musia� wa��sa� si� godzinami, aby spotka� jakiego� znajomka, kt�rego m�g�by naci�gn�� na dolara czy 25 cent�w. D�uga w�dr�wka niszczy�a efekt ostatniego kieliszka - no, mo�e niezupe�nie, ale w znacznym stopniu - tak, �e znajdowa� si� w sytuacji Alicji z Krainy Czar�w, kt�ra musia�a biec z ca�ej si�y, �eby pozostawa� w tym samym miejscu.
Zaczepianie nieznajomych odpada�o, gdy� policjanci mieli na to oko, i gdyby tylko spr�bowa�, sko�czy�oby si� na nocy sp�dzonej o suchym gardle w komisariacie, co mu si� wcale nie u�miecha�o.
By� teraz w takim stanie, �e dwana�cie godzin bez alkoholu przyprawia�o go o piekielne m�ki, w por�wnaniu z kt�rymi delirium tremens by�o dziecinn� igraszk�.
D.T. to ostatecznie tylko halucynacje. Je�li jeste� sprytny, to wiesz, �e to tylko przywidzenia. Czasem mog� one nawet spe�nia� rol� towarzystwa, je�li komu� na tym zale�y. Ale piekielne m�ki to zupe�nie inna sprawa. Trzeba wypi� wi�cej alkoholu, ni� wam si� wydaje, �eby doj�� do tego stadium. Najgorzej, gdy cz�owiek, kt�ry ju� zapomnia�, kiedy by� trze�wy, zostaje nagle ca�kowicie pozbawiony alkoholu na d�u�szy okres. Na przyk�ad w areszcie.
Sama my�l o tych m�kach przyprawia Hanleya o dr�enie, kt�re zreszt� wkr�tce przesz�o na widok jego starego przyjaciela, serdecznego druha, kt�rego co prawda widzia� najwy�ej kilka razy w �yciu, i to w niezbyt mi�ych okoliczno�ciach. Stary przyjaciel nazwiskiem Kid Eggleston by� emerytowanym bokserem i ostatnio pracowa� jako wykidaj�o w barze, przez co si�� rzeczy zetkn�� si� z Hanleyem.
Nie starajcie si� jednak zapami�ta� jego nazwiska ani jego historii, poniewa� i tak nie odgrywa on wi�kszej roli w tej opowie�ci. Prawd� m�wi�c dok�adnie za p�torej minuty wyda okrzyk przera�enia, a p�niej zemdleje i nie b�dziemy ju� wi�cej o nim s�ysze�.
Mimochodem warto jednak zauwa�y�, �e gdyby Kid Eggleston nie krzykn�� i nie zemdla�, wasz tryb �ycia m�g�by ulec pewnej zamianie. Mogliby�cie na przyk�ad poci� si� w kopalni odkrywkowej glutytu, pod pal�cymi promieniami zielonego s�o�ca gdzie� na kra�cach naszej Galaktyki. Na pewno by wam to nie przypad�o do gustu - wi�c pami�tajcie, �e to Hanley uratowa� was (i wci�� jeszcze ratuje) przed t� ewentualno�ci�. Nie s�d�cie go zbyt surowo. Gdyby Tr�jka i Dziewi�tka zabrali Kida, wszystko potoczy�oby si� inaczej.
Tr�jka i Dziewi�tka byli przybyszami z planety Dar, kt�ra jest jedn� z dwu planet wy�ej wspomnianego zielonego s�o�ca na kra�cu Galaktyki. Tr�jka i Dziewi�tka to nie by�y oczywi�cie ich pe�ne nazwiska. Darianie zamiast nazwisk u�ywaj� numer�w i pe�ne nazwisko Tr�jki brzmia�o 389,057,792,869,223, a w ka�dym razie tak by wygl�da�o w transkrypcji na system dziesi�tny.
Mam nadziej�, �e wybaczycie mi, i� b�d� w dalszym ci�gu nazywa� przybysz�w w skr�cie Tr�jk� i Dziewi�tk� i �e oni r�wnie� b�d� si� tak do siebie zwracali. Oni by mi tego nie wybaczyli. Darianie zawsze zwracaj� si� do siebie pe�n� liczb� i ka�dy skr�t jest uwa�any za obraz�. Jednak Darianie �yj� znacznie d�u�ej ni� my i w przeciwie�stwie do mnie maj� na to czas.
W chwili  gdy Hanley dopad�  Kida,  Tr�jka
i Dziewi�tka byli jeszcze w odleg�o�ci oko�o mili ponad nimi. Nie znajdowali si� bynajmniej w samolocie ani nawet na statku kosmicznym (ani tym bardziej w lataj�cym talerzu. Jasne, �e wiem, co to jest lataj�cy talerz, ale spytajcie mnie o to innym razem. Teraz chc� trzyma� si� Darian). Byli po prostu w sze�cianie czasoprzestrzennym.
Zdaje si�, �e b�d� musia� to wyja�ni�. Darianie odkryli - do czego i my kt�rego� dnia zapewne dojdziemy - �e Einstein mia� racj�. Materia nie mo�e porusza� si� z pr�dko�ci� wi�ksz� od pr�dko�ci �wiat�a nie przekszta�caj�c si� w energi�. Zapewne nie zale�y wam na tym, �eby przekszta�ci� si� w energi�, prawda? Darianom r�wnie� nie zale�a�o, kiedy rozpoczynali wyprawy w g��b Galaktyki. Odkryli oni, �e mo�na podr�owa� z pr�dko�ci� wi�ksz� od pr�dko�ci �wiat�a, je�li porusza� si� jednocze�nie w czasie i przestrzeni, czyli w czasoprzestrzeni. Odleg�o��, jak� musieli przeby� z Daru do Ziemi, wynosi�a 163 tysi�ce lat �wietlnych.
Ale poniewa� jednocze�nie odbyli podr� w czasie na 1630 stuleci wstecz, wiec czas ich podr�y wyni�s� 0 godzin 0 minut. W drodze powrotnej zrobili to samo i wr�cili (w momencie swojego startu) do punktu wyj�ciowego w czasoprzestrzeni. My�l�, �e to jest zrozumia�e.
W ka�dym razie ich niewidzialny dla ziemskich oczu sze�cian znajdowa� si� na wysoko�ci mili nad Filadelfi� i b�agam, nie pytajcie minie, dlaczego oni wybrali akurat Filadelfi� - nie rozumiem, jak w og�le mo�na wybra� Filadelfi� do jakiegokolwiek celu. Wisieli tam nieruchomo przez cztery dni. W tym czasie Tr�jka i Dziewi�tka s�uchali audycji radiowych i nauczyli si� pos�ugiwa� miejscowym j�zykiem.
Nie, oczywi�cie nie dowiedzieli si� niczego istotnego o naszej cywilizacji ani o naszych obyczajach. Wyobra�cie sobie, �e macie wyrobi� sobie pogl�d na �ycie mieszka�c�w Ziemi, s�uchaj�c mieszanki z�o�onej z radioreklamy, westernu i quizu.
Zreszt� nie interesowa�o ich specjalnie, jaka jest ta nasza cywilizacja, byle tylko nie by�a na tyle rozwini�ta, aby im zagrozi� - pod tym wzgl�dem uspokoili si� zupe�nie w ci�gu swojej czterodniowej obserwacji. Nie mo�na mie� do nich o to pretensji - zreszt� mieli racj�.
- Schodzimy? - spyta� Tr�jka  Dziewi�tki.
- Tak - odpowiedzia� Dziewi�tka. Tr�jka zwin�� si� wok� tablicy kontrolnej.

- ... jasne. Widzia�em, jak walczy�e� - m�wi� Hanley. - By�e� naprawd� dobry, Kid. Mia�e� dryg do walki. Mo�e by�my wypili po jednym tu na rogu?
- A kto stawia?
- W�a�nie dzisiaj jestem bez grosza. Ale potrzebny mi jest kieliszek. Za dawne czasy, Kid...
- Potrzebny ci jest kieliszek jak mnie dziura w g�owie. Jeste� pijany i lepiej, �eby� wytrze�wia�, zanim, ci� z�apie delirium tremens.
- Ju� mnie z�apa�o. I nic sobie z tego nie robi�. Sp�jrz, s� za twoimi plecami.
Wbrew logice Kid Eggleston obejrza� si�. Wtedy w�a�nie krzykn�� i zemdla�. Tr�jka i Dziewi�tka zbli�ali si�. Za nami widoczny by� mglisty zarys wielkiego sze�cianu. Ta jego dziwna, nierealna obecno�� mog�a troch� przestraszy�. Pewnie dlatego Kid zemdla�.
Bo Tr�jka i Dziewi�tka nie mieli w sobie nic przera�aj�cego. Przypominali d�d�ownice d�ugo�ci oko�o 15 st�p (w stanie rozci�gni�tym) i o �rednicy oko�o stopy w �rodku. Byli przyjemnego jasnob��kitnego koloru i nie mieli �adnych widocznych organ�w zmys�u, tak �e nie mo�na by�o odgadn��, kt�ry koniec jest kt�ry - co zreszt� nie mia�o wi�kszego znaczenia, bo oba ko�ce by�y i tak identyczne.
I chocia� teraz zbli�ali si� do Hanleya i nieprzytomnego Koda, nie mo�na by�o powiedzie�, gdzie jest prz�d, a gdzie ty�, gdy� poruszali si� w normalnej, to jest zwini�tej pozycji.
- Cze��, ch�opcy - powiedzia� Hanley. - Przestraszyli�cie mojego przyjaciela, niech was cholera. A on mia� mi postawi� w�dk�. Z tego wynika, �e jeste�cie mi winni kolejk�.
- Reakcja nielogiczna - powiedzia� Tr�jka do Dziewi�tki. - Podobnie zreszt� jak u tamtego osobnika. We�miemy obu?
- Nie. Tamten drugi, chocia� wi�kszy, musi by� s�abowity. Zreszt� jeden okaz wystarczy. Chod�my.
Hanley cofn�� si� o krok.
- Je�li mi postawicie, to w porz�dku. W przeciwnym razie chc� wiedzie� dok�d.
- Na Dar.
- Znaczy si�, mamy zasuwa� na Dar? S�uchaj, mistrzu, nie rusz� si� na krok, dop�ki mi nie postawicie kielicha.
- Rozumiesz, o co mu chodzi? - spyta� Dziewi�tka. Tr�jka przecz�co pokr�ci� jednym ko�cem. - Bierzemy go si��?
- Na razie nie ma potrzeby, mo�e zgodzi si� p�j�� dobrowolnie. Czy zgodzisz si� wej�� do sze�cianu dobrowolnie, istoto?
- A macie tam alkohol?
- Tak. Wejd�, prosz�.
Hanley zbli�y� si� do sze�cianu i wszed� do �rodka. Nie dlatego, �eby wierzy�, �e on tam stoi naprawd�, ale co mia� do stracenia? Zreszt� kiedy si� ma D.T., najgorzej si� sprzeciwia�. Sze�cian by� zbudowany z materii sta�ej i od wewn�trz wcale nie by� przezroczysty. Tr�jka owin�� si� wok� tablicy kontrolnej i przy pomocy obu swoich ko�c�w zr�cznie manipulowa� delikatnymi mechanizmami.
- Znajdujemy si� w mi�dzyprzestrzeni - powiedzia� do Dziewi�tki. - Proponuj�, aby�my zatrzymali si� tutaj do czasu, a� przeprowadzimy studia nad tym okazem i ustalimy, czy nadaje si� do naszych cel�w.
- Hej, ch�opcy, a co z t� w�dk�? - zaniepokoi� si� Hanley. R�ce zacz�y mu si� ju� trz���, a wzd�u� kr�gos�upa od wewn�trz czu� biegaj�ce tam i z powrotem mr�wki.
- Zdaje si�, �e on cierpi - powiedzia� Dziewi�tka. - Zapewne z g�odu albo pragnienia. Co te stwory pij�? Mo�e wod� utlenion�, tak jak my?
- Wi�ksza cz�� ich planety jest pokryta wodnym roztworem chlorku sodu. Mo�e mu przyrz�dzimy troch�?
Hanley rykn��:
- Nie, nie chc� wody, nawet bez soli! Ja chc� pi�! W�dy!
- Chyba przeprowadz� analiz� jego systemu trawiennego - powiedzia� Tr�jka. - Przy pomocy introfluoroskopu zrobi� to b�yskawicznie.
Tr�jka odwin�� si� od tablicy kontrolnej i zbli�y� si� do jakiego� dziwnego przyrz�du. Po chwili zamigota�y jakie� �wiate�ka i Tr�jka powiedzia�:
- Dziwne. Jego przemiana materii oparta jest na C2H5OH?
- C2H5OH?
- Tak, alkohol, w ka�dym razie jako sk�adnik podstawowy. Jest jeszcze nieco wody, ale bez chlorku sodu, i nieznaczne ilo�ci innych sk�adnik�w. Nie ma �lad...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin