Poza Galaktykę - Zahn Timothy.pdf

(1217 KB) Pobierz
1035906607.001.png
POZA GALAKTYKĘ
Timothy Zahn
Przekład
ALEKSANDRA JAGIEŁOWICZ
Michaelowi Stackpole 'owi
za jego wkład w tworzenie wszechświata Gwiezdnych Wojen: za
powieści, za rady, a od czasu do
czasu za słowa mniej poważne. A w tej ostatniej kategorii, Michael, kiedyś cię pobiję w Star Wars
Trivial Pursuit.
R O Z D Z I A Ł 1
Lekki frachtowiec „Łowca Okazji" płynął w przestrzeni, szarosrebrzysty na tle głębokiej czerni.
Blask odległych gwiazd odbijał się od jego powłoki. Światła statku były przyćmione, nadajniki
nawigacyjne milczały, a iluminatory były w większości równie ciemne jak otaczający je kosmos.
Ale silniki pracowały pełną parą.
- Trzymaj się! - warknął Dubrak Qennto, przekrzykując ryk silników.
- Znowu tu leci!
Jorj Car'das zacisnął zęby, żeby przestały szczękać, i jedną ręką chwycił się poręczy fotela, drugą
kończąc wklepywanie współrzędnych do komputera nawigacyjnego. W samą porę - „Łowca Okazji"
odpadł ostro na lewo, kiedy tuż przed kopułką mostka śmignęły dwa jaskrawozielone promienie
lasera.
- Car'das! - zawołał Qennto. - Wal, mały!
- Walę, walę - zawołał Car'das, z trudem powstrzymując pokusę zwrócenia uwagi, że przestarzałe
urządzenia nawigacyjne należały do Qennto, a nie do niego. Podobnie jak brak talentów
dyplomatycznych i zdrowego rozsądku, którym w głównej mierze zawdzięczali te tarapaty. - Nie
możemy z nimi po prostu porozmawiać?
- Znakomity pomysł - syknął Qennto.
- Nie zapomnij skomplementować uczciwości i głowy do interesów Proggi. Huttowie zawsze dają
się na to nabrać.
Ostatnim słowom zawtórowała kolejna salwa strzałów z miotacza, tym razem znacznie bliżej.
- Rak, te silniki nie wytrzymają bez końca tej szybkości - ostrzegła Maris Ferasi z fotela drugiego
pilota. Jej ciemne włosy lśniły zielonymi refleksami za każdym razem, kiedy za szybą przemykała
kolejna salwa.
- Koniec pewnie kiedyś nastąpi - burknął Qennto.
- Jeszcze tylko parę liczb. Car'das?
Na pulpicie Car'dasa zapłonęła lampka.
- Gotów - zawołał, wprowadzając liczby na stanowisku pilota.
- Ale to nie za długi skok...
Przerwał mu głośny zgrzyt, dochodzący gdzieś z tyłu, i świszczące promienie lasera ustąpiły miejsca
długim liniom gwiezdnego światła. „Łowca Okazji" wszedł w nadprzestrzeń.
Car'das odetchnął głęboko i bezdźwięcznie wypuścił powietrze z płuc.
- Tego nie było w kontrakcie - mruknął do siebie. W ciągu zaledwie sześciu standardowych miesięcy
od jego zaciągnięcia się do Qennto i Maris już po raz drugi musieli ratować się ucieczką.
A tym razem zadarli z Huttem. Qennto miał wyraźny talent do wywoływania awantur.
- W porządku, Jorj.
Car'das podniósł wzrok, mrugnięciem strząsając kropelkę potu, która jakimś cudem znalazła się na
jego powiece. Maris odwróciła się w fotelu i spojrzała na niego z troską.
- Nic mi nie jest - powiedział i skrzywił się, słysząc, jak drży mu głos.
- Jasne, że nic - zapewnił ją Qennto, również oglądając się na najmłodszego członka załogi. - Te
strzały nawet nas nie musnęły.
Car'das nabrał tchu.
- Qennto, wiesz, może nie powinienem tego mówić...
- Jak nie powinieneś, to nie mów - warknął Qennto, odwracając się znów do pulpitu.
- Hutt Progga nie jest typkiem, którego chciałbyś mieć przeciwko sobie - ciągnął z uporem Car'das. -
Chodzi mi o to, że najpierw był ten Rodianin...
- Jedno słówko na temat pokładowego savoirvivre'u, mały - wtrącił Qennto, odwracając się tylko na
tyle, by spojrzeniem jednego oka zgromić Car'dasa.
- Nie kłóć się z kapitanem. Nigdy. Chyba że chcesz, aby to był twój pierwszy i ostatni kurs z nami.
- Wystarczy, jeśli to nie będzie ostatni kurs w moim życiu - mruknął Car'das.
- Co mówiłeś?
- Nic takiego - skrzywił się.
- Nie martw się Proggą - uspokajała go Maris.
- Ma paskudny temperament, ale ochłonie.
- Przed czy po tym, jak nas dopadnie i zabierze wszystkie skóry? - odparował Car'das, niepewnie
zezując na odczyty z hipernapędu. Przeklęta niestabilność zerowania zdecydowanie pogarszała się z
każdą chwilą.
- Progga nic nam nie zrobi - łagodnie oznajmił Qennto.
- Zostawi to Drixo, kiedy będziemy jej musieli powiedzieć, że przejął jej towar. Masz już gotowy
następny skok?
- Pracuję nad tym - odparł Car'das, sprawdzając komputer.
- Ale hipernapęd...
- Uwaga - przerwał Qennto. - Wychodzimy.
Smugi światła skurczyły się na powrót w gwiezdne punkty i Car'das wprowadził komendę pełnego
skanowania otoczenia.
I aż podskoczył, kiedy salwa strzałów laserowych z sykiem przemknęła nad kopułką.
Qennto zaklął siarczyście.
- Co dojasssss...?
- Leciał za nami - odparła Maris, wyraźnie zdumiona.
- I jest w zasięgu - warknął Qennto, wprowadzając „Łowcę Okazji" w kolejną serię
przyprawiających o mdłości uników. - Car'das, zabieraj nas stąd!
- Próbuję - odkrzyknął Car'das, usiłując odczytać dane ze skaczącego mu przed oczami ekranu
komputera. Nie było szans, aby obliczył kolejny skok, zanim Qenntowi skończy się dobra passa, a
rozjuszony Hutt ich dogoni.
Ale jeśli Car'das nie może znaleźć miejsca, gdzie mogliby uciec, może chociaż zdoła znaleźć
wszystkie te miejsca, gdzie nie powinno ich być...
Niebo przed nimi pełne było gwiazd, ale pomiędzy nimi widniały spore obszary czerni. Wybrał
największy z nich i wprowadził wektor do komputera.
- Spróbujcie tu - zawołał, przekazując dane Qenntowi.
- Co to znaczy: spróbujcie? - zapytała Maris. Frachtowiec zakołysał się, kiedy kolejne strzały trafiły
go w tylne tarcze.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin